W przeszłości, teraźniejszość i przyszłość. Na zawsze razem.
(6/10)
#Teo#
Obudzona głośnym hałasem przewróciłam się na drugi bok z niezadowolonym jękiem. Niechętnie otworzyłam oczy i z irytacją wpatrywałam się w drzwi za którymi ktoś niemiłosiernie hałasował. Podskoczyłam przestraszona słysząc zbliżający się do drzwi wybuch. Mruknęłam pod nosem przekleństwo i chcąc nie chcąc zwlokłam się z łóżka, złapałam za naszykowane rzeczy i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, uczesałam się, ubrałam i wyszłam z dormitorium rozglądając się ciekawsko po salonie. Na szczęście salon był w jednym kawałku niestety nie można było tego powiedzieć o Huncwotach. Żartownisie znowuż coś wymyślili i są teraz cali w sadzy a niektóre ich części tlą się małym ogniem.
- Aqua Eructo. - mruknęłam kierując różdżkę na podpalonych chłopaków. Z lekkim uśmiechem zadowolenia obserwowałam jak silny strumień wody uderza w czterech żartownisiów mocząc ich doszczętnie ale w dobrej sprawie gdyż już nie płonęli jak pochodnie.
- Czy wy zawsze musicie się podpalić? - zapytałam unosząc pytająco brew. Nie uzyskałam jednak słownej odpowiedzi tylko wyszczerzone w uśmiechu kiełki czwórki rozrabiaków.
- Będzie trzeba rzucić na was zaklęcie przeciwpożarowe. Jeszcze własne domy puścicie z dymem. - prychnęłam rozbawiona i jednym ruchem nadgarstka osuszyłam Huncy.
- No wiesz! Nigdy byśmy czegoś takiego nie zrobili. - zaprzeczył gwałtownie James uśmiechając się jak mysz do sera.
- Po was można się spodziewać wszystkiego. - odparłam złośliwie i uciekłam z salonu nim uderzyły we mnie trzy zaklęcia. Zachichotałam pod nosem rozbawiona i przebiegłam tajnymi przejściami w kierunku wielkiej sali. Wchodząc do środka uśmiechnęłam się smutno słysząc panującą ciszę. Nie słychać było radosnych rozmów, żartów ani zaciekłych kłótni które miały miejsce podczas roku szkolnego. Brakowało również czterech, podłużnych stołów przy których zasiadali uczniowie. Teraz zamiast ich na środku sali stał nieduży stół dla pozostałych na weekend w zamku absolwentów. Uśmiechnęłam się lekko i przysiadłam obok jedzącej Lili.
- Spodziewałam się ciebie dopiero na obiedzie. - powiedziała na dzień dobry zielonooka.
- Mogłoby się tak stać gdyby nie niespodziewany pożar w pokoju wspólnym. - przyznałam z lekkim uśmiechem i nałożyłam sobie na talerz tostów.
- Jaki pożar?! - zapytała krztusząc się naleśnikiem. Poklepałam przyjaciółkę po plecach i poczekałam aż złapie normalny oddech.
- Huncwoci. - wyjaśniłam na co rudowłosa przewróciła oczyma nie chcąc wiedzieć więcej.
- Oni w końcu spalą się żywcem. - zakpiła Lili popijając herbatę.
- Domyślam się, kochana. Ale teraz zajmijmy się planowaniem reszty dnia. - zaproponowałam słodząc sobie kawę.
- Po śniadaniu możemy pospacerować po błoniach i odwiedzić Hagrida. - powiedziała w zamyśleniu rudowłosa.
- Po obiedzie możemy ostatni raz pobiegać po zakazanym lesie. - wymruczałam cicho i z cwanym uśmieszkiem na ustach napiłam się łyk kofeinowego napoju.
- A potem wespniemy się na wieżę Astronomiczną aby ostatni raz obejrzeć błonia, stadion i majaczącą się w oddali wioskę. - powiedział czyiś podekscytowany głos. Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na radośnie uśmiechniętą Amy.
- Mamy plan na cały dzień. - mruknęłam zadowolona i odłożyłam pusty kubek na stół.
- Powiadomię innych. Gdzie się spotykamy? - zawołała z uśmiechem Amanda.
- Na dziedzińcu. - odpowiedziała Lilka z uśmiechem i obie obserwowałyśmy jak Amy skocznym krokiem oddala się od wielkiej sali.
- Chodźmy po Huncwotów. - zaproponowałam i razem z rudowłosą skierowałyśmy się w stronę wieży lwa. Szłyśmy dosyć szybko aby nie zmarnować czasu na niepotrzebne zatrzymywanie się. Ledwie wpadłyśmy do pokoju wspólnego a już mordowałyśmy Huncwotów wzrokiem. Zacisnęłam szczękę tłumiąc w sobie wściekłe rykniecie i zdjęłam z głowy całkiem sporą miskę którą oberwałam razem z wodą.
- Rozumiem że jest to odwet za ugaszenie was. - warknęłam niezadowolona osuszając siebie i Lilkę.
- To nie było na was. - wytłumaczył rozbawiony James na co obie westchnęłyśmy.
- Zbierajcie się chłopcy. Idziemy pożegnać szkołę. Pochodzimy po błoniach i odwiedzimy Hagrida. Po obiedzie pójdziemy pobiegać a przed wyjazdem wespniemy się na wieżę Astronomiczną. - powiadomiła rudowłosa poważnie a chłopcy bez sprzeciwu wybiegli z pokoju wspólnego kierując się na dziedziniec.
- Oni są szaleni. - westchnęłam rozbawiona i ze śmiechem popchnęłam Lilkę a sama wystrzeliłam do przodu śmiejąc się w głos gdy rudowłosa się na mnie wydzierała. Z bananem na ustach omijałam zakręty i przyśpieszałam gdy zielonooka minimalnie mnie doganiała. Na dziedziniec wpadłam niczym petarda, szokując tym zebranych przyjaciół. Nic nie mówiąc schowałam się za plecami Remusa, Amy i Syriusza akurat w momencie kiedy rudowłosa wbiegła na plac. Uśmiechnęłam się do dziewczyny wesoło na co ta westchnęła cicho i podeszła bliżej naszej grupy.
- Skoro już wszyscy są to ruszajmy. Hagrid nie będzie na nas czekał wieczność. - zadecydowała Scar i wszyscy ruszyliśmy przez błonia do chatki gajowego.
- Będę tęsknić za tym wielkoludem. - mruknęła Lilka gdy zatrzymaliśmy się nieopodal chatki gajowego aby ostatni raz spojrzeć na nasze podpisane drzewo.
- Będziemy go odwiedzać. Hagrid się ucieszy gdy my przyjdziemy do niego albo on do nas. - odparłam z lekkim uśmiechem i wszyscy podreptaliśmy do domu olbrzyma. Z wielkim bananem zapukałam kilkukrotnie w drewniane wrota by po chwili ujrzeć w nich czarną jak smoła brodę.
- Dzieciaki! Cholibka przyszliście pożegnać się ze starym Hagridem? - zapytał wesoło na co każdy pokiwał głową.
- Nie przesadzaj przyjacielu. Aż tak stary to ty nie jesteś. - prychnęłam rozbawiona i przytuliłam się do ręki mężczyzny.
- Oh Teo. Las będzie bardzo za tobą tęsknił. - oznajmił z westchnięciem.
- Możliwe ale wiem że Magorian i Zakała dadzą sobie radę. Poza tym prosiłam aby powiadomili mnie w razie kłopotów. - wyjaśniłam spokojnie i zachęcona zaproszeniem wielkoluda wraz z przyjaciółmi wcisnęliśmy się do jego chatki aby zjeść trochę twardych jak skała ciasteczek i wypić kubeł herbaty. Posiedzieliśmy z poczciwym gajowym aż do obiadu wspominając nasze wspólne eskapady po lesie lub nasze kary i psikusy. Wszyscy śmialiśmy się do rozpuku opowiadając stare dzieje jednak zbliżał się czas pożegnań.
- Musimy już iść Hagridzie. Po obiedzie zaplanowaliśmy sobie ostatni bieg po Zakazanym Lesie i pożegnanie okolicy z wieży Astronomicznej nim będziemy musieli iść na stację. - powiedziała rudowłosa z przepraszającym uśmiechem.
- Żem się tego domyślił już wcześniej Lili. Uważajcie tylko na inne dzieciaki. - powiadomił z uśmiechem wielkolud i odprowadził nas pod sam dziedziniec.
- Do zobaczyska kiedyś tam dzieciaki! - zawołał radośnie gajowy machając do nas dużą ręką.
- Na pewno jeszcze się zobaczymy. - odparłam ze śmiechem i wbiegłam do zamku aby zdążyć na obiad. Widząc siedzących już przy stole przyjaciół uśmiechnęłam się lekko i sama zasiadłam obok nich. Każde z nas bez słowa nałożyło sobie jedzenie i zaczęło je jeść w ekspresowym tempie. Nie zamierzaliśmy marnować czasu. Jeszcze nim reszta absolwentów dosiadła się do obiadu nasza paczka zdążyła zjeść i wybiec z sali odprowadzana zdziwionymi spojrzeniami pozostałych. Cichaczem przedostaliśmy się do lasu za pomocą tajemnych przejść i uśmiechając się do siebie lekko przemieniliśmy się w swoje zwierzęce formy. Jednak był mały problem z Remusem który bez pełni księżyca nie mógł hasać po lesie.
- Co robimy? - zapytała Lilka podbiegając do Jamesa.
- Remus nauczy się jeździć konno. - prychnęłam i olewając oburzenie Lunatyka posadziłam go sobie na grzbiecie i ruszyłam pędem w las śmiejąc się w myślach gdy Lupin zaczął się wydzierać i wręcz wyrywać mi sierść.
- Dziwie się że jeszcze nie dostał zawału. - prychnęła Melody wyrównując się ze mną w biegu.
- Najlepsze jest to że my go rozumiemy a on nas nie. - zachichotałam słysząc wielkie oburzenie Remusa gdy przeskoczyłam przez powalone drzewo.
- Kiedy wrócimy do zamku zdążysz usłyszeć niezły opierdziel za takie podskakiwanie. - stwierdził Syriusz z rozbawieniem obserwując rosnącą na twarzy Remusa irytację spowodowaną moim niepotrzebnym skakaniem.
- Niech się cieszy że nie musi za nami biec. - prychnęłam i zatrzymałam się gwałtownie na środku polany . Nie przemyślałam tego jednak bo pod wpływem gwałtownego hamowania, biedny Remus przekoziołkował w powietrzu lądując ciężko na trawie.
- Odpłacę ci się za to - warknął rozzłoszczony Lupin na co nie czekając wiele zaczęłam uciekać. Zwinnie przeskoczyłam przez zarośla, lądując u podstawy rozłożystego dębu na który po chwili się wspięłam mając nadzieję że Lupin nie dostrzeże mnie wśród korony drzew. Z cwaniackim uśmieszkiem przeskakiwałam z gałęzi na gałąź obserwując Remusa niczym swoją zwierzynę. Biedny Lunatyk nawet nie zdawał sobie sprawy że go obserwuję a oglądanie jego złości z lotu ptaka było komiczne. Zwłaszcza że pozostali postanowili wspomóc Remusa w swoich ludzkich postaciach. Jako iż był to nasz ostatni dzień w Hogwarcie postanowiłam trochę się pobawić. Zeskoczyłam z drzewa i chowając się po krzakach śledziłam przyjaciół, co jakiś czas łamiąc jakąś gałązkę aby ich troszeczkę nastraszyć. Śmiałam się w myślach widząc jak odwracają się gwałtownie za każdym razem gdy usłyszeli jakiś dźwięk.
- Teosia jeśli to ty to wiedz że to nie jest śmieszne! - krzyknął James gdy po raz kolejny nadepnęłam na gałąź. Prychnęłam cicho pod nosem. Ja się dopiero zaczęłam dobrze bawić ale znając naturę Pottera wiedziałam że był gotów obrażać się na mnie przez dłuższy czas. Z pomrukiem niezadowolenia wyskoczyłam z zarośli tuż przed okularnika gdzie zostałam przywitana przez jego głośny krzyk. Strzygłam uszami czując nieznośne pieczenie spowodowane głośnym dźwiękiem. Czym prędzej zmieniłam swoją postać łapiąc się za uszy.
- James do cholery czy ty chcesz aby mi bębenki poszły? - jęknęłam rozmasowując obolałe narzędzia słuchu.
- A ty chcesz abym dostał zawału? - odpysknął uśmiechając się bezczelnie.
- Kusząca propozycja. - warknęłam złośliwie powodując nagłe w tył zwrot Jamesa.
- Skoro czułości mamy za sobą to proponuję wrócić do zamku i pożegnać się z nim ostatni raz. Zostało nam niewiele czasu do odjazdu pociągu. - powiadomiła Scar uśmiechając się lekko.
- Na co czekamy? Chodźmy na Wieżę Astronomiczną! - zawołała radośnie Amy i podrygując rozkosznie skierowała się w stronę szkoły. Każde z nas ze śmiechem podążyło za radosną przyjaciółką. W drodze powrotnej ponownie zaczęliśmy wspominać co działo się w Hogwarcie. Jakie przygody tu przeżyliśmy i co zdobyliśmy przez te siedem lat.
- Ciekaw jestem kto tak jak my odkryje wszystkie tajemne przejścia. Było to wielkim wyzwaniem. - powiedział nagle Syriusz gdy wyszliśmy z jednego korytarza na drugi.
- Zapewne znajdzie się kilku takich ciekawskich rozrabiaków którym również się to uda. - zaśmiała się rudowłosa powodując śmiech także u innych.
- Współczuję profesor McGonagall uspokajania kolejnych Huncwotów. - zachichotałam a słysząc oburzone prychnięcia chłopców wybuchłam głośnym śmiechem.
- Huncwoci są tylko jedni. - prychnął James prostując się dumnie.
- Ma Pan dużą rację Panie Potter. Was nie da się zastąpić. - podskoczyłam nagle słysząc tuż za sobą głos starszego czarodzieja. Byłam tak zabsorbowana rozmową z przyjaciółmi że nie usłyszałam jak poczciwy dyrektor podąża tuż za nami.
- Słyszysz Teo? Jesteśmy jedyni w swoim rodzaju! - zawołał zadowolony okularnik po raz kolejny rozbawiając naszą paczkę.
- Szukał nas Pan w jakimś konkretnym celu, dyrektorze? - zapytał Remus uśmiechając się wesoło.
- Owszem Panie Lupin. Spodziewałem się was spotkać w drodze na Wieżę. To miejsce jest zbyt mocno z wami związane abyście od tak odpuścili sobie odwiedzenie go ostatni raz. - zaśmiał się lekko siwobrody obserwując nas z iskierkami w oczach.
- Jaką ważną sprawę Pan dla nas ma? - zapytała zaciekawiona Amy na co dyrektor rozejrzał się dyskretnie po korytarzu.
- Chodzi o dość dyskretną sprawę, Panno Evans. Słyszeliście zapewne o Zakonie Feniksa? - wyznał poważnie a nad moją głową zapaliła się lampka.
- Oczywiście. Ale co my mamy z tym wspólnego? - zapytała zaciekawiona Mel powodując na twarzy starca większy uśmiech.
- Czy zechcielibyście dołączyć do Zakonu? - odbił pałeczkę zapewne bardzo dobrze się bawiąc. Zaskoczeni spojrzeliśmy po sobie, szukając odpowiedzi w swoich oczach. Doskonale wiedzieliśmy czym kierował się prowadzony przez dyrektora Zakon. A skoro dyrektor chciał abyśmy do niego dołączyli zapewne wiedział coś o podstępnych krokach Voldemorta. Na samo wspomnienie o czarnoksiężniku krew w moich żyłach zawrzała gniewnie. Co znowu ten kretyn wymyślił? Było to mało istotne. Cokolwiek planował, gotowa byłam poharatać mu szyki i przy okazji jego nadętą buźkę. Na samą myśl widoku jego złości uśmiechnęłam się wesoło co było jednoznaczną odpowiedzią dla moich przyjaciół którzy zapewne pomyśleli o tym samym co ja.
- No to co? Strażnicy Hogwartu znowu w akcji? - zaśmiał się Syriusz rozbawiając wszystkich zebranych.
- Z naszą paczką w gotowości Voldemort może sobie tylko pomarzyć o władzy. - stwierdziłam z powagą w głosie.
- Niech Pan będzie pewien naszej odpowiedzi , Dyrektorze! - zawołała Amy z błyskiem w oku.
- Radością dla nas będzie dołączenie do Zakonu. - poparła Amy, Scarlett.
- I przytarcie Voldziowi łysej czupryny! - dodał od siebie James powodując kolejną salwę śmiechu.
- Cieszę się słysząc od was taką odpowiedź. Z wami Zakon będzie niepokonany. - stwierdził wesoło błękitnooki patrząc się na nas z wdzięcznością.
- Nie ma o czym mówić. - zawołałam ze śmiechem.
- Do utarczek z Voldemortem jesteśmy pierwsi. - zachichotał Remus.
- A oglądanie jego skwaszonej i przegranej miny to dla nas bajka! - zaśmiała się szczerze Amanda a my potwierdziliśmy jej wypowiedź zadowolonymi uśmieszkami.
- Jeszcze raz dziękuje wam ogromnie. Nie będę was dłużej zatrzymywał. Wiem że goni was czas. A co do Zakonu. Jeśli będzie potrzeba powiadomię was o tym. - powiadomił z uśmiechem i jak to miał w zwyczaju, po prostu odszedł.
- Ruszajmy się. Zostało nam pół godziny. - powiedziała po chwili Lilka zerkając na zegarek. Więcej nic nie mówiąc zebraliśmy się razem na sam szczyt Wieży Astronomicznej gdzie po prostu usiedliśmy obserwując rozpościerający się krajobraz otaczający Hogwart.
- Będzie mi brakowało tego widoku. - westchnęłam cicho przytulając się do piersi Łapy.
- Mi też. Z resztą jak każdemu z nas. - mruknęła Scarlett uśmiechając się lekko na widok ganiających się po niebie motyli.
- Komu my teraz będziemy płatać figle, co chłopaki? - wymamrotał James spoglądając na Huncy ze smutnym uśmiechem.
- Szczerze mówiąc będzie mi nawet brakować drącego na nas japę Filcha. - burknął Syriusz poprawiając nam nieco humor.
- Spędziliśmy tu tak wiele radosnych chwil. - westchnęła cichutko Amy tracąc ten swój wszędzie rozpoznawalny uśmiech.
- Smutnych też się nie obyło. - wyszeptałam spoglądając tępo w niebo.
- Nie stracimy ze sobą kontaktu prawda? - zapytała rozemocjonowana Amanda spoglądając na nas zaszklonymi oczyma.
- Bzdury gadasz. Nigdy go nie stracimy! - zawołała gwałtownie rudowłosa łapiąc w objęcia płacząca dziewczynę.
- Co ty gadasz lala. Jesteśmy ze sobą zbyt bardzo zżyci abyśmy od tak przestali się kontaktować. - zaśmiał się James chcąc jakoś poprawić humor Amy.
- James ma rację, Amy. Nic nas nie rozdzieli. - poparła Jamesa, Melody przytulając się do Amy.
- W przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Na zawsze razem. - powiedziałam poważnie uśmiechając się do przyjaciółki.
- Na zawsze razem. - powtórzyła Scar z uśmiechem. I tak przesiedzieliśmy na Wieży ostatni czas jaki nam został w Hogwarcie. Ze smutnymi uśmiechami przepełnionymi wspomnieniami radosnych chwil, obserwowaliśmy jak zachodzące słońce otula swym niknącym blaskiem wioskę Hogesmead. Z dość widoczną niechęcią opuściliśmy bezpieczne mury kierując się do pociągu który miał nas zawieść do domów. Nie uśmiechało nam się opuszczać dom który tak bardzo pokochaliśmy.
- W tym miejscu kończy się nasza historia z Hogwartem. - westchnął James gdy weszliśmy na peron.
- Pakujmy się już do pociągu. Bo w końcu odjedzie bez nas. - zaproponował Remus wykrzywiając lekko wargi.
- Nie byłby to taki głupi pomysł. - mruknęłam odwracając się do drzwiczek.
- Ej? Widzicie to? - powiedziała nagle Scar wskazując nam dróżkę prowadzącą przez las. Zmrużyłam lekko oczy aby lepiej widzieć i doznałam nie małego szoku widząc biegnącą w naszą stronę profesor McGonagall. Wyglądała komicznie w nieco potarganym koczku i zsuniętych okularach.
- Dzięki Merlinowi że zdążyłam was złapać. - zawołała kobieta stając obok nas i próbując złapać oddech.
- Przybiegła nas Pani pożegnać, Pani Profesor? - zapytał Syriusz susząc ząbki w uśmiechu na co Minerwa spojrzała na niego z ukosa nieco rozbawiona.
- Nicponie z was co nie miara ale grzechem byłoby puścić was bez pożegnania. Wnieśliście w te mury radość i szczęście. Choć daliście popalić każdemu nauczycielowi to wiedzcie że każdy będzie za wami tęsknił. Huncwoci i przyjaciele na zawsze pozostaną w Hogwarcie czy tego chcecie czy nie. - wyznała z lekkim uśmiechem pani profesor na co każde z nas uśmiechnęło się ze wzruszenia.
- My również nie zapomnimy o Hogwarcie jak i o innych nauczycielach. Na zawsze pozostaną w naszej pamięci i wspomnieniach. - powiedziała z powagą Melody na co każdy jej przytaknął.
- Zaszczytem było was uczyć, dzieciaki. Mam nadzieję że jeszcze się zobaczymy. - odparła kobieta uśmiechając się do nas nieco płaczliwie. Każde z nas pożegnało się z opiekunką domu lwa, życząc jej wszystkiego co najlepsze. Nasze pożegnanie trwałoby w najlepsze gdyby nie zwiastujący odjazd gwizd pociągu. Całą paczką wpakowaliśmy się do pociągu i wychylając głowy z okien, machaliśmy do naszej nauczycielki. Ostatni też raz spoglądaliśmy na znikający za lasem Hogwart chcąc zapamiętać każdy jego szczegół.
==================
Wybaczcie że tak długo mnie nie było no ale wykłady zabierały ze mnie każdą możliwą iskierkę energii. Ponad to pisze to na szybko bo szykuję się do swojej osiemnastki. To aż przerażające. Za każdym razem jak zerkam na datę uświadamiam sobie że z każdą sekundą wkraczam w świat dorosłości. Szczerze mówiąc już od dziewiątej będę mogła mówić o sobie jako o dorosłej osobie. Ale to są tylko słowa. Dla mnie liczą się czyny. Prawda?
Tak więc macie ode mnie taki mały prezent. Postaram się później coś napisać ale niczego nie obiecuję bo znając życie cała moja rodzinka nie da mi usiąść przed komputerem.
Życzcie mi szczęścia abym przeżyła cały dzisiejszy dzień!
Do zobaczenia niedługo. Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top