8

FELIX POV

Gdy trójka chłopaków wróciła z studia, żaden z nich się nie odezwał ani słowem.
Chan podszedł powoli to odtwarzacza i połączył swojego laptopa.
Minho po kilku zdaniach wymienionych z Hyunjinem, stanął z nim razem na środku sali, przygotowując się do występu.
Spojrzałem z powrotem na Chana. Czy on zawsze był taki zamyślony?
Mimo że wpatrywał się w ekran i wpisywał coś na klawiaturze, wiedziałem że tak naprawdę myślami jest zupełnie gdzieś indziej.
- Czy on zawsze taki jest? - spytałem w przestrzeń.
- Chan? - podskoczyłem na odpowiedź Changbina, który jak się okazało, siedział obok mnie.
Spojrzałem na niego lekko zdezorientowany.
- Tak.
Hyung zastanowił się chwilę.
- Może nie powiedziałbym że zawsze. Ale często. - spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. Szturchnął mnie łokciem. - wszystko w porządku?
Miałem już odpowiedzieć ale po sali rozległ się dźwięk piosenki, a Minho i Hyunjin zaczęli wykonywać pierwsze ruchy.
Spojrzałem na nich zafascynowany.
Miałem wrażenie jakbym oglądał jakieś animowane video. Tancerze wyglądali po prostu jak postacie z bajki. Ich ruchy były takie swobodne. Takie przemyślane a zarazem takie... marzycielskie? Byli tak zgrani że miałem wrażenie że są jak jedna osoba którą ktoś zdublował i obok wstawił kopię.
Jednak wbrew pozorom to nie ich taniec wywarł na mnie największe wrażenie. Lecz muzyka.
Miałem poczucie jakbym słuchał... nawet sam nie wiedziałem jak to opisać.
Ta piosenka była po prostu świetna.
Każdy dźwięk zdawał się wiązać z drugim, tak swobodnie, jakby ich połączenie było zapisane w gwiazdach od wieków.
To było tak dziwne. A jednak tak cudowne.
Byłem pod naprawdę wielkim wrażeniem.
I wtedy to wróciło.
Ten strach.
Że się nie nadaję.
Że jestem za słaby.
Że nie dorównam im poziomem.
Wciągnąłem głośno powietrze, gdy piosenka ucichła.
Jisung podskoczył aby podać zdyszanym tancerzom butelki wody.
Wszyscy odwrócili głowy w moją stronę, oczekując komentarza.
- WOW... To było naprawdę świetne! - uśmiechnąłem się - naprawdę świetna choreografia! A ta piosenka! Naprawdę super! Co to był za utwór tak przy okazji?
- Widziałem że ci się spodoba! - powiedział rozradowany Minho. - a piosenka, mój drogi, to dzieło naszego kochanego lidera.
Spojrzałem zaskoczony na Chana. Ten tylko uśmiechnął się lekko i zaczerwienił się.
Uroczo.

***

Wracałem właśnie autobusem do domu, analizując w myślach dzisiejsze zdarzenia.
Ja naprawdę jestem w zespole. Naprawdę.
To nie jest żart. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Siedziałem przy oknie z słuchawkami w uszach. Spojrzałem na nocne niebo. Było dziś pięknie. Słońce które nie zdążyło jeszcze się schować, oświetlało wszystko różowawym blaskiem. Oparłem głowę o szybę wpatrując się w pojawiające się powoli gwiazdy.
Jutro mam pierwszy trening z zespołem.
Z moim zespołem. Uśmiech nadal nie schodził mi z ust. W głowie analizowałem już poznaną dzisiaj choreografię.
Mimo muzyki lecącej ze słuchawek, wciąż słyszałem piosenkę Chana. Była naprawdę piękna.
Może jeśli go poproszę to mi ją zgra?
Autobus zatrzymał się na moim przystanku, wyrywając mnie z zamyślenia.
Powolnym ruchem wysiadłem z pojazdu, wychodząc na chłodne ulice Seulu. Złapiąłem bluzę, ciesząc się że mieszkanie ciotki nie znajdowało się daleko od przystanku. Szybkim krokiem udałem się w jego stronę.

***

Ciotka Soojin musiała już pewnie wrócić z pracy bo gdy przyszedłem, drzwi były już otwarte.
Pracowała w wielkiej międzynarodowej firmie. Całe życie mieszkała w Australii, lecz gdy dostała propozycję tej pracy nie wachała się ani chwili. Porzuciła swoje dotychczasowe życie i przeprowadziła się do Korei. Dla mnie to było świetna wiadomość, bo gdy tu przyjechałem nie musiałem się przejmować mieszkaniem, a jedynym warunkiem mojej mamy na przyjazd tu, było zamieszkanie tutaj. A ciocię bardzo lubiłem, więc nie było problemu. To bardzo uczynna i miła kobieta.
Wchodząc do mieszkania, zamknąłem za sobą drzwi, a do mych nozdrzy dobiegł zapach ulubionych kwiatów cioci. Lecz coś  mi tu nie pasowało. Zawsze jak wracałem, oprócz kwiatów, od progu można było poczuć zapach kolacji, a zewsząd dobiegało światło.
To było takie przyzwyczajenie cioci. Zawsze jak wracała z pracy zapalała światła w całym mieszkaniu, bo mówiła że mrok ją przytłacza.
Lecz teraz nie było ani zapachu, ani światła.
Zdrętwiałem, przypominając sobie wszystkie sceny, z wszystkich horrorów jakie kiedykolwiek widziałem. Już wręcz czułem oddech mordercy na moim karku.
Lecz wtedy usłyszałem szloch dobiegający z kuchni. To ciocia.
Szybkim krokiem udałem się w tamtą stronę, zastając zapłakaną ciotkę siedząca przy blacie.
- Ciociu! - podbiegłem do niej szybko - co się stało?! O co chodzi?! Ciociu!
Ta spojrzała na mnie zapłakanymi oczami, po czym mnie przytuliła.
- Oj Felix... tak mi przykro. Tak cię przepraszam.
Myślałem że serce zaraz wyskoczy mi z piersi ze strachu.
- Ale ciociu, co się stało?!
-Felix... ja... zwolniono mnie z pracy... - powiedziała łamiącym się głosem.
A ja już wiedziałem co to oznacza.
Nie, nie, nie. Błagam, nie. Nie teraz.
- Tak mi przykro Felix... - w tym momencie byłem pewny że moje serce przestało bić - musimy wrócić do Australii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top