2

- Kochanie, obudź się, spóźnisz się na śniadanie.

Stiles otworzył oczy, jęcząc cicho. Bolał go tyłek i był bardzo niewyspany. Postanowił sobie, że już nigdy nie będzie kochał się z Liamem, kiedy na następny dzień mają lekcje.

Powoli wstał, a jego chłopak pocałował go w policzek, mrucząc, że musi się zbierać, bo ma wcześniej lekcje. Stilinski pożegnał się z nim i już po chwili szedł ubrany na śniadanie.

- Cześć, Scotti. - Przywitał się ze swoim przyjacielem piątką i usiadł obok niego. Wziął do ręki tosta, powoli go żując.

- Jezu, pierwsze mamy eliksiry - jęknął Scott, kiedy profesor Sprout dała im plan lekcji. Stiles spojrzał na niego zniesmaczony, wycierając z oczu resztki snu. - I to jeszcze ze Ślizgonami!

Stilinski westchnął zirytowany, a później przewrócił oczami, gdy McCall stwierdził, że nie traktuje tego problemu poważnie. 

Razem poszli na lekcję i usiedli razem w ławce. Stiles nie był przekonany, co do uczniów z jego roku, lubił tylko Scotta. Czuł się jak w klatce pełnej ameb. 

- Spotykasz się z Liamem? - zapytał szatyn, wyciągając z torby zeszyt. 

- Dzisiaj nie, nie mam ochoty - mruknął. - Poza tym, spędziliśmy razem cały wczorajszy wieczór i noc.

- Bo wiesz, potrzebuję...

- W porządku, mogę pójść do niego spać.

Scott uśmiechnął się do niego wdzięcznie.

- To dobrze, mam dzisiaj się spotkać z Kirą.

Stiles pokiwał tylko głową.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top