Rozdział 12
- Potter, Evans! Do mnie! - usłyszeli donośny, zdenwrwowany głos rozbrzmiewający w korytarzu.
- Zabiję cię kiedyś Potter. - powiedziała cicho Lily zatrzymując się razem z Huncwotem. Zza zakrętu wyszła McGonagall. W tym momencie James nie wiedział kto jest bardziej wkurzony, nauczycielka czy Gryfonka.
- Czy może mi ktoś wytłumaczyć co robicie tutaj w środku nocy? - starała się opanować głos, ale nie było to łatwe.
- Bo ja... Bo my... - zaczęła Lily, ale nic sensownego nie przychodziło jej na myśl.
- Bo ja chciałem wymknąć się do Zakazanego Lasu, a Lily przyszła za mną, żeby mnie powstrzymać. - powiedział szybko James i napotkał zdziwione spojrzenie Evansówny.
- Czy to prawda? - McGonagall zwróciła się do rudowłosej. Ona zmarszczyła czoła i już chciała potwierdzić słowa Gryfona, kiedy jej własna duma podpowiadała jej, że nie może kłamać. Jest panią prefekt i nie będzie ratować swojego tyłka kosztem innych, nawet takiego Pottera.
- Nie - zaprzeczyła. - Ja przyszłam na błonia, a Potter przyszedł za mną.
- W takim razie bardzo mi przykro, ale oboje dostajecie szlaban i odejmuję od każdego z was po 15 punktów. To karygodne! I to jeszcze ty panno Evans? Ostatni rok i się wszystkim w głowach przewraca. A teraz marsz do dormitoriów. - nauczycielka poczekała aż uczniowie znikną za zakrętem i sama poszła do siebie.
- Dlaczego nie potwierdziłaś moich słów? - zapytał się Rogacz Rudej gdy byli już blisko PW Gryfonów. Ona tylko prychnęła.
- Wybawiciel się znalazł. Nie potrzebuję, by ktoś brał za mnie odpowiedzialność. - odparła, podała hasło Grubej Damie i weszła do PW gdzie było już po imprezie. Udała się od razu do dormitorium i ignorując wściekłe spojrzenie Ann i opowieści podekscytowanej Dorcas, poszła spać.
***
Następnego ranka obudzila się bardzo wcześnie z bólem głowy. Dziewczyny jeszcze spały, a Lily nie miała serca ich budzić, bo do zajęć miały jeszcze całe trzy godziny. Westchnęła. Wiedziała, że już nie uśnie, więc ubrała się po czym wypiła eliksir przeciwbólowy. Ochyda.
Postanowiła, że zejdzie do PW i poczyta książkę. Zeszła cicho po schodach i rozejrzała się czy nikogo tam nie ma. Jedyne co zastała to wielki bałagan. Uprzątnęła kanapę obok kominka i zaczytała się. Po jakiejś pół godzinie przerwały jej krzyki dochodzące z korytarza.
Odłożyła książkę i wyjrzała na korytarz. Zobaczyła tam Regulusa, który zakrywał sobie twarz dłonią.
- Mogę wejść? - zapytał niewyraźnie, a Lily dopiero po chwili otrząsnęła się i wpuściła go do PW Gryffindoru. Spojrzała na niego nieufnie. Ostatnio gdy rozmawiali odbyli kłótnię, a teraz przychodzi jak gdyby nigdy nic do Gryfonów. W dodatku Ślizgon.
- Co chcesz? - zapytała i nie spuszczała z niego wzroku gdy siadał na jedynej czystej kanapie i wolną ręką wziął do ręki jej książkę.
- Mugolska? - prychnął po czym rzucił ją na drugi koniec kanapy. Evans czuła, że bawi się jej cierpliwością. Na chwilę oderwał rękę od twarzy, a Lilce ukazał się widok zakrwawionego nosa i dłoni Blacka.
- Kto ci to zrobił? - Gryfonka przejęła się i podeszła do niego wyciągając z kieszeni chusteczkę.
- Malfoy - syknął z bólu gdy ta ścierała krew z jego twarzy.
- Za co? - Lily na prawdę się przeraziła. Wiedziała, że Ślizgoni są okrutni i bezduszni, ale nie wiedziała, że atakują swoich. Zrobiło jej się szkoda młodszego Blacka.
- Nie ważne - odparł i odsunął się od dziewczyny gdy ta wyciągnęła kolejną, czystą chusteczkę.
- To po co tu przyszedłeś jak nie chcesz rozmawiać? W dodatku do Gryfonów. - zirytowała się Lily i wyciągnęła różdżkę. - Nie ruszaj się, wyleczę ci nos.
- Naprawiałaś kiedyś nosy? - skrzywił się na widok magicznego patyka dziewczyny.
- Nie - odparła szczerze.
- To czekaj, wolę iść do Pomfrey... - zaczął Regulus ale nie dane mu było skończyć. Lily wykonała zręczny ruch różdżką, kość w nosie chrupnęła, a chrząstka wróciła na swoje miejsce. - Ała! Ostrożniej!
- Nie ma za co - powiedziała Ruda i do końca wyczyściła nos i twarz Ślizgona. - Powiesz mi w końcu po co przyszedłeś o piątej rano do naszego PW?
- Uznałem, że tu mnie nie znajdą. - wzruszył ramionami i kopnął pustą butelkę po Ognistej Wiskey leżące na ziemi. - Nieźle się tu wczoraj bawiliście.
- Kto się bawił ten się bawił. - mruknęła dziewczyna. - Skąd wiedziałeś, że będzie tu ktoś? I że cię w ogóle wpuści?
- Nie wiedziałem. Uznałem, że zawsze można spróbować. - Black ponownie wziął książkę Lily. - O czym to jest?
- Dlaczego nagle zacząłeś zachowywać się normalnie? - Evansówna zbyła jego pytanie i zadała własne. Ostatnio rzucali w siebie wyzwiskami, a dzisiaj siedzą na przeciwko siebie i rozmawiają jakby byli dobrymi kumplami. - Wczoraj jak chciałam ci pomóc groziłeś mi, że pożałuję.
- Więc czemu teraz mi pomagasz? - prychnął i zaczął czytać opis z tyłu okładki. Lily nic nie odpowiedziała. No właśnie. Czemu mu pomaga? Może dlatego, że zrobiło jej się szkoda młodszego Blacka. Chce być taki niezależny jak brat ale boi się i nie potrafi. Jest takim zagubionym zwierzęciem w środku niebezpiecznego lasu. A Syriusz nie nawidzi go, bo nadal myśli, że jest jak jego rodzice.
Rozmyślenia Gryfonki przerwały czyjeś kroki na schodach. Pojawił się w nich właśnie Syriusz. O tak wczesnej porzepo długiej imprezie? Niewiarygodne! Z początku nie zauważył Regulgsa siedzącego tyłem do Łapy na czerwonej kanapie.
- Lilka? Czemu nie śpisz? - zapytał zaspanym głosem i zaczął iść w jej stronę.
- Mogę cię zapytac o to samo. - zdziwiła się Gryfonka i zastanawiała się jak Syriusz zareaguje na widok młodszego brata.
- Nie mogłem spaać. James za głośno chrapie! A poza tym, słyszałem głosy. Z kim rozmawiałaś? - w końcu Black znalazł się przy sofie i zauważył Regulusa. Najpierw patrzyl na niego jak na niezwykły okaz w Zoo, po czym naskoczył na Lilkę. - Oszalałaś!? Wpuszczać tego idiote do naszego PW!?
- Syriuszu spokojnie. - Evansówna wstała z kanapy i chciała uspokoić przyjaciela.
- To Ślizgon - rzucił z odrazą Black i piorunował brata wzrokiem.
- Nie rozumiesz, że on przed tobą udaje? Wysłali go na przeszpiegi, aby zobaczyć co knujmy przeciwko nim i ich "Czarnemu Panu" czy jak go tam nazywają. Ślizgonom się nie ufa. - tłumaczył Łapa, ale Lily nie potrafiła mu uwierzyć.
- I sam sobie złamałby nos? - prychnęła, a Regulus przyglądał się wszystkiemu.
- Lily, nie wszyscy są dobrzy. Pamiętasz Snape'a? Też go broniłaś przed nami, byłaś święcie przekonana, że on cię szanuje, a tym czasem potraktował cię tak jak potraktował. Z nim będzie podobnie. Nie wolno ufać Ślizgonom. Rozumiesz? - Syriusz wiedział, ze trafił w czuły punkt dziewczyny. Przygryzł wargę. Wiedział jak Gryfonka znosi temat sprzed niecałych dwóch lat. Wiedział, że zaraz na wspomnienie tego dziewczyna się rozpłacze. - Przepraszam, Lily...
- Zostaw mnie. - odsunęła się gdy on chciał ją przytulić. W jej zielonych oczach pojawiły się łzy. - Wiesz, że z Severusem bylismy przyjaciółmi. To coś kompletnie innego, więc nie rozumiem jak mogłeś porównywać do siebie te dwie sytuacje?
- Lily, ja tylko chcę ci uświadomić, że Ślizgoni nie są warci ani naszego zaufania, ani czasu. A mój brat należy do bandy Śmierciożerców! Chcesz się z nimi zadawać? - Syriusz mówił już łagodniejszym tonem i położył Rudej dłon na ramieniu. - Udowodnię ci, że on nie jest warty zahfania.
- Szybciej ja ci udowodnię, że tak nie jest. - prychnął Regulus i siedział sobie nadal wygodnie na kanapie.
- Co ty tu w ogóle jeszcze robisz? Wypad! - starszy Black szarpnął go i wypędził z PW Gryffindoru. Gdy wrócił do Lily, jej już nie było. Poszła do dormitorium. Syriusz westchnął i opadł na kanapę chowając twarz w dłoniach.
***
Na dwóch pierwszych lekcjach było wyjątkowk cicho i spokojnie. O dziwo Huncwogi nie zrobili żadnego kawału, a Syriusz raz wściekły, raz przygaszony rzucał mordercze spojrzenia w stronę Ślizgonów. Tylko Lily i Huncwoci wiedzieli co się wydarzylo rano w Pokoju Wspólnym. O dziwo nikogo nie obudzili, co bardzo dziwiło Lily. Po OPCM do Evansówny i Pottera podbiegł trzecioklasista z Ravenclawu. Podał im karteczki. Lily przeczytała swoją.
Dzisiaj o 18.00 odbędziesz swój szlaban. Spotkanie na błoniach przed wejścjem.
McGonagall
Lily westchnęła. No tak, za wczorajszą akcję w nocy musi jeszcze odbębnić szlaban u opiekunki Gryffindoru. James zajrzał jej przez ramię gdy patrzyła pustym wzrokiem na kartkę.
- O! Mamy razem szlaban! Dostałem taką samą kartkę. - powiedział zadowolony i wyszczerzył zęby. Dzieczyna jęknęła. Gorzej nie mogła trafić. Schowała wiadomość do torby i ruszyla n zielarstwo. Jeszcze trzy lekcje i szlaban. Ciekawe co wymyśliła im McGonagall...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top