Wygrany mecz,puchar i pierwsze miejsce w tabeli domów.

(5/10)

#Teo#

Piątek dwudziestego trzeciego czerwca nakrył uczniów siódmych klas wielkim smutkiem i dziwnym podekscytowaniem. W sumie nie tylko ich. Połowa szkoły chodziła po korytarzach zamku ze smutnymi uśmiechami na ustach. Jednak byli wśród nich tacy którzy starali się utrzymać radosne uśmiechy. Huncwoci już od samego rana biegali po całym zamku płatając figle na prawo i lewo. Nauczyciele omijali ich szerokim łukiem chcąc dać im nagromadzić wesołych chwil w szkole którą mieli opuścić. Uśmiechnęłam się rozbawiona gdy po raz kolejny oberwałam balonikiem pełnym magicznego brokatu. Moje włosy połyskiwały już całą gamą kolorów ale młodszym klasą jakoś to nie przeszkadzało. 

- Niedługo będziesz wyglądać jak choinka. - stwierdziła rozbawiona zielonooka przypatrując się mojej nowej fryzurze. 

- A już nie wyglądam? - zapytałam ironicznie i otrzepałam włosy choć z części święcącego pyłku. 

- Dużo ci do niej nie brakuje. - skomentowała ze śmiechem Melody za co spiorunowałam ją spojrzeniem. 

- Zabawne. Skąd w ogóle Huncwoci wytrzasnęli tyle tego proszku? Całą szkoła nim szasta na lewo i prawo a jego nie ubywa. - prychnęłam rozdrażniona widząc czających się młodziaków z brokatem w garści. Warknęłam pod nosem przekleństwo i rzuciłam na siebie zaklęcie odbijające.

- Teraz ja się pośmieję. - wycedziłam złośliwie i uśmiechnęłam się wesoło widząc jak rzucony we mnie proszek odbił się od wyczarowanej tarczy trafiając w strzelców. 

- Już się nie dam. - zawiadomiłam wesoło patrząc na rozbawionych swoim wyglądem trzecioklasistów. 

- Wyglądasz jak gwiazda, Teo. Ślicznie się błyszczysz. - zawołała Mia, drugoroczna krukonka.

- Dziękuję choć tego nie planowałam. - odparłam z uśmiechem i przybiłam piątkę z Louisem, czwartorocznym puchonem.  

- Uważaj na korytarz w zachodnim skrzydle. Piąta klasa Slytherinu czai się tam i atakuje brokatem z zaskoczenia. - ostrzegła Francesca, ślizgonka szóstego roku. 

- Dziękuję za informację, Francesca. Będę omijać ten korytarz szerokim łukiem. - mruknęłam poważnie i roześmiałam się razem z Lili i Melody. 

- Będzie mi brakować tych dzieciaków. - westchnęła smutno Lili machając do radosnych pierwszoklasistów. 

- Mi też. Będzie mi brakować całego zamku. - dodała od siebie Melody na co z lekkim uśmiechem położyłam im ramiona na barkach.

- Przestańcie mówić za czym będziecie tęsknić bo się popłaczę. - powiadomiłam zgryźliwie ale szczerze.

- Nie ty jedna. - wyszeptała rudowłosa patrząc na mnie zaszklonymi oczyma.

- Przyłączam się. - jęknęła płaczliwie Melody na co westchnęłam i przytuliłam obie przyjaciółki. 

- Ale z nas sentymentalne baby. - prychnęłam czując jak po policzku leci mi łezka. 

- Spędziłyśmy tu same radosne chwile. - powiedziała Mel ocierając policzki.

- Znalazłyśmy swoje połówki. - zachichotała zielonooka pociągając nosem.

- I zostałyśmy zaobrączkowane. - dodałam od siebie z rozbrajającym uśmiechem chcąc jakoś pocieszyć dwie dziewczyny co mi się udało.  We trójkę zaśmiałyśmy się rozbawione i spojrzałyśmy przez wielkie okno zegarowe na dziedziniec i rozpościerające się dalej błonia.

- Będzie mi brakować hasania po lesie. Mam nadzieję że centaury poradzą sobie gdy wyjadę. - wyznałam opierając się o barierkę i z utęsknieniem patrząc na zielone pola otoczone ciemnym lasem. Nikt nie musiał nic mówić. To było pewne że będziemy tęsknić za Zakazanym Lasem . Był nam drugim domem. We trójkę spoglądałyśmy na ciemną gęstwinę z lekkimi uśmiechami, wspominając nasze nocne eskapady i inne równie radosne chwile.

- Znaleźliście już z Remusem swoje gniazdko? - zapytała po chwili ciszy rudowłosa patrząc na Mel z zaciekawieniem. 

- Nawet nie musieliśmy szukać. Zamieszkamy w domku jednorodzinnym który Remus odziedziczył w spadku po dziadkach. - odpowiedziała srebrnowłosa z wielkim uśmiechem. 

- To miło ze strony dyrektora że pozwolił nam pojechać na dwa dni do domów. Bynajmniej nie musiałyśmy informować rodziców listownie że się zaręczyłyśmy. - powiedziałam opierając się bokiem o barierkę. 

- Owszem.  Mama domagała się aby opowiedzieć jej całe zaręczyny a tata tylko jak usłyszał że James poprosił mnie o rękę to nie spuszczał z niego zabójczego wzroku. Przez cały dzień nie mógł wyjść z szoku ale pod koniec naszej wizyty zabrał Jamesa do ogrodu. Próbowałam się dowiedzieć o czym rozmawiali ale oboje milczą jak zaklęci. - opowiedziała rudowłosa chichocząc pod nosem. 

- Moi rodzice kiedy usłyszeli o zaręczynach nie chcieli wypuścić nas z domu dopóki nie opowiedzieliśmy co zamierzamy. Bardzo bawiła mnie ta rozmowa. Remi przez pierwsze pół godziny nie wiedział jak ma rozmawiać z moimi rodzicami ale mu się udało! Lepiej nam poszło z rodzicami Lunatyka. Prawdę mówiąc myślę że poinformował  rodziców wcześniej. - wyznała Mel uśmiechając się wesoło. 

- To samo wrażenie sprawiali rodzice Jamesa. Po prostu nam pogratulowali i zaprosili na obiad. Miło było kiedy rozmawialiśmy o zakupie domu. Rodzice Jamesa zaproponowali że dopóki nie kupimy swojego lokum to możemy mieszkać w ich domu a oni przeprowadzą się na mniejszą działkę. - dodała zielonooka siadając po turecku na podłodze, opierając się plecami o barierki.

- Tata na początku był zdziwiony widząc mnie i Syriusza w posiadłości. Od razu zaprosił nas do salonu i poprosił braci o zrobienie czegoś do jedzenia. Zaczął nas przepytywać dlaczego jesteśmy w domu zamiast w szkole. A Syriusz prosto z mostu powiedział że mi się oświadczył. Mówię wam nigdy nie widziałam jak mój tata traci głos! Siedział w fotelu trzymając w dłoni szklankę ze szkocką i patrzył się na nas jak na różowego hipogryfa. Oprzytomniał dopiero w momencie gdy trzasłam Syriusza w potylicę i nie mówiąc słowa opróżnił całą szklankę. Powiedział że spodziewał się tego prędzej czy później ale stwierdził że nie myślał dosłownie o tym prędzej. Potem po prostu siedzieliśmy do kolacji w salonie i rozmawialiśmy o tym że ja z Syriuszem przejmiemy lewe skrzydło posiadłości. - opowiedziałam by na koniec roześmiać się głośno na wspomnienie sytuacji która działa się później.

- Z czego się śmiejesz? - zapytała zdziwiona Melody. 

- Następnego dnia wstałam o świcie chcąc spędzić więcej czasu z tatą ale mi się to nie udało. - zachichotałam rozbawiona. 

- Co się stało? - zaciekawiony ton rudowłosej spowodował u mnie kolejny chichot.

- Weszłam do salonu chcąc iść na skróty do pokoju taty. Daleko nie musiałam iść. On i Syriusz leżeli rozwaleni na sofach z kacem na karku. Obok nich walały się butelki po winie, szkockiej i whisky.  Kiedy się obudzili i zobaczyli że się im przypatruję to od razu zaczęli się tłumaczyć że ''Syriusz musiał napić się z teściem. Nie wypadało odmówić!'' - opowiedziałam cały czas chichocząc na wspomnienie tej chwili. 

- No to było wesoło. - zaśmiała się rudowłosa a my razem z nią gdy nagle pisnęłyśmy bo dzwonnica szkoły zaczęła bardzo głośno dzwonić.

- To już piętnasta? - zapytała zszokowana Melody na co ja spojrzałam na dziewczyny przerażona.

- Wy wiecie ze mecz już się skończył. Tak się zagadałyśmy że nie zwróciłyśmy uwagi na czas!  - wyszeptałam patrząc niepewnie na dziedziniec skąd dobiegały radosne okrzyki uczniów. 

- Ten jeden raz nam wybaczą. - stwierdziła pozytywnie Lili wstając na nogi. Chcąc nie chcą podążyłam za nią razem z Melody.

- Że też Dumbledore przełożył decydujący mecz na zakończenie roku. Nie mógł przełożyć go na wczoraj? - prychnęłam pod nosem niezadowolona.

- Dyrektor chciał aby siódme klasy ostatni raz zagrały mecz w Hogwarcie. Specjalnie przełożył to na dzisiaj żeby uczniowie wracając do domu nie myśleli o tym że skończyli szkołę. - wytłumaczyła spokojnie Mel a ja niechętnie zgodziłam się z jej wypowiedzią.

- Ciekawa jestem jakim cudem James zaplanował z chłopakami dowcip i był obecny na meczu. - mruknęła nagle ni z owego Lilka. 

- Zapewne planowali wczoraj a dzisiaj dokończą w wielkim stylu. - zachichotałam rozbawiona i skinąwszy głową w stronę Grubej Damy przeszłam przez obraz do pokoju wspólnego. Od razu uderzył w nas wrzask i wiwat zgromadzonych w salonie dzieciaków. 

- Wygląda na to że wygraliśmy. - mruknęła Melody szukając kogoś w tłumie.

- To prawda. Spójrz co James trzyma w powietrzu. - powiedziałam wskazując głową na rozradowanego okularnika który trzymał w rękach dość masywny, złoty puchar. Uśmiechnęłam się lekko widząc radosne ogniki w oczach przyjaciela gdy nagle ktoś mnie podniósł i usadził na swoich barkach. Zmarszczyłam brwi widząc czyjaś czarną jak smoła kopułę włosów. 

- Wiesz że umiem chodzić? - zapytałam i chwyciłam kudłacza pod brodę gdy ten niebezpiecznie przechylił się do tyłu. 

- Wiem ale chciałem abyś miała lepszy widok na rozradowanego Łosia. - odparł Syriusz patrząc się na mnie stalowoszarymi oczyma. Zaśmiałam się krótko i pochyliłam głowę aby delikatnie musnąć nos ukochanego. 

- Dlaczego nie było cię na meczu? - zapytał po chwili Łapa gdy usiadł na jednej z kanap sadząc mnie sobie na kolanach. Westchnęłam pod nosem i oparłam się o pierś chłopaka dając mu więcej swobody do bawienia się moimi włosami. 

- Razem z Mel i Lilką zasiedziałyśmy się na wieży zegarowej. Rozmawiałyśmy o naszych odwiedzinach u rodziców. Straciłyśmy poczucie czasu. - wyjaśniłam i westchnęłam zadowolona czując jak Syriusz delikatnie masuje moje spięte barki. 

- Wy i wasze ploteczki. Mogłaś mnie zaprosić. Nie nudziłbym się siedząc bezczynnie na trybunach. - wyszeptał rozbawiony na co cicho się zaśmiałam. 

- Wątpię aby podobało ci się rozmawianie o fryzurach, lakierach i ciuchach. - zachichotałam i pocałowałam przerażonego chłopaka w policzek. 

- Może zaczniemy się szykować do uczty pożegnalnej. Po obiedzie jest zakończenie roku. - zaproponował Remus podchodząc do naszej dwójki razem z Mel i Jamesem przytulonym do Lili. 

- Tak czy inaczej musimy to zrobić. Obiad zaczyna się o piętnastej a jest czternasta. - zawiadomiła poważnie rudowłosa przez co połowa salonu wyparowała, biegiem rzucając się do swoich pokoi. 

- Zwiali szybciej niż na wieść o rozwścieczonej McGonagall. - zagwizdał z podziwem James rozbawiając nas tym. 

- Miło było ale pora przywdziać czarne szaty, kochani. Widzimy się za czterdzieści pięć minut przed wejściem do Wielkiej Sali. - powiedziałam poważnie i wszyscy rozbiegliśmy się do swoich pokoi. Razem z Lilką wpadłyśmy do dormitorium gdzie czatowały już Dorcas z Molly. Posłałyśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia i każda poleciała w wyznaczone miejsce. Molly zaczęła prasować swoja czarną szatę a w tym czasie Dorcas poszła wziąć szybki prysznic w towarzystwie Lili która dopadła do łazienkowego lustra by się uczesać i ewentualnie umalować. Ja natomiast czyściłam swoją czarną tiarę i przypinkę z godłem Gryffindoru.  Po dziesięciu minutach zamieniłam się miejscem z Dorcas a sama zajęłam miejsce Molly. Z takim układem wyrobiłyśmy się ze wszystkim w czterdzieści minut z czego dwie minuty zajęły nam przebranie się a pozostałe trzy na dotarcie pod wrota wielkiej sali gdzie czekali na nas pozostali.  

- Mam nadzieję że nic mnie nie wysadzi. - powiedziałam na wstępie obserwując dziwnie zadowolonych Huncwotów. 

- Nie braliśmy pod uwagę wybuchów, Teo. Możesz jeść spokojnie. - powiadomił James szczerząc swoje kiełki.

- No ja myślę. - prychnęłam rozbawiona i dłużej nie czekając weszłam ramie w ramię z przyjaciółmi do sali. Każde z nas zasiadło przy swoim stole i zajęło się jedzeniem w obawie że niezapomniany żart Huncy pozbawi nas obiadu. Niepokojący był sam fakt że czas leciał a chłopcy jak siedzieli tak siedzą. Zagadka rozwiązała się razem z powstaniem Dumbledora. Kiedy dyrektor stanął przed mównicą znikąd zaczęły spadać cukierki i inne słodkości. Przyglądałam się podejrzliwe jednemu z batoników które bezceremonialnie spadły mi na głowę. Jednak to nie był koniec. Nad nauczycielami pojawiła się dosyć śmieszna chmurka gdyż kształtem przypominała zdeformowanego smoka o iście mocnym,  różowym odcieniu. Zaśmiałam się głośno obserwując jak różowy smok lata nad głowami uczniów co jakiś czas bekając watą cukrową czy też niby przypadkiem oblewając innych czekoladą. Całą sala rozbrzmiewała radosnymi śmiechami co i udzieliło się nauczycielom. Po dosłownie dziesięciu minutach smok majestatycznie uniósł się po środku sali, rozpościerając swoje skrzydła po czym z iście złowrogim wrzaskiem rozleciał się w chmarę kolorowych motyli. Każde z nas klaskało zadowolone z takiego przedstawienia a sami Huncwoci z gracją podnieśli się ze swoich miejsc kłaniając głęboko z uśmiechami zadowolenia na ustach. 

- Tym jakże słodkim akcentem pragnę podziękować Huncwotom za oczarowanie nas swoimi psikusami i rozweselenie naszych  buzi gdyż niektórzy z nas kończą swoja przygodę w Hogwarcie. Jestem z was niezmiernie dumny, siódmy roczniku. Przetrwaliście w szkole wiele lat kształcąc swoje zdolności i zdobywając nowe przyjaźnie. Jedni z was odejdą stąd z pięknymi wspomnieniami, inni z miłością a pozostali z wybranym celem na życie. A teraz jeśli pozwolicie z radością stwierdzam iż gabinet profesor McGonagall będzie mógł szczycić się zdobytym przez Gryffindor Pucharem Quidditcha! Przejdźmy zatem do punktacji domów. Slytherin trzysta czterdzieści pięć  punktów! Hufflepuff trzysta pięćdziesiąt punktów! Ravenclaw czterysta punktów! Gryffindor pięćset pięćdziesiąt punktów! Brawo Gryfoni, brawo! - przemówił radośnie dyrektor klaszcząc w dłonie. Cały stół Lwa zawył radośnie widząc jak cała sala zmienia kolory w barwy naszego domu. Najzabawniejsza jednak była reakcja profesor McGonagall gdy Dumbledore przekazał w jej ręce Puchar Domów. Kochana opiekunka domu Lwa popłakała się ze wzruszenia i szczęścia. 

- Pragnę jednak zaznaczyć że gdyby nie trud trójki uczniów i ich niepojęta inteligencja Hogwart ległby w gruzach. Proszę o najszczersze brawa dla Teodory White, Remusa Lupina i Lili Evans. Tych troje używając swego logicznego myślenia ułożyło plan doskonały. Podziękujmy im jeszcze raz za uratowanie szkoły - dodał wesoło staruszek wprawiając mnie w szok. Z lekkim zawstydzeniem przyjęłam radosne wrzaski, słowa podziwu i zachwycone szepty. 

- Z dumą i pewnego rodzaju smutkiem ogłaszam że zakończyliście swój kolejny rok w Hogwarcie. Z połową was będę się widział po wakacjach jednak z innymi nie. Drodzy siódmoklasiści. Życzę wam powodzenia w dorosłym życiu. - zakończył swą przemowę siwowłosy a każdy uczeń z zachwytem wyrzucił swoją tiarę w powietrze. Zaśmiałam się radośnie i z lekkim smutkiem zaczęłam się żegnać z młodszymi klasami. Niesiona tłumem podążyłam za innymi na stację kolejową w Hogesmead. Machałam, śmiałam się i przytulałam obserwując jak radosne buźki moich znajomych znikają za drzwiami pociągu. W pewnym momencie poczułam jak ktoś ciągnie mnie na bok. Zmarszczyłam brwi zaniepokojona widząc dość niespokojnego Regulusa który odciągnął mnie na bok.

- Stało się coś Regulusie? - zapytałam zmartwiona a chłopak  niepewnie wykręcał sobie palce.

- Nie chciałbym przeszkadzać tobie i Syriuszowi we dworze. Ostatnim razem jak wpadłem do twojego pokoju Syriusz o mało mnie nie udusił. Może lepiej by było gdybym się wyprowadził. - wyjaśnił szybko czarnowłosy na co zaśmiałam się rozbawiona.

- O wyprowadzce to ty nawet nie myśl. Regulusie nie pozwolę ci się wyprowadzić. Zostaniesz z nami w White Manor . Ja z  Syriuszem zajmiemy lewe skrzydło a ty z moim tatą prawe. Nie martw się wszystko będzie dobrze. Poza tym jest coś takiego jak zaklęcie ostrzegające. - powiedziałam poważnie po czym cicho zachichotałam. Uśmiechnęłam się lekko widząc nieco uspokojonego chłopaka. Odprowadziłam przyszłego szwagra do pociągu i ucałowałam oba jego policzki na pożegnanie. 

- Widzimy się jutro wieczorem. - zawołałam radośnie i pomachałam odjeżdżającym. Stałam na peronie z lekkim uśmiechem obserwując jak pociąg znika za lasami. Kiedy już kompletnie znikł mi z oczu rozejrzałam się wokół siebie uważnie. Zdążyło się zrobić ciemno a na dworze nie było żywej duszy. Z cwanym uśmieszkiem na ustach przemieniłam się i ile sił w łapach pognałam głęboko w las.

 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top