Rozdział 26
Tris POV
Christina zmusiła mnie do tego, żebym wzięła się w garść. Nasłała na mnie Tylera, który irytuje mnie swoją natrętnością. Mam wrażenie, że cały czas go spotykam, jakby mnie śledził. Mogłabym się go łatwo pozbyć, ale postanowiłam, że może mi się do czegoś przydać. Poprosiłam go o treningi, bo chcę wrócić do poprzedniej formy.
Podchodzę do lustra, czego unikałam przez długi czas. Nie poznaję samej siebie. Zawsze widziałam w sobie przede wszystkim mankamenty, ale teraz jest jeszcze gorzej. Moje włosy są matowe i cienkie, a ciało jest przeraźliwie chude. Ubrania na mnie wiszą, choć kupiłyśmy z Christiną najmniejszy możliwy rozmiar. Zażartowała nawet, że powinnam zaopatrywać się w sklepie dla dzieci. Moje oczy wydają się strasznie duże w porównaniu do reszty twarzy. Jestem słaba, ale postaram się być silniejsza.
- Gotowa? - Tyler wpada do mieszkania, a ja mam ochotę przewrócić oczami.
- Jasne, że jest gotowa - odpowiada za mnie Christina. - Daj jej wycisk, ale taki, który jej nie zabije.
- Zaczniemy od czegoś lekkiego. Na parterze jest siłownia, myślę, że to dobry początek.
- Chciałam, żeby wyszła na zewnątrz i pooddychała świeżym powietrzem - krzywi się Christina.
- A widziałaś dzisiejszą mgłę za oknem? - Tyler unosi brew. - Nie wiemy co to jest, ale wygląda dziwnie i podejrzanie. Lepiej nie wychodzić na zewnątrz bez maski.
- Myślisz, że to Agencja? - Pytam, podchodząc do okna. Na zewnątrz rzeczywiście sytuacja nie wygląda za ciekawie. - Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że chcą nas otruć. Nigdy nie zamierzali zakończyć eksperymentu, jedynie wstrzymali go na jakiś czas.
- To co, mamy się ewakuować? - Pyta Christina.
- Nie. Chicago to nasze miasto - stwierdza stanowczo Tyler. - Jeśli będzie trzeba, to będziemy o nie walczyć.
- Jak chcesz walczyć z mgłą? - Patrzę na niego z rozbawieniem.
- Muszę się jeszcze nad tym zastanowić. A jeśli chcemy walczyć, to potrzebujemy jak najwięcej żołnierzy, więc ruszaj się - zwraca się do mnie.
Wzdycham, zakładam bluzę i biorę butelkę wody, po czym wychodzę z Tylerem. Zjeżdżamy windą na parter, po czym kierujemy się na siłownię. W pomieszczeniu jest kilka osób, które po prostu chcą zadbać o kondycję. Na pewno nie jest to trening dla prawdziwych Nieustraszonych.
- Musimy zacząć od początku - mówi Tyler, jakby czytał mi w myślach. - Wiem, że chciałabyś w tydzień wrócić do sprawności, ale nie chcę, żebyś się wypaliła na samym początku.
- Nie urodziłam się w Nieustraszoności, przyszłam tam jako była Altruistka, która w życiu nie miała za sobą specjalnego wysiłku fizycznego.
- Wiem. Ale musisz mi zaufać. Potrafisz?
- Nie - stwierdzam szczerze. - Na razie nie potrafię zaufać nikomu.
- Będę się więc starał je zdobyć - odpowiada, po czym wskazuje mi rowerek stacjonarny.
- Poważnie?
- Nie spieszmy się.
>>>
Po godzinie treningu stwierdzam, że Tyler miał rację. Jestem okropnie zmęczona i wszystko mnie boli, a nie robiłam niczego specjalnego. Chciałam wrócić do formy bardzo szybko, ale przede mną jeszcze długa droga.
- Może wskoczymy do apteki po jakąś maść? - Proponuje Tyler.
- Dam sobie radę.
- Ale jesteś uparta - mężczyzna kręci głową z rozbawieniem. - Nie musisz stale udawać, że jesteś najsilniejszą osobą ma świecie. Każdy z nas czasami ma gorszy dzień.
- Mam wrażenie, że u mnie to nie jest gorszy dzień, a gorsze wszystkie dni.
- Chciałbym to zmienić - Tyler otwiera przede mną drzwi do apteki. Nigdy specjalnie nie przyglądałam się, co znajduje się w tym budynku, ale nie jestem przyzwyczajona, że wszystko mam na miejscu.
- Nikt nie może tego zmienić.
- Rzucasz mi wyzwanie? - Uśmiecha się.
Stajemy w kolejce. Zauważam burzę blond włosów u osoby, która znajduje się przy kasie.
- Poproszę dwa testy ciążowe - mówi, a mi się wydaje, że już gdzieś słyszałam ten głos.
Kiedy odchodzi od kasy, już wiem, dlaczego wydawał mi się znajomy.
To Lily, dziewczyna Tobiasa.
CDN.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top