Rodział 10

Impreza trwała w najlepsze. Z początku Lily siedziała na kanapie i nie chciała przyłączyć się, ale Syriusz w końcu wyciągnął ją na parkiet i kręcił nią jak szalony.

- Syriuszu, mogę już iść? - powiedziała po jakiś trzech piosenkach rudowłosa. - Zmęczyłam się.

- Okey moja pani. Odprowadzę cię, żebyś mi tu nie fiknęła. - oprarł z nonszalanckim uśmiechem Gryfon po czym oboje się zaśmiali i ruszyli do kanapy.

Gdy byli w połowie drogi, zakapturzona postać zagrodziła im drogę.

- Syriuszu! Dlaczego nie było cię na pogrzebie ojca? - zapytał z wyrzutem ten ów człowiek.

- Zamknij się Regulus. Wypad stąd! - syknął Black rozglądając się czy nikt nie przygląda się ich wymianie zdań.

- Nic nie mówiłeś o śmierci twojego ojca. - zauważyła Lily i popatrzyła na Syriusza.

- Oh, bo to nic nie warty człowiek. Idź stąd i się zamknij. Nie odzywaj się do mnie. - wściekł się Syriusz i wypędził brata z Pokoju Wspólnego Gryfonów.

- Musmimy porozmawiać! - krzyknął jeszcze Regulus, ale zagłuszyła go muzyka. Syriusz zamknął za nim portret Grubej Damy i nawrzeszczał na Petera, dlaczego go wpuścił.

- Idziemy Lilka? - zapytał po chwili i podał jej ramię. Ruda patrzyla ciągle na drzwi.

- Ja... Dam radę sama. Muszę poszukać Dorcas. - powiedziała dziewczyna. Black wzruszył ramionami i odszedł. Lily odprowadziła go wzrokiem i gdy tylko odszedł wystarczając daleko, wyszła na korytarz.

Jak to zawsze pod wieczór, na korytarzu było ciemno. Było po ciszy nocnej więc wszystkie pochodnie już zgasły, tylko światło księżyca sączyło się przez ogromne okno.

- Hej! Zaczekaj! - krzyknęła Lily gdy spostrzegła brata Syriusza skręcającego w prawo na schody. Pobiegła za nim po drodze zaświecając różdżkę. Ślizgon jednak nie miał zamiaru się zatrzymać i zbiegł po schodach, a Lily za nim. - Poczekaj, słyszysz!

Nic to jednak nie dało, a Lily już się zmęczyła biegiem (w końcu nie była jeszcze do końca na siłach). Ślizgon nawet się nie obejrzał tylko doszedł do drzwi.

- Colloportus! - wypowiedziała zaklęcie Lily i drzwi zatrzasnęły się z hukiem zamykając na klucz, którego nie było. Teraz Black już musiał się odwrócić i spojrzeć na Gryfonkę. - Jak krzyczę do ciebie z połowy korytarza i biegnę za tobą, to może wypadało by się zatrzymać?

- Czego chcesz? - warknął zirytowany Ślizgon i popatrzył z pogardą na Gryfonkę. - Nie lubuję się w Gryfonach, a tym bardziej szlamach.

Lily prychnęła. Już dawno takie sformułowania nie robiły na niej większego wrażenia. Co trochę jakiś Ślizgon nazywał ją szlamą, bo pochodziła z mugolskiej rodziny.

- To prawda, że wasz ojciec umarł? - zapytała rudowłosa krzyżując ręce na piersi.

- A co cię to obchodzi? - zapytał już na dobre zirytowany Regulus.

- Bo Syriusz to mój przyjaciel. - odparła sucho Evans i nic nie wyrażającą twarzą popatrzyła prosto w oczy młodszego Ślizgona.

- Syriusz - prychnął Black. - Zdrajca. Zhańbił nasze nazwisko.

- Bo miał odwagę by się przeciwstawić, a nie udawać przed resztą, że lubi być "pogromcą" szlam. Zrobił to co uważał za słuszne. Robi to co kocha, z tymi których kocha. Postąpił słusznie. - powiedziała Lily i dopiero potem sobie uświadomiła, że chwali zachowanie starszego Blacka. Skarciła się za to w duchu.

- I został wydziedziczony! - Regulus wyrzucił ręce w górę.

- I co z tego? Myślisz, że go to obchodzi? Jest silniejszy niż myślisz. - Evans pokręciła głową z niedowierzaniem, że ktoś może być aż tak głupi. Ale to w końcu Ślizgon.

- Nie obchodzi mnie mój brat. - powiedział Black celując różdżką w rudowłosą. Jego głos jednak zadrżał  - Zależy mi na honorze rodziny i na czystości krwi. To jest najważniejsze, a nie jakieś swoje widzimisie.

- Czyżby? - prychnęła Lily również trzymając różdżkę w pogotowiu. - Myślisz, że nie zauważyłam? Że się nie domyśliłam?

- Co niby zauważyłaś? - zapytał groźnym, ale zaciekawionym głosem Black. Teraz dwójka uczniów zaczęła krążyć z wyciągniętymi różdżkami niczym lwy szykujące się do walki. Lily nie chciała z nim walczyć, ale wolała być gotowa, gdyby zaatakował.

- Że ty tak na prawdę zazdrościsz Syriuszowi. - wypaliła Ruda, a Regulis na chwilę zrobił dziwną minę, której nie da się zinterpretować. Po chwili jednak ten wyraz twarzy zniknął i łypał groźnie na Lily - Chciałbyś się przeciwstawić rodzinie, ale nie potrafisz. Dlaczego? Bo jesteś zwykłym tchórzem.

Regulus powoli opuścił różdżkę i mierzył Gryfonkę groźnym wzrokiem. "Jesteś tchórzem". Już gdzieś to słyszał. No tak, Syriusz ciągle mówił, że jest tchórzem. Ale to jego brat, nie obchodziło go to. Kiedy jednak usłyszał to z ust kogoś innego, kogoś tak szczerego, dotknęło go to.

- Nic nie rozumiesz. Nie wiesz jak to jest być Blackiem. - powiedział Regulus jaby z wyrzutem.

- To prawda nie wiem jak to jest być czarodziejem czystej krwi i mieć rodziców czarodziejów, ale wiem wystarczająco by poskładać fakty. - odparła nadzwyczaj spokojnie Lily i również opuścila różdżkę, wyczekując na odpowiedź Regulusa.

Ślizgon jednak nic nie powiedział. Otworzył zaklęciem drzwi, które wcześniej zamknęła Gryfonka i miał już zamiar wyjść, kiedy jeszcze raz spojrzał na dziewczynę.

- Nie mieszaj się w nie swoje sprawy. - i wyszedł. Już miał zamknąć drzwi, kiedy wetknął jeszcze swoją głowę na chwilę. - I nikt ma się nie dowiedzieć o tej rozmowie. Bo pożałujesz szlamo.

I poszedł zatrzaskując drzwi. Lily stała jeszcze przez chwilę wpatrując się w drzwi za którymi zniknął Ślizgon i pospiesznie wróciła do Pokoju Wspólnego. To i tak był cud, że żaden nauczyciel ich nie nakrył, przecież nie byli najciszej.

Gdy weszła przez portret Grubej Damy, pierwsze co to usłyszała głośną muzykę i jeszcze głośniejsze krzyki zachwytu i... zazdrości?

Kiedy już weszła do pokoju zauważyła tłum ludzi zebranych na środku parkietu. Na coś się patrzyli, ale Lily była zbyt niska aby zobaczyć co. Na pewno były to wygłupy Huncwotów, ale wbrew pozorów zaciekawiło ją to i zaczęła przeciskać się między uczniami by zobaczyć co tym razem wymyślili.

Odwróciła się do tyłu, bo ktoś krzyknął, że ma się nie pchać. Chciała coś odkrzyknąć, kiedy nagle na kogoś wpadła.

- O, Lilka! Uwaga. - powiedział Lunatyk, na którego wpadła i pomógł jej utrzynać równowagę.

- Przepraszam. - jęknęła rozmasowując sobie głowę. - Na co wszyscy patrzą?

- Eh, w sumie nic ciekawego. To co zwykle. - wzruszył ramionami Lupin i odsunął się, by Ruda mogła zobaczyć. To co zobaczyła, kompletnie ją zatkało.

James stojący na środku parkietu otoczony tłumem, ściskający się z jakąś dziewczyną o długich czarnych włosach. Nagle Huncwot ją namiętnie pocałkował i tak trwali w długim pocałunku, a wszyscy im klaskali. Lily skrzywiła się i przypomniała sobie noc w szpitalu z ostatniego tygodnia.

Zmieszana wycofała się szybko z tłumu, a Remus, który zauważył, że coś się stało, poszedł za nią. Ruda ruszyła biegiem do dormitorium. W sumie dlaczego ją to tak zabolało? Przecież to palant i idiota. Idiota, który wyznał szczerze, że mu na niej zależy. A teraz co? Teraz obściskuje się i liże z jakąś dziewczyną jak gdyby nigdy nic!

Gdy wbiegała na schody, Lupin złapał ją za rękę.

- Co się stało? - zapytał z troską w głosie. Evans odwróciła się do niego. Miała lekko zaszklone oczy.

Wiedziała, że Remus będzie i tak dociekał o co chodzi, więc postanowiła, że powie mu teraz. Trzymając go za rękę (bo tylko tak mogła go wprowadzić po schodach do damskiego dormitorium) zaprowadziła do ich pokoju. Usiadła na swoim łóżku, a Lupin na przeciwko niej.

- Teraz mi powiesz o co chodzi? - zapytał niepewnie. Lily opowiedziała mu o nocy w Skrzydle Szpitalnyn zprzed tygodnia, a mianowicie o zachowaniu James'a wtedy.

- I powiedz mi, czy to było szczere, skoro robi teraz to co robi? - zapytała. Przyłapała się na tym, ze drży jej głos.

- Nie przejmuj się. Raczej mówił to szczerze, ale nie wiem dlaczego teraz odwala coś takiego. - powiedział spokojnym, ale współczującym głosem Remus i przytulił przyjaciółkę.

Była mu wdzięczna, że nie zadaje niepotrzebnych pytań i nie zasypuje jej wypowiedziami takimi jak "Lily i James!", jakby to robiły jej przyjaciółki. Wiedziała, że zawsze jej pomoże. Był bardzo dobryn przyjacielem i jego wilkołactwo nie miało tu nic do rzeczy. Nic ją to nie obchodziło, że raz na miesiąc zamieniał się w bestię. Dla niej nic się nie zmieniło. Zawsze będzie sobą i już.

- Dziękuję - szepnęła.

- Za co? - zapytał zaskoczony, ale nie puścił jej.

- Za to, że jesteś. - uśmiechnęła się.

I gdy tak trwali w przyjacielskim uścisku, drzwi do dormitorium się otwarły.  Weszły do niego roześmiana Alice i Ann. Remus i Lily puścili się i spojrzeli na dziewczyny. Gdy one jednak zobaczyły Gryfonów, mina Ann momentalnie się zmieniła i wybiegła z pokoju, a za nią zdezorientowana Alice.

**********************

No i taka sytuacja.
Komentujcie i gwiazdkujcie!!! ;P

TheQueenOfMagic 😘😘









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top