Huśtawka
Niedawno omawialiśmy na lekcji języka polskiego wiersz Tadeusza Różewicza pt. Kasztan. Utwór opowiadał o niewyraźnych wspomnieniach i w miarę, jak czytaliśmy tekst, moje oczy robił się mokre. Doprowadziłam się do takiego stanu przez wspomnienia z okresu mojego dzieciństwa, które też nie były dokładne.
Gdy miałam ok. sześć lat, na podwórzu stały rampa, tyrolka i boisko na piasku. W pobliżu były też dwa place zabaw. Wychodziłyśmy z mamą na dwór, a tam spotkałam znajomych - starszą ode mnie o trzy lata Weronikę z naszej klatki i Cezarego, Michała i Magdę z sąsiedniego bloku. Nie pamiętam dokładnie, ale miło spędzaliśmy czas. Później coś się zmieniło. Czarek prawie nie wychodził, a nigdzie nie znalazłam pozostałej dwójki. Weronika zaś znalazła sobie nowe towarzystwo.
Rampa i tyrolka, którą tak bardzo lubiłam jeździć, zostały rozmontowane i wywiezione z podwórza.
W czasie wolnym nudziłam się. Nie miałam z kim się bawić, nie licząc mojej młodszej, zazwyczaj ponurej siostry. Obserwowałam tylko, jak tata po powrocie z pracy grał w gry strategiczne na komputerze. Kiedy już się znudziłam patrzeniem, jak ojciec odpiera karawanę niemieckich samochodów ciężarowych, spytałam się mamę, czy mogę iść na dwór. Zgodziła się, ale nie poszła ze mną, tylko wpatrywała przez balkon. Zeszłam na dół na najbliższy plac zabaw. Była tam grupka dzieci, ale nikogo nie znałam. Usiadłam na huśtawce i zaczęłam się bujać. Huśtałam się tak długo, że prawie nie zauważyłam dzieciaków, które poprosiły mnie o zwolnienie sprzętu, by inni też mogli skorzystać. Z żalem ustąpiłam i wolnymi krokami opuściłam plac zabaw.
Zaczęłam to robić co raz częściej i nie zawsze już ustępowałam innym huśtawki. Unosząc się w powietrzu, czułam beztroskę i wolność. W mojej głowie zradzały się marzenia nie do spełnienia. Potrafiłam tak się bujać "w obłokach" godzinami, przez co miałam obdarte dłonie od łańcucha do tego stopnia, że schodził z nich naskórek. Nie przejmowałam się tym, tylko wracałam do domu, nikomu nic nie mówiąc. Każdego dnia po odrobieniu lekcji, zjedzeniu posiłku, gdy tylko miałam czas i zgodę rodziców, ruszałam na podwórko, nie zawsze na tą samą huśtawkę, byle tylko uciec od rzeczywistości, która wydawała się mieć co raz mniej sensu.
Tak zostało do dziś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top