Rozdział 48
Tobias POV
Nie wyjeżdżamy. Pojazd, który rzekomo na nas czekał, zapewne już odjechał. W ciągu trzech dni przygotowaliśmy się do walki, jaką stoczymy z Agencją. Mam nadzieję, że Tris ma w sobie jeszcze resztki rozsądku i powstrzyma ich przed atakiem. Nie byłaby chyba w stanie dopuścić do tego, aby naszemu synowi stała się krzywda? Tego nie mogę być pewny... Dlaczego tak bardzo się zmieniła? Czy Agencja maczała w tym palce? Może coś jej podali... Tris nie jest taka.
Teraz odwiedza mnie co noc w snach. Ciągle mówi o tym, że jestem chory, że muszę się wyleczyć. Nic nie rozumiem z tych bredni. Chociaż powoli zaczynam myśleć, że z moją głową coś jest nie tak. Już kilka razy zdarzyło mi się pomylić sny z rzeczywistością. To pewnie przez te wszystkie nerwy, które ostatnio mi towarzyszą. Nie pracuję, zostałem sam z dzieckiem, z którym chyba już nigdy nie nawiążę kontaktu. Straciłem nadzieję, że kiedykolwiek się do mnie odezwie. Agencja przez swoje eksperymenty zrobiła z niego robota.
***
Tris POV
- Nie przyszli - mówi James. Kierowca powiadomił nas przed chwilą, że czekał długo, ale nikt się nie pojawił. - Co teraz?
- Spodziewaliśmy się tego - odpowiada David, który nie wygląda na specjalnie zaskoczonego. - Daliśmy im wybór. Podjęli decyzję i teraz poniosą konsekwencje.
- Wolą zginąć niż wyjechać z tego przeklętego miasta - mówi z niedowierzaniem Lily. W ramionach trzyma Sarah, pierwszy eksperyment zakończony sukcesem. Kiedy Lily była w ciąży, robiła sobie zastrzyki przygotowane przez Agencję i zawierające moje starannie wyselekcjonowane DNA. Udało się i Sarah jest teraz kolejną idealną niezgodną, z genami czystymi jak moje. Lily od dawna współpracowała z Agencją i wykorzystała Tobiasa. Powinnam czuć do niej urazę, ale rozumiem ją. Działa w imię wyższego dobra. Teraz w Chicago umieścimy kobiety, które urodzą kolejne czyste genetycznie dzieci. Razem odbudujemy świat, wyeliminujemy błędy genetyczne i inne zagrożenia. Zapiszemy się na kartach historii świata jako ci, którzy położyli kres słabości ludzkiej.
- Czy moglibyśmy zabrać stamtąd Toby'ego, zanim zacznie się atak? - Pytam. Nie chcę, żeby na tym ucierpiał.
- Oczywiście, Tris - odpowiada David. - Wyślemy kogoś, żeby go zabrał.
- To nie może być jakiś strażnik - Lily kręci głową. - W życiu im mu go nie odda. Ja pojadę.
- To chyba trochę ryzykowne - zauważa James. - Na pewno jest na ciebie wściekły, że uciekłaś z Sarah. Nie odda ci drugiego dziecka.
- Tobias będzie chciał bezpieczeństwa dla syna. Prędzej odda go mnie niż obcej osobie - upiera się Lily.
- Dobrze, więc przygotuj się do drogi, żebyś jeszcze wieczorem była z powrotem. Na jutro rano zaplanowany jest atak - zgadza się David i wyciąga ręce po Sarah. - Chodź do taty.
Lily podaje mu Sarah, po czym wychodzi z pomieszczenia. Mam nadzieję, że Tobias nie będzie robił problemów i odda jej Toby'ego. Nadal nie potrafię zrozumieć jego uporu i głupoty, ale nic nie mogę z tym zrobić. Niepotrzebnie wciąga w to innych, którzy dla idei są w stanie oddać życie.
- Nie przejmuj się - James kładzie mi rękę na ramieniu. - To nie twoja wina.
- Wiem. Po prostu... próbuję zrozumieć ich motywację - wzruszam ramionami.
- Oni chyba sami jej nie rozumieją.
- Chcę, żeby było już po wszystkim - wyznaję. - Niech ich już stamtąd wywiozą. Mam nadzieję, że nikt nie ucierpi.
- Zrobimy wszystko, żeby wyszli z tego bez szwanku - zapewnia mnie James.
Zginąć za Chicago. To by była kompletna głupota.
CDN.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top