Klub Ślimaka.
#Teo#
Szykowałam się właśnie na śniadanie kiedy do dormitorium wpadł zdyszany Remus.
- A tobie co? - Zapytałam rozbawiona.
- Chłopaki stwierdzili że potrzebna mi kąpiel. Uciekłem z naszego dormitorium zanim rzucili zaklęcie. - Odpowiedział łapiąc oddech. Zaśmiałam się cicho. Oni to mają pomysły. Pokiwałam głową rozbawiona i podeszłam do łóżka Lili by ją obudzić.
- Lilka za 20 minut śniadanie.- Szturchnęłam ja w policzek. Po chwili otworzyła oczy i wstała.
- Remus? Co ty tutaj robisz?- zapytała Lili przecierając oczy.
- Chowam się przed chłopakami.- odpowiedział kładąc się na moim łóżku.
- Nie za wygodnie?-zapytałam.
- W sam raz. Nawet wygodniej niż u nas w dormitorium. - Stwierdził Remus.
Lili wstała i poszła zaspana do łazienki się ogarnąć. Ja już miałam na sobie mundurek a na głowie koka z którego gdzieniegdzie wypadły pojedyncze kosmyki.
- To oni nie będą cię u nas szukać? - Krzyknęła Lili.
- Zważając na to że ostatnim razem jak weszli do was rano dostali porządny opieprz od Molly , Dorcas, Teo i ciebie to wolą nie ryzykować. - Powiedział Remus poprawiając poduszkę pod brodą.
- No w sumie to racja. - Powiedziałam.
Z łazienki usłyszeliśmy tylko chichot Lili. Wzięłam swoją i Lili torbę do których zapakowałam potrzebne książki i inne pierdółki. Lili wyszła z łazienki już ubrana i uczesana w wysoką kitkę. Podałam jej torbę.
- Dzięki Teo. - Powiedziała biorąc ja do ręki.
- Drobiazg. To co? Idziemy?- zapytałam.
- Idziemy. - Odpowiedział Remus.
Wyszliśmy z dormitorium i skierowaliśmy się do WS na śniadanie. Weszliśmy do WS i podeszliśmy do stołu Gryfonów. Syriusz, James i Peter siedzieli już na swoich miejscach i patrzyli na Remusa. Razem z Lilką wybuchłyśmy śmiechem i usiadłyśmy przy stole. Remus usiadł pomiędzy nami żeby czuć się bezpiecznie.
- Gdzie ty byłeś?!- wybuchł James.
- U dziewczyn w dormitorium. - Odpowiedział z uśmiechem Remus.
- Aha czyli my cię szukamy po całym Hogwarcie a ty siedzisz u dziewczyn!- krzyknął Syriusz.
- Mają wyjątkowo wygodne łóżka. - Zażartował Lupin.
- Coo?!- wydarł się James.
- Jamie zniż decybele bo uszy mi odpadną. - Powiedziałam.
- Co mamy pierwsze? - zapytała Lili.
- Transmutacje z puchonami .- powiedział Peter.
- No to idziemy.- dodał Syriusz.
Wstaliśmy i udaliśmy się do sali od Transmutacji. Kiedy zadzwonił dzwon byliśmy akurat pod salą. Weszliśmy do środka i zajęliśmy swoje miejsca. Ja w drugiej ławce w trzecim rzędzie z Lili. Za nami Remus i Peter a przed nami Syriusz i James. Zaczęła się lekcja. Profesor McGonagall podeszła do swojego biurka.
- No więc... dzisiaj zaczniemy przerabiać zaklęcia powodujące znikanie. Są łatwiejsze od zaklęć powodujących pojawianie się, które poznacie dopiero na poziomie owutemów, ale i tak należą do najtrudniejszych czarów, jakich wam przyjdzie dokonać podczas suma.- zaczęła McGonagall.
- Zaklęcie którego będziecie dzisiaj używać to Evanesco.-dodała i machnęła różdżką a na naszych ławkach pojawiły się pucharki.
- Jeżeli chodzi o ruch ręką to najważniejsze jest wskazanie na to, co ma zostać poddane zaklęciu i wykonanie szybkiego ruchu wahadłowego od prawej do lewej. Zaczynajcie. - dokończyła i usiadła przy biurku obserwując. Razem z Lili popatrzyłyśmy się na siebie i kiwnęłyśmy sobie głowami. Spojrzałyśmy na swoje pucharki, wyjęłyśmy różdżki i zrobiłyśmy to co kazała McGonagall.
-Evanesco! - krzyknęłyśmy obie na raz i nasze pucharki znikły.
- Brawo! 20 punktów dla każdej plus 10 punktów za synchronizację.- powiedziała McGonagall z uśmiechem. Razem z Lili zaśmiałam się i rozmawiałyśmy do końca lekcji. 25 minut później zadzwonił dzwon na przerwę. Wyszliśmy wszyscy na korytarz.
- Co teraz? - zapytał James.
- Zaklęcia. - Powiedziałam.
Poszliśmy do sali od zaklęć i czekaliśmy na lekcje. Po chwili zadzwonił dzwon i zaczęła się lekcja.
- Za pomocą zaklęcia naprawiającego możesz reperować uszkodzone przedmioty. Wypadki się zdarzają, dlatego trzeba wiedzieć, jak naprawiać swoje błędy.
Reparo, zaklęcie reperujące uszkodzone przedmioty. Zaklęciem tym nie można naprawiać rzeczy, które zostały zniszczone przez czarną magię. Ten czar został wynaleziony przez Orabellę Nuttley około 1754 roku. - Zaczął profesor Flitwick.
Przed każdym leżała zepsuta skrzyneczka. Czekaliśmy na dalsze instrukcje profesora.
- Ruch ręki musi wyglądać tak :
Profesor zakończył i kazał nam spróbować.
A więc w skrócie. Ja, Lili i Remus dostaliśmy 30 punktów za dobrze wykonane zaklęcie.
Na przerwie wyszliśmy na Błonia. Usiadłam z Lili pod drzewem i bawiłam się różdżką. Po chwili dołączyli do nas Huncwoci.
- Co wy na to żeby podpisać się na tym drzewie? - zapytał James.
- W sumie nie głupi pomysł. - powiedziałam i skierowałam różdżkę w kierunku kory drzewa na której po chwili był mój podpis. Po chwili reszta się do mnie przyłączyła.
Kiedy było pięć minut przed lekcją poszliśmy pod salę eliksirów. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca przy kociołkach.
- Dzisiaj uwarzycie eliksir przebudzenia. Składniki macie na tablicy. - Powiedział profesor Slughorn i zajął się jakimiś papierami na biurku.
Każdy wziął się do pracy. Kiedy lekcje się skończyły każdy zaniósł podpisaną fiolkę z eliksirem do profesora. Kiedy była moja, Lili i Remusa kolej profesor poprosił żebyśmy poczekali aż wszyscy wyjdą z klasy. Usiedliśmy we trójkę niedaleko biurka i czekaliśmy. Kiedy klasa opustoszała podszedł do nas Pan Horacy.
- Chciałem wam dać to po waszych wszystkich lekcjach ale akurat mieliśmy razem lekcje. - Powiedział i wręczył nam koperty.
- Dziękujemy.- powiedziała Lili.
- Do zobaczenia. Odpowiedział profesor.
Wyszliśmy z sali i otworzyłam swój lis. Przeczytałam go szybko.
- Mamy zaproszenie na imprezę do Ślimaka.- powiedziałam.
- O której? - zapytała Lili.
- O 19:30. Obowiązkowy strój galowy.- powiedziałam.
- Musimy? - zapytał Remus.
- Obecność obowiązkowa.- pokazałam mu napis na końcu listu.
- No to mamy co robić po lekcjach. - Powiedziała Lili.
- Niestety. - Odpowiedziałam.
Poszliśmy szukać reszty i na kolejną lekcje.
Kiedy lekcje minęły razem z Lili poszłyśmy do dormitorium poszukać jakiś sukienek.
- Nienawidzę chodzić w sukienkach.- mruknęłam.
- Nie są takie złe.- powiedziała Lili.
- Znalazłaś jakąś? - zapytałam.
- Nie. Nie wiem którą. - Odpowiedziała.
- Pokaż.- podeszłam do szafy i przewertowałam ją i wyjęłam z niej sukienkę i buty oraz biżuterię.
- Może być?
- Ty to masz gust.- powiedziała i poszła z ciuchami do łazienki.
- Czyli teraz dla mnie.- mruknęłam.
Nie. Ta nie. Ta też nie. W tej wyglądam jak choinka. Nie, stanowczo nie. W tej wyglądam jak prababcia Sisi. Merlinie nienawidzę sukienek a mam prawie całą szafę! Hmm. A może ta? W sumie ładna. Jeszcze tylko biżuteria. Żeby pasowało kolorystycznie. O to będzie idealne.
Lili zajęła łazienkę więc ja przebrałam się w pokoju. Gotowa podeszłam do lustra i poprawiłam koka żeby dobrze się trzymał. Po chwili wyszła do mnie Lili, obie stanęłyśmy osłupiałe na swój widok.
- Łał. Wyglądasz jak księżniczka. -powiedziała Lili.
- Wow. Ty wyglądasz tak samo.- odpowiedziałam.
Zaśmiałyśmy się ze swoich min i poszłyśmy do PWG gdzie miał na nas czekać Remus z Blackiem i Jamesem oraz Peterem. Zostałyśmy przez nich ubłagane abyśmy ich ze sobą wzięły jako osoby towarzyszące.
Weszłyśmy do PWG i zobaczyłyśmy Huncwotów w garniturach. No,no postarali się.
#Syriusz#
Patrzyłem jak schodzi po schodach i odjęło mi mowę tak samo Jamesowi i Remusowi. No,no postarały się. Wyglądają jak księżniczki. Podeszły do nas i popatrzyły z politowaniem. Teo pstryknęła mi przed nosem palcami a ja spojrzałem na nią zdziwiony?
- Mowę wam odjęło czy jak? - zapytała rozbawiona Teo.
- A żebyś wiedziała. - Powiedzieliśmy razem.
- Dobra nie ślińcie się tak. Idziemy.- powiedziała Lili i niechętnie złapała Jamesa pod rękę. Zobaczyłem błysk w oczach przyjaciela. Byłem pewny że gdyby mógł skakał i darł by się że szczęścia.
- Idziemy księżniczko? - Zapytałem Teo i podałem jej ramię.
- Nie mów do mnie księżniczko Black. - Wysyczała ale przyjęła ramię. Poszliśmy do komnat profesora Slughorna gdzie odbywało się przyjęcie. Lili,Teo i Remus pokazali zaproszenia i wpuszczono nas do środka.
- Ahh. Teodoro, Lili pięknie wyglądacie! Remusie do twarzy ci w garniturze. - Na powitanie powiedział Slughorn.
- Dziękujemy profesorze. - Odpowiedziała Teo.
- Proszę usiądzie tutaj. - Profesor pokazał nam siedzenia jak najbliżej niego. A raczej Teo i Lili siedziały obok niego a my obok nich. Zaczęło się przyjęcie. Slughorn zadawał każdemu zaproszonemu jakieś pytania dotyczące rodziny itd. Nadeszła kolej Teo.
- A twój tata Teodoro? - Zapytał.
- Mój tata nazywa się Sebastian White jest aurorem i chodził do Instytutu Magii Durmstrangu. - Powiedziała wyraźnie znudzona już jego pytaniami.
- A twoja mama? - Dalej dociekał profesor.
- Moja mama miała na imię Gabrielle. Nie znam jej panieńskiego nazwiska. Chodziła do Akademii Magii Beauxbatons.
- Jednego nie rozumiem. Jak to miała? Co się z nią stało?
- Moja mama została zamordowana przez Śmierciorzerców.- powiedziała zła.
- Rozumiem. Ile miałaś lat kiedy to się stało?
- Miałam pięć lat. Byłam wtedy z tatą w Ministerstwie. Kiedy wróciliśmy do domu zastaliśmy bałagan i mroczny znak nad naszym domem.- powiedziała. Slughorn nie zadał jej już żadnych pytań. Kiedy impreza się skończyła odprowadziłem Teo pod schody prowadzące do dormitoriów dziewczyn. Była wyraźnie smutna.
- Będzie dobrze zobaczysz. Ona jest z tobą. Tutaj. - Powiedziałem i pokazałem jej miejsce gdzie znajduje się serce.
- Dzięki Syriuszu. Dobranoc.
-Dobranoc. - Powiedziałem i poszłem do dormitorium mojego i chłopaków.
Przebrałem się w piżamę. Położyłem się do łóżka. Szybko zasnąłem.
#
################################
Mam nadzieję że ten rozdział mi wyszedł chociaż nie jestem tego pewna. Trochę nudno. Jak myślicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top