Rozdział 20
Tris POV
Wszystkie dni wyglądają tak samo. Testy, a pomiędzy nimi sen, który nie przynosi ulgi. Myślę, że dostaję coś, przez co jestem niemalże przez cały czas nieprzytomna. Wtedy przynajmniej się nie stawiam. Wiem jedynie, że zostałam gdzieś przeniesiona, ale nie mam pojęcia, gdzie. Nie pamiętam nic z drogi, którą prawdopodobnie przespałam.
Którejś nocy, kiedy się przebudzam, słyszę podniesione głosy ma korytarzu i hałas, jakby ktoś czegoś szukał. Nagle ktoś włamuje się do mojego pokoju.
- Jest! - Krzyczy mężczyzna, który wszedł do środka. Patrzy na mnie przez chwilę i marszczy brwi. - Chodź ze mną. Nic ci nie zrobię, chcę cię wydostać z tego więzienia - wyciąga do mnie rękę. - Jestem Tyler.
Może i jestem naiwna, ale mu ufam. Chwytam jego rękę i daję się wyprowadzić, chociaż jestem taka słaba, że ledwo stoję o własnych siłach. Na szczęście Tyler mnie podtrzymuje.
Kiedy unoszę lekko głowę, zauważam grupę ludzi, którzy patrzą na mnie z szokiem. Mój wzrok przebiega po wszystkich twarzach, aż zatrzymuje się na...
- Tobias... - mówię cichym, słabym głosem.
Mężczyzna nie odpowiada, wpatruje się we mnie tępo, jakby mnie nie poznawał.
- Ale jaja - odzywa się Peter. Peter? Co on tutaj robi? - Tris!
- O mój Boże - Christina zatyka ręką usta.
Ja jednak wciąż patrzę na Tobiasa, który nadal nie rusza się z miejsca.
- Tris Prior, tak? - Tyler zerka na mnie podejrzliwie. - Oficjalnie jesteś uznawana za martwą od ponad dwóch lat, więc jesteśmy nieco zaskoczeni.
Dlaczego Tobias nadal się do mnie nie odzywa? Jest na mnie zły? Na pewno... poszłam zamiast Caleba. Zostawiłam go.
W końcu Christina rzuca się na mnie i przytula z całej siły.
- Uważaj, bo ją połamiesz - śmieje się Zeke i też mnie przytula. - Trochę ci się schudło, co nie? Chyba nie karmili cię naszymi muffinkami.
- Chodźmy już, musimy się pospieszyć - w końcu odzywa się Tobias. Nie patrzy już na mnie, a minę ma zaciętą, jakby powstrzymywał się od nawrzeszczenia na kogoś.
- Racja. Załóżcie z powrotem kaski. Kamery są wyłączone, ale lepiej dmuchać na zimne. - Tyler patrzy na zegarek. - Wychodzimy i biegniemy do aut. Tris, dasz radę biec...?
- Ja nie... - nie wydaje mi się, żebym dała radę. Jestem za słaba. Denerwuje mnie to.
- Dobra, wezmę cię, jakoś dobiegniemy - puszcza do mnie oczko.
Przemieszczamy się korytarzami, w których rozpoznaję Agencję. To tutaj byłam cały czas? Czy mnie tutaj przewieźli? Nie pamiętam niczego istotnego... Tak wielu rzeczy chciałabym się dowiedzieć... Ale przede wszystkim, chciałabym porozmawiać z Tobiasem, który jak na razie nie odezwał się do mnie ani słowem. Rozumiem, jest zły... Ale strasznie za nim tęskniłam. Martwiłam się o niego, chciałam, żeby jakoś ułożył sobie życie beze mnie... Nawet w największych marzeniach nie spodziewałam się, że ktoś mnie uwolni. Ale nawet jeśli, to z pewnością nie spodziewałam się takiej reakcji osoby, którą kochałam. I która kochała mnie.
Na końcu korytarza natykamy się na strażników, którzy bez zastanowienia zaczynają strzelać.
- Cholera! Myślałem, że wszyscy padli! - Drze się Tyler i mnie puszcza, mierząc do jednego z nich.
Czuję się bezbronna bez jakiejkolwiek broni, ale i tak nie nadawałabym się w tej chwili do walki. Kostiumy, które ma na sobie grupa muszą być chyba kuloodporne, bo nikt specjalnie się nie kryje.
W pewnym momencie z ust kogoś, kto stoi obok Tobiasa wydobywa się jęk.
- Nic ci nie jest? - Pyta od razu mężczyzna.
- Nie, przecież są kuloodporne. Ale chyba będę mieć siniaka - odpowiada mu kobiecy głos.
Kiedy udaje nam się unieruchomić strażników, puszczamy się biegiem. Tyler przerzuca mnie sobie przez ramię. Nie wydaje się być przez to bardziej zmęczony.
Na zewnątrz mogę w końcu oddychać świeżym powietrzem. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mi tego brakowało, moje płuca się już od tego odzwyczaiły.
Po kilkunastu minutach dobiegamy do busów. Tyler wsiada ze mną do jednego i widzę, ze Christina przyciska się, żeby trafić do tego samego. Chwilę później odjeżdżamy z piskiem opon. Do Chicago?
Christina zaczyna opowiadać mi o wszystkim, co działo się przez dwa lata. O tym, gdzie pracuje, jak ludzie zaczęli odbudowywać miasto, jak staliśmy się po prostu kolejnym miastem Stanów Zjednoczonych, że nie ma już podziału na frakcje i że możemy pracować w jakiejkolwiek branży chcemy i mieszkać, tam gdzie chcemy. Przyjmuję kolejne informacje i czuję, że coraz bardziej boli mnie głowa. Za dużo jest tego wszystkiego...
- Tobias... - zaczynam, a brunetka robi wściekłą minę.
- Mam ochotę udusić go gołymi rękami. Co to miało być? Nawet się do ciebie nie odezwał!
- Wiesz, minęło sporo czasu, nie liczę na...
- Ma dziewczynę. Widziałaś tę obok niego? Blondynka z kręconymi włosami.
Kiwam głową i przez chwilę czuję ukłucie zazdrości. Czego się spodziewałaś? Że będzie do końca życia rozpaczał po dziewczynie, z którą był miesiąc? To krótki epizod z jego życia, po prostu poszedł dalej...
- Na razie zatrzymasz się u mnie - mówi Christina. - Mieszkamy wszyscy w jednym apartamentowcu. Na Cztery nie masz co liczyć, ale ja się tobą zajmę. Wciąż nie mogę uwierzyć, że tu z nami jesteś. Musisz mi opowiedzieć, co się z tobą działo. Zresztą, myślę, że nie tylko ja jestem ciekawa. Na pewno Tyler zarządzi zebranie.
Kiwam głową, powoli przetwarzając informacje, które podaje mi przyjaciółka.
Opowiedzieć o tym, co się ze mną działo? Nic szczególnego nie pamiętam... W niczym im nie pomogę...
CDN.
Proszę nie hejtować Cztery... i Lily 😂😏
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top