Rozdział 11

- Co jej się stało? - zapytał zdezorientowany Remus. Lily wzruszyła ramionami, chociaż chyba coś podejrzewała.

Lupin był jedynyn Huncwotem, z którym Lily się tak dobrze dogadywała. Byli razem prefektami, mieli nocne patrole. Oboje byli bardzo mądrzy, rozmawiali często o książkach, które często czytali, a reszta patrzyła na nich dziwnie. Lubili dyskutować na różne tematy, których im nigdy nie brakowało. Byli prawdziwymi przyjaciółmi. Nie czuli do siebie nie więcej. Kochali się jak przyjaciele, ale wiele osób myślało, że jest inaczej, a szczególnie Huncwoci i Huncwotki.
Oprócz tego, Alice i Dorcas unikały ostatnio Remusa jak ognia. Bały się, bo był wilkołakiem. Ann też nie była najspokojniejsza i wolała się nie widywać z Lupinem. Jedyna Lily przy nim została.

- Pójdę sprawdzić. - powiedział w końcu Lunatyk, ale Lily też wstała.

- Nie, może ja lepiej pójdę. Porozmawiam z nią. - odparła Evans i wyszła z chłopakiem z dormitorium. W Pokoju Wspólnym zostało niewiele osób, większośc się rozeszła do pokoji. Lily za wszelką cenę nie chciała natknąć się na Pottera. Gdy więc nie zobaczyła swojej przyjaciółki w PW wyszła na korytarz.

Ruszyła przed siebie nie zwracając uwagi na to, że może ją ktoś przyłapać. Po raz kolejny. Od kiedy wzorowa uczennica Lily Evans łamie zasady? Skarciła się za to w duchu i poszła na poszukiwania.

Po kilkunastu minutach doszło do tego, że wylądowała na błoniach. Dopiero tam zobaczyła swoją przyjaciółkę samą, w samej sukience siedzącą ma murku. Nie było za ciepło dlatego rudowłosa chciała jak najszybciej zaciągnąć ją do zamku. Podeszła powoli do blondynki.

- Ann, wszystko w porządku? - zapytała niepewnie Evansówna. Dziewczyna posiąknęła nosem i odwróciła się do przyjaciółki. Gdy zorientowała się, że to Lily, wróciła do wpatrywania się w niebo.

- Idź sobie. - powiedziała po chwili nieco ostrym głosem. Ruda zatrzymała się w półkroku zdziwiona. Okey, Ann może i chciała być sama, ale po co ta ostrość w głosie.

- Co się stało? - Lily mimo wszystko usiadła obok blondynki. Ona jednak odsunęła się od niej i nawet na nią nie spojrzała. Teraz Evans nie kryła zdziwienia. - Obraziłaś się na mnie? - nie słysząc odpowiedzi dodała - Za co?

- I ty się jeszcze pytasz za co? - warknęła Ann i spojrzała na Rudą z wyrzutem.

- Ann, ja na prawdę nie wiem o co ci chodzi. - odpowiedziała zgodnie z prawdą rudowłosa.

- Zawsze mówiłaś, że Remus to twój przyjaciel tak? A nie przypadkiem coś więcej? - powiedziała oschle, a Lilke zamurowało. Czy właśnie Ann osądza ją, że kocha Lupina i chce odbić go przyjaciółce? - Bardzo dobrze wiedziałaś, że podoba mi się Remus, a teraz wykorzystujesz okazję, bo się go boję i do niego podbijasz. Lata koło ciebie jak pisek, bo w końcu "bardzo cię skrzywdził" w tamtą noc w lesie. Jak leżałaś w szpitalu, ani razu nie zapytał mnie jak się czuję, w końcu nawet nie przychodził, a jak już nas spotkał, to pytał się o ciebie. Myślałam, że się przyjaźnimy.

Gdy tylko to wszystko powiedziała, wstała nawet nie patrząc na rudą i biegiem popędziła do zamku. Lily tak zamurowało, że nie była w stanie wsać i iść za nią krzycząc, że to nie pawda. Mogła tylko siedzieć z szeroko otwarta buzią.

Ann uważa, że Lily chce jej zabrać Remusa? Może i kiedyś Evans zastanawiała się czy nie umówić się z Lupinem, ale zauważyła, że nie czuje do niego żadnego popędu. Jest dla niej po prostu najlepszym przyjacielem zaraz po Dorcas. Alice i Ann bardziej trzymały się razem, ale też były dla Lily przyjaciółkami. Znały się lepiej niż kogokolwiek i tu nagle Ann myśli, że Lily chce zrobić coś takiego? To niedożeczne...

Gdy tak rozmyślała o tym co się przed chwilą stało, podszedł do niej okularnik ze swoimi rozczochranymi włosami. Lily spojrzała na niego bazyliszkowym wzrokiem.

- Nie jest ci zimno? - zapytał jak dlgdyby nigdy nic. Gdy Lily nie odpowiedziała, tylko nadal zabijała go wzrokiem, dodał - Mogę się dosiąść?

- Nie. - odpowiedziała sucho i popatrzyła się w inną stronę. James nie ukrywał, że jest zaskoczony. Usiadł więc mimo, iż dziewczyna nie kazała. Ruda jednak odsunęła się od niego. Gdy się do niej przysunął, wstała i ruszyła bez słowa do zamku. Potter po chwili wstał i pobiegł za nią.

- Co się stało? Obraziłaś się? - krzyczał, ale Lily tylko szła jeszcze szybciej. - Lily! - Rogacz próbował ją dogonić, ale ona była szybka. - No Lily zaczekaj! - wrzasnął w końcu i chwycił ją za ramię. Odwróciła się tal gwałtownie, że uderzyła go z łokcia w nos. Krzyknął z bólu.

- Jejku, przepraszam! - zmieszała się Lily. Potter trzymał się za nos, z którego ciekła krew i odchylał do tyłu. Rudowłosa zareagowała szybko. Nachyliła go do przodu i przyłożyła swoje zmarznięte ręce go jego karku.

- Co ja ci zrobiłem? - zapytał zniekształconym głosem.

- Nie zatykaj nosa! Niech ta krew spłynie. - skarciła go dziewczyna nie odpowiadając na jego pytanie.

- Odpowiesz mi w końcu? - zapytał zniecierpliwiony. Gdy Evans zauważyła, że krew się skrzepła, sprawdziła czy nie złamała mu nosa. Wszystko było jednak w porządku, więc podała mu tylko chusteczkę.

- Masz, wytrzyj się. - gdy wziął ją od niej, znowu ruszyła w stronę zamku.

- No o co ci chodzi!? - krzyknął i znowu pobiegł za nią. Tym razem to on był szybszy i zagrodził jej drogę w drzwiach wejściowych.

- Przepuść mnie, albo zrobię jeszcze raz to samo! - zagroziła nie próbując się nawet z nim siłować.

- W sensie opatrzysz mi rany? - poruszył figlarnie brwiami, a ona łypnęła na niego groźnie.

- Co z tobą jest nie tak? - zapytała nagle, a on nie za bardzo wiedział o co chodzi. Przecież jest nieziemsko przystojny nawet z krwią pod nosem. - Najpierw wyznajesz mi miłość i to tak szczerze, że aż się przestraszyłam, a potem obściskujesz się i całujesz z jakąś swoją fanką?

James stał jak wryty. Nie wiedział, że Lily słyszała jego wyznania w szpitalu. Ona machnęła ręką nie rozumiąc głupoty Huncwota i przeszła pod jego ręką do szkoły.

- Poczekaj! - krzyknął po chwili gdy już się otrząsnął. Lily nie zatrzymała się tylko szła przed siebie. Nagle zza zakrętu usłyszeli donośny głos.

- Potter! Evans! Do mnie!

****************************

Prosze xD taki ciężki i długo wyczekiwany rozdział!!!


















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top