rozdział 4
Żałowałem, że nie siedziałem w tamtej chwili, bo widok Shawna Mendes, który miał na sobie sweterek świąteczny, w domu Perrie Flower prawie ściął mnie z nóg.
Chociaż wtedy nie było mi do śmiechu, ta scena musiała wyglądać naprawdę komicznie. Uśmiech na twarzy Shawna gościł do momentu spojrzenia na nas - na braci Greenson, którzy wypłynęli z jego pamięci jak te dwa topielce, które starał się utopić. Shawn spojrzał najpierw na mnie, później na mojego brata, a kiedy chyba wahał się czy zatrzasnąć nam drzwi przed nosem czy nie, ja spojrzałem na Noah, który rozumiał z tego tyle co ja, czyli nic.
– Nie, nie, nie. To jest chyba jakaś pomyłka. – Powiedział Mendes, zamykając oczy i kręcąc głową.
– Dosłownie tak myślę za każdym razem, kiedy na ciebie patrzę. – Posłałem ironiczny uśmiech w jego stronę.
– Co ty tutaj robisz, Mendes? – Zapytał zdenerwowany Noah, który w swojej złości urósł jakby o dodatkowe pięć centymetrów.
– Lepsze pytanie brzmi co wy tutaj robicie? – Brunet wodził wzrokiem od twarzy Noah do mojej i tak w kółko.
Lub raczej w linię prostą.
– Chcemy porozmawiać z Perrie Flower, mieszkanką tego domostwa. Przyjechaliśmy z życzeniami świątecznymi dla niej, nie dla ciebie. Więc gdybyś mógł ją zawołać i sobie pójść to byłoby wybornie. – Wyjaśniłem, opierając się o framugę i krzyżując ręce na piersi.
Shawn przymknął drzwi i zrobił krok w waszą stronę.
– Zrujnowaliście jej trzy lata życia i nadal wam mało? Teraz się wam zachciało powrotu? Perrie o was zapomniała. Jest szczęśliwa ze mną.
Wybuchnąłem śmiechem.
– Jedyne kogo możesz uszczęśliwić to... – Zawiesiłem na chwilę głos. – Nie. Jakoś nikt nie przychodzi mi do głowy.
Shawn usiłował mnie zabić wzrokiem.
– Nie zawołam jej, ani nie powiem, że tu byliście, ale idźcie do diabła.
– Jak to mawiają, właśnie od niego wracamy. – Uśmiechnąłem się. – Całkiem przyjemny ziomek.
– Nie zapominaj kto jej życie rujnował w liceum. – Powiedział Noah przez zaciśnięte zęby. – Z tego co pamiętam, to ty ją zdradzałeś.
– Tak i widzisz wyszło mi to wszystko na dobre. Zaliczyłem w liceum trzy dziewczyny i w dodatku z jedną z nich nadal trwam w przyjaźni. Tak, trzy. Spałem z Clarie jak z nią chodziłeś Noah. Wszystko za to, żeby mi zdradzała twoje sekrety i wiadomości, które wypisywałeś jak ten kretyn do Flower...
Nie mogłem się powstrzymać i wymierzyłem Shawnowi pięścią w twarz tak mocno, że kostki mi poczerwieniały i musiałem strzepnąć dłonią kilkukrotnie, cicho sycząc z bólu.
Shawn zachwiał się, przeczesał włosy dłonią i uśmiechnął bezczelnie. Za wiele się nie zmienił, prócz tego, że przybrał na masie tak, że przez sweterek z reniferkiem, który miał na sobie, widziałem jego mięśnie.
Te opisy brzmią jak z pamiętnika nastolatki, ale staram się to robić jak najdokładniej. Wszystko dla was, doceńcie.
– Ah no tak, bo to przecież była cizia Daniela Greensona. Od zawsze tak już robicie, że wymieniacie się dziewczynami? Może mnie do tego wkręcicie. Też chcę.
Śmiał się nam prosto w twarz swoją parszywą, fałszywą gębą. Nienawidziłem go z całego mojego serca i nie mogłem uwierzyć ani przez sekundę w to, że łączyło go coś z Perrie. Nie. Ona miała nosa do złych ludzi. Nawet jeśli kiedyś była w nim zakochana, nie mogła znów go do siebie dopuścić.
Bo Shawn Mendes był złym człowiekiem.
– Mam niezłą kolekcję tych wiadomości, Greenson. Więc idźcie stąd, albo wszystko upublicznię.
Spojrzałem na Noah, który patrzył prosto w oczy Shawnowi.
– Proszę bardzo, udostępniaj sobie. – Powiedział odważnie mój brat. – Perrie pisała tam o tobie w dużej mierze, więc zginiesz od własnej broni.
Shawn pokiwał głową, wciąż się uśmiechając jak głupiec.
– Nie rozliczaj mnie Noah. Będziesz skończony, jak świat to zobaczy. Dobrze wiesz, co tam pisałeś. – Shawn patrzył mu w oczy, mówiąc to. – Tak o nią walczyłeś, a koniec końców to ja zająłem miejsce obok niej. Nie ty. Ani nie twój głupi, młodszy brat.
Noah zacisnął dłoń w pięść, a ja już poderwałem się, żeby rozdzielić tych dwóch, kiedy nagle zza drzwi usłyszeliśmy głos Perrie.
– Shawny?
Zamarłem w miejscu razem z Noah. Tylko Shawn myślał trzeźwo i przed tym, jak zatrzasnął nam drzwi, powiedział:
– Trzymajcie się od niej z daleka.
Noah wpatrywał się w drzwi jak zaczarowany, a ja podszedłem bliżej, chcąc usłyszeć rozmowę z wnętrza domu.
– Kto to był? – Rozpoznałem głos Perrie i serce jakoś zabiło mi szybciej.
– Um, kolędnicy. – Odparł Shawn.
Przewróciłem oczami. No głupi.
– Szkoda, że mnie nie zawołałeś. Chciałam posłuchać i pośpiewać z nimi.
Mimowolnie się uśmiechnąłem, wyobrażając sobie fałszującą Perrie Flower.
– Następnym razem na pewno cię zawołam. – Uspokoił ją Shawn.
Następnym razem? Oh, zapomnij. Nie będzie żadnego następnego razu.
Będzie teraz.
Odkaszlnąłem, wyprostowałem się, poprawiłem kurtkę i nabrałem powietrza w płuca.
– Ciiiiicha noc, święęęta noc. – Zawyłem.– Poookój niesie luuudziom wszem...
– Co ty robisz kretynie? – Głos Noah nawet w połowie mnie nie zagłuszył.
– Śpiewaj ze mną. – Szepnąłem. – A u żłóóóbka Maaatka Święęęta...
Noah pokręcił głową, machnął ręką i odwrócił się na pięcie, odchodząc.
Ja nie przestawałem śpiewać. Za drzwiami panowała cisza.
– Czuuuwa saaama uuuśmiechnęęęta...Nad dzieciąąątka snem.
Usłyszałem głos Shawna, który mówił: "Perrie, nie..." i w tym momencie drzwi się otworzyły.
– Naaad dzieciąąątka snem. – Dokończyłem kolędę, patrząc prosto w oczy Perrie Flower.
Nie wiem czy to możliwe, ale czas na chwilę zatrzymał się dla mnie w miejscu.
Wiecie? To trudne zadanie, kiedy starasz oddzielić się zdrowy rozsądek od uczuć płynących prosto z serca. Nie wiem nawet czy coś takiego jest możliwe. Do chwili, w której jej nie zobaczyłem, wydawało mi się, że tak, to jest możliwe. Łatwo jest to sobie wmówić, kiedy od kogoś bliskiego dzieli cię kawałek świata. Trudniej jest, kiedy patrzysz tej osobie prosto w oczy.
Wtedy na tej werandzie zdałem sobie sprawę z kilku rzeczy.
Nie liczył się Noah, który stał za moimi plecami, prawdopodobnie wpatrując się w Perrie jak w bóstwo... Nie liczył się także Shawn, który miał minę, jakby chciał cofnąć czas i nie dopuścić do tego spotkania. Przestałem się przejmować tym, że prawdopodobnie są razem lub, że on się stara o jej względy.
Nie obchodziło mnie to wszystko, ponieważ ją kochałem.
Uświadomiłem sobie, że od początku wiedziałem, po co... A właściwie po kogo i dla kogo wracałem. Nie dla Noah, chociaż chciałem mieć z nim dobry kontakt, chociaż chciałem zgody. Nie dla rodziny, z którą miałem spędzić święta. Nie wróciłem też po to, by coś zakończyć.
Wróciłem dla niej. Wróciłem po nią.
Chciałem obdarować Perrie moją miłością. Bo co nam pozostało do zrobienia na tym świecie, jak nie dzielenie się radością? Co nam pozostało, jak nie kochanie innych? Co mieliśmy do stracenia? Co mamy do stracenia?
Zupełnie nic.
– Jeśli nic do mnie nie czujesz... – Wyszeptałem, ujmując jej twarz. – To po prostu przerwij ten pocałunek.
Powiedziałem na jednym tchu i zanim Perrie zdążyła jakkolwiek zareagować złączyłem nasze usta.
Przez krótką chwilę myślałem, że śnię. To był najpiękniejszy sen mojego życia. Żadne zło, ani Noah czy Shawna nie istniało. Byłem tylko ja i Perrie Flower. I moment w którym odpowiedziała przez malutki momencik na mój pocałunek. Czułem to. Nie mogłem wymyślić faktu, że poruszyła ustami i to zupełnie nie dlatego, żeby ugryźć mnie w język.
Nie wiem co sobie wyobrażałem, ponieważ w chwili w której Perrie odsunęła się ode mnie gwałtownie, cała moja wizja wspólnej przyszłości prysła jak bańka mydlana w którą ktoś wsadził swój obrzydliwy paluch.
– Daniel Greenson! – Pisnęła. – Co ty sobie do cholery wyobrażasz?
Patrzyłem na nią, równie zdziwiony i wytrącony z równowagi, co ona na mnie.
No właśnie, co ja sobie wyobrażałem?
– Że mnie kochasz? – Usłyszałem swój głos.
Ręce jej opadły i zaczerpnęła powietrza, jakby chwytając się go jak koła ratunkowego. Przypuszczałem, że zawsze tak na nią z bratem działaliśmy.
– Nawet jeśli to nie możesz przyjechać sobie tutaj po roku nieobecności i zupełnej ciszy... – Gestykulowała przy tym tak zamaszyście, że trochę zaczynałem się jej bać. –... i całować mnie, bo tak ci się podoba. Za kogo ty się masz, do cholery?
Nie mogłem skupić się na jej słowach, bo lustrowałem ją wzrokiem. Była taka śliczna, zupełnie jakby wypiękniała przez ten czas, kiedy się nie widzieliśmy. Krótko ścięte włosy w kolorze blondu i jasnych różowych pasemek były cholerną zmianą, ale pasowały jej. Oczy błyszczały w świetle lampek. Chyba straciła trochę na wadze, bo pod łańcuszkiem, który miała na szyi i który rozpoznałem, ponieważ wręczyłem jej go na urodziny, zarysowane były widoczne i wystające obojczyki. Miała czerwoną, opinającą ją sukienkę i przysięgam, że powstrzymywałem się, żeby nie położyć jej dłoni na tyłku. Wyglądała tak niewinnie, a zarazem tak seksownie.
Przygryzłem wargę myśląc o chwili w której bylibyśmy sami i...
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Pstryknęła mi palcami przed twarzą.
Zanim się ocknąłem, odezwał się Noah.
– Witaj Perrie.
Podszedł do nas, stając obok mnie.
Może przesadzam, ale miałem wrażenie, że jej oczy nie cieszyły się na jego widok. Lub cieszyły się, ale nie tak bardzo, jak w momencie kiedy zobaczyła mnie.
– Cześć Noah, jak się miewasz? – Zapytała uprzejmie, patrząc na swoje dłonie.
Pomijając fakt, że przez jedną chwilę było całkiem niezręcznie, Shawn uratował sytuację. Zresztą jak zwykle. Pilnie proszę o wyczucie sarkazmu.
– Dobra, mam dość. – Powiedział Shawn, stając pomiędzy naszą trójką. – To jest jakieś przedstawienie w którym nie chce brać udziału, bo jest cholernie kiepskie.
– Nikt cię tu nie trzyma, możesz sobie... – Zacząłem, ale przerwał mi.
– Zamknij się i słuchaj. Ty! – Wskazał na mnie palcem. – Pogódź się z tym, że stracisz albo Noah, albo Perrie. Masz o tyle prościej, że już wybrałeś, więc po prostu pożegnaj się z Noah.
Zanim wskazał na kolejną osobę, ubrał jednego buta.
– Ty! – Wycelował palcem w Noah. – Zniszczyłeś moją relację z Perrie i zniszczyłeś związek swojego brata z Perrie. Szczerze nawet nie wiem jak to skomentować. Że też oni chcą jeszcze z tobą rozmawiać to im się dziwię. Jak to mówią karma jest suką i zawsze wraca.
Założył drugiego buta i wciągnął na siebie kurtkę.
– A ty. – Odwrócił się w stronę Perrie. – Jesteś w najgorszej i najlepszej sytuacji, bo musiałaś podjąć najtrudniejszą decyzję. Ale nie oszukujmy się, już dawno ją podjęłaś.
Shawn na chwilkę zamilknął i zachichotał.
– Lub może inaczej. Ty nigdy tej decyzji nie zmieniłaś.
Staliśmy wszyscy w ciszy przez długą chwilę. Zastanawiałem się czemu słowa Shawna są takie prawdziwe i skąd on to wszystko wiedział. Może wcale nie był takim głupcem, za jakiego wszyscy go mieliśmy? Zdawałem sobie sprawę z tego, że we wszystkim co mówił miał rację. I chyba nie tylko ja miałem tego świadomość, patrząc po minach moich rozmówców.
Shawn westchnął.
– Perrie kocha Daniela. Daniel kocha Perrie. Noah jest zraniony. Shawn ma to w dupie. I chyba czuję coś do Noah.
Spojrzeliśmy wszyscy na Shawna.
– To żart, bracie! Ale wasze miny były świetne. To było tego warte.
Shawn obwiązał się szalikiem.
– Powodzenia w radzeniu sobie z waszym życiem. Mimo wszystko życzę wam wesołych świąt.
Ucałował Perrie w policzek, po czym wyszeptał:
– Tak naprawdę Daniel wysyłał do ciebie listy, Perrie Flower. Tylko to ja je kradłem sprzed twojego domu, kopiowałem i oddawałem twojej matce. Wiedziałem, że ona ci ich nie wręczy. I nie zrobiłem tego, bo jestem dupkiem. Stwierdziłem, że tak po prostu będzie lepiej dla ciebie.
Przewróciłem oczami. Nie Shawn, nie byłeś jak Zgredek.
– Wielkoduszny się znalazł. – Mruknąłem.
– Nienawidzę cię Shawnie Mendes. – Wyszeptała Perrie, patrząc w oczy brunetowi.
– Ile razy jeszcze usłyszę od ciebie te słowa? – Zapytał Mendes z uśmiechem na ustach. – Los i tak nas zjednoczy.
Po tych słowach chłopak zbiegł tanecznym krokiem ze schodków i krzycząc głośne "wesołych świąt" z ulicy, zniknął z pola widzenia.
– Chciałeś zabić mnie, a nie jego? – Zapytałem Noah, wskazując palcem kierunek, w którym udał się Shawn.
Noah lekko się zaśmiał i wzruszył ramionami, a kiedy odwróciłem się w stronę Perrie, jeszcze raz obejmując ją wzrokiem zanim zagarnąłem ją w ramiona, Noah położył mi dłoń na ramieniu.
– Mógłbym zadać jedno pytanie? – Chłopak spojrzał najpierw na mnie, a później na dziewczynę, na którą również ja przeniosłem swój wzrok, a która kiwnęła głową, wyrażając aprobatę. – Czy to zdanie, które powiedział Shawn, podsumowujące naszą znajomość, to prawda? Zgadzacie się z tym?
Spojrzeliśmy na siebie z Perrie. Patrzyłem jej w oczy przez chwilę. I wiecie co było najpiękniejsze? Nie spostrzegłem w nich żadnego wahania. Bez cienia wątpliwości odpowiedzieliśmy twierdząco.
Duchem byłem wysoko ponad chmurami. Dosłownie mogłem chodzić na rzęsach ze szczęścia. Ale głos Noah ściągnął mnie na ziemię.
– Tyle mi wystarczy. – Powiedział łamiącym głosem i odwrócił się na pięcie. – Chciałbym wam życzyć samych szczęśliwych chwil i cóż, to naprawdę wasze wesołe święta.
Patrzyłem na jego twarz wykrzywioną bólem. Wiedziałem, że ją kochał. Wiedziałem, że było mu ciężko. Wiedziałem, że miał nadzieję do ostatniej chwili.
Wiedziałem też, że nie odpuszczę, że mu nie ustąpię. Już raz popełniłem ten błąd, którego nie mogłem powtórzyć.
– Noah zaczekaj! – Krzyknęła Perrie, kiedy Noah stał już przy ogrodzeniu.
Chłopak zatrzymał się i odwrócił się w naszym kierunku.
– Daniel kocham cię, ale będziesz musiał wybaczyć mi to, co zrobię.
Rzuciła się biegiem i wtuliła w Noah.
Uliczna lampa rzucała na nich pomarańczowe światło, a płatki śniegu tańczyły wokół nich na wietrze. Wyglądali jak z obrazka.
Wiedziałem, co chciała zrobić. I nie byłem na nią o to zły, ponieważ postępowała w zgodzie ze swoim sercem. I za to ją kochałem, że zawsze ale to zawsze słuchała głosu serca, że obdarowywała nas miłością. Szanowałem jej decyzję. Więc właśnie dlatego nie odwróciłem wzroku w momencie w którym Perrie Flower musnęła ustami usta Noah.
Mój brat zamknął oczy i długo po tym, jak Perrie odsunęła się od niego nie otwierał ich, tylko stał tak, oddychając lekko. Wyglądał na rozluźnionego, jakby ktoś wreszcie zdjął z jego barków wielki ciężar.
Szeptali coś do siebie, a zanim się rozstali, zetknęli się czołami, jeszcze raz się przytulając.
To trwało tylko kilka minut, a później stała się dziwna rzecz. Noah spojrzał w moim kierunku, uśmiechnął się i pomachał mi.
Może Shawn nie we wszystkim miał rację? Może nie musiałem wybierać pomiędzy Perrie a Noah? Może tak naprawdę to do mojego brata należała decyzja czy zdoła mi wybaczyć, czy też nie? Jeśli tak, to byłby to świąteczny cud.
A ja po cichu naprawdę miałem na to wielką nadzieję.
Koncentrowałem się na Perrie Flower, która trzęsąc się z zimna zmierzała w moim kierunku. Wyszedłem jej na przeciw, zdejmując kurtkę i zakładając ją na jej ramiona.
– Dobrze ci w mojej kurtce. – Powiedziałem, chcąc być romantycznym, ale przecież wyszło jak zwykle.
Perrie zachichotała.
Przez długi czas patrzyliśmy na siebie, dosłownie pożerając wzrokiem każdy milimetr swojej twarzy, jakbyśmy chcieli nauczyć się siebie na nowo. Odgarnąłem jej włosy za ucho, nie mogąc się dłużej powstrzymać przed dotknięciem ich.
– Kiedy ze mną zerwałeś... – Zaczęła, patrząc na nasze złączone dłonie. – Świat mi się zawalił. To wszystko było takie... Trudne. Wiele wtedy myślałam. Pragnęłam być sama. Ale po jakimś czasie chciałam z tobą porozmawiać, bo podjęłam decyzję. Lub jak to powiedział nasz wróżbita...
Zaśmialiśmy się oboje, myśląc o Shawnie.
–... nigdy jej nie zmieniłam. Wtedy dostałam twój list. Dowiedziałam się, że wyjechałeś. Nie wiedziałam, co zrobić. Nie odpisałam ci, bo wspomniałeś o jakiejś dziewczynie. Stwierdziłam, że ułożysz sobie życie i będziesz szczęśliwy, a ja...
Mieliśmy naprawdę wiele czasu, żeby porozmawiać o wszystkim, dlatego bez słowa zamknąłem jej usta pocałunkiem.
Uwielbiałem całować Perrie Flower. Jej usta były tak miękkie i tak idealnie współgrały z moimi, że nie mogłem się temu nadziwić. Przesuwając językiem po jej dolnej wardze poczułem jagodową pomadkę i uśmiechnąłem się, bo to był tak znany mi i uwielbiany przeze mnie smak. Kiedy dziewczyna rozchyliła usta, a mój język zaczął czynić cuda, wstrząsnęły nią dreszcze. I chociaż wiedziałem, że to z powodu tego co robiliśmy, podniosłem ją, w końcu mając okazję, by złapać ją za tyłek, na co cicho jęknęła mi w usta. Chciałem wejść do jej pokoju, rzucić ją na łóżko i robić z nią naprawdę niecne rzeczy, ale zanim do tego doszedłem (gra słów, hehs), potknąłem się i przewróciliśmy się, lądując w śniegu.
Oczywiście Perrie Flower miała o tyle lepiej, że zamortyzowałem jej upadek, bo wywaliła się na mnie.
Wybuchnęła śmiechem, a ja jęknąłem z bólu.
– Będziemy mieć opryszczkę, siniaki, a w dodatku będziemy chorzy. – Podsumowała, patrząc mi w oczy.
Płatki śniegu tańczyły w jej włosach.
– Jeśli będziemy chorzy z miłości, to zupełnie nie będzie mi to przeszkadzać. – Wyszeptałem, a Perrie pochyliła się i jeszcze raz musnęła moje usta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top