Śmierciożercy atakują!
Wybaczcie że tak późno! Myślałam że wyrobię się do trzynastej niestety ale mi się nie udało. Życzę wam miłego czytania. Mam nadzieję że rozdział się wam spodoba. Ps piosenka która jest w mediach towarzyszyła mi przez cały proces tworzenia tego rozdziału.
Rozdział zawiera 26053 słowa.
#Teo#
- Wszyscy powiadomieni? - zapytałam patrząc na wszystkich gryfonów zebranych w naszym salonie. Razem z Huncwotami i Lilką staliśmy na małym podeście wyczarowanym przez Remusa. Każdy uczeń z naszego domu usiadł przed nami aby lepiej nas widzieć. Zabawnie to wyglądało.
- Hufflepuff jest z nami. Amy i Diggory ze swoimi przyjaciółmi wszystko załatwili. Dzieciaki od pierwszej do czwartej klasy wiedzą że będą w PŻ. Czekają tylko na świstokliki. - zawiadomił Jordan stając na baczność czym rozbawił każdego obecnego.
- Scarlett i Melody poinformowały Krukonów. Ravenclaw również jest z nami. Wszyscy czwartoklasiści zapisali się na turniej. Nie chcą siedzieć bezczynnie w PŻ z klasami od trzeciej w dół. - powiedziała Dorcas siedząc jak na szpilkach w fotelu.
- Slytherin jest w gotowości. Bynajmniej jego połowa. Wiedzą co się szykuje i są zadowoleni z pomysłu chronienia młodszych. - dodał Frank a ja westchnęłam.
- Dopilnowaliście aby Lucjusz Malfoy i jego banda o niczym nie wiedziała? Co jak co ale tego blondasa nie chce mieć na sumieniu przez jego cudowny charakterek. - zadałam kolejne pytanie z przesadnie słodkim uśmiechem. Wszyscy wybuchli śmiechem widząc moją skwaszoną minę jaką zrobiłam po tym pytaniu.
- Wiedzą że coś knujemy ale nie wiedzą co. Tym zajęliśmy się osobiście. - wyjaśnił James uśmiechając się złośliwie co i mi się udzieliło.
- No i dobrze. Breloczki gotowe? - mruknęłam zwracając swój wzrok na Lilkę i Remusa.
- Skopiowane i zaczarowane. Czekają tylko na właścicieli. - odpowiedział Lunatyk wskazując na dwa całkiem pokaźne worki.
- Niezła robota. Teraz czekamy na przedstawicieli domów. Musimy rozdać breloczki i ustalić ile osób będzie na dzisiejszym turnieju. - stwierdziłam i usiadłam po turecku na podeściku.
- Ale został nam jeszcze jeden problem. - mruknął Syriusz siadając obok mnie. Uniosłam brwi i spojrzałam na niego pytająco.
- Nauczyciele zaczynają coś podejrzewać. Dzisiaj cały Gryffindor przesiedział w wieży. Zaczynają się niepokoić naszą nieobecnością na korytarzach. - wyjaśnił a ja pomasowałam czoło myśląc zaciekle.
- Rozumiem. Zróbmy tak. Klasy od pierwszej do trzeciej wyjdą z wieży i zachowują się jakby nigdy nic. Osoby z czwartej które nie biorą udziału w turnieju mają do nich dołączyć i dopilnować aby żaden nauczyciel niczego nie podejrzewał. Piąta klasa niech idzie z Syriuszem i Jamesem przygotować PŻ. Szósta niech podzieli się na połowę. Jedna niech mi pomoże rozdzielać te breloczki a druga ma pilnować młodszych będących na zewnątrz. - zadecydowałam i obserwowałam jak każdy robi to co zostało mu wyznaczone. Widząc parę osób z szóstej klasy wskazałam im kąt salonu gdzie czekały cztery kolorowe kosze. Każdy miał kolor domu Hogwartu.
- Tutaj macie listę uczniów którzy mają dostać breloczki. - wyjaśniła Molly podając długą rolkę pergaminu grupie szóstoklasistów. Widząc z jakim zapałem zabierają się do pracy aż się uśmiechnęłam.
- A co z nami? - zapytał Peter wskazując na siebie i innych siódmoklasistów. Złapałam się za nasadę nosa i rozejrzałam po reszcie uczniów którzy czekali na mój odzew.
- Dla was mam nieco inne zadania. Frank zostajesz kapitanem pierwszej grupy . Jesteś dobry z zielarstwa. Potrzebujemy takich osób. Zbierz z każdego domu najlepszych w tej kwestii. Znajdźcie najbardziej pomocne rośliny. Diabelskie Sidła też się przydadzą. Kierujcie się pomocą medyczną ale i atakiem lub spowolnieniem. Jasne? - wyjaśniłam patrząc na przyjaciela który słuchał mnie uważnie.
- Robi się. - mruknął i wybiegł z wieży gryfonów z paroma siódmoklasistami.
- Remusie twoja jest grupa druga. Potrzebna nam masa zaklęć. Wszystkich które się nadadzą. Wybierz najlepszych w rzucaniu zaklęć i najbardziej rozgarniętych w przeszukiwaniu biblioteki. - poleciłam patrząc na przyjaciela z lekkim uśmiechem.
- Rozumiem. Idziemy! - zawołał Luniaczek i po chwili nie było ani jego ani innych paru osób.
- Peter ty również weź ze sobą kilka uczniów i zajdźcie do kuchni. Powiadom Piko o naszych zamiarach i niech skrzaty przygotują wszystko co nada się do walki. Wszystko co się klei, cuchnie, rozciąga i tak dalej.- zachichotałam rozbawiona i zobaczyłam jak Glizdogon z zadowoleniem wybiega z wieży w towarzystwie czterech osób.
- Myślisz że nie zje wszystkiego po drodze? - zapytała Lilka z uśmiechem a ja wzruszyłam ramionami.
- Mam nadzieję że nie. Jordan, kapitanie! Melduj się! - krzyknęłam patrząc na szczerzącego się chłopaka.
- Kapitan Jordan melduje się na posterunku! - zasalutował stając przede mną na baczność.
- Zbierz ludzi Kapitanie Jordan. Potrzebni nam rozrabiacy! Wybuchy, gluty, zasłony dymne, proszki rozweselające! Wszystko! Wykonać! - rozkazałam poważnie by po chwili wybuchnąć śmiechem ze znajomymi.
- Rozkaz generale White! - zawołał chłopak i w podskokach nas opuścił.
- Lili twoja grupa ma przydzielony kącik pokoju życzeń. Zbierz najlepszych w dziedzinie ważenia eliksirów. Rozmawiałyśmy już na ten temat więc wiesz jakie eliksiry są nam potrzebne. Miko jest do waszej dyspozycji. Przyniesie wam wszystkie potrzebne składniki. - zawiadomiłam a zielonooka zabrała ze sobą paru gryfonów .
- Jak mamy się dostać do PŻ niezauważeni? - zapytała spoglądając na mnie uważnie.
- Hmm. Nie ma z nami Jamesa i Syriusza. Oni by wam pokazali drogę. Poczekaj zaraz coś wymyślę. - mruknęłam do rudowłosej i rozejrzałam się po salonie.
-Wiem! Miko!! - krzyknęłam na całe gardło i po chwili przede mną zmaterializował się jeden z braci.
- Tak Teo? - zapytało stworzonko uśmiechając się do mnie przyjaźnie.
- Zabierz Lilkę z jej grupą do pokoju życzeń. Tam wyjaśni ci co robić dalej. Dobrze? - poprosiłam małego przyjaciela a ten bez odpowiedzi złapał rudowłosą za dłonie i poczekał aż każdy złapie Lilkę za ramiona. Potem zniknęli z cichym trzaskiem.
-Dorcas twoje zadanie wiąże się z twoją pasją. Taniec. Wszyscy wiemy że rzucanie zaklęć nie jest proste ale unikanie ich wręcz niemożliwe. Ty ze swoją grupą to zmienicie. Macie rozplanować każde ćwiczenie mogące pomóc w giętkości, unikach i atakach. Potrzebujemy trochę gimnastyki. Dasz radę? - zapytałam patrząc na znajomy błysk w oku ciemnowłosej.
- Ja nie dam rady? Powiedz gdzie mamy planować a ja zajmę się resztą. - zaśmiała się zadowolona.
- Stara klasa zaklęć we wschodnim skrzydle Hogwartu. Jest tam dużo miejsca. Rozplanuj wszystko na zajęcia w PŻ. - poleciłam z zadziornym uśmiechem.
- Zbiorę ludzi którzy umieją tańczyć. Widzimy się niedługo. - krzyknęła znikając za obrazem Grubej Damy.
-Arturze ty masz ważne zadanie. Każdy dzieciak w zamku cię lubi. Musisz zorganizować opiekunów dla młodszych. Potrzebne też będą jakieś ciekawe zajęcia aby nie zawracali sobie głowy bitwą. Wymyśl coś. - poprosiłam rudowłosego a on z uśmiechem wyszedł z pozostałymi z naszej wieży. Westchnęłam cicho i wstałam ze swojego miejsce kierując się do Molly i szóstoklasistów.
- I jak? - zapytałam siadając na oparciu fotela przyjaciółki.
- Skończyliśmy. Wszystkie breloczki są posegregowane. Tutaj masz guzik który aktywuje breloczki kiedy nas zaatakują. - odpowiedziała rudowłosa i podała mi całkiem spory fioletowy guzik który schowałam do kieszeni.
- Teo przed wejściem czeka mała grupka uczniów z różnych domów. Wpuścić ich? - usłyszałam głos grubej damy i spojrzałam na pozostałych.
- Niech każdy przygotuje kosze do oddania. Najlepiej będzie je zmniejszyć.- powiedziałam patrząc na wyczekujących uczniów klas szóstych.
- Wpuść ich Damo. - poprosiłam i machnięciem różdżki ustawiłam fotele przy transmutowanym, wielkim okrągłym stole. Usiadłam przy nim razem z Molly a za nami stały cztery osoby trzymające jeszcze duże kosze. Po chwili do naszego salonu weszli po kolei Puchoni, Krukoni i Ślizgoni.
- Dziękujemy za przybycie. Usiądźcie proszę. Zaraz wszystko omówimy. - powiedziałam miło i z uśmiechem do gości. Poczekałam aż zajmą swoje miejsca i przywołałam do siebie pełno zapisanych pergaminów oraz atrament z piórem.
- Przdewszystkim nim zaczniemy chcę wiedzieć czy wszystko jest jasne dla każdej strony. - zaczęłam poważnie i z uwagą obserwowałam reakcję pozostałych.
- Krukoni w pełni zgadzają się z postawionych warunków jednak czwarte klasy chcą pomóc. Zdają sobie sprawę że będą przechodzić testy i są na nie gotowi. Mam nawet listę uczestników. Klasy niżej bez kłótni zgodziły się ukrywać i wpisały się na listę. Pozostali czekają na lekcje. - przemówiła pierwsza Scarlett podając mi dwa zapisane pergaminy. Przejrzałam je szybko, odhaczyłam na mojej liście i oddałam do decyzji Molly.
- Puchoni również będą walczyć. Wiedzą że chodzi o dużą stawkę więc nikt się nie sprzeciwiał. Czwarte klasy i młodsze czekają tylko na świstokliki. Reszta jest gotowa na dalsze polecenia. - powiedział Amos zwracając na siebie naszą uwagę. Uśmiechnęłam się lekko widząc jak Molly przejmuje od Catherine pergaminy kiedy ja zapisywałam informacje na swojej rolce.
- Jednak siódme klasy są wzburzone że to Gryffoni będą prowadzić zajęcia. Twierdzą że się wywyższacie. - powiedziała smutno Cath a ja prychnęłam pod nosem rozbawiona.
- Nie ma się co tym przejmować. Zobaczymy na zajęciach kto jest silniejszy i zwinniejszy. Jednak mogę potwierdzić że większość zajęć będzie prowadzony przeze mnie i Huncwotów. - powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem.
- Slytherin nie najlepiej to zniesie. Są za dumni aby dać się uczyć gryfonom. Jednak połowa zgodziła się wziąć udział w walce. Reszta nie wie o istnieniu naszej linii oporu. Młodziaki zaś wiedzą tylko że mają być w ukryciu. - mruknął Steven a siedzący obok niego Nick poparł go kiwając głową.
- Malfoy zaczął każdego szpiegować i grozić. A każdy chyba wie że on i jego świta macza palce w czarnej magii. Zapewne jak wpadną Śmierciożercy to on razem z pseudo przyjaciółmi będzie walczył przeciwko nam. - dodał od siebie Nickolas z kwaśną miną.
- Też się tego obawiam. Jednak my już wybraliśmy strony więc niestety oni będą na linii ognia. - westchnęłam smutno myśląc o Narcyzie która została w to wciągnięta bez własnego zdania.
- Jednak to nie jest nasza najgorsza wiadomość. Prawie wszyscy ze Slytherinu są lub mają rodziny w szeregach Voldemorta. Tylko garstka jest po naszej stronie. Dzieciaków jeszcze nie liczę choć wiem że połowa z nich ma już wyznaczoną przyszłość. - dodał Zabini a Molly załamała ręce.
- Przecież to jeszcze dzieci! - krzyknęła wzburzona a ja pokiwałam głową z rezygnacją.
- I tak dobrze że chociaż garstka jest po naszej stronie. - wyszeptałam smutno.
- Dojdźmy do rzeczy. Nie możemy teraz rozpaczać choć wiem że to przerażające. - stwierdził Krukon towarzyszący Scarlett.
- Dobrze. Przejdźmy do świstoklików. - powiedziałam spokojnie i spojrzałam porozumiewawczo na szóste klasy. Obserwowałam jak stawiają przed każdym domem koszyk z breloczkami w kształcie herbu Hogwartu.
- Te breloczki przeniosą młodszych do Pokoju Życzeń gdzie będą bezpieczni i będą mieli zapewnioną opiekę oraz pożywienie i miejsce do snu. Wystarczy przyczepić je do szaty a jak nastanie atak przeniosą się. Musicie to rozdać dzisiaj. - wyjaśniłam rzeczowo i spoglądałam jak przewodniczący domu obracają ozdóbki w rękach.
- Są zaczarowane tak że jak już będą przypięte to nie odpadną aż do zużycia. Nikt też ich nie ukradnie lub nie zgubi. - dodała Molly z uśmiechem.
- Teraz rozdam wam plan zajęć. Na szczęście mamy wolne przed egzaminami więc mamy więcej czasu do nauki ataku i obrony. - powiedziałam i machnięciem różdżki rozdałam każdemu domowi po kilku plikach kartek.
- Dzisiaj też odbędzie się Turniej dla czwartych klas więc proszę abyście ich powiadomili że będę na nich czekać w Łazieńce Jęczącej Marty od razu po obiedzie. Nikt tam nie zagląda więc łatwo będzie nam deportować się do PŻ. Chcę również abyście jako przewodniczący waszych domu byli obecni na Turnieju.- zawiadomiłam z lekkim uśmiechem.
- To wszystko? - zapytała Scar a ja pokiwałam powoli głową.
- Myślę że tak. Resztę omówimy w większym składzie. Pierwsze nasze spotkanie odbędzie się jutro od samego rana. Jeśli mamy być przygotowani to musimy ćwiczyć od rana do nocy. Zbiórka w Łazieńce Marty jest po śniadaniu. Koniec przed kolacją aby nie wzbudzać podejrzeń nauczycieli. Obiadem się nie martwcie , zajmę się tym. - odpowiedziałam siadając wygodniej w fotelu.
- No to widzimy się na Turnieju. - stwierdziła Catherine i wyszła z naszej wieży razem z Amosem.
- Do zobaczenia. - powiedziała Scar i wyszła ze swoim towarzyszem.
- My jeszcze chcemy z wami pogadać. - wyjaśnił Steven kiedy spojrzałam na niego pytająco.
- Co się dzieje? - zapytałam zmartwiona.
- Nie chcieliśmy tego mówić przy wszystkich bo wzbudziło by to panikę. - zaczął Nick a mnie przeszedł niepokojący dreszcz.
- Malfoy, Nott, Greengrass, Bellatriks, Carrow z siostrą i Lestrange są Śmierciożercami. Dowiedzieliśmy się tego w pokoju wspólnym kiedy to chwalili się tym ich tatuażem. - warknął Zabini uderzając pięścią w stół.
- Czyli to pewne. A Narcyza? - zapytałam poważnie i położyłam rękę na ramieniu Stevena w uspokajającym geście.
- Ona też. Wiemy jednak że tego nie chciała i wie o całym naszym planie. Obiecała nikomu nie mówić i wiem że dochowa sekretu. Prosiła aby ci to przekazać. - wyjaśnił Nick i podał mi list z herbem Blacków. Otworzyłam go pośpiesznie i zaczęłam czytać list przyjaciółki.
- Mamy ją po swojej stronie. Napisała mi tu wszystkie nazwiska Ślizgonów którzy są w szeregach i tych którzy mają dołączyć. Mam też rozpiskę całego planu Voldemorta. Na Merlina ta dziewczyna jest wspaniała! - pisnęłam zachwycona w stronę przyjaciół.
- Biedna musi tak cierpieć. - westchnęła Molly a ja spojrzałam na nią twardo.
- Znam Narcyzę. Może i wygląda na kruchą ale jest silna. Jest moją przyjaciółką i nigdy nie powiedziała żadnego złego słowa na Lili. Ona jest inna. Możemy jej ufać. A co do jej życia to nie mogła się sprzeciwić jak Syriusz czy Regulus. U niej wyglądało by to gorzej niż drąca japę Walburga Black. - powiedziałam krzywiąc się na wzmiankę o matce Blacków.
- Rozumiem. Czyli możemy jej mówić o wszystkim? - zapytał Steven obserwując mnie uważnie.
- Jeżeli zapyta o naukę to powiedz połowę jeżeli o taktykę to powiedz wszystko. Niech trzyma się z daleka od pułapek. - stwierdziłam poważnie a on przytaknął ze zrozumieniem.
- Widzimy się później. - zawołał Nick i wyszedł razem z przyjacielem.
- To co teraz? - zapytała Molly kiedy zostałyśmy same z szóstoklasistami.
- Teraz chodźmy pomóc w Pokoju Życzeń a potem lecimy na obiad.- poleciłam i złapałam rudowłosą za łokieć. Poczekałam aż reszta złapie mnie lub Molly i przeniosłam nas na sam środek PŻ. Wszędzie panował istny chaos. Piąta klasa latała po całej powierzchni pokoju to coś ustawiając a to czarując jakieś przeszkody. Syriusz z Jamesem zaś ustawiali olbrzymie lustro pod jedną ze ścian.
- Pomóżcie reszcie a ja pogadam z chłopakami. - powiedziałam do szóstej klasy i razem z Molly skierowałam się do Huncwotów.
- Jak wam idzie? - zapytała Molly i razem ze mną skierowała różdżkę na lustro. Mruknęłam odpowiednie zaklęcie i obie uniosłyśmy wielkie odbicie stawiając je na swoje miejsce.
- Prawie wszystko poukładane i gotowe na użycie. - powiadomił James ze zmęczonym uśmiechem a Syriusz staną za mną i przytulił się do moich pleców.
- To dobrze ale powiedz mi czemu oni biegają jakby ich stado hipogryfów goniło? - zapytałam rozbawiona wskazując na zziajane dzieciaki.
- Powiedzieliśmy im po prostu że przyjdziesz wszystko sprawdzić i zaczęli biegać jak poparzone sklątki. - wyjaśnił Syriusz i pocałował mnie w policzek.
- Straszycie mną biedne dzieciaki! - żachnęłam się rozbawiona i potargałam mu włosy na co prychnął oburzony. Zaśmiałam się cicho i z uśmiechem obserwowałam jak Lili wolnym krokiem podchodzi do naszej czwórki.
- My tylko powiedzieliśmy że przyjdziesz jak skończysz obradować a oni sami dostali motorka w du.. AUĆ!! ZA CO?!- Krzyknął oburzony okularnik patrząc na mnie i masując sobie potylicę a ja z miną niewiniątka zaplotłam ręce na piersi.
- To akurat nie ja jeleniu. - powiedziałam rozbawiona i spojrzałam na zielonooką która z wściekłą miną obserwowała Pottera.
- A co? Powietrze?! - zakpił a ja uniosłam brwi i wzrokiem pokazałam mu gdzie ma spojrzeć. Potter z miną wojownika powoli odwrócił się za siebie.
- Lilcia!! - krzyknął podskakując z zaskoczenia czym nas rozbawił.
- Zachowuj się, Potter! Tu są dzieci! - syknęła ruda tykając swojego chłopaka palcem w bark.
- Przepraszam. - mruknął pod nosem a zielonooka uśmiechnęła się lekko.
- Wszystko gotowe? - zapytała rudowłosa patrząc uważnie na Huncwotów. Oni zaś rozejrzeli się dookoła co i ja uczyniłam. Wszędzie w pokoju poustawiane były manekiny bojowe czy ruchome tarcze. W rogu sali zauważyłam lewitujący dzwon a po środku mini arenę. Cały turniej zapowiadał się elegancko.
- Wygląda na to że gotowe. - stwierdził Syriusz obserwując wszystko dookoła.
- No to chodźmy na obiad. - zaproponowała Molly i wszyscy wyszliśmy z Pokoju Życzeń kierując się do Wielkiej Sali. Cała sala rozbrzmiewała w rozmowach i śmiechach. Na pierwszy rzut oka nie było widać że prawie cała szkoła szykuje się na domniemaną wojnę. Jednak ten kto wie co knujemy łatwo dostrzeże nerwowe ruchy niektórych osób lub różdżki pochowane w każdym możliwym miejscu.
- Widać że zachowują ostrożność. Bardzo dobrze. - szepnęłam do Molly i Lili.
- Zastosowali się do naszych rad. Możemy być spokojni. - westchnęła zielonooka siadając obok Franka przy stole Lwa.
- Zobaczymy jak sobie poradzą z ćwiczeniami. - mruknęła rudowłosa siadając obok swojego chłopaka. Artur zaś uśmiechnął się szeroko i przytulił ją do siebie uspokajająco.
- Ja się obawiam turnieju dla czwartych klas. - stwierdziłam cierpko siadając obok Łapy.
- Ty się lepiej obawiaj ile my będziemy ćwiczyć w Pokoju Życzeń i czy w ogóle nas zaatakują. - mruknęła Lili zajadając się kremem dyniowym.
- Zaatakować, zaatakują. Steven z Nickiem przekazali mi list od Narcyzy. Napisała co planuje Voldek i kiedy zaatakuje. - wyjaśniłam a osoby siedzące najbliżej mnie zerknęły dyskretnie na pannę Black.
- Ufasz jej? - zapytał nieprzekonany Frank a ja prychnęłam pod nosem.
- Narcyza jest inna niż pozostali jej ''koledzy''. Możemy jej ufać na spokojnie. - powiedziałam krótko ale skutecznie bo nikt inny się nie odezwał. Do końca obiadu nie poruszyliśmy więcej kwestii ataku czy nauki. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i żartowaliśmy. Dzień jak co dzień ale każdy miał się na baczności. Kiedy zjedliśmy Huncwoci z Liką skierowali się do Pokoju Życzeń a ja sprawdzając czy nikt za mną nie idzie, podreptałam do Łazienki Marty. Na miejsce dotarłam bez żadnych problemów. Pozostało mi tylko czekać na czwartoklasistów i przewodniczących domów. Na szybko zaczarowałam i skopiowałam parę spinek do włosów aby przeniosły nas do PŻ.
- A co ty tu robisz? - usłyszałam skrzeczący głos nad sobą. Uniosłam głowę i zobaczyłam lewitującego nade mną ducha dziewczynki w okularach.
- Witaj Marto. Domniemam że nie przeszkadza ci moja obecność w twojej łazience. Muszę cię jednak uprzedzić że zbierze się tutaj więcej osób. - powiedziałam spokojnie obserwując dziewczynkę.
- Nie przeszkadza, nie przeszkadza. Domyślam się że coś kombinujecie. - zaśmiała się robiąc kółka w powietrzu.
- Będziemy ćwiczyć walki. Oczywiście żaden nauczyciel nie może się o tym dowiedzieć. - wyjaśniłam poważnie a duszek zatrzymał się tuż przed moim nosem.
- Wasza tajemnica jest ze mną bezpieczna, Teo. Czy mogę wam jakoś pomóc? - zapytała poważnie Marta a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Nawet nie wiesz jak bardzo twoja pomoc nam pomorze. Marto zbierz proszę wszystkie duchy w zamku i poinformuj ich o naszym planie. Niech pomogą nam uniknąć podejrzliwych spojrzeń profesorów. Dobrze by było jakby Irytek zajął ich uwagę kiedy my będziemy ćwiczyć. Proszę wymyślcie coś. - poprosiłam uśmiechając się szeroko a Marta z radosnym piskiem zniknęła w sedesie. Zaśmiałam się gładko i oparłam o umywalkę. Po pięciu minutach bezczynnego patrzenia w sufit usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi. Kątem oka obserwowałam jak do łazienki wpada całkiem spora grupka. Nie czekając dłużej rozdałam każdemu po świstokliku i machnięciem różdżki przeniosłam do Pokoju Życzeń. Tę samą czynność powtórzyłam jeszcze parę razy aż zostałam sama z przewodniczącymi.
- No to pora na Turniej. - stwierdziłam i złapałam Zabiniego za łokieć by po chwili znaleźć się z wszystkimi w PŻ. Znaleźliśmy się po środku pokoju gdzie czekali na nas Huncwoci i Lilka. Wskazałam przewodniczącym miejsca gdzie mogli usiąść i obserwować a ja sama skierowałam się do przyjaciół którzy kłócili się o coś przy jakiejś szafie.
- Jesteś! Wyjaśnij tym imbecylom że nie mamy prawa używać bogina! - wysyczała na wstępie zielonooka a ja spojrzałam na Huncwotów zaskoczona.
- Skąd go wytrzasnęliście? - zapytałam i odsunęłam się trochę gdyż szafa zaczęła się niebezpiecznie trząść.
- Znaleźliśmy w starej klasie od zaklęć. Chował się w tej szafie więc go sobie wzięliśmy. - wyjaśnił Jamie i poklepał bok szafy.
- Ale nie możemy go używać na uczniach. - sprzeciwiła się rudowłosa a ja się chwilę zastanowiłam.
- W sumie sama nasza działalność jest wręcz zabroniona. Jeżeli chcemy ich czegoś nauczyć to możemy użyć bogina na naszych lekcjach. - stwierdziłam poważnie a zielonooka niechętnie skinęła głową.
- Od czego zaczynamy nasz Turniej? - zapytał Syriusz patrząc uważnie na całkiem sporą grupę czwartoklasistów.
- Zaczynamy od pracy zespołowej czy zostawiamy to na koniec? - zapytałam patrząc na Lupina który rozważał moje pytanie.
- Myślę że możemy zostawić to na koniec. Na początku możemy ich sprawdzić z rzucania zaklęć. - stwierdził z uśmiechem a ja pokiwałam głową.
- Lilka idź ich powiadom aby się przygotowali do pierwszego zadania. Jako pierwsze będą musieli Rictusemprą trafić i przewrócić tarcze. - westchnęłam i kiedy rudowłosa skierowała się do grupy ja z Huncwotami uruchomiliśmy dwadzieścia tarcz na różnej wysokości. Dziesięć z dwudziestu latało pod sufitem. Pięć unosiło się w miejscu ponad nasze głowy a pozostała piątka latała w poziomie wyżej od piątki nieruchomych tarcz.
- Jak organizujemy to czasowo? - zapytał James stając obok mnie z założonymi rękoma.
- Mamy dwadzieścia tarcz i trzydziestu uczestników. Dziesięć minut to za długo. Musimy być szybcy w rzucaniu zaklęć inaczej zginiemy a tego byśmy nie chcieli. Dajmy im pięć minut i jak najwięcej zestrzelonych tarcz. Liczy się szybkość, precyzja i cel. - rozkazałam poważnie a Jamie skinął głową ze zrozumieniem.
- Przez dwie i pół godziny będą strzelać do celu. Zapowiada się ciekawie. - prychnął Łapa a ja się cicho zaśmiałam.
- A co będzie następnym zadaniem? I jak będzie wyglądać w tym zadaniu dyskwalifikacja? - zapytał Peter obserwując ustawiających się czwartoklasistów w kolejce.
- Dyskwalifikacja będzie prosta. Jeżeli uczeń nie trafi w co najmniej dziesięć tarcz, odpada. Drugie zadanie zaś będzie polegać na zaklęciu Expelliarmus. Mamy tu pięć manekinów które dzierżą lipne różdżki i kręcą się w różne strony. Uczeń będzie musiał pozbawić manekiny różdżek w dwie minuty. Dyskwalifikacja tutaj też jest prosta. Nie zbierzesz trzech różdżek, odpadasz. - wyjaśniłam po krótce i skierowałam się do czekających uczniów.
- Mniemam że wszyscy jesteście gotowi. Tutaj nie będzie zabawy ani przepychanek. Zakaz jest oszukiwania i używania wspomagaczy. Będziecie przez nas obserwowani więc za każde oszustwo bez słowa wylatujecie. To poważna sprawa i liczę że będziecie się zachować poważnie oraz dacie z siebie wszystko. Nie chce słyszeć wyzwisk, jęków czy płaczu. Zgrywanie chojraka nic wam nie da. Nie przejdziecie zadań, nie wyściubiacie nosa za Pokoju Życzeń kiedy rozpocznie się atak. Wszystko jasne? - powiedziałam poważnie obserwując każdego ucznia który kiwał głową na zgodę.
- W takim razie po kolei idziecie do Lili. Waszym pierwszym zadaniem jest trafić jak najwięcej tarcz w ciągu pięciu minut. Będziemy głównie patrzeć na szybkość i celność. Jeśli ktoś trafi mniej niż dziesięć tarcz odpada. Do roboty. - poleciłam i bez dalszej paplaniny podreptałam do chłopaków.
- Jak myślisz ilu ich przejdzie? - zapytał Remus kiedy do nich doszłam.
- Z Ravenclawu może z połowa, tych trzech ze Slytherinu wygląda na gotowych do wszystkiego. Nie mam pojęcia. - wyznałam szczerze i obserwowałam pierwszego uczestnika.
- No to wiemy jakie będą dwa pierwsze zadania. A następne na czym będą polegać? - zapytała Lili pojawiając się obok mnie.
- Mamy Rictusempre i Expelliarmus. Ascendio będzie jako trzecie a Drętwota jako czwarta i ostatnia. Do tych czterech zadań możemy dyskwalifikować uczniów normalnie. Potem w pracy zespołowej będziemy oceniać jak ze sobą współpracują i myślą. Będziemy zwracać im uwagi na głupoty a za dobre pomysły chwalić. Wyrzucać będziemy za spowolnianie grupy lub za robienie pod górę i kłótnie. Zakończymy na mini pojedynku. Oczywiście ci którzy dotarli do pojedynku nie będą musieli się martwić dyskwalifikacją. To będzie się zaliczać do sprawdzenia ich pamięci z całego tego Turnieju. - opowiedziałam zaplanowany przeze mnie plan.
- No to teraz oglądamy, usuwamy i wyjaśniamy błędy. A żeby ich hipogryf ugryzł! - jęknął James a ja sama westchnęłam męczennie.
- Miło się patrzy na ich chęć pomocy w obronie szkoły ale to nie jest zabawa. Nie wiem czemu nie rozumieją że mogą zginąć. - westchnął Remus a ja uśmiechnęłam się smutno na te słowa. Potem nikt nie odezwał się słowem poza krótkimi informacjami do czwartoklasistów. Zgodnie wypełnialiśmy swoje zadania a młodzież się z nami nie kłóciła. Co ciekawe uczniowie Slytherinu też zalecili się do naszych poleceń jak i drobnych uwag.
- Zaraz zacznie się kolacja. - zawiadomił Peter patrząc na swój zegarek.
- Skończyliśmy przed czasem. - westchnął Remus ze zmęczonym uśmiechem.
- Dobrze! Słuchajcie. Poradziliście sobie wspaniale. Nie będę tu zwracać uwagi na siedem zdyskwalifikowanych osób. Nic się nie stało więc się nie przejmujcie. Pomożecie nam pilnując młodszych uczniów. Reszta niech się zgłosi do swoich przewodniczących aby dali wam plan naszych zajęć. Teraz kończymy i dziękujemy za waszą obecność. Do zobaczenia na kolacji. - przemówiła Lilka i wszyscy się rozeszliśmy.
- Jak się czujesz Remusie? - zapytałam zmartwiona patrząc na zmęczoną twarz przyjaciela. Całą grupą kierowaliśmy się tajnymi przejściami do Wielkiej sali na kolację.
- Jakbym nie spał przez tydzień. Szkoda że cię z nami nie będzie. - wyjawił a ja uśmiechnęłam się lekko.
- Muszę porozmawiać z centaurami. Może nam pomogą. - wyjaśniłam spokojnie i nacisnęłam cegiełkę która otworzyła nam przejście na jeden z wielu zapomnianych korytarzy.
- Myślisz że się zgodzą? - zapytał Syriusz przytulając mnie do swojego boku.
- Oni też nie przepadają za Voldemortem więc możliwe że pomogą. - stwierdziłam z przekąsem.
- Dobrze by było mieć w nich sojuszników. - mruknął James poprawiając okulary.
- Miejmy nadzieję że nas wspomogą. - westchnęła zielonooka i wszyscy weszliśmy do wielkiej sali gdzie przebywała już prawie cała szkoła. Usiedliśmy wygodnie przy naszym stole i nałożyliśmy sobie jedzenie.
- Jak poszła rekrutacja? - zagaił Frank siedzący naprzeciwko mnie.
- Nawet dobrze. Z trzydziestu osób odpadło tylko siedem. Ale i tak obawiam się ich udziału w walce. - odpowiedziałam i napiłam się herbaty owocowej.
- Dzieciaki chcą pomóc i się do czegoś przydać. W końcu Hogwart to ich drugi dom. - westchnął z lekkim uśmiechem co odwzajemniłam.
- Wiem o tym Frank. Po prostu się o nich boję. - wyszeptałam niepewnie i podparłam się na łokciu.
- Każdy się boi Teo. W końcu to wojna. - stwierdził niechętnie a ja westchnęłam smutno. Dalej jedliśmy w ciszy bynajmniej nasza grupka. Reszta sali rozbrzmiewała w wesołych i radosnych rozmowach. Wszyscy obawiali się co przyniesie jutro ale zachowywali się jakby żadne niebezpieczeństwo nie istniało. Zerknęłam dyskretnie na zegar wiszący na jednej ze ścian zamku. Widząc godzinę dwudziestą szturchnęłam siedzącego obok mnie Syriusza.
- Co jest? - zapytał zaskoczony a ja kiwnęłam głową w stronę wyjścia.
- Zbierajmy się. - szepnęłam mu na ucho aby nikt nie usłyszał.
- Dobra kochani my się zbieramy. Ja jestem padnięty a mamy jeszcze do omówienia żart. - powiedział głośno Syriusz i przeciągnął się aktorsko grając zmęczonego. Mrugnął do mnie porozumiewawczo i wyszedł z wielkiej sali razem z Huncwotami.
- Ja też się zbieram. Jestem padnięta całym dzisiejszym dniem. - jęknęłam i podniosłam się ze swojego miejsca.
- Idź kochana. Odwaliłaś dzisiaj kawał dobrej roboty tak jak wszyscy. Należy się nam odpoczynek przed treningami. - powiedziała troskliwie Molly a ja uśmiechnęłam się do niej w podzięce. Pożegnałam się z przyjaciółmi i innymi uczniami po czym skierowałam się do wieży Gryffindoru. Weszłam przez obraz do pokoju wspólnego gdzie czekali na mnie chłopcy.
- Za pół godziny w pokoju wspólnym. - powiedziałam poważnie i rozeszliśmy się do swoich dormitoriów. Wpadłam jak burza pod ciepły prysznic i dałam sobie chwilę relaksu pod ciepłymi kroplami wody. Wyszłam z prysznica po jakichś dwudziestu minutach, wytarłam się szybko i ubrałam na siebie czarne getry, pomarańczową bluzę, skarpety i przetarte trampki. Uczesałam jeszcze kitkę i wyszłam z dormitorium do salonu gdzie czekał na mnie już Remus z Jamesem.
- A pozostała dwójka gdzie? - zapytałam kładąc ręce na biodrach.
- Syriusz okupuję łazienkę a Peter szuka skarpetek. - odpowiedział James z rozbawieniem a ja pokręciłam głową z niedowierzeniem.
- Trudno. Chodźmy bez nich. Lepiej żeby Remus znalazł się już w Chacie. - westchnęłam i przetarłam czoło ze zmęczeniem.
- Dobry pomysł. Nie czuję się najlepiej. - mruknął Lunatyk i we trójkę rzuciwszy na siebie zaklęcie kameleona wyszliśmy z zamku.
- Melody cię zabije za to przemęczenie. - mruknęłam poważnie w przestrzeń choć wiedziałam że mnie usłyszeli.
- Już dostałem za to burę nie dobijaj mnie bardziej. - jęknął Lupin niedaleko mojego lewego boku.
- Dobrze wiedzieć. - zachichotałam cicho i unieruchomiłam wierzbę bijącą.
- Słychać ją było w całym zamku . Jakim cudem ty tego nie usłyszałaś? - zapytał z niedowierzeniem James a ja się chwilę zastanowiłam.
- Chyba byłam wtedy w pokoju życzeń. - mruknęłam niepewnie i wgramoliłam się do tunelu prowadzącego do Wrzeszczącej Chaty. W między czasie zdjęliśmy z siebie zaklęcie i maszerowaliśmy dalej prostym korytarzem.
- Możliwe. Pokój życzeń jest wyciszony więc mogłaś nie słyszeć. - odpowiedział Remus wzruszając ramionami i opadł ciężko na jeden z foteli.
- Może i tak. Poczekam z wami na Syriusza i Petera. Posiedzę tak do północy i spadam do Firenzo. - mruknęłam i usiadłam na podniszczonym tapczanie.
- No to sobie poczekamy. Zanim Syriusz się wykąpie minie godzina a nim Peter znajdzie w tym syfie skarpetki to minie kolejna. - westchnął Jamie i rozwalił się na całym tapczanie kładąc głowę na moich kolanach.
- Tylko nie zaśnij jeleniu. - zaśmiałam się i potarmosiłam i tak już rozwianą fryzurę przyjaciela.
- Teosia!! Zniszczyłaś mój artystyczny nieład. - krzyknął niezadowolony a ja z Remusem śmiałam się w najlepsze.
- I tak miałeś szopę na głowie. - prychnęłam rozbawiona kiedy rogaty uszczypnął mnie w bok.
- Wredota. - warknął okularnik i obrażony usiadł w kocie chaty odwracając się do nas plecami.
- Daję dziesięć minut. - zaśmiał się Remus patrząc na plecy Rogacza.
- Piętnaście. - podbiłam stawkę i ułożyłam się wygodniej na materacu.
- Jesteś bardzo pewna siebie. - stwierdził Lunatyk patrząc się na mnie z rozbawieniem a ja tylko wyszczerzyłam do niego swoje ząbki.
- Takie rzeczy się po prostu wie. - wyjaśniłam z prostotą powodując u Remusa śmiech. Sama zaśmiałam się cicho i spojrzałam na swój zegarek na nadgarstku który wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą, czterdzieści pięć.
- Minuta. - mruknęłam cicho by tylko Lupin mnie usłyszał i oboje spojrzeliśmy na Pottera który zaczął się wiercić na swoim miejscu. Kiedy minęła wspomniana minuta James odwrócił się do nas gwałtownie wyrzucając ręce w powietrze.
- Gdzie oni do cholery jasnej są!? - wrzasnął a ja uśmiechnęłam się zwycięsko do Lunatyka.
- Wisisz mi lodowe śnieżynki.- powiedziałam zadowolona z siebie a chłopak westchnął.
- Rogaś ma rację. Co oni robią tak długo w dormitorium? - stwierdził po chwili wilczek i spojrzał na nas z niepokojem.
- Raczej nie dali się złapać. Wymykaliście się tyle razy że stało się to waszym nawykiem nie wspominając o tym że Syriusz z Peterem nie są aż tak nie rozgarnięci. - westchnęłam z irytacją i zakryłam sobie oczy ramieniem. Leżałam tak przez dłuższy czas przysłuchując się cichej rozmowie chłopaków. Z nudów zaczęłam wystukiwać rytm paznokciami na zakurzonej podłodze. W końcu po dłuższym czasie podniosłam się słysząc kroki w korytarzu do Chaty. Wlepiłam spojrzenie na poszarpane drzwi w których pojawił się dziwnie zadowolony z siebie Syriusz i przestraszony Peter.
- Nareszcie! - krzyknął James a Remus złapał mnie za rękę i spojrzał na mój zegarek.
- Co wy robiliście tyle czasu?! Za piętnaście minut jest północ! - warknął Lupin patrząc z naganą na dwóch spóźnialskich.
- Oj tam przesadzasz Luniak! Jesteśmy przed północą to się liczy. - zaśmiał się Łapa a ja pokręciłam głową z niedowierzeniem.
- Dziw bierze że się jeszcze nie utopiłeś pod tym prysznicem. - zakpiłam i po chwili byłam miażdżona w silnym uścisku Syriusza.
- Nie zrobiłbym ci tego. - stwierdził z szerokim uśmiechem a ja spojrzałam na niego z przekąsem w salwie śmiechów chłopaków.
- Ehh. Co ja z tobą mam. No nic chłopaki. Widzimy się później. - westchnęłam ciężko i przemieniłam się. Stojąc na czterech łapach mruknęłam cicho do chłopaków wskazując im pyskiem księżyc i wybiegłam z Chaty w poszukiwaniu centaurów. Przemierzałam las w dość szybkim tempie omijając drzewa. Czułam zapach wielu zwierząt przemykających w mroku zarośli zakazanego lasu. Jednak nigdzie nie widziałam ani nie wyczuwałam centaurów. Przystanęłam na niewielkim pagórku i podniosłam łeb wyżej aby dosięgnąć większych zapachów. Powęszyłam trochę w powietrzu i wyczułam leciutki powiew magii. Skierowałam się biegiem w tamtą stronę i dobiegłam do gęstszego zakątka lasu. Zręcznie wymijałam drzewa i krzewy aż w końcu dotarłam do szukanego przeze mnie stada centaurów.
[-Czemu wywiało was aż tak daleko w gęstwinę?] - zapytałam podchodząc bliżej Zakały.
- Witaj Pani. Musieliśmy zmienić miejsce naszego spotkania gdyż niepokoiła nas zbyt częsta obecność paru uczniów w naszym lesie. - odpowiedział zdenerwowany Zakała .
[- Uczniowie w zakazanym lesie? Oprócz mnie, dziewczyn i Huncwotów nikt inny nie może tutaj wejść.] - mruknęłam zaskoczona i usiadłam na ziemi.
- Wiemy o tym. Lecz nie sama ich obecność nam się nie podobała lecz ich ubiór. - sprostował Ronan z krzywym uśmiechem.
[- Chyba wiem o co wam chodzi i zaczyna mi się to nie podobać.] - warknęłam gniewnie a mój ogon zaczął niepokojąc kołysać się na boki.
- Nie denerwuj się Pani. Mamy wszystko pod kontrolą. Patrolujemy las jak najlepiej i bardzo często. Żaden śmierciożerca nie przedostanie się przez nasz dom. - zapewnił Magorian z wojowniczą postawą na co zamruczałam zadowolona.
[- Domyślam się że wiecie iż Voldemort planuje atak na szkołę. Obawiam się że nie pozostawi lasu bez uszczerbku. Wspomożecie nas w walce?] - zapytałam poważnie obserwując całą czwórkę.
- Dziw mnie bierze słysząc twe pewne słowa. Skąd wiesz że Voldemort pragnie nas zaatakować? Gwiazdy milczą, nie chcą wyjawić nam swojej wiedzy więc skąd ty wiesz co się stanie? - zapytał Firenzo patrząc na mnie niepewnie a ja westchnęłam cicho.
[- W szkole panuje chaos choć nauczyciele o tym nie wiedzą. Razem z przyjaciółmi postanowiliśmy przygotować się do ewentualnej wojny o Hogwart. Reszta domów również nas poparła. No może oprócz niektórych ze Slytherinu. Wśród Ślizgonów są poplecznicy beznosa i jednym z nich jest moja dobra przyjaciółka. Została w to wciągnięta przez rodzinę, nie miała prawa wyboru jednak poinformowała mnie o wszystkim co usłyszała na zebraniu Śmierciożerców. Dostałam listę z nazwiskami, plan ataku oraz wiele innych ważnych informacji.] - wyjaśniłam smutnym głosem. Przez dłuższy czas panowała między nami cisza. Każdy zatopił się we własnych myślach.
- Centaury pomogą uczniom Hogwartu w walce. Nie pozwolimy aby nasz dom też ucierpiał. - zadecydował Magorian a ja zamruczałam z zadowoleniem.
- Kiedy nadejdzie atak wyślij do nas wiadomość Pani. Przybędziemy od razu. - poprosił Zakała i ukłonił się przede mną po czym odbiegł w gęstwinę lasu.
- Postaramy się zebrać jak najwięcej zwierząt z lasu. Oni też zapewne będą walczyć za swój dom. - zapewnił Ronan i z cwanym uśmieszkiem pobiegł w stronę w której uprzednio zniknął Zakała.
[- Powiadomię was o walce gdy nie damy rady odeprzeć ataku nieprzyjaciela. Co jak co ale uczniowie Hogwartu również będą walczyć o swój dom tak samo mocno i odważnie jak wy o zakazany las.]- powiedziałam pewnie co spowodowało uśmiech na twarzy Magoriana i Firenzo.
- Ty i twoi przyjaciele jesteście niebywałym zjawiskiem. Bronicie wszystko na czym wam zależy. Ten las jest również waszym domem gdyż przyjął was do siebie jak swoje dzieci. Jestem pewny że nie dacie nikomu go skrzywdzić. - wyjawił Firenzo z uśmiechem a Magorian zaśmiał się lekko.
- Pędź do przyjaciół Pani. Kiedy nastąpi czas będziemy gotowi na twoje wezwanie. - powiedział jeszcze Magorian i razem z Firenzo pożegnawszy się pogalopowali w las. Odetchnęła z ulgą wiedząc że mamy w lesie sojuszników. Zadowolona podreptałam w stronę Chaty rozglądając się z lekkim uśmiechem po zaroślach . Będą już w połowie drogi usłyszałam złowrogi ryk należący do Remusa i krzyk jakiegoś ucznia. Ruszyłam pędem w tamtą stronę przeskakując lub omijając każdą przeszkodę. Wpadłam na polanę całkowicie zasapana a to co zobaczyłam sprawiło że zdębiałam ze strachu. Widziałam jak James próbuje uspokoić Remusa i odciągnąć go od przerażonego Severusa. Wiele nie myśląc ryknęłam głośno zwracając na siebie uwagę i popędziłam w kierunku wilkołaka. Odepchnęłam go od jelenia który pobiegł w stronę czarnowłosego. Nie chciałam zrobić krzywdy przyjacielowi więc tylko go odpychałam i podgryzałam w ogon aby odciągnąć go jak najdalej od Jamesa i Severusa. Jednak Remus nie był taki skory do wycofania się i atakował mnie. Gryzł, drapał i rzucał się w każdą stronę aby tylko dostać się do czarnookiego. Kiedy Lupin odepchnął mnie od siebie tak że z piskiem wylądowałam metr od niego na dużym drzewie wiedziałam że bez przemocy się nie obejdzie. Jęknęłam cicho czując ból w plecach i lewej, przedniej łapie. Zrobiło mi się ciemno przed oczami ale olewając to uczucie popędziłam na wilka z gniewnym rykiem. Skoczyłam tuż przed jego nosem i powaliłam go na ziemię warcząc wściekle. Napierałam na Lunatyka wiedząc że nie da rady odeprzeć moich ataków. W końcu po pół godzinie wilczur się poddał i uciekł do przejścia pod wierzbą. Patrzyłam w tamtym kierunku jeszcze parę minut. Kiedy upewniłam się że Remus już do nas nie wyjdzie podbiegłam, kulejąc do przemienionego w człowieka Jamesa i Severusa. Będąc już obok chłopców sama się zmieniłam i skrzywiłam się widząc zakrwawioną i wygiętą rękę.
- Nic wam nie jest? - zapytałam zmartwiona patrząc po ich twarzach .
- Mnie nic nie jest. Będę miał parę siniaków ale jest dobrze. - westchnął James i zaczął wyjmować mi z rany na plecach liście. Piekło niemiłosiernie ale nie wydałam z siebie żadnego głosu tylko spojrzałam na Severusa który przyglądał mi się z niepokojem.
- A teraz powiedz mi co ci strzeliło do łba aby się tu pojawić? - zapytałam poważnie i skrzywiłam się lekko kiedy Jamie zahaczył o najbardziej bolące miejsce.
- Byłem ciekawy gdzie tak znikacie co miesiąc. Chciałem was śledzić ale nie udało mi się bo Black mnie wykrył. To on powiedział mi że pod wierzbą jest tajne przejście. - wyjaśnił czarnowłosy i nie pytając o moje zdanie zaczął oczyszczać mi złamaną rękę.
- Czyli to Syriusz cię tutaj sprowadził? - warknęłam niezadowolona by po chwili pisnąć kiedy poczułam palący ogień na plecach.
- Powiedz ty mi jakim cudem ta gałąź znalazła się w twoich plecach? - wymamrotał Potter pokazując mi całkiem spory, zakrwawiony badyl. Zbladłam i zachwiałam się lekko widząc pełno mojej krwi dookoła siebie i na ciuchach.
- Musiałam się na nią nadziać kiedy Remus ugryzł mnie w plecy. - wyszeptałam niemrawo i dzięki pomocy chłopców usiadłam na kamieniu.
- Zaprowadzić cię do madame Pomfrey ? - zapytał z troską Severus a ja uśmiechnęłam się mściwie.
- Na razie nie. Najpierw pokażę się Syriuszowi i uświadomię mu co zrobił. - warknęłam nabuzowana i zobaczyłam jak James i Snape uśmiechają się lekko zapewne wyobrażając sobie tą sytuację.
- Też mam mu parę słów do powiedzenia. Jakim można być debilem żeby nie wiedzieć że sprowadził niebezpieczeństwo nie tylko na nas ale i na Smark....ee... Snape'a. - powiedział szybko i uśmiechnął się do mnie niepewnie co skwitowałam rozbawionym prychnięciem.
- Ty lepiej pomyśl jak się teraz czuje Remus. - sprostowałam poważnie i obejrzałam dokładnie moją zakrwawioną bluzę.
- No to będzie kiepsko. - skwitował Potter i usiadł naprzeciwko mnie z niezadowoloną miną.
- Severusie proszę nie mów nikomu o tym co tu się dzisiaj stało. I nie kręć się więcej po lesie w czasie pełni. W ogóle nie kręć się po lesie. - poprosiłam niemrawo patrząc na czarnowłosego który westchnął ciężko.
- Nikomu nie powiem ani nie wejdę do lasu. Przepraszam Teo. - odpowiedział ze smutną miną na co westchnęłam męczennie.
- James idź do chłopaków ja zaraz do ciebie dołączę. - powiedziałam do okularnika który uważnie przypatrywał się mnie i Severusowi.
- Dobrze. Tylko przyjdź w jednym kawałku. - poprosił a ja uśmiechnęłam się do niego lekko i obserwowałam jak oddala się od naszej dwójki.
- Severusie jestem już na tyle poważna i mądra aby nie mieć ci za złe twoich słów. Jednak nie powiem zabolały mnie. - westchnęłam zwracając się do czarnookiego.
- Wiem o tym Teo. Wiem i żałuję że to powiedziałem. - wyznał i przysiadł się koło mnie.
- Nie jestem na ciebie zła, Sev. Jednak niepokoi mnie jedna kwestia. I ty dobrze wiesz jaka. - powiedziałam poważnie i skierowałam swoje spojrzenie na jego przedramię.
- Cieszę się że nie jesteś zła. Jednak zaraz możesz być. - westchnął i odsłonił swoją lewą rękę na której zobaczyłam mroczny znak.
- Zła byłam jak się dowiedziałam teraz jestem niepokojąco zmartwiona. - sprostowałam krzywiąc się lekko na widok czarnej czaszki z wężem w zębach.
- Musiałem Teo. On bardzo się mną interesował na wzgląd moich dokonań w eliksirach i czarnej magii. Musiałem bo zagroził że zabije tych na których mi zależy. - wyjaśnił smutno a ja uśmiechnęłam się niemrawo i ostrożnie aby nie naruszyć złamanej i nadal krwawiącej ręki go przytuliłam. Czarnowłosy również mnie przytulił uważając na moje rany i westchnął lekko.
- Zdajesz sobie sprawę że Voldemort mógł użyć nas przeciwko tobie bylebyś tylko do niego dołączył? On nadal może nas zabić a ty nic nie zrobisz bo i ciebie zabije. - powiedziałam poważnie i uścisnęłam go mocniej.
- Wiem. Zdałem sobie z tego sprawę już po fakcie. - westchnął przytulając się do mnie mocniej.
- Cieszę się że nie grozi ci niebezpieczeństwo choć nie pochwalam twojego wyboru Severusie. Wracaj do zamku i ciesz się że James był w pobliżu bo byłoby po tobie. - stwierdziłam z lekkim uśmiechem widząc niezadowolenie na twarzy przyjaciela.
- Nie pocieszyłaś mnie. - mruknął ale uśmiechnął się do mnie lekko.
- Może i tak ale mówię prawdę. A teraz zmykaj a ja idę porozmawiać poważnie z moim chłopakiem. - powiedziałam delikatnie choć z szatańskim uśmieszkiem.
- Nadal zastanawiam się jakim cudem Black sprawił że go pokochałaś. Przecież to idiota. - westchnął a ja zaśmiałam się cicho na jego wypowiedź.
- Może i idiota ale mój. Nie wiem jak ci to wyjaśnić ale tak po prostu się w nim zakochałam. - odpowiedziałam szczerze i pożegnałam się z czarnookim. Przyglądałam się jego sylwetce znikającej na błoniach aż w końcu zobaczyłam jak znika za wrotami szkoły. Zerknęłam na zegarek i warknęłam pod nosem widząc godzinę czwartą trzydzieści rano. Odwróciłam się na pięcie i pokuśtykałam do wnętrza Chaty. Będą w tunelu usłyszałam dwa rozgniewane głosy. Krzyki byłoby słychać w samym Hogwarcie gdyby nie zaklęcie wyciszające. Otworzyłam drzwi uważając aby nie narobić zbędnego hałasu i weszłam do zakurzonego salonu gdzie trwała krwawa batalia. Remus z Jamesem darli się na Syriusza a Peter chował się za kanapą. Westchnęłam cicho i oparłam się o balustradę łóżka uważając na swoje rany i czekałam aż któryś z panów mnie zauważy. Czekałam tak stojąc przez piętnaście minut aż z nudów zaczęłam wyjmować sobie z krwawiącej ręki małe kamyczki, gałązki czy liście kiedy do moich uszu dobiegł przerażony pisk i zostałam gwałtownie przytulona. Czując ucisk na nogach i trochę lżejszy na brzuchu skrzywiłam się lekko ale odwzajemniłam uścisk Petera który do mnie dopadł.
- Teo na Merlina! Co ja ci zrobiłem. - usłyszałam przerażony głos Remusa i spojrzałam na niego uspokajająco.
- Nic się nie stało Remusie. Powoli przestaje boleć. - powiedziałam spokojnie a Lunatyk podszedł do mnie z różdżką w ręku i zaczął składać mi złamane kości w ręce. Na szczęście nie zobaczył jeszcze pleców, pomyślałam zadowolona i odepchnęłam od siebie chłopców by stanąć na przeciwko przestraszonego Łapy. Usłyszałam jeszcze za sobą jęk rozpaczy ale nie zwracałam na to uwagi patrząc na Syriusza ze złością i mordem w oczach.
- Patrz i podziwiaj co żeś zrobił. - warknęłam i okręciłam się wokół własnej osi pokazując Blackowi moją złamaną rękę, podartą i zakrwawioną bluzę oraz wielką ranę na plecach która była lekko okryta strzępami pozostałymi z mojej bluzy.
- Zadowolony z siebie jesteś? Pomyślałeś choć trochę o nas i co nam może się stać? Pomyślałeś jak Remus może się czuć wiedząc że prawie poharatał Severusa na kawałeczki gdyby nie ja i James? Pomyślałeś co by się stało gdyby Snape się przemienił i ty byś musiał pilnować i jego? Nie, nie pomyślałeś!! - krzyknęłam patrząc się na niego bez mrugnięcia okiem. Sam Syriusz zaś przypatrywał mi się z poczuciem winy, troską w oczach i niezidentyfikowanym przeze mnie uczuciem. Jakby jego spojrzenie spowiła ciemność i mrok. Jednak nie wiele mnie to obchodziło więc wycofałam się do tyłu i siadłam na łóżku zdejmując z siebie bluzę. Zostałam w samym poharatanym i zakrwawionym podkoszulku. Skrzywiłam się lekko z bólu kiedy niechcący zahaczyłam materiałem bluzy o ranę na ręku. Rzuciłam podarty materiał w kąt pokoju i obejrzałam dokładniej moje rany. Ręka nie wyglądała najlepiej. Była cała zakrwawiona a rana była otwarta aż do kości co powodowało bolesne skurcze, pieczenie i nieznośne szczypanie. Wychyliłam lekko głowę do tyłu by sprawdzić jak wyglądają plecy. Nie wyglądało to za dobrze. Wszędzie widziałam krew i rozdarte mięso ciągnące się od prawej łopatki do lewej nerki. Gdzieniegdzie widziałam wystającą kostkę czy rozdarty mięsień. Plecy wyglądały najgorzej i bolały niemiłosiernie. Dodatkowo jeszcze skrawki koszulki wżynały się w ranę co powodowało większy ból niż ten na ręce.
- Coś czuję że leczenie nie będzie należało do najprzyjemniejszych. - westchnęłam niechętnie i spojrzałam na chłopców którzy w milczeniu mi się przypatrywali.
- Bardzo cię boli? - zapytał James i podszedł do mnie przypatrując się moim plecom.
- Ręka aż tak nie rwie. Gorzej z plecami. Materiał z koszulki wżyna mi się w mięśnie i nie powiem. Boli to cholernie ale da się wytrzymać. - powiedziałam spokojnie a Potter usiadł za mną i zaczął wyjmować pozostałości mojej koszulki. Syknęłam głośno kiedy poczułam przejeżdżający materiał. Poczułam łzy w oczach kiedy nieprzyjemny ból i gorąco rozeszło się po całym moim ciele.
- Przepraszam cię Teo. - wyszeptał Remus a ja spojrzałam na niego ostro na co się troszeczkę cofnął.
- Jeszcze raz mnie przeproś to do ciebie wstanę i strzelę po łepetynie aż piąta klepka ci wróci! To nie twoja wina Remusie do jasnej cholery! - warknęłam zdenerwowana i pisnęłam kiedy Potter po raz kolejny wyciągnął ze mnie kolejny skrawek materiału.
- Przepraszam. Niestety zostało jeszcze sporo kawałków. Wytrzymasz? - zapytał Jamie a ja pokiwałam głową na tak. Co jak co ale nie chciałabym aby infekcja wdała się w i tak już chore plecy.
- Pomogę ci. - zaoferował Remus i usadowił się za mną obok Jamesa i oboje zaczęli wyciągać ze mnie podartą koszulkę. Westchnęłam i zerknęłam na Syriusza który nadal stał na baczność i przyglądał się zabiegom przyjaciół.
- Mógłbyś nie stać jak słup soli i pomóc? - zapytałam zirytowana a Łapa wolnym krokiem podszedł do mnie i zaczął leczyć moją rękę. Nie odzywałam się do niego więcej choć wiedziałam że próbuje złapać ze mną kontakt wzrokowy. Zręcznie omijałam jego spojrzenie jeżdżąc wzrokiem od rany na ręce do tej na plecach. Zerknęłam też na Petera który gorączkowo przerzucał fiolki i buteleczki z eliksirami.
- Ciekawy poranek. Nie ma co. - prychnęłam rozbawiona i skrzywiłam się lekko.
- Nawet kiedy się wykrwawiasz to żartujesz. Jak ty to robisz?- westchnął Remus z lekkim uśmiechem na co się słabo roześmiałam.
- A po co rozpaczać? Przecież wiem że te rany da się wyleczyć więc po co mam nad nimi płakać skoro nic mi nie jest. - zakpiłam rozbawiona by następnie zamilknąć widząc przed sobą wściekłego Lupina.
- Nic ci nie jest? Nic ci nie jest?! Dziewczyno ty masz rozorane plecy! Gdzie nie spojrzę widzę wystającą kość czy przecięty mięsień! Krwawisz jak jasna cholera i ty mówisz że nic ci nie jest?!- krzyknął wściekle patrząc się na mnie ze złością a ja wzruszyłam tylko ramionami nie wiedząc o co się tak piekli.
- Remusie nic mi nie jest. Boli ale przestaje. Mamy eliksiry? Mamy. Zaklęcia leczące są? Są. Przestań histeryzować. - powiedziałam poważnie a Lunatyk usiadł z jękiem na podłodze.
- Ty jesteś szalona. - prychnął niczym obrażony pięciolatek.
- Ktoś musi. - skwitowałam i wyszczerzyłam do niego wszystkie moje ząbki.
- Dobra. Usunęliśmy wszystkie kawałki koszulki. Plecy już tak nie krwawią ale wypadało by coś z nimi zrobić. - zakomunikował James a ja spojrzałam na biegnącego do nas Petera z naręczem eliksirów.
- Jak ty to wszystko żeś wziął? - zapytałam zaskoczona widząc pełno fiolek i buteleczek w rękach Glizdogona.
- Nie wiedziałem która pomoże bardziej. - wyjaśnił i położył na łóżku wszystko co trzymał. Przeleciałam wzrokiem po każdym eliksirze i wzięłam dwie buteleczki które mi pomogą.
- Dobra. Jako że ja nie dosięgnę to wy musicie to zrobić. - powiedziałam poważnie a Remus z pewnością przyjął ode mnie fiolki.
- Najpierw znieczulający. Co jak co ale krzyczeć to ja umiem. - powiedziałam z uśmiechem co rozbawiło chłopaków. Usiadłam wygodniej i złapałam związane włosy aby nie przeszkadzały. Obserwowałam jak Remus staje za moimi plecami i pewnie wyjmuje koreczek. Po chwili poczułam jak po moich plecach leje się zimny eliksir. Zatrzęsłam się lekko z zimna i lekkiego szczypania. Odczekaliśmy parę minut aż eliksir zacznie działać i przestanie mnie wszystko boleć. Kiedy byłam pewna że eliksir już działa kiwnęłam na trzymaną przez Lunatyka drugą buteleczkę.
- Dyptam. Rozlej go szybko i zaklęciem będziesz musiał zszyć mi plecy. - powiedziałam poważnie a widząc zieleniejącą twarz przyjaciela parsknęłam śmiechem.
- Może lepiej będzie jak ja tego nie zrobię. - stwierdził niewyraźnie i oddał buteleczkę Jamesowi który poklepał go pocieszająco po plecach.
- Tylko nie puść pawia bo ja tego sprzątać nie będę. - zażartowałam a Luniek spojrzał się na mnie zawistnie.
- Zaczynam.- mruknął James i po chwili poczułam jak moje plecy są zalane lekko ściętą substancją. Słyszałam jak James mruczy pod nosem formułki zaklęcia i niewyraźnie poczułam jak moje plecy są doprowadzane do porządku.
- Peter sprawdź proszę czy mamy maść Wiggenową. Muszę nią nasmarować plecy aby mniejsze ranki zniknęły. - poprosiłam a chłopak biegiem skierował się do kuferka i zaczął w nim szperać. Westchnęłam cicho i wyprostowałam się aby sprawdzić czy moje plecy nadają się do użytku. Nic mnie nie zabolało ani nie zapiekło nie wliczając pomniejszych zadrapań które szczypały lekko. Wzięłam jeszcze dyptam od Jamesa i skropliłam nim ranę na ręku która została oczyszczona przez Syriusza.
- Wygląda dobrze ale zostanie pamiątka. - stwierdziłam uśmiechając się lekko do chłopaków.
- Może maść Wiggenowa zmniejszy blizny. Nie jestem pewny. - mruknął Remus widząc jak Peter podchodzi do mnie z małym słoiczkiem.
- Z tego co mówiła madame Pomfrey to maść tylko leczy. Nie wspominała nic o bliznach. - podsumowałam i nałożyłam niewielką ilość wywaru na rękę i zaczęłam go wklepywać w miejsce rany. Kątem oka też zauważyłam że Łapa przejął cały słoik i usadowił się za mną. Poczułam nacisk na plecach i lekkie zimno spowodowane maścią. Po chwili chłopak wsmarowywał maść na cały obręb pleców.
- Dobre i to. Powiesz nam teraz jak przebiegła rozmowa z centaurami? - zapytał James i usadowił się naprzeciwko mnie w fotelu i zaraz obok niego na łokietniku usiadł Lupin.
- Pomogą nam w walce. Spróbują również porozmawiać z innymi zwierzętami. - powiadomiłam zadowolona a słysząc cztery westchnięcia z ulgi zaśmiałam się wesoło.
- Mamy silnych sojuszników. To dobrze. A teraz powiedz mi jak zamierzasz wejść do zamku? - zapytał Remus patrząc się na moją zakrwawioną koszulkę.
- Zaklęcie Kameleona. - powiedziałam tylko a Lunatyk zaśmiał się lekko.
- Może lepiej się zbierajmy. Musimy się wykąpać i przebrać na śniadanie. - zasugerował Syriusz i każdy przystał na jego propozycję. Rzuciłam na siebie zaklęcie i już chciałam wyjść kiedy poczułam uścisk na nadgarstku. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Syriusza który z pewną siebie miną spoglądał na mnie choć mnie nie widział.
- Pogadajmy. - powiedział a ja westchnęłam cicho. Poczekałam aż reszta wyjdzie i stanęłam obok Łapy.
- Idę obok ciebie. Mów. - poleciłam i oboje opuściliśmy Chatę kierując się do tajnego przejścia prowadzącego bezpośrednio do zamku.
- Wiem że jesteś na mnie wściekła ale nie miałem zamiaru zrobić komuś krzywdy. Myślałem że Snape mnie oleje i wróci do lochów. Nie wiedziałem że jednak mnie posłucha. - wyjaśnił ze spokojem na co wywróciłam oczami.
- Nawet jeżeli to po jaką cholerę powiedziałeś mu jak ominąć Wierzbę Bijącą?! Czyś ty się mózgiem z pierwszakiem zamienił?! - warknęłam cicho i skręciłam w następny korytarz.
- Skąd miałem wiedzieć że uda mu się ją unieruchomić? Myślałem że źle wypowie zaklęcie! - prychnął zirytowany a ja przystanęłam raptownie przez co wpadł na mnie.
- Severus jest dobry z zaklęć. Powiedziałeś mu co ma zrobić i on zapamiętał. Mało tego! Zobaczył za dużo. - wysyczałam niezadowolona i założyłam ręce na piersi kiedy zaklęcie wygasło.
- Wiem. I nie jestem z tego zadowolony. - mruknął patrząc na mnie niechętnie co mnie zaskoczyło. Co się z nim dzieje, pomyślałam zaniepokojona.
- Masz świadomość że gdyby nie fakt że przyjaźniłam się z Severusem to cała szkoła by wiedziała że Remus jest wilkołakiem? Pomyślałeś o swoim przyjacielu? Syriuszu to nie zabawa, to poważna sprawa i nasza tajemnica którą zna nieodpowiednia osoba. Ciesz się że byłam skłócona z Severusem i przez ten wzgląd miał plusa aby odzyskać moje zaufanie i przyjaźń. Na szczęście nikomu nie powie co się stało rano. Mam też nadzieję że jesteś świadomy tego że jestem zawiedziona twoim zachowaniem i nieodpowiedzialnością. Severus mógł zginąć, James mógł zginąć i ja mogłam zginąć. I to z łap Remusa co byłoby twoją winą. Chciałbyś tego? Nie sądzę. - powiedziałam poważnie i zwróciłam się w stronę wyjścia z tunelu. Otworzyłam przejście i rozejrzałam dookoła czy żaden uczeń nie jest na naszej drodze. Pewna że nikogo nie ma wyszłam z tajnego przejścia i poczekałam aż Syriusz zrobi to samo. Sam Black nie odezwał się więcej słowem tylko ze zdenerwowaną miną podążał za mną do wieży gryfonów. W końcu po kilku minutach marszu stanęłam pod obrazem grubej damy która na mój widok pisnęła przerażona.
- Teo na Wielkiego Merlina co ci się stało? - zapytał przestraszona oglądając mnie dokładnie.
- Małe problemy w lesie ale nic mi nie jest. Mogłabyś otworzyć przejście. Muszę z siebie zmyć zeschniętą krew.- powiedziałam prosząco a dama bez słowa otworzyła obraz. Weszłam do salonu wspólnego w którym na szczęście nikogo nie było. No oprócz trzech Huncwotów.
- W tym świetle wyglądasz gorzej niż w Chacie. - skomentował Remus z przekąsem.
- A idź w diabły! - westchnęłam i zabunkrowałam się w swoim dormitorium słysząc rozbawione śmiechy chłopaków. Otworzyłam swoją szafę na rozcież i wyjęłam z niej czyste ubrania które położyłam na swoim łóżku. Wpadłam do łazienki z lekkim uśmiechem i wzięłam letni prysznic ze wzgląd na uleczone rany. Brudne w krwi i porwane ciuchy wyrzuciłam. Leniwie ale z dokładnością zmyłam z siebie cały brud i krew. Wyszorowana wyszłam z łazienki w bieliźnie i puchowym, długim ręczniku. Ciekawsko podeszłam do lustra wiszącego na jednej ze ścian i sprawdziłam jak wyglądają moje plecy. Wyglądałyby normalnie gdyby nie średniej wielkości blizna przecinające je na skos. Wzruszyłam ramionami na ten widok wiedząc że więcej zrobić nie mogę. Podeszłam jeszcze do swojej szafki nocnej i wyjęłam z niej eliksir wzmacniający i pobudzający aby przetrwać cały dzień. Wypiłam oby dwa i od razu poczułam się wypoczęta jak nigdy. Wysuszyłam się, ubrałam i uczesałam po czym wyszłam z dormitorium kierując się na śniadanie do wielkiej sali. Z zadowoleniem usiadłam obok Lili i Molly a słysząc burczenie w brzuchu zaśmiałam się cicho co i uczyniły dziewczyny.
- Ktoś tu jest bardzo głodny. - zaśmiała się zielonooka a ja ze śmiechem nałożyłam sobie naleśniki i zaczęłam je pałaszować ze smakiem.
- Co ci się stało w plecy? - zapytała troskliwie Molly a ja zdębiałam.
- Mały wypadek w zakazanym lesie. Opowiem wam jak będziemy same.- powiedziałam szeptem aby nikt poza dziewczynami mnie nie usłyszał. Widząc zmartwione spojrzenia przyjaciółek uśmiechnęłam się do nich uspakajająco i dokończyłam śniadanie. Potem we trójkę skierowałyśmy się do Łazienki Marty gdzie miałyśmy czekać na innych uczniów.
- Mów co ci się stało. - poleciła Lili a ja ze szczegółami opowiedziałam im co się stało o czwartej nad ranem. Obie były wzburzone i złe za zachowanie Syriusza jednak uspokoiły się słysząc jaką zapodałam mu burę.
- Jesteś szalona. - skwitowała wszystko Evans a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- To samo powiedział Remus kiedy stwierdziłam ze nic mi nie jest. - zaśmiałam się rozbawiona.
- Takie nic to raczej nie. Masz dwie ładne pamiątki. - westchnęła Molly oglądając moją bliznę na plecach i na lewym ręku.
- Blizny dodają uroku. - prychnęłam rozbawiając tym przyjaciółki. Potem rozmawiałyśmy na każdy temat czekając aż przyjdą inni uczniowie. Kiedy zaś się pojawiali tłumaczyłyśmy im trasę do pokoju życzeń gdzie czekali na nich Huncwoci. Na każdego ucznia rzucałyśmy zaklęcie kameleona i nakazałyśmy im uważać aby nie wpadli na nauczycieli. W łazience zabawiłyśmy pół godziny na tłumaczeniu i rzucaniu zaklęcia. W końcu pewne że to już wszyscy przeniosłam naszą trójkę do wnętrza pokoju życzeń. Były tu wszystkie domy choć ze Slytherinu bardzo mało. Znalazłam wzrokiem moich przyjaciół i uśmiechnęłam się do nich znacząco. Każde z nas zajęło wyznaczone miejsca i wyjęło swoje różdżki. Swoim zachowanie zwróciliśmy na siebie uwagę całego pokoju co było naszym celem.
- Boubylis! - krzyknęliśmy razem i z naszych różdżek wystrzeliły jasnożółte pioruny które dzięki naszemu ustawieniu trafiły w siebie, scalając się w jeden wielki piorun który po paru sekundach zniknął.
- Zaklęcie Baubillous tworzy jak widzieliście jasnożółty piorun. Wymowę sami słyszeliście. - powiedziałam spokojnie widząc że każdy przysłuchuje się moim słowom.
- Zebraliśmy się tutaj aby uczyć się przydatnych rzeczy i czynności które wykorzystamy w zbliżającej się wojnie o Hogwart. Chcąc chronić szkołę i nasz dom musimy umieć atakować ale i również bronić. Nauczycie wykorzystywać się eliksiry w walce ale i w leczeniu. Zaklęć atakujących, leczących, broniących, spowalniających i innych. Będziecie wiedzieć jakich roślin użyć do ataku i obrony. Będziemy siać chaos i zniszczenie dla naszych wrogów ale i również nieść pomoc, siłę i odwagę dla sojuszników. Czy jesteście z nami? - powiedziałam poważnie stojąc na środku sali z rękoma splecionymi na plecach. Odpowiedział mi zbiorowy wrzask i oklaski. Uśmiechnęła się zadowolona z efektów mojego przemówienia.
- Każdy z was dostał rozkład zajęć. Każdy uczy się od każdego. Przerobimy zielarstwo, zaklęcia, obronę, eliksiry i taniec. - wyjaśniłam i z rozbawieniem słuchałam jęki niezadowolenia.
- Po co nam w walce taniec? - zapytał kpiąco prawdopodobnie piątoroczny krukon a widząc rozgniewaną twarz Dorcas wycofał się do swojej grupy.
- Więc zamierzać stać jak słup soli kiedy w twoją stronę poleci z piętnaście zaklęć? - zapytałam patrząc na niego z uniesionymi brwiami.
- No, nie? - opowiedział niepewni i wyglądał jakby żałował swojego pytania.
- Dzięki tańcu wyćwiczymy swoje ruchy i uniki. Wyobraź sobie że umykasz każdemu zaklęciu nieprzyjaciela by następnie powalić go na ziemię. - wyjaśniłam a widząc zadowolone twarze reszty uczniów odwróciłam się do moich przyjaciół by następnie stanąć naprzeciw prawie całej szkoły.
- Teraz bądźcie cicho i słuchajcie uważnie bo nie zamierzam powtarzać. - krzyknęłam aby przekrzyczeć hałas. Wszyscy umilkli wpatrując się w naszą grupę z zainteresowaniem.
- Przede wszystkim to co się tutaj dzieje jest tajemnicą. Nikt inny nie może się o ty dowiedzieć. Nie pochwalamy plotkarzy i zdrajców czy szpiegów. Te osoby za niekompetencję i zdradę będą surowo karane aż do ukończenia przez naszą czwórkę szkoły. Czy to jest jasne? - zapytał poważnie James. Wszyscy mu potaknęli i w ciszy słuchali naszych dalszych słów.
- W tej grupie ufamy sobie i pomagamy. Tu nie liczy się dom czy podział krwi. Tu liczy się Hogwart który chcemy obronić. Kłótnie, wywyższanie się i wyzwiska są zabronione. Kary zaś wymagające i czasochłonne. Rozumiemy się? - wyjaśnił Remus uśmiechając się lekko kiedy wszyscy zaabsorbowali jego słowa.
- Chcemy się tutaj uczyć więc prosimy abyście nie hałasowali bez potrzeby. Pokój Życzeń zapewnia nam niewykrywalność a duchy zamku zajmują w tym czasie nauczycieli. Nie zmarnujcie ich pracy i uczcie się pilnie. Problemy z nauką zgłaszacie do nas lub do waszych przewodniczących. Jakoś sobie poradzimy. - zakomunikowała Lili uśmiechając się pocieszająco do zgromadzonych.
- Zajęcia trwają od śniadania do kolacji. Oczywiście będzie przerwa na obiad. Skrzaty w kuchni były na tyle pomocne i miłe że zapewnią nam posiłek w pokoju życzeń. - dodał od siebie Peter i wszyscy się zaśmialiśmy.
- Jak widzicie pokój życzeń sprawił nam drugi mini Hogwart. Jedna wielka sala. Wyznaczyliśmy miejsce na poszczególne zajęcia i ćwiczenia jak i miejsce do odpoczynku i jedzenia. Więc nie będziemy musieli przenosić się Merlin wie gdzie. - wyjawił Syriusz ze swoim uśmieszkiem powodując śmiech na sali.
- A teraz przejdźmy do konkretów. Teo? Mogłabyś? - zapytał James a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Słuchajcie uważnie i zapamiętajcie. Zajęcia z eliksirów prowadzi Lili z wytypowanymi przez nią pomocników. Zielarstwo prowadzi Frank ze swoją grupą. Taniec i gimnastykę Dorcas i jej grupa. Jordan i spółka zaznajomi was z przydatnymi gadżetami i innymi rzeczami które wspomogą was w walce. Remus i jego świta nauczy was wszystkich zaklęć, Peter wyjawi tajniki kucharskie które będą mogły zdezorientować, powalić, zakleić czy uszkodzić waszego przeciwnika. A ja z Jamesem i Syriuszem nauczymy was obrony i ataku. Zapamiętacie? Ponad to pod koniec zajęć urządzimy sobie krótkie kółko informacyjne. - wytłumaczyłam powoli i składnie pokazując po kolei każdą grupę i ich kapitanów.
- A pomocnicy kiedy będą mogli uczyć się innych rzeczy? - zapytała Amy wychodząc na przód i patrząc na nas ciekawsko.
- Rozplanowaliśmy plan zajęć tak że każdy nauczy się wszystkiego. Poza tym nie będziemy ciągnąć każdej dziedziny w nieskończoność. Mamy wypisane wszystko co będzie nam potrzebne i pomocne więc starczy czasu na inne dziedziny. - wyjaśniłam uśmiechając się do przyjaciółki z zadowoleniem.
- Jakim cudem udało wam się to wszystko zorganizować? Mam tu na myśli składniki, pergaminy, tarcze i inne przybory? - zapytała Melody podchodząc do Amy.
- Pokój życzeń daje nam to czego pragniemy więc nie było z tym problemy. Jeżeli chodzi o składniki do eliksirów są ona sprowadzane z mojego rodzinnego domu. - powiedziałam spokojnie.
- Twój tata wie o naszej linii oporu? - zapytał ciekawsko Calum a reszta przyglądał mi się w napięciu.
- Wie. Uświadomiłam go o tym i on całkowicie popiera naszą decyzję. Nie musicie się martwić. Mój ojciec zapewnił że nikomu nie powie i da nam wszystko co będziemy potrzebować. Prosił również abym was wszystkich pozdrowiła i pogratulowała odwagi oraz lojalności szkole. - zaśmiałam się widzą u niektórych wyraźne rumieńce.
- Nie ma co. Pochwała od najlepszego Aurora i partnera Szalonookiego Moodyego. Czuję się zaszczycony. - powiedział poważnie Nick stając za plecami Amy do której po chwili się przytulił.
- Cieszę się a teraz przystąpmy do zajęć. Jako że dziś pierwszy dzień to sami zaprowadzimy wasze grupy na odpowiednie miejsce ale od następnego tygodnia sami już będziecie dołączać. - powiedziałam poważnie i poczekaliśmy aż każda klasa ustawi się przed kapitanem wyznaczonym na planie. W końcu razem z chłopakami poprowadziłam dwudziestoosobową grupę w kierunku wyznaczonego dla nas miejsca w pokoju życzeń. We trójkę stanęliśmy obok wysokiej szafy i poczekaliśmy aż uczniowie ustawią się wedle uznania. Zapukałam parę razy w bok szafy zwracając na siebie uwagę.
- Jako że to nasze pierwsze zajęcia chcę abyście przezwyciężyli swój strach. - powiedziałam słodko się uśmiechając.
- W tej szafie znajduje się bogin. - dodał Syriusz widząc zdezorientowane spojrzenia naszych uczniów.
- Nie macie czego się bać. W razie czego wkroczymy i przepędzimy stwora. -zapewnił James widząc przerażenie niektórych osób.
- Zaklęcie którego będziecie dzisiaj używać to Riddikulus. Powtórzcie je sobie parę razy dla upewnienia. - poleciłam spokojnie i spojrzałam na chłopaków z uśmiechem.
- Zaczynamy? - zapytał James wskazując głową na szafę.
- Zaczynamy. - zaśmiał się Syriusz a ja pokręciłam z niedowierzeniem głową. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana zmianą jaka zaszła Łapie. Jakby miał dwie różne twarze.
- Ustawcie się w kolejce. Podchodzicie po kolei. Przede wszystkim musicie wyobrazić sobie wasz najgorszy koszmar w wersji komicznej. Potem wystarczy machnąć różdżką i śmiać się.- wyjaśniłam i z uśmiechem zauważyłam że niektóre osoby notują wszystko co do nich mówię.
- Czyli jeżeli boicie się McGonagall to wyobraźcie ją sobie w stroju baletnicy na czerwonym dywanie. - zażartował James i każdy wybuchł śmiechem.
- Ty to masz pomysły. - zachichotałam i machnięciem ręki zachęciłam naszą grupę do ustawienia się w kolejce.
- Ja tam bym chciał zobaczyć McSztywną w tej wersji. - stwierdził przekornie Syriusz powodując u wszystkich śmiech.
- Gotowy? - zapytałam puchona który stał jako pierwszy w kolejce.
- Myślę że tak. - mruknął niepewnie i przygotował różdżkę do rzucenia zaklęcia.
- Pamiętaj. Wyobraź sobie swój strach w komicznym wydaniu i rzuć zaklęcie. Potem po prostu się śmiej. - poleciłam z uśmiecham i skinęłam ręką do chłopaków aby otworzyli szafę. Odsunęłam się trochę i obserwowałam jak z szafy wypada czarna mgła która zaczęła kręcić się i mienić różnymi kolorami by po chwili zmienić się w dwumetrową akromantulę. Zaśmiałam się cicho widząc jak Syriusz wzdrygnął się widząc ośmionożnego stworka.
- Nie cierpię pająków. Riddikulus! - powiedział puchon a bogin zmienił się w pluszowego pajączka ze smoczkiem w zębach. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać co zdezorientowało stwora.
- Następny! - zaśmiał się James i gestem ręki zachęcił resztę uczniów. I tak obserwowaliśmy jak bogin zmienia się w węże, ciemność, wampiry, trolle, martwe osoby, dziwne i niezidentyfikowane twory naszych umysłów. Spojrzałam oburzona na chłopaków kiedy ci zaczęli się śmiać z bogina szóstorocznej puchonki. Przedstawiał on czarnego jak smoła Tygrysa o błyszczących oczach koloru starego złota. Odwróciłam się obrażona od żartownisi kiedy puchonka rzuciła zaklęcie na tygrysa który zaczął mienić się wszystkimi kolorami tęczy. Wąsy miał nastroszone jakby podpiął je pod prąd a oczy wyglądały jak denka od butelek. Wszyscy śmiali się z wyglądu kota kiedy nadszedł czas na ostatnią osobę. Niepewnym krokiem podeszła do nas dziewczyna w barwach Slytherinu i w naszym wieku. Uniosłam brwi zaskoczona jej postawą. Obserwowałam uważnie jak przerażona podchodzi do bogina który zaczął się niebezpiecznie trząść. W końcu zaczął zmieniać się w prawdziwy koszmar dziewczyny jak i połowy uczniów Hogwartu. Zewsząd podniósł się gwar i przerażone krzyki gdy na środku pokoju pojawił się Lord Voldemort. Przerażona dziewczyna przypatrywała mu się ze strachem i nie miała odwagi podnieść różdżki. Stanęłam pomiędzy nią i boginem. Spojrzałam hardo w jego czerwone oczy i uśmiechnęłam się kpiąco. Nim bogin zdążył przemienić się w mój koszmar postanowiłam trochę pożartować.
- Wiesz. W gazetach jednak mieli rację że nie pisali o twojej łysinie godnej świńskiego tyłka nie wspominając o pazurach godnych miana hipogryfa. - zaśmiałam się i przyglądałam jak bogin próbuje zmienić się w mój strach. Wszyscy roześmiali się z mojego komentarza co zdekoncentrowało bogina który nadal próbował się przemienić. Jednak po minucie stwór skrzecząc i sapiąc uciekł do szafy zatrzaskując za sobą drzwiczki.
- Czemu on się w nic nie przemienił tylko uciekł? - zapytał jakiś krukon a ja zaśmiałam się chicho.
- Powiedz co mógłby zrobić nieprzemieniony bogin. Ucieleśnienie samego strachu. Stając przed osobą której strachem jest sam strach. Osobą której sam bogin się obawia.- powiedziałam nadal patrząc na szafę gdzie schowała się kreatura.
- Nic ci nie jest? - zapytałam po chwili dziewczynę która ochłonęła.
- Nie. Dziękuję za ratunek. - wyszeptała mocno zawstydzona a ja uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Nie ma za co. Pamiętaj. Jeszcze utrzemy Voldziowi brodę. Powiedziałabym że utrzemy mu nosa no ale wiesz. Te dwa wentylatory nadają się tylko do zatkania jakimś śmierdzącym glutem. - powiedziałam poważnie znów wprawiając wszystkich w rozbawienie. Następnie zakończyliśmy lekcję i ustawiliśmy się po środku pokoju życzeń czekając na następną grupę. Prowadziliśmy zajęcia przez parę godzin z pięciominutowymi przerwami. W końcu zarządziliśmy jednogłośnie że nadeszła przerwa na obiad. Wszyscy skierowali się do miejsca gdzie stały dwa złączone ze sobą stoły na których pełno było jedzenia i picia. Każdy się poczęstował i usiadł tam gdzie było mu wygodniej. Potem uczniowie naszej grupy zajęli się powtarzaniem dzisiejszej lekcji z boginem innym uczestnikom. Słyszałam jak śmieją się ze świńskiego tyłka i szponów hipogryfa. Pokręciłam głową z rozbawieniem widząc że dałam całej szkole nowy powód do śmiechu i żartów.
- Słyszałem że stanęłaś przed Voldemortem i powiedziałaś mu że jest łysy jak świńska dupa. - usłyszałam za sobą roześmiany głos Stevena.
- To był bogin. I ja tylko powiedziałam że w gazecie nie napisali o jego łysinie godnej świńskiego zadka. - sprostowałam z uśmiechem i napiłam się soku dyniowego.
- Wszyscy uczniowi żyją teraz twoją akcją z Voldemortem i boginem. - skomentował rozbawiona Melody i usiadła obok mnie na ławce.
- Wszyscy są tym rozbawieni i pełni podziwu że sam bogin się ciebie boi. - dodała Amy siadając naprzeciwko mnie.
- Nawet ci ze Slytherinu są zadowoleni a puchoni którzy twierdzili że Gryfoni się wywyższają teraz mówią jacy z was są godni szacunku nauczyciele. - zaśmiała się Scarlett stając obok Zabiniego.
- Jestem szczerze zdumiony że Slytherin zachowuje się tutaj tak beztrosko.- skomentował Nick z zadowoleniem.
- Inne lekcje też poszły wyśmienicie. U mnie nikt nie wysadził kociołka tak jak u Slughorna. - zaśmiał się Lilka podchodząc do naszej grupki razem z Remusem.
- Zaklęcia były zadowalające. Nikt nie krzyczał ani nie żartował. Każdy ze skupieniem za pierwszym razem rzucił zaklęcie. - pochwalił Remus i razem z rudowłosą dosiadł się do naszej spółki.
- A Frank gdzie? - zapytałam nie widząc nigdzie Longbottoma.
- Jego grupa jest tak zafascynowana roślinami które im pokazał że nadal zadają mu pytania i oczekują odpowiedzi ze szczegółami. - usłyszałam za sobą dziewczęcy głos. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam rozbawioną twarz Alicji.
- Biedny. - zaśmiał się James podchodząc do nas z Syriuszem i Dorcas.
- A twoja lekcja jak? - zapytałam przyjaciółkę a ona wyszczerzył się do mnie z zadowoleniem.
- Jestem usatysfakcjonowana chęcią nauki mojej grupy. Każdy aż rwał się do tańca. Przećwiczyłam też z nimi większość uników. - odpowiedziałam radośnie i przysiadła się do nas z chłopakami.
- A gdzie Peter? - zapytał Syriusz i wszyscy zaczęli się rozglądać w poszukiwaniu Glizdogona.
- Chyba jest zajęty. - stwierdził Nick i wskazał nam miejsce w którym stał oblężony przez uczniów Pettigrew.
- Kolejni zafascynowani lekcją. - zaśmiałam się rozbawiona razem z przyjaciółmi.
- Fajnie jest się bawić w nauczyciela ale musimy przez cały dzień nawijać na jeden temat? - zapytał po chwili James powodując ogólne rozbawienie.
- Niestety tak. Mamy kilka grup które musimy nauczyć tego samego tematu.- wyjaśniłam z westchnięciem i zaśmiałam się po chwili. Przez resztę czasu obiadowego dzieliliśmy się drobnymi uwagami i odczuciami jakie nam towarzyszyły podczas prowadzenia zajęć. Rozmawialiśmy też o uczniach których uczyliśmy. Wszyscy byliśmy zadowoleni z efektów naszej pracy i tego że uczniowie bez sprzeciwów słuchają naszych rad i poleceń.
- Chyba już starczy tego wolnego. - stwierdziła Lilka widząc jak wszyscy siedzą bezczynnie na swoich miejscach.
- Racja. Pora brać się do roboty. - powiedziałam i wstałam. Przeciągnęłam się jak na kota przystało i stanęłam po środku pokoju życzeń.
- Koniec przerwy, kochani! Zaczynamy drugą część zajęć i ćwiczymy do kolacji. - poinformowałam głośno i każdy wstał ze swoich miejsc by stanąć dookoła mnie.
- Sprawdźcie swoje plany. Potem zbierzcie się przed kapitanem i dalej wiecie co robić. - polecił James by następnie machnąć ręką na powtórzone polecenie z początku zajęć. Zaśmiałam się cicho z dziewczynami i ustawiłam w rządku aby moja grupa mogła ustawić się naprzeciwko mnie.
- Powtórka z rozrywki? - zapytał jak gdyby nigdy nic Syriusz z grymasem na twarzy.
- Powtórka z rozrywki. - potwierdziłam krótko i uśmiechnęłam się pocieszająco do naszej grupy która przyglądała się naszej dwójce niepewnie. Więcej nie czekając poprowadziliśmy naszą elitę do wyznaczonego miejsca by po raz kolejny przerobić temat z boginem.
#Lili#
Poprowadziłam moją grupę ku dużej ilości kociołków poustawianych obok siebie w trzech rządkach. Ustawiłam się za moim biurkiem z dużą ilością fiolek i składników eliksirowych. Poczekałam aż dwadzieścia pięć osób ustawi się przy kociołkach abym mogła zacząć prowadzić lekcję. W końcu po głośnym rozgardiaszu każdy zasiadł na swoim miejscu i przyglądał mi się w ciszy.
- Dzisiaj nauczę was warzyć wywar zaciemniający umysł. Zrobimy go w wersji rzucanej. Przyda nam się w walce. Powiem wam też jak go używać. - zaczęłam ze spokojem rozglądając się po twarzach uczniów.
- Z eliksirów nie będzie za dużo lekcji. Powiem wam tylko te które nam się przydadzą. Następnie wolny czas który pozostanie nam w pokoju życzeń przeznaczymy na przygotowanie jak najwięcej ilości eliksirów. - wyjaśniłam i machnięciem różdżki napisałam na czarnej tablicy przepis na wywar.
- Czy wszyscy będziemy przygotowywać eliksiry do wojny? - usłyszałam pytanie. Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam szóstoroczną krukonkę.
- Przygotowywać będą go ci którzy znają się na eliksirach i zechcą nam pomóc. Przez większość czasu będziemy wszyscy ćwiczyć walkę na zaklęcia i uniki. W czasie przerw ci którzy będą chcieli pomogą nam zorganizować jak najwięcej rzeczy leczących, przeszkadzających czy dekoncentrujących przeciwnika. Na razie nie zaprzątajcie tym sobie głowy. Razem z Teo i Remusem wszystko rozplanujemy tak aby być przygotowanym na wojnę. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem i magią rozdałam każdemu po torebce ze składnikami.
- Standardowo przygotujcie wywar na eliksir podgrzewając go na lekkim ogniu. Następnie dodajcie składniki wedle instrukcji napisanych na tablicy a ja wyjaśnię wam jak możemy użyć tego eliksiru w praktyce. Proszę was jednak o to byście z rozwagą dodawali warzucha, lubczyk i kichawiec. Nie chcemy tu żadnych wybuchów. - poleciłam wskazując kran z wodą aby mogli zacząć przygotowywać eliksir. Poczekałam aż uzupełnią swoje kociołki cieczą i usiądą spokojnie na swoich miejscach.
- Dobrze. Wywar zaciemniający umysł powoduje u pijącego porywczość i lekkomyślność. Nasz eliksir przygotujemy w wersji rzucanej. Będziemy mogli wtedy rzucić nim w przeciwnika który nawdycha się jego oparów. Spowoduje to naszą przewagę nad wrogiem. - opowiedziałam powoli przechadzając się pomiędzy uczniami.
- Ważne jest to aby rzucać jak najbliżej nosa przeciwnika. Jednak jeśli ktoś nie ma cela to nic się nie stanie. Opary i tak dojdą do nozdrzy ale z lekkim opóźnieniem. - dodałam poważnie i wróciłam za woje biurko.
- Zrobiony eliksir przelejcie do fiolek. Liczy się każda kropelka. Podpiszcie je a ja później sprawdzę jak działają . Dobre eliksiry schowam do czasu wojny a te złe po prostu wyleję. - poinformowałam spokojnie i zerknęłam na duży zegar lewitujący nad sufitem pokoju życzeń. Zostało jeszcze dziesięć minut lekcji potem będę miała pięć minut przerwy na zebranie się kolejnej grupy i powtórzyć ten sam temat aż do kolacji. Następnie parę minut przed wyjściem mamy kółko informacyjne i koniec. Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się lekko kiedy zobaczyłam pierwsze osoby podchodzące do biurka z naręczem buteleczek w rękach.
- Jesteście wolni. Macie czas dla siebie do kolejnych zajęć. - powiedziałam do szóstoklasistów którzy czekali na mój odzew. Obserwowałam z uwagą jak wchodząc z części od eliksirów i idą przyglądać się innym lekcją. Zaśmiałam się cicho widząc że największe zbiegowisko jest przy terytorium Teo która oburzona dusiła Syriusza i Jamesa którzy śmiali się z bogina jednego z uczniów który zamienił się w profesor McGonagall. Jednak różnił się od nauczycielki ubiorem i fryzurą. Sam twór McGonagall był przebrany w sukienkę baletnicy i był uczesany w wytwornego warkocza z tiarą na głowie. Pokręciłam głową i odebrałam kolejne fiolki z eliksirem składując je w średniej wielkości kuferku który był podpisany pod aktualną grupę. W końcu wszyscy oddali mi swoje eliksiry co przyjęłam z uśmiechem.
- Jesteście wolni. - powiedziałam i tak jak podejrzewałam wszyscy polecieli do Teo i Huncwotów. Sama tam podeszłam i zaczęłam się śmiać słysząc oburzony głos przyjaciółki.
#Teo#
-Jesteście niepoważni! Mój Merlinie gdyby McGonagall to zobaczyła to gołymi rękami by was udusiła! - jęknęłam w salwie śmiechów uczniów obserwujących całe zajście.
- Przesadzasz. - prychnął rozbawiony Syriusz a ja potrząsnęłam nim łapiąc za ramiona.
- Ty myślisz że przesadzam?! Przecież to się wyda! Każdy będzie o tym mówił i się śmiał! - warknęłam potrząsając moim chłopakiem który sobie nic z tego nie robił.
- Spokojnie Teo bo Syriusz dostanie zawrotów głowy. - usłyszałam głos zielonookiej przyjaciółki.
- Może wtedy oprzytomnieje. - prychnęłam kpiąco i puściłam szarookiego z nietęgą miną.
- Nadal jesteś zła o Snape'a? - zapytał niechętnie Syriusz a ja zgromiłam go wzrokiem.
- Tak. Nadal jestem zła bo przez tą sytuację mam całkiem duże, dwie pamiątki. - wysyczałam i odwróciłam się do niego plecami aby spojrzeć na resztę uczniów.
- Dobra. Koniec zajęć! Macie pięć minut aby znaleźć się na innych. Powodzenia. - krzyknęłam aby przekrzyczeć gwar rozmów i śmiechów. Z westchnięciem machnęłam różdżką i zapędziłam bogina z powrotem do szafy. Usiadłam spokojnie w kącie sali i ze smutkiem zastanawiałam się nad postępowaniem Syriusza. Nie miałam pojęcia czemu nie zwraca on uwagi na inne kwestie swojego postępowania. Zawsze widzi tylko Severusa a to że mi czy Jamesowi stałaby się krzywda w ogóle nie widzi. Nie zastanawiał się też nad uczuciami i sumieniem Remusa.
- Co się stało Teoś? Wcześniej byłaś wesoła a teraz jesteś smutna. Co jest? - zapytał Jamie który nagle pojawił się przede mną klęcząc aby zrównać nasze spojrzenia.
- Zastanawiam się nad postępowaniem Syriusza. Nie mogę pojąć tego że on ciągle mówi mi że przejmuję się Severusem. Jak on może twierdzić że przejmuję się tylko nim? On w ogóle nie zwrócił uwagi na to że ja czy ty mogliśmy zginąć a Remus miałby przez to wyrzuty sumienia. - wyjaśniłam cichym i smutnym głosem. Westchnęłam ciężko i wytarłam łzy które popłynęły mi po policzkach.
- Sam się nad tym zastanawiam. Może tu chodzi o coś więcej? - zasugerował niepewnie okularnik a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co masz na myśli? - zapytałam pociągając lekko nosem.
- Znamy Syriusza nie od dziś i wiem że on nie ciągnie czegoś w nieskończoność jeśli jest drugie dno całej sprawy. - wyjaśnił niepewnie a ja wzruszyłam ramionami.
- Nie mam pojęcia co może być drugim aspektem jego niezadowolenia względem Severusa. Jednak myślę że nie jest to aż takie ważne aby olewać sprawę naszej bójki z Remusem i prawdopodobnej śmieci. - mruknęłam gorzko i zaplotłam ręce na piersi.
- Nie wiem Teoś. Nie mam pojęcia co mu odwaliło. - westchnął ciężko czarnowłosy i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Czy to nie dziwne że przy bliższym zapoznaniu z Syriuszem dopiero teraz dostrzegam jego drugą stronę? Drugą stronę która mi się nie podoba. - zapytałam i opuściłam głowę w zastanowieniu.
- Co masz na myśli? - zapytał niepewnie Potter przyglądając mi się ze zdenerwowaniem.
- Zanim zgodziłam się zostać dziewczyną Łapy widziałam jego dobry charakter. Może nico złośliwy ale dobry. A teraz widzą zupełnie innego Syriusza niż tego w którym się zakochałam. Stał się taki gorzki i kąśliwy.- wyjaśniłam bezuczuciowo i wzruszyłam ramionami.
- Z tym się zgodzę. Sam zauważyłem że stał się taki oschły. Ale nie wiem co jest tego powodem. - mruknął James a ja z westchnięciem wytarłam mokre policzki i przetarłam oczy z których przestały lecieć łzy.
- Też nie wiem Jamie. Ale jeżeli Syriusz nie zmieni swojego postępowania to ja nie wiem jak to się dalej z nami potoczy. W najgorszym wypadku zakończę nasz związek. Kiedyś był inny a stał się bezuczuciowym draniem. Nie tego Syriusza kocham.- wyszeptałam i ze sztucznym uśmiechem skierowałam się do kolejnej czekającej na nas grupy która powoli zbierała się w naszym kącie.
#James#
Siedziałem przez dłuższą chwilę w tym samym miejscu zaskoczony słowami złotookiej. Widziałem że bolało ją postępowanie Syriusza i jego zachowanie oraz odzywki ale nie miałem pojęcia że aż tak. Źle się czułem widząc jak Teo cierpi a Syriusz tego nie widzi. Bynajmniej na to wyglądało że nie widział a jak jest na prawdę to nie mam pojęcia. Oboje są dla mnie jak rodzeństwo ale widząc zachowanie Łapy mam ochotę przydzwonić mu w zęby. Powodów do tego mam co nie miara ale jeden istotny fakt coraz bardziej przekonuje mnie do rękoczynów z przyjacielem. Widok sztucznie uśmiechniętej Teo kuje w oczy a wiedząc jakie myśli przelatują jej w głowie przyprawia o nieprzyjemny skurcz w sercu.
- Co jest James? Wyglądasz na zmartwionego i wkurzonego zarazem. - usłyszałem obok siebie głos i z zaskoczenia podskoczyłem do góry. Spojrzałem na mojego oprawcę i zobaczyłam zmartwioną twarz Remusa i Lili.
- Martwię się o Teo a zły jestem na Syriusza. - wyjaśniłem w skrócie a Remus i Lilka spojrzeli w kierunku wymienionych.
- Nie wygląda źle. - mruknęła rudowłosa skanując spojrzeniem złotooką.
- A wiesz że ona przemyśla opcję zerwania z Syriuszem. - mruknąłem i spojrzałem smutno w ich zaskoczone oczy.
- Co ty opowiadasz, James? - zapytał poważnie Lunatyk i przysiadł z zielonooką obok mnie.
- Zauważyłeś że odkąd Teo weszła do Chaty i zrobiła awanturę Syriuszowi ten jakby stał się swoim przeciwieństwem? Nie dosłownym ale jednak. Stał się sztuczną wersją prawdziwego Syriusza. - odpowiedziałem niemrawo i zgarbiłem lekko.
-Hmm. Fakt zaskoczyło mnie to że nie pomyślał o nas kiedy rozmawiał ze Snapem ale początkowo brałem to jako czystą złośliwość. - powiedział powoli Remus a ja pokręciłem głową.
- Nie o to mi chodzi ale zalicza się to do całej sprawy. Kiedy byliśmy w Chacie Syriusz był przerażony widokiem zakrwawionej Teo. Była w nim troska i poczucie winy ale jak ją uleczyliśmy to te uczucia wyparowały jakby ich nie było. - wyjaśniłem z grymasem na ustach.
- Do czego zmierzasz? - zapytała poważnie rudowłosa na co westchnąłem lekko.
- Ze słów Teo wywnioskowałem że Syriusz w ogóle nie przejmuje się tym co mogłoby mi i Teo się stać. Nawet nie przejmuje się odczuciami Remusa tylko cały czas widzi to że o mało nie zabił Snape'a. Insynuuje Teo że ona ciągle jest na niego zła o sprawę ze Snapem. Ponad to stał się gorzki w czynach i chłodny w słowach. Jak nie nasz Syriusz. - opowiedziałem ze smutkiem i przyglądałem się niewyraźnym miną Remusa i Lilki.
- Trzeba tą sprawę rozwiązać. James idź pogadaj z Syriuszem a ja z Remusem powiemy Teo że poszliście sprawdzić czy nauczyciele nas nie szukają. - poleciła zielonooka a ja z uśmiechem złapałem ją w swoje objęcia.
- Jesteś wspaniała. - wyszeptałem i pocałowałem ją lekko by następnie opuścić ją na ziemię i pognać do szarookiego. Zauważyłem go jak idzie na kolejne zajęcia więc zastąpiłem mu drogę.
- Musimy pogadać. - powiedziałem poważnie i nim zdążył się odezwać wywlokłem go z pokoju życzeń kierując się do jednej z opuszczonych klas. Wepchnąłem go do środka i zamknąłem drzwi zaklęciem aby nikt nam nie przeszkadzał.
- O co chodzi Rogaczu? - zapytał zaskoczony obserwując mnie uważnie.
- Co się z tobą dzieje? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Nie wiem o co ci chodzi. - mruknął marszcząc brwi.
- To może powiem inaczej bo chyba nie rozumiesz. Sprawiasz Teo przykrość swoim zachowaniem. - warknąłem zdenerwowany.
- Przecież zachowuję się normalnie. - syknął równie zdenerwowany.
- Gdybyś zachowywał się normalnie to Teo nie zastanawiałaby się czy z tobą zerwać! - krzyknąłem wkurzony i obserwowałem jak z twarzy przyjaciela odpływają wszystkie kolory.
-Zerwać? - zapytał szeptem a ja roześmiałem się cicho bez krzty wesołości.
- Tak, zerwać. Ranisz ją swoim zachowaniem. Może to dla ciebie błaha sprawa ale ją to boli. Nie przejmujesz się nawet jej samopoczuciem po walce z Remusem i jej ranami. - prychnąłem kpiąco.
- Przecież się przejmuję. - powiedział oburzony na co spojrzałem na niego jak na kretyna.
- Dziwnie to okazujesz! Kiedyś byś chodził za nią krok w krok pytając czy nic ją nie boli lub czy czegoś nie potrzebuje! A teraz? Teraz zachowujesz się jakbyś miał nas wszystkich w dupie! Jesteś zimny, gorzki, oschły i bezuczuciowy! Mało tego! To zaczęło się wcześniej a wyraźnie to zauważyłem dopiero po rannej sytuacji. - warknąłem przez zaciśnięte zęby.
- James, cholera! Przecież dobrze wiesz że na was wszystkich mi zależy! - krzyknął zdezorientowany.
- A kij! Gdyby ci zależało to pomyślałbyś o mnie, o Remusie i o Teo! A ty cały czas myślisz o sytuacji ze Smarkiem! - wybuchłem zabijając go wzrokiem.
- Co? - zapytał zaskoczony patrząc się na mnie nie rozumiejąc.
- To że zacząłeś zachowywać się tak wcześniej. Tu w jednej chwili jesteś sobą. Śmiejesz się, żartujesz, rozmawiasz z nami a w następnej jesteś oschły, kpiący i bezuczuciowy. Stajesz się swoim przeciwieństwem. Masz pretensje do Teodory że ta nadal jest na ciebie zła o Snape'a! A prawda jest taka że ona nie jest o niego zła tylko o to że przez ciebie prawie zginęła z łap przyjaciela. - wyjaśniłem chłodno i zaplotłem ramiona na piersi. Poczekałem chwilę aż wszystkie informacje do niego dotrą ale kiedy nie otrzymałem od niego odpowiedzi westchnąłem pod nosem.
- Co się z tobą dzieje, Łapo? - zapytałem poważnie a Syriusz z niewyraźną miną usiadł na jednej z ławek.
- Nie wiedziałem że robię wam moim zachowaniem krzywdę. James ja nie miałem tego w swoich zamiarach. A afera z Teo? Nie spojrzałem na to z tej strony ale przeprosiłem ją za wszystko. - odpowiedział cicho i niepewnie.
- Jedno przepraszam nie załatwi sprawy Syriuszu. Ona o mało nie zginęła ratując Smarka przed Remusem który potem miałby wielkie wyrzuty gdyby jednak coś mu zrobił. Sam widziałeś jak rozpaczał kiedy zobaczył pokiereszowaną Teosię ale przestał kiedy na niego naskoczyła. Poza tym skąd pomysł że ona ma być na ciebie zła tylko i wyłącznie o Smarka? I jakie miałeś zamiary w swoim zachowaniu? - zapytałem obserwując go uważnie.
- Teraz już rozumiem. Ehh. Sprawa Snape'a wiąże się z moim zachowaniem. Dobrze wiesz że moja matka zasila szeregi Voldemorta i dowiedziałem się że Smark też do nich należy. Byłem zły bo myślałem że Teo go broni i ma do mnie żal za to co mu powiedziałem. Ciągle myślę o tym że zobaczę moja matkę atakującą Hogwart. A co jeśli ona zrobi krzywdę Teo? Wam wszystkim? Ja się martwię Rogaś. Ciągle mam to w głowie i nie mogę się pozbyć czarnych myśli. - wyjaśnił ze smutkiem a ja odetchnąłem z ulgą.
- Dobrze wiesz pchlarzu że Teo nie da się tak łatwo. My również. Zobacz jak ciężko wszyscy trenują. Miejże trochę nadziei. A za sam fakt że pomyślałeś że Teo jest zła za Smarkerusa powinieneś dostać w łeb. On był i jest jej przyjacielem, wąchaczu. To jasne że również się o niego martwi. Dla niej nie liczy się strona po której stoją a charakter i wiedza dlaczego stał się Śmierciożercą. Ale najbardziej dotknęło ją twoje chamstwo i akcja przed Chatą do której doprowadziłeś. - wyjaśniłem z lekkim uśmiechem.
- Ale nadal nie rozumiem czemu ona od razu chce ze mną zerwać. - mruknął nietęgo i spojrzał na mnie błyszczącymi od łez oczyma.
- Może dlatego że pokochała lojalnego, odważnego i przyjacielskiego Syriusza a nie chamskiego, bezuczuciowego i zimnego drania. Lepiej jej to wyjaśnij zanim zadecyduje. - powiedziałem poważnie i obserwowałem z wielkim uśmiechem jak Łapa wybiega pędem z sali.
- Powodzenia, pchlarzu. Obyś tylko zdążył i się wytłumaczył. - westchnąłem kręcąc głową.
#Syriusz#
Biegiem wpadłem do pokoju życzeń w poszukiwaniu Teo. Jakim ja byłem kretynem dając się ponieść czarnym myślą i złym odczuciom. Przez to nieporozumienie z mojej strony teraz mogę stracić kobietę którą kocham ponad wszystko. Rozejrzałem się pośpiesznie dookoła w poszukiwaniu brązowej czupryny. Na moje nieszczęście trwała pięciominutowa przerwa i wszyscy łazili po całym pokoju nie ułatwiając mi poszukiwań. Przebiegłem pół pokoju aż ją zauważyłem. Stała w towarzystwie Furii i Remusa którzy patrzyli się na mnie ze złością. Podbiegłem do nich i spojrzałem w brązowe oczy które zabłysły na chwilę na złoto.
- Możemy porozmawiać? Proszę. - poprosiłem cicho i spuściłem głowę nie mając odwagi patrzeć dłużej w te smutne oczy.
- Jasne. - usłyszałem ciche mruknięcie i zerknąłem na nią niepewnie. Złapałem ją lekko za rękę i wyprowadziłem z pokoju życzeń kierując się do tej samej sali w której rozmawiałem z Jamesem. Kiedy upewniłem się że jesteśmy sami i dobrze zamknięci złapałem brązowowłosą w objęcia. Przytuliłem ją mocno do swojej piersi i schowałem głowę w miękkich falach czując gulę w gardle.
- Przepraszam, Teo. Tak bardzo cię przepraszam. Ja nie chciałem sprawić ci bólu i przykrości. - wyszeptałem smutno i z przerażeniem odsunąłem się od dziewczyny czując jak odpycha mnie od siebie.
- I co mi po twoich przeprosinach, Syriuszu? Słyszałam je już dzisiaj i to nie raz. - odpowiedziała pochmurnie nawet na mnie nie patrząc.
- Wiem że zachowywałem się jak ostatni kretyn. Teo ja cię nie przepraszam tylko za sytuację w Chacie i sytuację ze Smarkiem. Przepraszam za to co zrobiłem tobie, Jamesowi, Remusowi i Snapeowi. A przede wszystkim za to co zrobiłem tobie. Jestem zły na siebie za to co ci się stało i za to jak się do ciebie odnosiłem. Jestem zły bo zrobiłem przykrość Remusowi i Jamesowi. Jestem wściekły na siebie bo przez moje czarne myśli zachowałem się jak ostatni drań i nie zwracałem uwagi na to co dzieje się wokół mnie. Ja się po prostu boję. Boję się że zobaczę moja matkę w szeregach Śmierciożerców którzy zaatakują Hogwart. Boję się ze stanie ci się krzywda. Boję się że wszystkim na których mi zależy stanie się krzywda. Byłem zły bo Snape stał się Śmierciożercą a jest on twoim przyjacielem. Nie mogłem pojąć dlaczego bronisz zdrajcę i myślałem tylko i włącznie o najgorszym nie zauważając że martwisz się też o innych. A najgorsze jest to że wszystko odbiło się na tobie. Przepraszam. Za wszystko. - wyjaśniłem zgodnie z prawdą i zamilkłem obserwując z uwagą i zdenerwowaniem przysłuchującą mi się dziewczynę.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym? Dlaczego nie powiedziałeś czego się obawiasz? - wyszeptała i spojrzała na mnie błyszczącymi oczyma.
- Nie chciałem cię martwić a i tak wyszło inaczej. - westchnąłem i przysiadłem zgarbiony na jednej z ławek. Ze zdenerwowania i poczucia winy zacząłem wykręcać sobie palce a dudniąca w uszach cisza nie dawała mi spokoju.
- Następnym razem powiedz mi najgorszą prawdę ale nie ukrywaj niczego przede mną. - usłyszałem poważne polecenie przez co podniosłem głowę zaskoczony. Tuż przed moim nosem stała Teo z błyszczącymi złotymi oczyma i poważnym wyrazem twarzy.
- Obiecuję. - mruknąłem cicho przyglądając się jej z uwagą.
- Wybaczam ci twoje zachowanie bo rozumiem całą sytuację. Jednak obiecaj mi jeszcze jedno. - powiedziała i z ulgą zauważyłem jak kąciki ust wędrują jej do góry.
- Zrobię wszystko. - zapewniłem oczarowany widząc jej lekki uśmiech.
- Cokolwiek by się działo chcę abyś zawsze był sobą. Uśmiechniętym, przyjacielskim i roześmianym Syriuszem a nie chodzącą zołzą i bezuczuciowym chamem. - wyszeptała prosząco i podeszła do mnie parę kroków.
- Przyrzekam i dotrzymam obietnicy. - powiedziałem poważnie i z radością wtuliłem się w przytulającą mnie kobietę.
- Cieszę się że wszystko sobie wyjaśniliśmy. - usłyszałem jej cichy głos przytłumiony przez moją klatkę piersiową.
- Ja też się ciszę i mam nadzieję że nigdy mnie nie zostawisz. Oszalałbym bez ciebie. - wyszeptałem smutno i schowałem w gęstych włosach złotookiej.
- Nie zostawię. - zapewniła pewnie a ja pocałowałem ją mocno z całą miłością jaką ją darzyłem.
#James#
Stałem w pustym pokoju życzeń razem z Remusem i przytuloną do mojego boku Lilką. Zajęcia skończyły się pięć minut temu i teraz we trójkę czekaliśmy na Teo i Syriusza.
- Dobrze że Teo zastawiła mi swoje notatki inaczej nikt by się nie dowiedział że mamy tylko trzydzieści sześć dni na naukę. Wszyscy wyszliby bez wiedzy kiedy zacznie się wojna i komu mają nie ufać. Zapamiętam sobie aby nigdy nie dać się pokłócić tej dwójce. To przechodzi wszelkie granice. - odezwała się nagle zirytowana zielonooka a ja z Lupinem zaśmialiśmy się cicho z jej słów.
- Dobrze wiesz że to było nieporozumienie. Musimy zapamiętać aby jak najszybciej zaciągnąć tych dwoje do rozmowy zamiast kłótni czy milczenia bo skończy się to źle. - zachichotałem rozbawiony i pocałowałem rudzielca w czubek głowy.
- Miejmy nadzieję że się pogodzili bo coś długo ich nie ma. - westchnął Lunatyk na co się zaśmiałem.
- Może już się pogodzili. - stwierdziłem i poruszyłem znacząco brwiami przez co Remus zaczął się śmiać a Lili uderzyła mnie w pierś z oburzeniem. Nagle usłyszeliśmy szczęk otwieranych wrót i zobaczyliśmy uśmiechającą się do siebie, przytuloną parę.
- Zmajstrowaliście mi już chrześniaka? - zapytałem zadowolony że się pogodzili a widząc wielki rumieniec na policzkach Teo zaśmiałem się głośno olewając zabójcze spojrzenie Łapy.
- Z twoje odzywki chrzestnym zostanie Remus. - prychnęła zarumieniona złotooka i pokazała mi język co i ja uczyniłem w odwecie.
- Jesteś wredna. - jęknąłem obrażony.
- A ja się z nią zgadzam. Doigrałeś się Rogaty. - zaśmiał się szarooki i przytulił brązowowłosą mocniej do swojej piersi.
- Cieszę się że między wami jest już dobrze. Nigdy więcej takich sprzeczek. -powiedziała poważnie rudowłosa a zakochańce spojrzeli na siebie z uśmiechami.
- Nigdy, obiecujemy. - powiedzieli jednocześnie i razem z naszą trójką skierowali się w stronę wielkiej sali na kolację. Zasiedliśmy do stołu Lwa gdzie od razu zostaliśmy włączeni do rozmów podekscytowanych i zadowolonych przyjaciół oraz uczniów.
- Jestem padnięty po dzisiejszych zajęciach. Każdy był pod wrażeniem kiedy pokazałem im rośliny przydatne w walce. Nie miałem nawet chwili spokoju bo każdy zadawał jakieś pytania. - przyznał Frank kiedy zaszliśmy na temat prowadzenia lekcji.
- U mnie każdy wybuchał śmiechem kiedy opowiadałem im o gadżetach i co mogą spowodować. To był najlepszy dzień. - zaśmiał się Jordan i wszyscy zaczęli się śmiać widząc jego rozmarzoną minę.
- Na mojej lekcji na początku byli niechętni ale kiedy pokazałem im rosnące ciasto i efekt stania w nim to zaczęli podchodzić do tego z entuzjazmem. - mruknął niepewnie Glizdek i podrapał się po nosie.
- A jak przyjęli informację zbliżającej się wielkimi krokami wojny? - zapytała Teo patrząc na nas uważnie.
- Na początku wszyscy byli przerażeni ale powiedzieliśmy im że będziemy na wszystko przygotowani i że układamy już plan to zaczęli wiwatować. - odpowiedziała Dorcas wymachując widelcem we wszystkie strony.
- Czyli nie było tak źle jak przypuszczaliśmy. - stwierdził Syriusz nalewając sobie soku dyniowego.
- Masz już plan jak rozplanować nasze przedsięwzięcie? - zapytała Alicja spoglądając na Teo z uwagą.
- Mamy trzydzieści sześć dni z czego trzydzieści przeznaczymy na naukę, tworzenie eliksirów i innych przydatnych rzeczy. Następne trzy dni przeznaczymy na testowanie naszego planu, jeden dzień zrobimy sobie wolny by każdy mógł odpocząć i po swojemu przygotować się do walki a ostatnie dwa dni będziemy ustawiać pułapki, zasadzki i patrole. - wyjaśniła spokojnie złotooka kiedy przełknęła kawałek tosta.
- No to zapowiada się trochę roboty. - mruknąłem i przetarłem skronie ze zmęczenia.
- Może i tak ale jesteśmy przygotowani lepiej niż myślimy. - odezwał się Remus z uśmiechem.
- Były jakieś problemy z nauczycielami?- zapytała nagle Molly z niepewną miną.
- Jęcząca Marta pojawiła się w pokoju życzeń meldując że wszystkie duchy w zamku zrobiły małe zamieszanie więc żaden nauczyciel nie zauważył naszego zniknięcia. - odpowiedział Artur na co wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
- Proponuję już się zbierać. Jest późno i pewnie każdy z nas jest padnięty. Należy nam się trochę snu by od jutra powtórzyć cały dzisiejszy dzień. - powiedziałem ospale i kiedy usłyszałem pomruki aprobaty podniosłem się ze swojego miejsca ziewając lekko. Całą naszą grupą wspięliśmy się po schodach do wieży Gryffindoru. Pożegnaliśmy się ze sobą i zadowoleni z dzisiejszego dnia poszliśmy spać.
#Teo#
Następny dzień tak jak i kolejne trzydzieści spędzaliśmy całymi dniami w pokoju życzeń na ćwiczeniach i nauce. Każdy uczeń dawał z siebie wszystko i widać było że zależy im na jak najlepszych wynikach aby wygrać wojnę o szkołę. Nasz składzik z rzeczami do walki czy leczenia prawie pękał w zawiasach zasypany ilością poukładanych fiolek, proszków czy roślin. Nie było dnia w którym nic by się tam nie znalazło. Każdy z determinacją tworzył eliksir czy uczył się posyłać potężne zaklęcia w przeciwnika. Zdarzały się jednak wpadki czy wypadki ale z pomocą uczniów i przyjaciół szybko je niwelowaliśmy. Duchy w zamku równie mocno co my pilnowały by nauczyciele nie zwracali uwagi na nasze liczne zniknięcia i dzień w dzień patrolowały korytarze wypatrując zagrożenia. Zwierzęta i centaury w zakazanym lesie również nie próżnowały. Coraz częściej można było zauważyć z okien szkoły jak centaury przebiegają krawędzie lasu w poszukiwaniu zagrożenia a inne stwory wychodziły aż na błonia kręcąc się niedaleko młodszych uczniów aby w razie czego ich obronić. Zdarzyła się też sytuacja że jakiś pierwszak potknąwszy się wpadł do jeziora a nie umiał pływać. Na ratunek rzuciły mu się dwie akromantule i sama macka z dna jeziora. Słyszałam opowieść Krwawego Brona jak to macka wyłowiła dzieciaka i podsunęła go jak najbliżej brzegu aby dwa wielkie pająki mogły go wyłowić i sprawdzić czy nic mu nie jest. Potem jedna wzięła go na grzbiet i wolnym krokiem szła w stronę szkoły a druga pędem skierowała się do lasu by powrócić w towarzystwie centaura który przejął dziecko i przetransportował je na sam dziedziniec. Każdy był pod wrażeniem czynów mieszkańców lasu, nawet sam dyrektor wygłosił raz mowę na obiedzie że jest wdzięczny zwierzętom. Jednak po mimo chęci i determinacji dało się wyczuć nutę strachu i niepokoju. Nawet nauczyciele chodzili niespokojni co było dziwnym widokiem. Każdy z przerażeniem wyczekiwał dnia kiedy to dobro zmierzy się ze złem zwłaszcza że siły Voldemorta zbliżały się coraz bardziej do Hogwartu. Na szczęście nadszedł wyczekiwany przez wszystkich dzień wytchnienia. Mieliśmy właśnie ostatnie zajęcia z obrony i ataku. Wszyscy uczniowie z cierpliwością godną anioła szkolił się w zaklęciach a ci którzy już więcej nauczyć się nie mogli pomagali innym lub tworzyli wszystko co mogłoby się przydać. Właśnie z uśmiechem odbiłam zaklęcie czwartorocznego ślizgona który za wszelką cenę próbował wybić mi różdżkę co było niemalże niemożliwe ale nadrabiał chęcią i determinacją.
- Z takim zapałem pokonasz małą armię. Jestem pod wrażeniem waszych wyników. Każdy z was jest przygotowany na wojnę. Więcej już was nie nauczymy. - powiedziałam kiedy skończyłam się pojedynkować i z zadowoleniem stanęłam wśród przyjaciół przyglądającym się uczniom którzy stali przed nami na baczność z zadowolonymi uśmiechami.
- Z taką gwardią jak my nikt nie wygra. Pamiętajcie że w grupie siła. - zaśmiał się Syriusz i objął ramieniem mnie i Remusa.
- Jesteście przygotowani lepiej niż nie jeden Auror. Wygramy tę wojnę. - powiedział James przytulając się do Lili.
- Z przykrością i dumą muszę stwierdzić że zakończyliśmy nasze zajęcia. Każde z was jest wybitnym czarodziejem i nie da zrobić krzywdy innemu. Za Hogwart! - krzyknęłam i odpowiedział mi zbiorowy wrzask. Zaśmiałam się ze wzruszenia kiedy wszyscy zaczęli nam dziękować lub krzyczeć nasze imiona z szacunkiem i radością. Każdy z uśmiechniętą miną opuścił pokój życzeń mając nadzieję że już nigdy więcej do niego nie wrócą. Bynajmniej nie w tej samej sytuacji co przez trzydzieści dni.
- No to co? Do wyra i odpoczywać? - zapytał James kiedy w pokoju została już tylko nasz grupa.
- Należy nam się odpoczynek po tak męczących dniach. - przyznała mu rację Molly.
- Ja tam jak się położę to nie wstanę do obiadu. Bolą mnie wszystkie kości. - jęknął Regulus rozbawiając nas swoją miną.
- To ta mała ci tak przydzwoniła że aż poszło w kości? Miękniesz braciszku. - zażartował Syriusz a widząc wściekłą minę brata zaczął się śmiać na całego.
- Co jak co ale ty na pewno byś nie pokonał Rosalie w walce nie wspominając o wytrąceniu różdżki. Ta dziewczyna to chodząca bomba zamknięta w słodkim pudełku. - zakpiłam z uśmiechem wspominając słodką ciemną blondynkę o jasnozielonych oczach w wieku Regulusa. Gołym okiem było widać że tę dwójkę do siebie ciągnie. Oboje są w Ravenclawie więc domyślam się że często na siebie wpadali. Mrugnęłam porozumiewawczo do Regulusa który domyślając się co chodzi mi po głowie zarumienił się ogniście i schylił głowę by nikt oprócz mnie tego nie zauważył.
- Powiedzmy że ci wierzę. - mruknął nieprzekonany szarooki na co się cicho zaśmiałam.
- Rosalie jest uważana za najmądrzejszą krukonkę na swoim roku. Jest też pierwsza w tabeli najfajniejszej i najpiękniejszej dziewczyny kruka układanej przez chłopców z naszego domu. - powiedziała poważnie Scar przytulona do boku Caluma.
- U was też prowadzą taki rejestr? - zapytał Lili z niedowierzeniem.
- Jak w każdym domu. Jest to niedorzeczne ale nie możemy im tego zabronić. - westchnęła Mel z rozbawieniem.
- Jak chcą to niech się w to bawią. Poza tym Rosalie nie jest taka głupia aby dać się zaprosić idiocie. - stwierdził Hood z lekkim uśmiechem i oparł głowę na głowie czarnowłosej.
- Widać że trafiła im się mądra dziewczyna. - zaśmiał się Zabini rozbawiając tym naszą grupę.
- To co teraz robimy? - zapytała Dorcas patrząc na nas uważnie.
- Idziemy na kolację a potem spać. Rano się coś wymyśli. - stwierdził Artur z uśmiechem.
- No to w drogę. Burczy mi w brzuchu a mam ochotę na coś słodkiego. - jęknęła Amy i wydęła wargę w smutną minkę.
- Też jestem głodna. Przez te treningi nie dość że wyszczuplałam to dorobiłam się mięśni. I w sumie podoba mi się to. - zaśmiała się Samantha i otworzyła wrota pokoju życzeń.
- Nie ty jedna. Dzięki tym treningom stałem się bardziej spostrzegawczy i czujny. Odwaliliśmy kawał dobrej roboty. - wyznał Nickolas kiedy szliśmy jednym z tajnych korytarzy Hogwartu.
- Też tak myślę. Uczniowie wyglądają na zadowolonych i pewnych siebie. To dobrze bo wiemy że będą w stanie bronić siebie jak i słabszych. - wyartykułował Remus z lekkim uśmiechem i razem z nami skręcił w główny korytarz prowadzący do wielkiej sali.
- Jestem głodny jak wilk. - jęknął James na co wszyscy się zaśmialiśmy ale kiedy zobaczyłam dziwny grymas na twarzy Lupina prawie upadłam na podłogę ze śmiechu gdyby nie ramię Syriusza.
- Jak wilk powiadasz? - wykrztusiłam rozbawiona a widząc nierozumne spojrzenie okularnika wskazałam mu głową Remusa.
- Aaa!! Rozumiem! - wykrzyknął Potter i wyszczerzył się do Lunatyka który westchnął kręcąc głową. Zaśmialiśmy się jeszcze raz i z wielkim rozbawieniem weszliśmy do wielkiej sali na kolację. Pożegnaliśmy się uśmiechami i krótkimi słowami po czym rozdzieliliśmy się aby każdy usiadł przy własnym stole.
- Nie wiem jak wy ale ja właśnie poczułam jak to jest kiedy bolą kości. - jęknęłam kiedy musiałam się podtrzymać aby usiąść . Skrzywiłam się lekko kiedy poczułam jak każda kostka strzela i układa się na swoje miejsce.
- Ja natomiast jestem sztywny jak nieboszczyk. Wszystko mnie boli i każdy mięsień odmawia mi posłuszeństwa. - wymamrotał Jordan kiedy sięgał po dzbanek z sokiem.
- Jutro nie będziemy mieli siły podnieść się z łóżek. - mruknął Frank strzelając palcami na co się skrzywiłam.
- Jak nigdy będę spać do obiadu. - stwierdziła zielonooka nakładając sobie na talerz tosty z dżemem.
- Jakieś pomysły co będziemy robić jutro? - zapytał Syriusz ziewając szeroko.
- Jest ciepło więc możemy wylegiwać się na błoniach. - zaproponowała Molly z lekkim uśmiechem.
- Mały piknik? Mi pasuje. - westchnął Peter i każdy z nas lekko się uśmiechnął.
- Ja tam musze się opalić. Przez miesiąc przebywania w pokoju życzeń znacznie zbladłam. - wymamrotała Dorcas z uwagą obserwując swoją rękę.
- Każdemu z nas przyda się trochę słońca. - zaśmiał się Remus i przeciągnął się sennie.
- Ja to proponuję abyśmy już poszli spać bo utopimy się w budyniu tak jak Josh. - powiedziałam bardzo poważnie choć chciało mi się śmiać widząc śpiącego, ciemnoskórego komentatora z głową w misce z budyniem. Wszyscy spojrzeli na ciemnowłosego i wybuchli śmiechem. Po mimo hałasu jaki wywołaliśmy chłopak dalej spał sobie w najlepsze.
- Proponuję przelewitować go do pokoju. - zachichotała Alicja a ja z wielkim uśmiechem machnęłam różdżką i uniosłam Jordana w powietrze.
- Idziemy ? - zapytałam patrząc na przyjaciół którzy podnieśli się ze swoich miejsc. Skierowaliśmy się wolnym krokiem do wieży Gryffindoru co chwile ziewając lub przeciągając zmęczone mięśnie. W końcu ku naszemu zadowoleniu stanęliśmy przed obrazem Grubej Damy która z troskliwym uśmiechem otworzyła nam obraz bez hasła.
- No to dobranoc. Ja padam. - powiedziała Dorcas i razem z Molly i Alicją poszły do swoich dormitoriów.
- Chodź Teo. Zaniesiesz tego brudasa do naszego dormitorium. - zaśmiał się Frank i razem z Arturem przytrzymali mi drzwi aby mogła przenieść Josha bez uszczerbku na łóżko. Położyłam chłopaka na materacu a ten automatycznie wtulił się w poduszkę. Z małym uśmiechem zaklęciem przykryłam go kołdrą i zmyłam z niego pozostałości budyniu. Pożegnałam się z chłopakami lekkim skinieniem głowy i wróciłam do salonu gdzie stali Huncwoci z Lilką.
- Jordan odstawiony. - zakomunikowałam z uśmiechem i oparłam się o fotel.
- Czyli możemy iść spać. - ziewnął James i pocałował rudowłosą na dobranoc po czym na oślep skierował się do dormitorium.
- Idziemy bo zaraz usnę na stojąco. Dobranoc. - mruknął Remus i razem z Peterem poszedł w ślady Pottera.
- Ja też już pójdę. Lepią mi się oczy i jestem zmęczona. Dobranoc. - mruknęła sennie Lili i zostawiła mnie z Syriuszem samych w pokoju wspólnym.
- Nareszcie chwila odpoczynku. - westchnęłam z błogim uśmiechem i usiadłam obok Łapy w którego się wtuliłam. Poczułam jak chłopak otula mnie ramieniem i z uśmiechem całuje w skroń.
- Odwaliliśmy kawał dobrej. Pokonamy Voldemorta z palcem w nosie. - mruknął szarooki i wzmocnił uścisk.
- Obyś miał rację, Syriuszu. Obyś miał rację. - wyszeptałam z uśmiechem i pocałowałam go lekko. Zamruczałam cicho i przeciągnęłam jak kotka wiedząc że Łapa obserwuje mnie z czułym uśmiechem.
- Kładźmy się lepiej bo jak tamci wstaną to nas nie dobudzą. - zaśmiał się cicho obserwując jak podnoszę się z miejsca.
- Domyślam się. Dobranoc, Łapciu. - zachichotałam rozbawiona i pocałowałam Syriusza na dobranoc.
- Dobranoc, Kociaku. - mruknął zadowolony i odprowadził mnie wzrokiem dopóki nie zniknęłam za drzwiami dormitorium. Ziewnęłam lekko i mechanicznie umyłam oraz przebrałam w piżamę. Sennie ułożyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. Zerknęłam jeszcze w okno obserwując bezchmurne ciemne niebo oświetlone dużą ilością białych punkcików. Z uśmiechem na ustach zamknęłam oczy i usnęłam. W pewnym momencie obudziło mnie smyranie po nosie. Mruknęłam cicho z niezadowolenia i spróbowałam machnięciem ręki pozbyć się owego czegoś. Jednak kiedy smyranie się nasiliło otworzyłam niechętnie oczy by po chwili szybko je zamknąć przez oślepiające promienie słoneczne. Jęknęłam rozdrażniona i powoli zamrugałam oczyma by przyzwyczaić je do światła. Otworzyłam je i zmrużyłam gniewnie gdy zobaczyłam kto mnie obudził.
- Syriusz. James. Jak miło. - wysyczałam niezadowolona i podparłam się na łokciach.
- Ledwo się obudziła a już na nas syczy, Łapo. Coś jest nie tak. - mruknął James patrząc na Syriusza z uśmiechem.
- Wszystko jest w najlepszym porządku, Rogaczu. Przecież Teo zawsze na nas syczy kiedy ją budzimy. - stwierdził szarooki z zadowoleniem a ja prychnęłam wzburzona.
- A wiesz co jeszcze Teo zawsze robi? - zapytałam z szatańskim uśmiechem i wzięłam do ręki różdżkę. Obserwowałam ze złośliwym uśmiechem jak chłopcy przełykają nerwowo ślinę i powoli się wycofują. Dałam im chwilę nadziei i kiedy zobaczyłam jak z ulgą podchodzą do drzwi, machnęłam różdżką . W ułamku sekundy zawisnęli w powietrzu i zaczęli się drzeć, patrząc na mnie z oburzeniem.
- Ja po prostu wiedziałem że ona nas tak po prostu nie puści. - jęknął James kręcąc głową .
- Samo to że pozwoliła nam podejść do drzwi było podejrzane. Równie dobrze mogliśmy stać w miejscu. - prychnął Black trącając Pottera łokciem.
- Więc czemu daliśmy się tak okrutnie nabrać? - zapytał zirytowany okularnik.
- Bo myśleliśmy że pójdzie nam to płazem. - odpowiedział Syriusz z niemrawą miną. Przysłuchiwałam się z lekkim uśmiechem ich konwersacji. Doskonale wiedziałam że próbują mnie zagadać abym nie zrobiła im nic więcej. Ale nie ze mną te numery, pomyślałam zadziornie i uśmiechnęłam się iście po huncwocku.
- Chyba mamy przerąbane. - stwierdził James patrząc się na mnie podejrzliwie.
- Raczej tak. - mruknął niezadowolony Syriusz widząc jak podnoszę różdżkę. Przewróciłam oczyma z uśmiechem i machnęłam różdżką posyłając na chłopców strumień lodowatej wody. Z radością słuchałam ich wrzasków i z dumą obserwowałam przemoczonych do suchej nitki Huncwotów.
- Zadowolona? - zapytał James zdejmując z siebie przemoczoną kurtkę.
- Usatysfakcjonowana za bezczelną pobudkę. - powiedziałam słodko się uśmiechając i opuściłam Huncwotów na podłogę.
- No to może wstaniesz i pomożesz nam zorganizować piknik? - zapytał Syriusz próbując osuszyć się zaklęciem. Rozszerzyłam oczy w zaskoczeniu i spojrzałam na zegarek.
- Jest trzynasta. Wszyscy już wstali? - zapytałam zaciekawiona.
- Wszyscy oprócz ciebie. -sprostował James uśmiechając się szeroko.
- No dobrze. Już wstaję a wy opowiedzcie mi co wymyśliliście. - poleciłam i wstałam przeciągając się lekko. Podeszłam do szafy, wyjęłam z niej zadowalające rzeczy i zniknęłam w łazience słuchając opowieści chłopców.
- Dziewczyny naszykowały koce, kosze i poduchy. Naszej piątce zostawiły jedzenie a chłopaki zorganizowali miejsce w którym się rozłożymy. Mieli małe problemy bo Dorcas chciała leżeć na słońcu a Lili chciała poleżeć w cieniu. Ale udało im się zadowolić obie bo znaleźli miejsce idealne. - opowiedział Syriusz z rozbawieniem przez co ja sama się zaśmiałam.
- Aż tak ciężko było im znaleźć miejsce na pół słoneczne i lekko zaciemnione? - zachichotałam wychodząc z łazienki i posyłając Huncwotom rozbawione spojrzenie.
- Mieli problem bo co znaleźli miejsce to słońce psuło im szyki. - wyjaśnił James ze śmiechem.
- Biedni. - skomentowałam uśmiechnięta i razem z chłopakami opuściłam moje dormitorium wchodząc do salonu wspólnego. Zastałam tam niecodzienny widok. Dziewczyny jak nigdy siedziały rozwalone na kanapie z niezadowolonymi minami a chłopcy potulnie siedzieli na dywanie. Zaśmiałam się z tego widoku zwracając na siebie ich uwagę.
- No nareszcie! - wykrzyknęła Dorcas wyrzucając ręce w powietrze.
- Domyślam się że wasze niezadowolone miny są spowodowane moim spaniem. - powiedziałam rozbawiona a widząc jak wszystkie z zapałem kiwają głową zaczęłam się śmiać głośniej.
- I z czego rżysz? Siano czujesz? - zakpiła Lili wywracając oczyma.
- Może czuję. Ale wracając. Mogłyście mi wczoraj wieczorem powiedzieć o której chcecie wszystko organizować to nastawiłabym sobie budzik. - westchnęłam z uśmiechem widząc ich zmieszanie.
- O tym nie pomyślałyśmy. - przyznała z westchnięciem Molly.
- No widzicie? Dobra. Skoro mamy zająć się jedzeniem to bierzmy się do roboty. - powiedziałam roześmiana i zwróciłam się do Huncwotów z cwanym uśmieszkiem.
- Spotkajmy się na błoniach o w pół do drugiej. Potem powiadomimy resztę o gotowym pikniku. A wy pamiętajcie o zimnych i normalnych napojach.- upomniała nas Alicja a ja razem z chłopakami wybiegłam z salonu kierując się do Hogwarckiej kuchni. Z zadowoleniem połaskotałam gruszkę która zmieniła się w klamkę którą chwyciłam i otworzyłam portret. Weszliśmy do środka żartując i śmiejąc się co chwilę aby po chwili przywitać się ze skrzatami które były nad wyraz zadowolone z naszej obecności.
- Witajcie! Co was do nas sprowadza? - zapytał Miko łapiąc mnie za skrawek koszulki z radosnym uśmiechem.
- Organizujemy sobie mały wypoczynkowy piknik. - wyjaśnił Remus z lekkim uśmieszkiem.
- Czyli potrzebujecie dużo jedzenia i picia! - wykrzyknął z zadowoleniem Piko i razem ze wszystkimi skrzatami rzucił się do spełnienia naszej niewypowiedzianej prośby.
- Dałoby radę znaleźć jakieś zimne napoje?- zapytałam Miko który jako jedyny pozostał z naszą piątką.
- Nie będzie z tym problemu. - stwierdził z uśmiechem i poprowadził nas w stronę blatów przy których usiedliśmy.
- Dzisiaj z chłopakami zdecydowaliśmy się na kremowe piwo. Dałoby radę załatwić po dwa dla całej paczki? - zapytał Syriusz zakładając ręce na karku.
- Szczerze mówiąc znamy was na tyle dobrze aby mieć w zapasie kremowe piwo. To wasz ulubiony napój zaraz po Ognistej. - wtrącił się Piko stawiając nam przed nosem przekąski.
- Co prawda to prawda. - mruknął James wyszczerzając kiełki. Zaśmiałam się cicho i z zadowoleniem zaczęłam wcinać spóźnione śniadanie.
- Albo to że jak nie ma Teo na śniadaniu to pojawi się z wami w kuchni po jakimś czasie z burczącym żołądkiem. - zaśmiał się Miko obserwując jak z zapałem pożeram płatki na mleku.
- To też prawda. - zachichotał Glizdogon a ja posłałam mu lekki uśmiech choć nadal miałam na niego oko.
- Załadujemy wam trochę owoców i trzy litry soku. Myślę że dziewczyną się to spodoba. - powiedziała Róża wskazując nam olbrzymie dwa kosze piknikowe.
- Dla panów trochę słodkości, czekolady i ciasteczek. - dodała od siebie Meta wkładając wymienione pyszności do koszy.
- Kostki lodu w zaczarowanym pudełku. Aby się nie roztopiły! - zawołał Mrozek taszcząc za sobą skrzynkę jego wzrostu.
- Damy też lody w różnych smakach. - zaśmiała się Lola która razem z Ritą i Koko niosła parę pudełek z lodami
- Są też wafelki abyście mogli nałożyć swoje ulubione smaki. -poinformował Bobi wskazując na odpowiedni kosz.
- Zapakowałam również sztućce abyście nie jedli rękoma. - dodała Mela ze słodkim uśmiechem.
- Z takim asortymentem wykarmimy cały Hogwart. - zaśmiał się Syriusz biorąc jeden zapakowany kosz.
- Wrzuciliśmy trochę więcej rzeczy abyście mogli poczęstować innych uczniów jeżeli będą chcieli. - stwierdził Miko z wielkim uśmiechem widząc jak James łapie za drugi kosz który był sporo cięższy od niego.
- Pomogę ci. - zaoferował Lupin łapiąc kosz Pottera z drugiej strony.
- Dzięki, Luniek. - wysapał okularnik z ulgą.
- Dziękujemy wam za pomoc. Widzimy się jutro. - powiedziałam z uśmiechem i mrugnęłam porozumiewawczo do skrzatów które z poważnym wyrazem na twarzyczkach skinęły mi główkami. Z uśmiechami na ustach opuściliśmy Hogwarcką kuchnię kierując się na umówione miejsce. Z ciekawości podczas drogi zajrzałam do koszyka który niósł Syriusz. Uśmiechnęłam się szeroko i pisnęłam jak pięciolatka widząc znajome pakuneczki. Wyprostowałam się gwałtownie i zaczęłam skakać w stronę wyjścia z zamku klaszcząc z zadowolenia.
- Co jej jest? - usłyszałam za sobą zdziwiony szept Jamiego.
- Zobaczyła opakowania Lodowych Śnieżynek. - wytłumaczył rozbawiony Syriusz zapewne pokazując okularnikowi paczuszki koloru mięty.
- I wszystko jasne. - stwierdził Remus z rozbawieniem a ja odwróciłam się do nich z udawanym oburzeniem.
-Ładnie to tak się ze mnie śmiać? - zapytałam ze smutną minką rozbawiając tym chłopaków.
- Z twojej miny wyrażającej czysty zachwyt i radość pięcioletniej dziewczynki? Każdy by się śmiał. - zaśmiał się James a ja prychnęłam pod nosem kręcąc głową z rozbawienia.
- Jesteś wredny James. - mruknęłam z uśmiechem i wkroczyłam na błonia rozglądając się za naszą paczką.
- To rodzinne. - zachichotał Remus patrząc na mnie i na Jamesa znacząco.
- Co prawda to prawda. Tyle że to ja jestem ta ładniejsza. - zarechotałam złośliwie i rzuciłam się biegiem przed siebie widząc jak Potter oddaje kosz w ręce Petera i Remusa a sam z wrogim wyrazem twarzy podążył za mną.
- Zapłacisz mi za to Teosia!! - krzyknął okularnik próbując mnie dogonić.
- Ale w galeonach czy w słodyczach? - zapytałam ze śmiechem i ominęłam rozbawioną naszym zachowaniem paczkę przyjaciół. Zaśmiałam się głośniej i zaczęłam biegać pomiędzy drzewami aby być jak najbliżej ustalonego miejsca.
- Dorwę cię! - wykrzyknął wojowniczo James omijając zręcznie każde drzewo.
- Wątpię. - odkrzyknęłam i kiedy byłam w miarę daleko od Pottera rzuciłam na siebie zaklęcie kameleona. Ze złośliwym uśmieszkiem obserwowałam jak okularnik rozgląda się za mną zdezorientowany a ja jakby nigdy nic skocznym kroczkiem popędziłam na nasz piknik. Po drodze jeszcze usłyszałam krzyki Jamesa ale nie zwróciłam na to zbytniej uwagi stając pomiędzy Molly i Arturem których objęłam ramionami. Słyszałam ich przyśpieszony oddech i niemy krzyk co przyjęłam z chichotem. Zaczęłam się śmiać głośniej kiedy zaklęcie przestało działać i powoli ukazywało mnie w widzialnej postaci.
- No cześć. - zachichotałam kiedy byłam już w pełni widzialna i usłyszałam westchnięcia ulgi Artura i Molly.
- Gdzie zgubiłaś Jamesa? - zapytał Remus układający z Syriuszem jedzenia na kocach.
- Szuka mnie gdzieś pomiędzy drzewami. - odparłam z lekkim uśmiechem i zaczęłam pomagać chłopakom w rozpakowywaniu.
- Trochę mu to zajmie nim skapnie się że go wykiwałaś. - zaśmiała się Dorcas układając wygonie na kocu który leżał na słońcu. Sama poszłam za jej przykładem i ułożyłam się obok niej chcąc się trochę opalić. Słyszałam wokół siebie ciche i radosne rozmowy, szelesty oraz rozbawione śmiechy. Przymknęłam powieki z zadowoleniem i oddałam się odgłosom natury i przyjaciół. W pewnym momencie nie słyszałam już odgłosów wydawanych przez naszą paczkę tylko przyśpieszone kroki. Zmarszczyłam brwi i uchyliłam powoli powieki ciekawa co się dzieje. Jednak widząc przed swoim nosem cwaniacki uśmieszek Jamesa wrzasnęłam zaskoczona.
- Mam cię! - zaśmiał się złośliwie i wylał mi na głowę wiadro lodowatej wody. Podniosłam się gwałtownie, piszcząc na całe błonia i skacząc dookoła koca czując zimno.
- Zabiję cię James! Zabiję, utopię, wypatroszę i rozczłonkuję!! - krzyknęłam załamana patrząc na swoje zmoczone ubranie i fakt że zaczęło robić mi się zimno. Wszyscy zaczęli się śmieć widząc moje zabójcze spojrzenie ale raczej byli bardziej rozbawieni widząc mnie w roli zmokłej kury.
-Nie zrobisz tego. - stwierdził z uśmiechem Potter a ja uśmiechnęłam się złowrogo. Wyjęłam różdżkę z kieszeni i osuszyłam się jednym zaklęciem by po chwili mierzyć nią w lekko spiętego okularnika.
-Aqua Eructo. - mruknęłam szczerząc zęby i obserwowałam jak wielka fala wody uderza w krzyczącego w sprzeciwie Jamesa.
- Accio różdżka Jamesa. - powiedziałam jeszcze ze złośliwym uśmieszkiem i złapałam lecący w moją stronę magiczny patyk.
- Teraz ty Rogaty wyglądasz jak zmokły kurczak. - zaśmiał się rozbawiony Syriusz kiedy usiadłam obok niego, obserwując z uwagą niezadowolonego Jamiego.
- Zabawne. - warknął obrażony okularnik i usiadł na trawie niczym obrażone dziecko.
- I to jeszcze jak. - zachichotała rozbawiona Amy i wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- Jak James Teo, tak Teo Jamesowi. - stwierdził Remus na co zaczęłam się śmiać głośniej a widząc oburzony wyraz twarzy Pottera prawie się udławiłam ze śmiechu.
- To takie prawdziwe. -zachichotała Mel podając mi zimny sok abym nawilżyła suche gardło.
- I daje wiele do myślenia. - wycharczałam rozbawiona patrząc z uniesioną brwią na mokrego okularnika.
- No James! Aż tak ci gorąco? - zaśmiał się złośliwie Syriusz a ja musiałam odsunąć się na bok kiedy Jamie skoczył ze złośliwym uśmiechem na Łapę.
- Tobie też gorąco? Teraz się pośmiej, pchlarzu! - warknął okularnik wycierając się w Syriusza. Śmiałam się w najlepsze z przyjaciółmi obserwując ich przepychanki. W pewnym momencie kiedy chciałam dobrać się do swoich ulubionych cukierków zauważyłam wyłaniającego się z zakazanego lasu Firenzo. Zmarszczyłam brwi zaskoczona jego poważnym wyrazem twarzy i szturchnęłam siedzącą obok mnie Scarlett. Dziewczyna zerknęła na mnie kątem oka a widząc moją minę odwróciła się do mnie całkowicie.
- Co jest? - zapytała zaciekawiona a ja pokazałam jej dyskretnie patrzącego się na nas centaura.
- Firenzo? Ale co on tutaj robi? - wyszeptała i razem ze mną spojrzała na mieszkańca lasu czekając na jego ruch. W końcu centaur wskazał na naszą paczkę palcem by następnie wskazać na las.
- On chce abyśmy do niego dołączyli. - wyjaśniłam widząc spojrzenie przyjaciółki i powoli podniosłam się ze swojego miejsca.
- Zbieramy się kochani. Firenzo ma do nas sprawę. - powiedziałam patrząc na wszystkich po kolei.
- A co z Jamesem i Syriuszem? - zapytał Zabini kiedy już wszyscy byli na nogach.
- Wy idźcie a ja ich rozdzielę i do was dołączymy. - westchnęłam z uśmiechem i podeszłam do przepychających się chłopców. Przez chwilę skanowałam wzrokiem ich walczące kończyny by w odpowiednim momencie złapać ich za nadgarstki.
- Wybaczcie że psuję wam zabawę panowie ale mamy do załatwienia pewną sprawę. - powiedziałam rozbawiona widząc ich zabójczy wzrok. Zachichotałam cicho kiedy oboje podnieśli się z trawy przemoczeni do ostatniej suchej nitki.
- Oddasz mi różdżkę, Teo? - Zapytał poważnie James próbując pozbyć się wody z włosów. Zaśmiałam się ponownie i oddałam okularnikowi jego magiczny patyk.
- Nie dość że mokrzy to jeszcze cali w błocie a ty Jamie masz pęknięte okulary. - prychnęłam i machnięciem różdżki wysuszyła i oczyściłam swojego chłopaka by po chwili naprawić okulary przyjaciela.
- A mnie nie mogłaś osuszyć i umyć? - jęknął Potter a ja spojrzałam znacząco na jago różdżkę którą trzymał w ręce.
- Z tego co wiem oddałam ci różdżkę. -mruknęłam rozbawiona a James z westchnięciem powtórzył moje ruchy aby się wysuszyć i wyczyścić.
-Dzięki, kociaku. To gdzie idziemy? -zapytał Syriusz przytulając mnie w pasie.
- Wszyscy czekają na nas w zakazanym lesie. Firenzo pojawił się nagle na skrawku lasu i miał poważną minę. -wyjaśniłam i razem z chłopakami skierowałam się do pozostałych. Przeszliśmy przez gąszcz drzew i krzaków kierując się do małej polanki w środku lasu. Zajęło nam to parę minut ale w końcu dotarliśmy do pozostałych.
- Co się stało Firenzo? - zapytałam obserwując przyjaciela z uwagą.
- Nie mam dobrych wieści, Teo. - westchnął centaur i spojrzał na nas z powagą.
- Co to za wieści? - zapytała poważnie Sam i przysiadła sobie na kamieniu.
- W nocy podczas patrolu centaury zauważyły myszkujące po lesie postacie w czarnych płaszczach. - odpowiedział Firenzo z niezadowoloną miną.
- Śmierciożercy. - wymamrotał z obrzydzeniem Nick a Amy przytuliła się do niego w pocieszającym geście.
- Ale co oni robili w lesie? - zapytała zmartwiona Melody wtulając się w klatkę Remusa.
- Infiltracja. Oni chcą pierw przejąć Zakazany Las aby mieć lepszy dostęp do szkoły.- warknął Calum a stojąca obok niego Scar przyjęła wrogą minę.
- Szukają najlepszego miejsca na zgrupowanie. Szukają luk. - syknęła czarnooka zezłoszczona do granic.
- Możliwe też że szukają słabego punktu. Chyba nie są aż tak szaleni aby kryć się w lesie. - prychnął Steven z oburzeniem.
- Voldemort to wcielenie szaleństwa więc czego się spodziewasz. - stwierdził James z niechęcią.
- Może i jest szalony ale żeby narażać las? Jego bardziej obchodzi szkoła więc co mu po jakimś lesie. Wybacz Firenzo ale staram się to jakoś ułożyć. - wyjaśniła Amy zdezorientowana cała sytuacją.
- Może czegoś szuka. - wymamrotał Syriusz a mi w głowie zapaliła się czerwona lampka.
- No jasne! Przejście! On szuka tajemnego przejścia z lasu w sam środek szkoły! - krzyknęłam zdenerwowana i po chwili zaczęłam żałować że powiedziałam to tak głośno. Widząc minę Petera utwierdziłam się w przekonaniu że nie jest on po naszej stronie a fakt że zaczął nerwowo poruszać palcami wyjawił że trafiłam w dziesiątkę z tajnym przejściem.
- Teo ma rację. W lesie jest jedno przejście które kieruje bezpośrednio do szkoły. Voldemort musiał się jakoś o nim dowiedzieć. - przyznał mi rację Remus choć jego mina wskazywała jak bardzo chciał aby to nie była prawda.
- Dziękujemy za poinformowanie nas Firenzo. Wygląda na to że dzisiejszy odpoczynek się dla nas zakończył. - powiedziała Dorcas z grymasem na ustach.
- Musimy zacząć planować. - stwierdził Artur z powagą w oczach.
- Nie ma innego wyjścia. - westchnęła Molly i pożegnaliśmy się z centaurem kierując do zamku.
- Remus. Lili. Muszę z wami porozmawiać. - powiedziałam poważnie i nim ktoś zdążył się odezwać teleportowałam się z przyjacielem i przyjaciółką do pokoju życzeń.
- Co się dzieje Teo? - zapytała poważnie rudowłosa.
- O jakiegoś czasu dziwnie się zachowujesz. - stwierdził Lupin obserwując mnie z zaciekawieniem.
- Szczerze mówiąc nie wiem jak mam wam przekazać coś ważnego. - westchnęłam i usiadłam niezadowolona na sofie.
- Po prostu powiedz. - poradziła Lili ze spokojem i usiadła obok mnie.
- Wśród nas jest wtyka Voldemorta. I ja wiem kto to jest i jak długo już stoi przeciwko nam. - mruknęłam niechętnie i spuściłam wzrok aby nie patrzeć na przyjaciół.
- Kto to Teo? - zapytał poważnie Remus i kucnął naprzeciwko mnie i Lili.
- Peter. To Peter.- wyszeptałam ze zbolałą miną i spojrzałam na nich przepraszająco.
- Ale jak to Peter? - zapytała zszokowana ruda.
- Przecież on boi się własnego cienia. - prychnął Remus a ja z westchnięciem przywołałam do siebie myśloodsiewnie stworzoną przez Pokój Życzeń. Z niemrawą miną za pomocą zaklęcia wyjęłam ze swoich wspomnień jedno poszczególne. Włożyłam je do misy i spojrzałam na przyjaciół.
- Nie wiem czy to was przekona ale mnie przekonało i to bardzo. - powiedziałam i zachęciłam przyjaciół do zanurzenia się w misie. Kiedy oboje zanurzyli się w moich wspomnieniach ja sama zaczęłam układać wszystkie sprawy i plany w jedną kolejność. Po piętnastu minutach dumania zwróciłam swój wzrok na wracających do rzeczywistości przyjaciół. Po ich minach mogłam wywnioskować że nie są zadowoleni i są zawiedzeni.
- A więc to prawda. Severus również. - wyszeptała załamana zielonooka i przycupnęła obok mnie.
- Jak on mógł nas zdradzić? - warknął Remus a ja spojrzałam na niego uspokajająco.
- Co teraz zrobimy? Peter wie wszystko o naszym ruchu oporu. Ba! On wie co planujemy włącznie z pułapkami. - wykrzyknęła rudowłosa a ja posłałam im uważne spojrzenie.
- Możemy zmodyfikować mu pamięć. Wyczyścić z jego umysłu wszystko co planowaliśmy i ustalaliśmy. - powiedziałam poważnie.
- A jeżeli on już powiedział to Voldemortowi? Albo Voldemort kazał mu nas pilnować? - zapytał Remus z westchnięciem.
- Musimy powiedzieć innym. - stwierdziła Lili a ja podniosłam się raptownie.
- Nie! Nie zgadzam się! Co sobie pomyślą? Że Peter ten zestrachany Peter jest w szeregach strasznych Śmierciożerców? Wyśmieją nas. - wyjaśniłam zdenerwowana.
- Masz rację. Ale co my mamy zrobić żeby Voldemort nie wiedział co planujemy? - zapytała ruda ze smutkiem.
- Róbmy dalej to co robiliśmy. Po prostu odsuniemy Petera od wszystkiego tak żeby się nie domyślił ewentualnie będziemy podawać mu fałszywe informacje. Na każdym zebraniu wyjaśnimy że ja będę rozsyłać wiadomości co, gdzie, kiedy. Nie będę informować Petera a w trakcie walki walnie się go Drętwotą i zmodyfikuje mu się pamięć tak żeby myślał że to któryś ze Śmierciożerców. - odpowiedziałam poważnie i zaczęłam spacerować po PŻ.
- To może się udać. - westchnął Remus i usiadł obok zielonookiej.
- Wybaczcie że wam o tym powiedziałam ale ja już nie wiedziałam co mam robić. - westchnęłam smutno i usiadłam na podłodze naprzeciwko przyjaciół.
- Ile ty to w sobie dusiłaś? - zapytała zmartwiona Lili.
- Dwa tygodnie jak nie więcej. Nie mam pojęcia. Straciłam rachubę. - wymamrotałam ciężko.
- Teo. Powinnaś nam powiedzieć. -zbeształ mnie Remus z powagą.
- Powiedz mi Remusie jak ja miałam to zrobić wiedząc że jest on waszym najlepszym przyjacielem? Bałam się. Po prostu się bałam. - wyznałam z niechęcią i dałam się przytulić przyjaciołom.
- Co powiemy reszcie jeśli zapytają gdzie zniknęliśmy? - mruknęła rudowłosa ściskając mój bark.
- Powiemy że miałam pomysł który musieliśmy obgadać. A jak zapytają czemu nie mogłam powiedzieć przy reszcie to odpowiemy że wolałam mieć pewność co do swoich słów. - stwierdziłam po chwili zastanowienia i razem z dwójką przyjaciół opuściłam pokój życzeń kierując się do wieży lwa. Ze spokojem wymalowanym na twarzy przekroczyłam portret Grubej Damy i weszłam do środka salonu. Zmarszczyłam lekko brwi widząc puste i ciche pomieszczenie. Z zaciekawieniem zerknęłam na zegar który wskazywał godzinę dwudziestą drugą.
- To się zasiedzieliśmy. - Stwierdził Remus z zaskoczeniem patrząc na tykającą tabliczkę.
- Jutro musimy dokończyć planowanie. Lepiej połóżmy się spać.- zadecydowała Lili z poważną miną.
- Ponadto czeka nas jeszcze zebranie na którym rozdzielimy zadania i wyjaśnimy całą strategię. Potem pozostaną patrole, rozstawienie pułapek i zasadzki.- mruknęłam i zakryłam usta aby stłumić ziewnięcie. Pożegnałam się z Remusem krótkim dobranoc i razem z Lili, zmęczone weszłyśmy do dormitorium. Po kolei ogarnęłyśmy się i położyłyśmy spać mrucząc do siebie ciche '' do jutra''. Następnego dnia razem z Lili wstałyśmy bladym świtem i nie marnując czasu zgarnęłyśmy Remusa z dormitorium Huncwotów, uważając aby nie obudzić reszty chłopaków. Oczywiście zanim zniknęliśmy w Pokoju Życzeń napisaliśmy krótką notatkę do reszty aby się o nas nie martwili i cieszyli się wolnym dniem.
- No to zaczynamy planowanie. - mruknął rozespany Lupin i usiadł na jednym z trzech foteli ustawionych wokół wielkiego stołu na którym przykleiliśmy plan Zamku i Zakazanego Lasu.
- Nie pogardziłabym kawą i czymś do jedzenia. - westchnęła rudowłosa i zasiadła na drugim fotelu.
- Popieram. Miko. Piko. - wymamrotałam przecierając oczy i poczekałam aż bracia zmaterializują się przede mną.
- Dzień dobry Teo! Remusie, Lili.- zawołał radośnie Piko pojawiając się razem z bratem.
- Czy możemy wam jakoś pomóc? - zapytał Miko spoglądając na naszą trójkę z troską.
- Poratujcie nas proszę dwoma dzbankami gorącej kawy, mlekiem, cukrem i czymś ciepłym do jedzenia. - poprosiłam z lekkim uśmiechem zajmując ostatni wolny fotel a skrzaty z uśmiechami zniknęły z cichym pop. Dalej nie marnując ani chwili zabrałam się za czytanie notatek od Narcyzy i planowanie rozkładu pułapek. W pewnym momencie usłyszałam znajomy mi trzask i zobaczyłam zadowolonych z siebie braci.Zerknęłam kątem oka na Lilkę i Remusa którzy pochłonięci w strategii i zasadzkach nie zauważyli nawet że skrzaty wróciły do PŻ z dwiema wielkimi tacami. Podziękowałam bracią z uśmiechem i położyłam nasze śniadanie na drugim stoliku ułożonym tak aby nasza trójka mogła do niego dosięgnąć. Nalałam sobie pełen kubek kawy, zalałam go mlekiem i do smaku nasypałam dwie łyżeczki cukru. Również z burczącym żołądkiem dorwałam się do tostów z serem i szynką aby zaspokoić głód.
- Smacznego. - powiedziałam z uśmiechem i wskazałam przyjaciołom tace. Obydwoje z zadowolonymi minami nalali sobie kawy którą przerobili wedle gustu i również dorwali się do tostów z różnymi dodatkami. Zaśmiałam się cicho i upiłam łyk brązowej cieczy z błogim uśmieszkiem. Dokończyłam jeść tosta i otrzepawszy się, zabrałam do roboty. Z dokładnością przeczytałam wszystkie notatki i zapiski od Narcyzy oraz przeskanowałam listę rzeczy które udało nam się stworzyć czy zebrać na nadchodzącą wojnę.
- Myślicie że zaklęcie kameleona zadziała na Diabelskie Sidła? - zapytał w pewnym momencie Remus zerkając na nas zza dokumentów.
- Zadziała ale będzie trzeba rzucić też zaklęcie ciemnoty aby nie wyparowały. - mruknęła Lilka zapisując coś zaciekle na pergaminie.
- Można też je potraktować łzą hipogryfa aby były bardziej agresywne. - dodałam ze słodkim uśmiechem i zaśmiałam się razem z przyjaciółmi. Następnie każde z nas umilkło zajęte swoimi sprawami. Z prędkością światła zaznaczałam miejsca ustawienia Śmierciożerców na mapie i oznaczałam miejsca które dana grupa ma zaatakować. Przez kolejne godziny milczeliśmy, skrobaliśmy piórami po kartkach czy wymienialiśmy po między sobą drobne pytani i pomysły. Parę razy też odwiedzili nas Miko z Piko przynosząc nam ciepły posiłek i napoje. Jednak kiedy dopadło nas zmęczenie, Pokój Życzeń poprawnie odczytując nasze myśli wyczarował nam trzy wielkie łóżka zachęcające do snu.
- Ja chyba skorzystam z zaproszenia. - wyszeptałam wpatrując się z utęsknieniem na łóżka.
- Ja też. - jęknęła rudowłosa i położyła głowę na stole ze zmęczenia.
- Ile my już tu siedzimy? - zapytał cicho Lupin pocierając skronie a ja zerknęłam na lewitujący zegar.
- Trzynaście a zaraz czternaście godzin. - odpowiedziałam i przeciągnęłam zastałe kości.
- Ile już zrobiliśmy? - mruknęła zielonooka podnosząc lekko głowę by na nas spojrzeć.
- Zaznaczyliśmy położenie i trasę wszystkich grup Śmierciożerców. Zaplanowaliśmy połowę pułapek i zasadzek. Mamy też rysopis planu walki. - powiedział Lunatyk ziewając lekko.
- Pozostało nam dokończyć planowanie reszty pułapek i zasadzek oraz ulepszyć i dokończyć plan walki. - dodałam od siebie i podrapałam się po nosie z westchnięciem.
- Ja dzisiaj odpadam. Dokończymy to jutro bo te łóżka za bardzo mnie kuszą. - wyszeptała Lili i nim którekolwiek z nas się odezwało rudowłosa pomaszerowała do wyczarowanej przez pokój życzeń, łazienki.
- Jestem za. - mruknęłam i napiłam się łyk soku dyniowego.
- Ja również. - westchnął Lunatyk i odłożył plik zapisanych kartek na stół.
- Trzy razy na tak. Wniosek zatwierdzony. - prychnęłam zaspana i przywołałam do siebie swoją piżamę.
- Dobranoc. - powiedziała wychodząca z łazienki zielonooka i z zadowolonym uśmiechem rzuciła się na łóżko by po chwili utonąć w puszystej kołdrze.
- Idź Remusie. Ja posortuję pergaminy.- powiedziałam z uśmiechem do przyjaciela i kiedy on skierował się do łazienki ja zgarnęłam ze stołu wszystkie dokumenty. Wszystkie pergaminy zwierające pewne i potwierdzone informacje ułożyłam w jeden stosik a te niedokończone na drugi. Przejrzałam jeszcze pomysły i różne dopiski aby ułożyć je w trzecią, mniejszą kupkę. Spojrzałam jeszcze na ułożone przez nas na mapie pionki grające rolę pułapek i uczniowskich grup. Na razie były to jeszcze plany w fazie testów ''za'' i ''sprzeciw'' . Chcieliśmy mieć wszystko ułożone do ostatniego guzika aby wygrać i nie stracić przy tym zdrowia czy życia. Przetarłam ze zmęczenia czoło i westchnęłam cicho zadowolona z naszej roboty.
- Łazienka wolna, Teo. - usłyszałam za sobą zmęczony głos Remusa więc odwróciłam się do niego z lekkim uśmiechem.
- Idź spać Remusie. Naszym umysłom należy się trochę odpoczynku. - powiedziałam z rozbawionym uśmiechem i założyłam na ramię swoje ciuchy do spania.
- Dobrze powiedziane. Chociaż podczas snu mój mózg może zagrać głąba. - westchnął Lupin ze śmiechem i położył się na drugim łóżku. Zaśmiałam się cicho widząc Remusa który zasnął od razu jak jego głowa dotknęła poduszki. Ziewnęłam cicho i czując coraz większe zmęczenie podreptałam do łazienki aby się umyć i przebrać zanim położę się w ciepłej pościeli. Wszystkie czynności wykonywałam wręcz mozolnie ale kiedy skończyłam cały mój trud został wynagrodzony przez miękkie łóżko i poduszki z ciepłą, puchową kołderką w bonusie. Westchnęłam rozkosznie i nim mój mózg zdążył cokolwiek zarejestrować, zasnęłam z lekkim uśmiechem na ustach. Następny dzień jak i pół kolejnego przesiedzieliśmy we trójkę w pokoju życzeń ulepszając i doskonaląc naszą strategię. Pomimo wyczerpania myślowego dawaliśmy z siebie wszystko aby nikomu nie stała się krzywda. Również podczas naszego samotnego rozmyślania do pokoju życzeń zawitali też nasi przyjaciele i inni uczniowie. Obie grupy z troską i przyjacielską więzią obserwowały nasze poczynania i z uwagą słuchały naszych wywodów i jęków rozdrażnienia. W pewnym momencie nawet Syriusz z Jamesem przynieśli nam listy napisane przez centaury które z równą troską i zainteresowaniem oczekiwały na odzew naszej trójki. W końcu ku zadowoleniu moim, Lili i Remusa zakończyliśmy planowanie punktualnie o szesnastej.
- Nareszcie. - pisnęłam uradowana że nie musze już ślęczeć nad pergaminem z piórem w ręku.
- Zużyliśmy aż siedem kałamarzy. Nawet nieźle. - stwierdziła zadowolona zielonooka z dumą obserwując nasze zmagania przelane na bladożółty papier.
- W końcu mój mózg porządnie odpocznie. - sapnął Remus z radosnym uśmiechem na co cicho zachichotałam razem z rudą.
- Racja. Ale teraz czeka nas ważniejsza sprawa. Remusie tak jak uzgadnialiśmy ty pójdziesz wsypać Peterowi środek na przeczyszczenie abyśmy mieli go dzisiaj z głowy. Potem jak mu przejdzie sprzedam mu fałszywe informacje. A ty Lili powiadom duchy że nadszedł czas na wcielenie naszego planu w spójną całość. - powiedziałam poważnie do przyjaciół którzy przytaknęli mi z uśmiechem.
- No to zwołujemy przewodniczących domów, wyjaśniamy cały plan i przekazujemy go innym uczniom? - zapytała Lilka popijając herbatę. Ja w odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się do niej i wyczarowałam mojego tygrysiego Patronusa.
- Pora zakończyć tyranię beznosa. Jesteśmy gotowi. Zebranie w PŻ.- powiedziałam poważnie do mojego widmowego bliźniaka i gestem ręki nakazałam mu lecieć aby powiadomił Gryffonów, Puchonów i Krukonów. Kiedy olbrzymi kot zniknął z mojego pola widzenia złapałam w swoje rączki kawałek czystego pergaminu i napisałam krótką notatkę do Stevena i Nicka. Co jak co ale pojawienie się mojego Patronusa w pokoju wspólnym Ślizgonów mogłoby wzbudzić czyjeś niepotrzebne zainteresowanie. Machnęłam różdżką a notatka spłonęła na moich oczach zapewne pojawiając się tuż przed nosami zaprzyjaźnionych Ślizgonów.
- Teraz twoja kolej Remusie. Nie daj się złapać. - odezwałam się do przyjaciela i z pocieszającą miną odprowadziłam go wzrokiem aż nie znikł za wrotami Pokoju Życzeń.
- Leć Lilka. Dobrze by było gdyby duchy wiedziały od razu. - poradziłam rudowłosej a ona skierowała się w tą samą stronę co przed chwilą Lupin.
- Dasz radę wyjaśnić tak wielkiej grupie co i jak?- zapytała poważnie zatrzymując się tuż przed wrotami.
- Ja nie dam rady? Trochę więcej wiary Evans. - zażartowałam szczerząc do przyjaciółki wszystkie kiełki.
- Wiedziałam że to powiesz, White. - parsknęła śmiechem zielonooka i wyszła z pokoju pozostawiając mnie samą. Podczas czekania na uczniów postanowiłam powiększyć skonstruowaną przez nas mapę i rozwiesić ją na jednej ze ścian pokoju aby każdy bez wyjątku mógł ją zobaczyć. Przekartkowałam też jeszcze z parę razy cały plan aby nic mi nie umknęło. W końcu kiedy już z siódmy raz miałam czytać cały plan który znałam już na pamięć w pokoju zaczęli pojawiać się pierwsi uczniowie którzy witali mnie niepewnymi uśmiechami. Rozumiejąc ich obawy posyłałam im uspokajające i pewne uśmiechy aby choć trochę przestali się martwić. Po kilkunastu minutach trzaskania wrotami byłam pewna że wszyscy już się zebrali więc nie owijając w bawełnę zaczęłam tłumaczyć im całą strategie i przydzielać odpowiednim grupą zadania dotyczące rozstawienia pułapek. Nie oszczędzając swojego głosu gadałam jak najęta przez trzy godziny dokładnie omawiając każdy najdrobniejszy szczegół. Od ilości pułapek do ich rozstawienia po dokładnych pozycji każdego ucznia który bieżę udział w walce o szkołę. Najdłużej zajęło mi omawianie strategii. Wskazując na poszczególne miejsca na mapie pokazywałam ilu i gdzie mają czatować uczniowie aby zwabić Śmierciożerców w pułapkę. Również powiedziałam aby w razie jakichkolwiek kłopotów biegli do zakazanego lasu drąc się na całe gardło że Wibrys potrzebuje wsparcia. Nie wyjaśniłam dokładnie w czym to może pomóc. Zbyłam to krótkim zdaniem '' To będzie niespodzianka i nasz As w rękawie.'' Nikt więcej nie pytał o tajemnicze hasło.
- Wszystko jasne? - zapytałam ledwie słyszalnym i chrapliwym głosem po czym rozejrzałam się po zgromadzonych.
- Napij się bo przerażasz tym głosem połowę uczniów. - zażartował Syriusz podając mi kubek z herbatą na co odpowiedziałam mu wdzięcznym uśmiechem i całusem w policzek. Wypiłam całą zawartość kubeczka i odetchnęłam z ulgą czując jak moje gardło powraca do normalności.
- Od razu lepiej. - westchnęłam z lekkim uśmiechem co rozśmieszyło wszystkich zebranych.
- Wszystko jasne ale od kiedy zaczynamy? - zapytała dobrze mi znana ciemnozłota czupryna.
- Najlepiej od jutra i to bladym świtem kiedy Hogwart jeszcze śpi, Rosalie. Nie możemy pozwolić aby jakikolwiek nauczyciel nas zauważył. - odpowiedziałam z powagą a trawiastooka przytaknęła mi ze zrozumieniem.
- Zaklęcie Kameleona będzie w takim razie obowiązkowe. - stwierdziła z zadowoleniem jasnowłosa i tym razem to ja jej przytaknęłam.
- Do roboty kochani. Za Hogwart.- powiedziałam dumnie i uśmiechnęłam się szeroko słysząc zbiorowy wrzask prawie całej szkoły. Każdy uczeń rozbiegł się w każdą możliwą stronę łapiąc w swoje ręce przeznaczone mu pakunki czy przedmioty. Obserwowałam z dumą i determinacją jak uczniowie przygotowują się do jutrzejszej realizacji.
- Zbierajmy się. Zaraz cisza nocna i każdy z nas potrzebuje chociaż minimalnego odpoczynku przed jutrzejszą robotą. - ogłosił z powagą James widząc zapał ale i zmęczenie niektórych osób. Ja sama słysząc słowa przyjaciela zaczęłam niekontrolowanie ziewać co rozbawiło Syriusza.
- Chodź, kociaku. Zaraz uśniesz na stojąco. - zaśmiał się rozbawiony Łapa za co zgromiłam go spojrzeniem.
- Syriusz ma rację. Ty, Lili i Remus powinniście odpocząć i nie tykać jutro niczego. Sporo się namęczyliście główkując nad całym planem. Należy wam się chociaż jeden dzień odpoczynku. - poparł słowa brata, Regulus.
- Ale trzeba dopilnować....- zaczęła rudowłosa jednak zamilkła kiedy dłoń Jamiego wylądowała na jej ustach.
- Wasza trójka nie będzie niczego pilnować. Chociaż ten jeden dzień sobie odpuście. - powiedział stanowczo okularnik a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- James my nie możemy spać skoro wojna jest tuż za pasem. - sprzeciwił się Lupin ale widząc zabójcze spojrzenie Melody nie wiedział gdzie podziać wzrok.
- Odwaliliście kawał dobrej roboty, Remusie. Bez gadania robicie sobie jutro wolne. - warknęła srebrnowłosa głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- My wszystkim się zajmiemy. - dodała Amy z troskliwym uśmiechem dołączając się do reszty.
- Jeżeli działoby się coś niepokojącego to niezwłocznie was powiadomimy. - obiecała Scar z założonymi rękoma.
- Niech wam będzie. - westchnęłam pokonana. Nie miałam się co kłócić bo prawie cała szkoła patrzyła się na mnie zabójczym jak i troskliwym wzrokiem.
- I jak tu się kłócić z gwardią Hogwartu? - prychnęłam pod nosem tak aby tylko rudowłosa i Remus mnie usłyszeli. W odpowiedzi usłyszałam jedynie dwa zgadzające się ze mną prychnięcia. Dłużej nie zwlekając we trójkę skierowaliśmy się do wyjścia z pokoju odprowadzani przez czujne spojrzenia innych uczniów.
- Peter jest w SS. Lepiej idź do niego teraz bo potem może się skapnąć że jest coś nie tak. - usłyszałam cichy szept Remusa tuż przy moim uchu. Pokiwałam lekko głową aby tylko wilkołak dostrzegł ten niewidoczny gest. Przeciągnęłam się iście aktorsko i szybszym tempem opuściłam pokój życzeń by następnie rzucić na siebie zaklęcie kameleona. Pobiegłam szybko do Skrzydła Szpitalnego aby po pierwsze mieć Petera z głowy a po drugie żeby nie zabiła mnie połowa szkoły za to że włóczę się po szkole zamiast odpoczywać. Wkradłam się po cichutku do SS tak aby madame nie usłyszała ani jednego skrzypnięcia czy kroków. Niczym duch przemknęłam pod czujnym okiem pielęgniarki i usiadłam obok zaskoczonego i przerażonego Glizdogona.
- To ja Peter. - wyszeptałam cicho a widząc jak zdrajca oddycha z ulgą opowiedziałam mu całą, wcześniej zmyśloną historyjkę i strategię. Za nic w świecie nie pozwoliłabym mu zepsuć naszych planów ani skrzywdzenia innych. Po dość długim odpowiadaniu na pytanie nierozgarniętego chłopaka skierowałam się do wieży lwa odczuwając coraz większe zmęczenie. Nawet nie spostrzegłam kiedy znalazłam się pod kołdrą i zasnęłam rozłożona na całej wielkości łózka. Następnego dnia przebudziłam się tuż przed kolacją. Wypoczęta i jak nowo narodzona udałam się do przyjaciół aby dowiedzieć się jak przebiegło ustawianie pułapek i innych rzeczy które miały nam pomóc w ochronie szkoły. Zadowolona z odpowiedzi dorwałam się do kolacji bo mój burczący żołądek nie dawał mi żyć. Pośmiałam się i pożartowałam trochę z tego że zaraz i tak miałam kłaść się spać. W sumie widząc zadowolone twarze Lili i Remusa sama uśmiechnęłam się z takiej opcji dłuższego odpoczynku. Jednak wracając z powrotem do dormitorium naszyły mnie obawy i strach o innych. Z ciężkim sercem i głową zapełnioną najczarniejszymi myślami zasnęłam choć i tak męczyły mnie wątpliwości. Kolejnego dnia wstałam razem z moimi współlokatorkami i nie tracąc czasu pomagałam ustawić resztę rzeczy wokół zamku czy lasu. Wszyscy pracowaliśmy w ciszy co bardzo mi nie pasowało. Dręczące mnie myśli nie dawały mi spokoju. A pojawiające się co chwile pytania doprowadzały do szału. Jednak i ten dzień zakończył się naszym sukcesem. Rozejrzałam się dyskretnie po twarzach innych uczniów. Widziałam w ich oczach strach choć tląca się pomiędzy iskierka nadziei dawała mi siłę aby wyzbyć się czarnych myśli i z determinacją kroczyć do wygranej.
- To już jutro. - wyszeptała stojąca obok mnie Rosalie z Regulusem.
- Owszem. Jesteśmy gotowi. Wygramy to. - powiedziałam twardo i spojrzałam na przyjaciela i jego koleżankę. Widząc na ich twarzach ulgę i chęć do walki sama uśmiechnęłam się iście wojowniczo.
- Wracajmy do zamku. Musicie się wyspać a ja muszę rozdzielić starszych do patroli. - rozkazałam i razem z dwójką Krukonów pomaszerowałam do zamku osłonięta czernią nocy. Odprowadziłam ich bezpiecznie pod samą wieże domu Roweny i zawróciłam do pokaźnej grupy starszych klas. Niczym generał wydawałam polecenia i wskazówki. Tłumaczyłam wszystko lepiej od niejednego nauczyciela, pocieszałam i wznosiłam na duchu jak wspaniała przyjaciółka. A wszyscy którzy mnie słuchali i na mnie patrzyli mogli stwierdzić tylko jedno. Jej świecące na złoto oczy zwiastowały nadzieję, odwagę, męstwo i pomoc. Nic nie mogło pójść źle. Zgodnie z planem wymienialiśmy się co trzy godziny aby każdy był wyspany i zdolny do walki. Kursowaliśmy po korytarzach odprowadzani dumnymi spojrzeniami obrazów wiszących na murach zamku oraz kryliśmy się w cieniu aby żaden nauczyciel nas nie złapał. Wymienialiśmy się informacjami z duchami które również nie próżnowały i razem z nami patrolowały najgłębsze zakamarki Hogwartu. Kiedy jednak słońce zaczęło wschodzić na niebo chyba każdy odczuł na sobie dreszcz niepokoju. Zakończywszy patrol stanęłam przy wielkim oknie obserwując dziedziniec i sporą część błoni. Z niepokojem zerkałam również na zegar wiedząc że lada chwila wróg zaatakuje. Czekałam. Czekałam aż w końcu na niebie ujrzałam tak dobrze mi znany mroczny znak zwiastujący śmierć. Jednak tym razem jego znaczenie pójdzie do piachu.
- Przygotować się!! - ryknęłam na cały zamek podnosząc głośność swojego głosu za pomocą magii. Wiedziałam że każdy mnie usłyszał a stojący za mną siódmoklasiści ruszyli biegiem wykonać swoje zadanie. Ruszyli aby powiadomić nauczycieli o zaczętej wojnie. Ze złowrogim uśmiechem obserwowałam jak kłęby czarnego dymu mkną przez błonia w stronę zamku.
- Nie tym razem drogi panie. Teraz wygramy my . - wymruczałam zadowolona i dumna z każdej osoby która walczyła o szkołę. Nie czekając dłużej wyjęłam ze swojej kieszeni guzik który ma teleportować każdego ucznia który dostał od nas brelok. Machnęłam na ozdóbkę parę razy różdżką aż ta nie zaświeciła na szkarłat.
- Miko!! Piko!!- wydarłam się i zacisnęłam pięści czując jak mój szósty zmysł szaleje. Co do cholery, pomyślałam nie rozumiejąc tego odczucia.
- Tak Teo? - zapytał pojawiający się obok mnie Piko ale nim zdążyłam mu odpowiedzieć usłyszałam wrzask przerażenia wydany przez Miko.
- Piko powiadom skrzaty że nadeszła pora walki. Miko powiadom uczniów stróżujących młodszych aby sprawdzili listę. Nie pozwolę aby ci dranie dostali się do zamku jeśli jakiś młodziak pałęta się po korytarzach. - warknęłam zdenerwowana a bracia wiedząc że to przez moje wewnętrzne alter ego skinęli głowami z uśmiechem. Usłyszałam ciche pop i wiedziałam że pora zacząć rozróbę. Teleportowałam się niezwłocznie do wielkiej sali gdzie siódmoklasiści mieli zgromadzić nauczycieli. Stanęłam oko w oko z dyrektorem i uśmiechnęłam się drapieżnie co staruszek skwitował dumnym uśmiechem.
- Nawet nie zauważyłem że coś kombinujesz, Teodoro. Jestem pełen uznania. - powiedział poważnie siwowłosy i uśmiechnął się w ten swój dobroduszny sposób.
- Cała szkoła poświęciła wiele czasu i energii szkoląc się do tego dnia, dyrektorze. Jesteśmy przygotowani na wojnę bardziej niż nasi wrogowie. - warknęłam choć starałam się powiedzieć to normalnie.
- Trzymaj Tygrysa w ryzach, Teo. Na razie wszyscy są bezpieczni. - odpowiedział troskliwie dyrektor a ja potaknęłam mu nerwowo głową. Co mogłam zrobić skoro moim zadaniem było strzeżenie lasu, jego mieszkańców oraz szkoły pełnej uczniów. Co mogłam zrobić wiedząc że grozi im niebezpieczeństwo a Tygrysi Strażnik we mnie pękał w złości wiedząc o tym doskonale.
- Jaki jest plan, Teo? - zapytała profesor McGonagall obserwując mnie z powagą i dumną miną.
- Och. Plan jest wspaniały pani, profesor. Połowa Śmierciożerców padnie nim wkroczy na dziedziniec. Resztą musimy zająć się osobiście oraz z małą pomocą. -wyjaśniłam z wielkim uśmiechem i przywołałam do siebie pergamin z całą strategię i opisem pułapek. Podczas kiedy profesorowie z dyrektorem czytali nasze zapiski ja spojrzałam na czekających uczniów. Skinęłam do nich głową z lekkim uśmiechem a oni rozbiegli się we wszystkie możliwe strony.
-Teo ten plan jest bardzo dokładny. Dziecko. Od jak dawna wiesz o tym wszystkim? - zapytała zaskoczona profesor zielarstwa.
- Od samego początku pani profesor. Od samego początku. - powiedziałam i warknęłam cicho słysząc jak pierwsze pułapki się odpaliły. Moje oczy zabłysły na złoto a sama wyjęłam z kieszeni różdżkę gotowa do ataku.
- A więc niech zacznie się pobojowisko. - wysyczałam i rozesłałam do każdego ucznia mojego Patronusa aby ostrzegł ich o zbliżającym się wrogu. Wybiegłam czym prędzej z wielkiej sali a za mną cała kadra z dyrektorem na czele. Otworzyłam wrota Hogwartu na szerokość i dołączyłam do czekających na mnie przyjaciół i uczniów.
- Gotowi?- zapytałam obserwując uważnie twarze moich bliskich. Jednak nie zobaczyłam w ich oczach strachu. O nie. Oni wręcz bili wojowniczą aurą a ich oczy płonęły w złości na Śmierciożerców. Uśmiechnęłam się szeroko i zajęłam wyznaczoną pozycję.
-Trzy! - krzyknęłam słysząc jak druga tura pułapek się odpaliła pochłaniając w swe objęcia kilkoro zwolenników Voldemorta.
- Dwa!! - wrzasnęłam kiedy ostatnie pułapki puściły zmniejszając liczbę wroga.
- Jeden!!! - warknęłam na cały dziedziniec i uniosłam różdżkę w kierunku zbliżającej się czarnej chmury.
- Za Hogwart!- ryknęłam i jako pierwsza z wielu rzuciłam zaklęcie tnące na przeciwnika. Zewsząd posypały się najróżniejsze zaklęcia i klątwy które w tym momencie były stanowczo dozwolone. Przed oczami latały najróżniejsze kolory a ja razem z przyjaciółmi stąpałam twardo na przód. Kątem oka dostrzegłam że do bitwy włączył się również powiadomione wcześniej skrzaty z Miko i Piko na przedzie. Stworzonka z determinacją ciskały we wrogów jedzeniem czy garnkami które za sprawą czarów piątych klas rosły w ułamek sekundy powalając lub pochłaniając przeciwnika.
- Przedarli się do zamku!! - usłyszałam krzyk Regulusa który znokautował dwóch buto lizów Voldzia.
- Cholera!!Trzymajcie pozycję!! Niech troje z was pójdzie ze mną!!- wrzasnęłam ile sił w płucach i wysłałam Patronusa z prośbą o pomoc do czekających mieszkańców lasu. Ile sił w nogach pognałam do środka szkoły. Kiedy skręcałam w jeden z korytarzy powalając przy okazji paru Śmierciożerców zobaczyłam jak za mną biegnie Syriusz z Regulusem i Rosalie.
- Jak daleko się przedarli?!- krzyknęłam do Amosa który walczył w zamku.
- Wdarli się tylko na parter!! Ale ciągle atakują schody główne na piętro!! - odkrzyknął przylepiając jednego zwolennika do ściany jakimś glutem.
- Zajmiemy się nimi!! - warknęłam do puchona i razem z trójką przyjaciół pognałam we wskazane miejsce.
- Drętwota! - warknęłam widząc na swojej drodze odzianą w czerń postać.
- Bombarda! - krzyknęła Rosalie kierując różdżkę na piątkę Śmierciożerców próbujących przedrzeć się przez zaporę zrobioną przez szóste klasy.
- Dużo ich tu. Przeklęte czarne gnidy. - prychnął Syriusz posyłając jedną gnidę na przeciwną ścianę.
- Musimy ich odeprzeć! - wrzasnął Regulus i całą czwórką stworzyliśmy okrąg aby bronić swoje plecy. Wyrzucaliśmy z siebie zaklęcia z prędkością karabinu maszynowego pozbywając się coraz bardziej malejącej grupy Śmierciożerców. W końcu kiedy oczyściliśmy parter zamku odetchnęliśmy z ulgą wiedząc że już tu nie wrócą.
- Dołączcie do reszty. Ja przejrzę korytarz.- rozkazałam patrząc się na całą trójkę uparcie.
- Po moim trupie! Nie zostawię cię samej!- warknął Syriusz ze zdenerwowania.
- Rodziny się nie zostawia. - poparł brata Regulus z powagą.
- A ja nie zostawię Regulusa. - prychnęła Rosalie a ja pomimo trwającej walki roześmiałam się rozbawiona.
- A więc jednak. - zagruchałam zadowolona a dwa gołąbki zarumieniły się ogniście.
- Szalejesz bracie. - zarechotał Syriusz obejmując mnie w pasie.
- Ej!! My tu mamy wojnę a wy rozczulacie się że mam dziewczynę! - żachnął się młody Black z oburzoną miną.
- A więc witamy w rodzinie, Rosalie. - powiedziałam z drapieżnym uśmiechem i skierowałam się biegiem w stronę parterowego korytarza. We czwórkę szybciej było przeczesać cały korytarz, przenieść rannych do skrzydła czy też wyeliminować pozostałości buto lizów. Miałam właśnie zawracać do reszty kiedy moją uwagę przykuła dziwnie wystająca zza zbroi czarna czupryna. Moje serce zaczęło bić mocniej kiedy zbliżałam się do nieruchomej postaci. Jednak widząc trupiobladą twarz przyjaciela opadłam na kolana z niedowierzeniem.
- Nie. Proszę, nie. - wyszeptałam błagalnie patrząc w jego martwe oczy.
-Teo?! Teo!! Teo gdzie jesteś?! - usłyszałam jak przez mgłę krzyk przerażenia wydany przez Syriusza. Nie potrafiłam jednak na nie odpowiedzieć. Nie mogłam. Głos uwiązł mi w gardle a w oczach pojawiły się łzy smutku, gniewu i rozpaczy. Nawet nie spostrzegłam kiedy wydobył się ze mnie szloch a łzy płynęły strumieniami po mojej ubrudzonej w kurzu i krwi twarzy.
-Błagam nie. Nie . - wyszeptałam cichutko trzymając zimną i martwą rękę przyjaciela.
- Teo?! Dzięki Merlinowi. Nic ci nie jest. - powiedział Regulus stojący tuż za mną.
- Nie. Proszę. Nie. - jęknęłam i lekko szarpnęłam chłopaka w nadziei że wstanie.
- Teo? Teo co się stało? - usłyszałam zmartwiony głos Rosalie.
- Wstań. Proszę wstań. - poprosiłam ledwie słyszalnie i mocniej ścisnęłam jego rękę.
- O Merlinie! - usłyszałam cichy szept Syriusza i po chwili byłam trzymana w szczelnym uścisku ukochanego.
- Zostałam sama. Zabili go. Zabili. - zapłakałam nadal trzymając chłopaka za rękę.
- Tak mi przykro, Teo. Tak mi przykro, kochanie. - wyszeptał Black i zaczął nami bujać na boki starając się mnie uspokoić.
- O matko. - usłyszałam zaskoczony głos jasnowłosej i głęboki wdech Regulusa. Spojrzałam na parę zapłakanymi oczyma i puściłam rękę przyjaciela wiedząc że już nigdy nie wróci. Zostałam sama. Pociągnęłam nosem i wtuliłam się bardziej w Łapę czując jak smutek ustępuje miejsca wściekłości. Wstałam na równe nogi zaskakując tym całą trójkę.
- Wyrżnę tych sk**wys**ów w pień! Nie zostaną po nich nawet kosteczki!! - warknęłam złowrogo i zaczęłam się niebezpiecznie trząść.
- A więc to zrób. - powiedział Syriusz widząc że przez zdenerwowanie ledwo panuję nad przemianą w rozwścieczoną bestię z kłami.
- Rosalie. Nie przestrasz się proszę i zatrzymaj to co teraz zobaczysz dla siebie. Tą tajemnicę zna tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele. - poradził jasnowłosej Regulus wiedząc o co chodzi bratu.
- Czuję się zaszczycona. Nikomu nie powiem. - przyrzekła trawiastooka a ja uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Wybacz jeżeli cię przestraszę. - wycharczałam z przepraszającym uśmiechem i nie czekając na odpowiedź dziewczyny przemieniłam się w czarnego tygrysa pragnącego pomścić przyjaciela. Warknęłam ostrzegawczo i ostatni raz spojrzałam na obserwującą mnie trójkę. Mruknęłam do nich cicho i pognałam w stronę dziedzińca z dzikim rykiem. Nikt nie miał prawa ruszać moich przyjaciół i rodziny. Nikt nie miał prawa atakować szkoły, mojego drugiego domu. Nikt z wrogich stron nie miał prawa wchodzić na teren dobra!! Przeskakiwałam jak dzika leżące trupy Śmierciożerców. Skakałam nad wyburzonymi pozostałościami po posągach i niektórych murów aż w końcu znalazłam się na dziedzińcu wydając z siebie wściekły wręcz agresywny i złowrogi ryk. Widzący mnie uczniowie nie wiedzieli co mają robić podobnie było z wrogiem. Tylko moi przyjaciele przyglądali mi się w zaskoczeniu. Warknęłam złowrogo i oblizałam kły czując coraz większą wściekłość. Mój wzrok wręcz zabijał a bijące od niego złoto oślepiało i przerażało. Jednak ja patrzyłam tylko i wyłącznie na Śmierciożerców. Powolnym krokiem zbliżałam się do zdezorientowanych i przerażonych wrogów. Moje ciało otoczyła czarna jak smoła mgła zwiastująca śmierć. Będą już parę metrów od morderców rzuciłam się biegiem wiedząc że są zbyt przerażeni by zaatakować. Ryknęłam złowieszczo i rzuciłam się na stojącego bliżej mężczyznę w srebrnej masce i przegryzłam mu gardło. Nie zwracałam uwagi na to że inni patrzą. Liczyła się tylko zemsta. Wypuściłam z pyska truchło i ponownie wyszczerzyłam kły rzucając się w sam środek wrogiej strony. Rwałam, gryzłam, szarpałam i przecinałam to co było najbliżej. Mgłą posłużyłam się w ten sam sposób. Wysadzałam wrogów od środka, dusiłam ich i łamałam. Żaden czar rzucony przez wrogą armię nie spowalniał moich ruchów. Jednak słyszałam wszystko doskonale. Krzyki, przerażone szepty i smutne głosy.
- Teraz ta wojna jest jej osobistą. - usłyszałam smutny to dyrektora.
- Biedna Teo. - wyszeptała płaczliwie Lili.
- Co ona musi teraz przeżywać. - jęknął James.
- Takie połączenie jest cenne ale zerwane i zniszczone.... Biedne dziecko. - powiedziała zatroskana opiekunka domu lwa.
- Teraz las pogrąży się w żałobie. Połowa Strażniczki właśnie straciła życie. - usłyszałam przepełniony rozpaczą głos Firenzo.
- Biała Pani straciła połowę siebie. - westchnął ze smutkiem Zakała.
- Pomimo tego że gościa nie trawiłem wiedziałem że przez przeznaczenie są ze sobą związani. Marlinie. Moja biedna, kotka. - wyszeptał Syriusz . Nie mogłam dłużej tego słuchać. Ból będący w moim sercu tylko się powiększył. Ryknęłam z rozpaczy i pozbyłam się kolejnych buto lizów. Widziałam jak szkoła walcz ramie w ramię z mieszkańcami zakazanego lasu i mną na czele. Moje oczy zasnuła mgła i łzy wściekłości i smutku. Sama już nie wiedziałam co robię z wrogiem. Paląca potrzeba zemsty za śmierć przyjaciela była mocniejsza niż logiczne myślenie. Zwłaszcza że straciłam połowę serca. Zostałam sama. Nikt już mi nie będzie pomagał. Nikt już więcej nie dowie się o pradawnej legendzie. Zostałam ostatnia. Ostatnia żyjąca Strażniczka Zakazanego Lasu i Hogwartu. Nie przedłużę już linii Strażników. Nie kiedy on zginął. Biały Tygrys umarł zbyt wcześnie. Bez jego cząstki mocy nie powstaną kolejne pokolenia, nie będzie już Białego i Czarnego Tygrysa. Moc siedząca w naszej dwójce właśnie połowicznie wyparowała a nie mając potomków z krwi i kości Strażnika zniknęła na dobre. Zostałam sama. Jestem ostatnia. Oddech uwiązł mi w gardle. Stałam pośrodku trupów i umierających Śmierciorzerców. Trzęsłam się niemiłosiernie próbując opanować natrętne myśli. Jak przez mgłę słyszałam jak nauczyciele każą uczniom wracać do szkoły a konkretniej do wielkiej sali. Słysząc rozdzierającą ciszę padłam ciężko na plac dziedzińca. Wydałam z siebie cichy jęk który swoim brzmieniem idealnie określał moje uczucia. Zostałam sama. Ostatnia. Te trzy słowa ciągle rozbrzmiewały mi w głowie. Wpatrywałam się tępo w dal gdzie powoli zachodziło już słońce kiedy nagle poczułam jak ktoś mnie głaszczę po grzbiecie. Nie zwróciłam na to zbytnio uwagi bo i tak wiedziałam po zapachu kto stoi obok mnie . Miauknęłam cicho ze smutkiem i uroniłam ze swoich złotych oczu łzy.
- Tak nam przykro, Teo. - wyszeptała smutno Amy przytulając się do mojej sierści. Westchnęłam ciężko i zmieniłam się z powrotem w siebie nadal ściskana przez przyjaciółkę.
- Jak on mógł tak po prostu dać się zabić? - zapytałam cicho opierając głowę o bark Scarlett.
- Czasami już tak po prostu jest. - wyszeptała cicho Melody kucając obok mnie.
- Ale on był silniejszy magicznie i fizycznie od Śmierciożerców. - wyszeptałam a moje policzki przypominały wodospad.
- Każdy ma słabe punkty, Teo. Śmierciożercy nie cofną się przed niczym aby osiągnąć swój cel. - mruknęła Lili kucając naprzeciwko Melody.
- Teraz to w ogóle się już nie cofną. Wybiłam wszystkich. - powiedziałam bezuczuciowo .
- Uratowałaś szkołę i las, kochanie. Nie zrobiłaś nic złego. - wyszeptał czule Syriusz i wytarł mi policzki z łez oraz poprawił opadające na moje oczy kosmyki włosów.
- Chodźmy do szkoły. Wszyscy na nas czekają. A zwłaszcza na ciebie. - powiadomił James z lekkim uśmiechem.
- Czemu na mnie? Przecież teoretycznie nic nie zrobiłam. Uczniowie nie wiedzą że czarny tygrys to ja. - mruknęłam nieprzekonana i za pomocą dziewczyn podniosłam się z kamienia. Syknęłam cicho kiedy poczułam jak wszystkie niezauważone przeze mnie rany zaczęły boleć. No tak. Adrenalina odpuściła i teraz zaczęło boleć, pomyślałam z ironią i przetarłam czoło z krwi płynącej z głowy.
- Źle wyglądasz. - stwierdził Peter dziwnie niezadowolony a ja warknęłam na niego groźnie przez co schował się za Jamesem.
- Lepiej nie prowokuj, Peter. Teo jest roztrzęsiona i ranna ale krzywdę nadal może ci zrobić. - ostrzegł Glizdogona Remus patrząc się na niego z pobłażaniem.
- Chodź Teo. Madame zajmie się twoimi ranami i przy okazji dowiesz się czemu wszyscy na ciebie czekają. - polecił Regulus i nim zdążyłam coś powiedzieć zostałam podniesiona do góry przez Łapę.
- Wiesz że umiem chodzić? - zapytałam ironicznie mojego chłopaka na co ten się tylko cicho zaśmiał. Więcej już nikt się nie odzywał. Wolnym krokiem zmierzaliśmy do wielkiej sali gdzie tylko jak przekroczyliśmy próg, zostałam przechwycona przez Profesor McGonagall i madame Pomfrey które zaczęły nade mną szczebiotać z załamaniem. W sumie humor lekko mi się poprawił widząc zadowolonych i szczęśliwych uczniów. Młodsi zaś nie kryli dumy ze starszych kolegów. Jednak jak na każdej wojnie są ofiary. Na szczęście było ich bardzo mało. Tylko czworo uczniów pożegnało się z naszym światem. A jednym z nich był ON. Westchnęłam smutno i uśmiechnęłam lekko do zatroskanej nauczycielki i pielęgniarki które doprowadziły mnie do użytku. Kiedy tylko postawiłam stopę na podłodze zostałam przechwycona przez wrzeszczący z zadowolenia i radości tłum uczniów. Zaśmiałam się lekko z ich wielkiej radości.
- To wszystko dzięki tobie.- usłyszałam w oddali głos Dumbledora i uśmiechnęłam się szerzej choć i tak w sercu czułam nieprzyjemne kłucia. Jednak kiedy przypomniałam sobie słowa przyjaciela uśmiechnęłam się lekko. Wiedziałam że on by nie chciał abym po nim płakała. Pokręciłam głową ze smutkiem. Czy sobie poradzę? Nie wiem. Ale z pomocą kochającej rodziny, chłopaka i przyjaciół mogę podnosić góry. Uśmiechnęłam się szczęśliwa, prawdziwie szczęśliwa i pomogłam reszcie poskładać zamek i niektórych uczniów do pierwotnego stanu. Całe prace medyczne i porządkowe zajęły nam sporo czasu zwłaszcza że na głowę wpadli nam jeszcze Aurorzy. Westchnęłam cicho kiedy zostałam sama na wieży Astronomicznej. Spojrzałam na gwiazdy które dzisiejszego dnia świeciły jaśniej niż zwykle.
- Nie zapomnę o tobie Nathanielu. Byłeś mi wiernym przyjacielem. Zawsze mi pomagałeś i pomimo zła w twoim sercu nadal pozostałeś taki sam. Będę za tobą tęsknić. Żegnaj Biały Tygrysie. Strażniku i bracie. - wyszeptałam smutno ale z lekkim uśmiechem. Jedna samotna łza zakręciła mi się w oku. Kiedy chciałam ją wytrzeć zerwał się silny wiatr i porwał moją łzę w daleki ląd. Zaśmiałam się cicho podejrzewając że to sprawka Neuigiera. Jeszcze raz spojrzałam na gwiazdy i uśmiechnęłam się szerzej widząc jak konstelacja Tygrysa zabłysła mocniejszym światłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top