rozdział 2
Powroty nigdy nie są łatwe. A zwłaszcza nie te do przeszłości.
Więc jeśli kiedykolwiek przyjdzie wam do głowy taki pomysł żeby wracać, to usiądźcie i poczekajcie, aż wam przejdzie.
Mój brat jest idiotą, ale cóż, ja jestem większym.
Gdyby ktoś mi powiedział kilka tygodni temu, że to ja będę pierwszą osobą, która wyciągnie rękę na zgodę, to parsknąłbym śmiechem jak Perrie Flower w liceum widząc moje makabryczne oceny z matematyki.
Naprawdę nie planowałem mojego powrotu. Po prostu w jednej chwili, kiedy wracałem do domu busem i w słuchawkach usłyszałem piosenkę SOKO "We might be dead by tomorrow", postanowiłem zmienić życie.
Nie mogłem mieć niezamkniętych spraw w swoim życiu, bo jutro mogło nie nadejść, bo mogłem nagle nie mieć nigdy szansy na zakończenie.
Nie mogłem pozwolić komuś odejść bez wcześniejszego pożegnania się z nim, a zwłaszcza osobie, która była dla mnie cholernie ważna. Jeśli chciała odejść - dobrze. Ale niech chociaż powie dlaczego, prosto w moje oczy.
Nie mogłem tak łatwo się poddawać, ponieważ jutro mogło mnie już nie być.
Dlatego wróciłem.
Nie chciałem widzieć się z Noah, naprawdę. Miałem zamiar porozmawiać tylko i wyłącznie z Perrie Flower. W dodatku w cztery oczy, odcinając od mojego brata, który tak wiele przecież zniszczył.
Raz - nasz kontakt. Dwa - przyjaźń z Perrie. No i trzy - mój związek.
Dobrze, ja wiem. Nikt z nas w tym trójkącie miłosnym nie był święty, ale z mojego punktu widzenia to właśnie przez Noah moja relacja z Perrie się rozpadła. On jej mieszał w głowie, on zaczął tę całą akcję z liścikami, plątał się w kłamstwach i swoich uczuciach... A dziewczyny uwielbiają, kiedy chłopcy to robią - kiedy wodzą ich za nos.
Nie wiem dlaczego kobiety mają tak wielką słabość do wszystkich fuckboy'ów i dupków, ale tak po prostu jest. Podnieca je kiedy ktoś gra im na emocjach. Kiedy wyrywają sobie włosy, bo on nie napisze lub kiedy nie śpią po nocach, bo on powie „coś" znaczącego. „Coś" co w gruncie rzeczy dla niego jest niczym, ale one kochają wszystko r o z d r a b n i a ć i analizować na tysiąc sposobów, szukając drugiego, trzeciego, piątego dna.
Tak było, jest i pewnie będzie.
Nie wiem też do której grupy chłopców ja należę, ale prawda jest taka, że każdy chłopak jest i jednym i drugim – może być najgorszym krętaczem i potulnym barankiem w zestawie. Wszystko zależy od dziewczyny i od tego, jaki on sam chce dla niej być.
Zastanawiałem się, czy ta cała „gra" Noah była celowa? Czy był dupkiem przez pewien okres czasu bo robił to wszystko właśnie po to, żeby zrujnować mój związek z Perrie i tym samym ją zdobyć?
I chyba tylko te pytania skłoniły mnie do spotkania z nim. Ah, no i fakt, że w końcu chciałem się pogodzić. Mimo wszystko byłem zdania, że bracia powinni ze sobą rozmawiać...
Więc tkwiłem w tej knajpce na końcu ulicy – w tej, w której kiedyś z Perrie siedzieliśmy kilkanaście godzin, bo z Bostonu przyjechała jej ciotka Jane, która nienawidziła ją równie mocno co pani Flower – i popijałem kakao z piankami, obserwując migające się kolorowe lampki, przyklejone taśmą do okna.
Ten dupek jak zwykle się spóźniał, a ja pod nosem nuciłem świąteczną piosenkę, która cichutko sączyła się z radia. W knajpce nie było wielu ludzi. Jakaś dziewczyna przeglądała gazetę codzienną; dwie panie rozmawiały o czymś zawzięcie przy kubkach parujących, gorących herbat; para młodych ludzi obściskiwała się w koncie i jakiś starszy mężczyzna flirtował z barmanką, która bardziej pochłonięta była zerkaniem w moim kierunku niż wymianą zdań z tym typem.
Powstrzymywałem się ze wszystkich sił, żeby nie zaśpiewać na głos z Mariah Carey, że jedyne czego potrzebuję na święta to ty, kiedy nagle Noah wślizgnął się do knajpki, siadając w boksie naprzeciwko mnie. Nagle sraciłem ochotę na śpiewanie. Muzyka wtedy jakby przestała dla mnie grać. Cały się spiąłem, nawet nie wiedząc dlaczego.
Może dlatego, że to miało być pojednanie braci po latach?
– Cześć, dobrze cię widzieć. – Rzucił Noah, patrząc na mnie przelotnie podczas rozplątywania szalika.
Wygiąłem usta w formie uśmiechu.
– Oh nie ściemniaj – machnąłem ręką. – Też się nie cieszę z tego spotkania.
To było silniejsze ode mnie, przysięgam. Chyba po prostu uleciały we mnie uczucia w tej Anglii.
– Przepraszam. – Zreflektowałem się, kiedy zobaczyłem jego zmieszaną minę. – Trochę jednak tęskniłem.
Noah westchnął i przeczesał włosy.
– Cóż, tak myślałem, że to spotkanie nie będzie należeć do najprzyjemniejszych. – Przyznał i odwiesił kurtkę na wieszak stojący przy drzwiach.
Zmienił się. Włosy miał dłuższe, rysy twarzy jakoś mu się zaokrągliły, chyba przybrał trochę na wadze. Po cieniach pod oczami, które zapamiętałem najbardziej z naszego ostatniego spotkania przed moim wylotem, nie było śladu. Miał na sobie bordową bluzę – a zwracam na to uwagę, bo to była moja bordowa bluza, którą kiedyś mi zwinął.
– Wróciłem... – zacząłem kiedy zauważył mój intensywny wzrok na jego bluzie, ale nie skomentował tego –... żeby wyjaśnić niewyjaśnione. I zakończyć to wszystko.
Pokiwał głową, a niewypowiedziane słowa zawisły między nami. Noah zamówił sobie coś do picia, a ja zacisnąłem pięści pod stołem.
Czemu byłem tak wytrącony z równowagi? Czułem się jak jakaś nastolatka przed okresem.
– Widziałeś się z Perrie? – Zapytał niby od niechcenia, ale przecież go znałem.
– Nie. Chciałem najpierw porozmawiać z tobą i obgadać parę spraw.
Piękne kłamstwo, Daniel.
Znów potrząsnął głową, więc westchnąłem, dochodząc do wniosku, że to ja będę musiał pobawić się w mądrzejszego, starszego brata.
Zanim to zrobiłem, policzyłem do trzech, żeby uspokoić oddech.
– Nie ma sensu tego dłużej ciągnąć, Noah. Musimy wreszcie ze sobą porozmawiać, wyjaśnić sobie to wszystko i się pogodzić. Nie chcę tak żyć, bo jakby nie patrzeć... Jesteś moim bratem, a z Perrie mam najlepsze wspomnienia z liceum. Trzeba naprawić ten kontakt. Lub chociaż zakończyć to wszystko szczęśliwie i rozejść się w zgodzie.
– Chcesz do tego wracać? – Spojrzał na mnie jakbym powiedział mu właśnie, że mam wymyślonych przyjaciół. – Chcesz odkopywać to wszystko po tylu miesiącach rozłąki i zapomnienia?
Pokiwałem twierdząco głową, nawet przez chwilę się nie wahając.
– Perrie Flower nas nienawidzi, a ty chcesz happy end'u! Dobre!
Noah parsknął śmiechem, uderzając mnie w ramię.
– Tylko że ja nie żartuję. – Powiedziałem śmiertelnie poważnie.
Noah zacisnął usta w wąską linię.
– Jesteś nienormalny. Zawsze byłeś. – Powiedział, jakby potwierdzając myśli swoimi słowami i zapominając, że siedzę naprzeciw.
– Oh bracie, zatrzymaj tę karuzelę komplementów.
Mój sarkazm był namacalny.
– To nie jest wszystko takie łatwe... – Noah pokręcił głową
– Oh, no co ty nie powiesz. – Westchnąłem, opierając głowę na dłoni. – Czyżbyś zapomniał, że kochaliśmy tę samą dziewczynę?
Chyba raniłem słowami Noah, który jeszcze nie uporał się z przeszłością. Wnioskowałem po jego minie. Wyglądał jak mugol, który usłyszał imię Voldemort zamiast określenia „Tego- Którego- Imienia-Nie-Wolno-Wypowiadać."
Gdyby mógł, zabiłby mnie wtedy, tam w tej kafejce. Noah, nie Voldemort.
– Kochasz ją nadal? – Zapytałem wprost, nie patrząc mu w oczy.
Wiedziałem, że moja bezpośredniość i niewyparzona gęba kiedyś mnie zgubią. I było to właśnie w tamtej chwili, w której Noah pochylił się w moją stronę i wyszeptał.
– Nie wciągaj mnie w to znowu. Nie chcę w tym uczestniczyć. Zostawiłem Perrie za sobą.
– To, że wyjechałeś nie jest równoznaczne z tym, że ją zostawiłeś, masz tego świadomość?
Byłem wredny.
Noah odsunął się, opadając na oparcie krzesła i kręcąc głową.
– I po co to wszystko robisz? Po cholerę wróciłeś? Za mało rzeczy zrujnowałeś?
– Ja? – Uniosłem głos, ale kilka osób spojrzało w naszym kierunku, więc szybko się opanowałem. – Przecież to ty wszystko zrujnowałeś. Ty zostawiłeś Perrie, mnie, nawet Clarie. Mam ci podawać konkretne przykłady, chcesz tego? Proszę bardzo. Odszedłeś, jak Shawn rzucił ją przez internet. Byłeś zbyt dumny, żeby z nią porozmawiać, żeby to wszystko wyjaśnić zarówno jej jak i sobie. Po prostu ją porzuciłeś Noah. To wszystko co robiłeś, kiedy byłem z Perrie. Wtedy, kiedy spotykałeś się z moją byłą dziewczyną Clarie tylko na pokaz, żeby zranić mnie i Perrie. Kiedy nie odzywałeś się do mnie, ani do Perrie, a później pocałowałeś ją w składziku na miotły. Kiedy upijałeś się każdego weekendu i zażywałeś te tabletki... Myślisz, że nie wiem? Myślisz, że byłem ślepy? To ja ci je podbierałem i chodziłem po ciebie na te imprezy, z których sam wrócić nie byłeś w stanie. Czemu ty to wszystko robiłeś? To była gra, prawda? Staczałeś się Noah. Mogłeś być z nią szczęśliwy, wiesz o tym? Pewnie w całą akcję z liścikami też wpakowałeś mnie?
Noah przez chwilę był cicho. Moje słowa na pewno go zraniły, a to tylko dlatego, że były najprawdziwszą prawdą, która cięła jego serce jak szkło haratające miękką skórę.
Potrząsnął głową, jakby próbując się pozbyć ze świadomości moich słów i znów zaczął swoją grę. Grę pod tytułem "To wszystko jest wina Daniela, na niego zwalę winę za moją nieodpowiedzialność. Dzięki temu poczuje się lepiej."
I odpowiedział tylko na moje ostatnie pytanie, jakby w ogóle nie usłyszałam pierwszej części wypowiedzi.
– A niesłusznie? – Obruszył się. – Kto tego wszystkiego nie dopilnował? Ja, który byłem w pieprzonej Europie, karząc Shawna za to, że sypiał z Lexie? Nie byłem przy niej wtedy, kiedy się rozstali, bo Shawn powiedział mi, że Perrie mu wszystko wybaczyła i o wszystkim wie, bo jej powiedział tego wieczoru, w którym ona się do niego wymknęła, że ją zdradził. Wieczoru, którego miałem jej powiedzieć, że ją kocham. – Noah przez chwile siedział, patrząc pustym wzrokiem w jeden punkt, ale po chwili zamrugał kilkukrotnie i się ocknął. – Ale wybrała jego, ciebie, kogokolwiek.
Powiedział chwytając swój kubek, który postawiła przed nim kelnerka. Miałem przeczucie, że zrobił to tylko dlatego, by ukryć drżenie swoich dłoni, bo nie uniósł szklanki do ust.
– Ty może się lepiej zastanów kto to wszystko zaczął z tymi karteczkami i jaki był tego cel, dobrze? Po co wciągałeś w to Dave'a?
Widziałem jak Noah ciężko oddychał przez nos. Obydwaj byliśmy zdenerwowani.
– Tak, ja to zacząłem, żeby odegrać się na Shawnie. – Przyznał. – Ale wtedy nie znałem Perrie, a wiedziałem, że on miał do niej słabość, więc była idealna do tej roli.
Miałem ochotę go uderzyć za te słowa, za te czyny. W ogóle miałem ochotę go uderzyć. Nawet nie potrzebowałem do tego pretekstu.
– A kogo obchodzi to, że jej nie znałeś? Wiesz, że ludzie mają coś takiego jak uczucia?
W przeciwieństwie do ciebie frajerze, dodałem w myślach.
– Jakoś ci to nie przeszkadzało, kiedy powiedziałem ci o moim planie. – Zauważył Noah. – Mało tego, na ochotnika się zgłosiłeś do przekazywania liścików podczas mojej nieobecności. Pewnie wtedy jej pisałeś zupełnie coś innego, zmieniałeś moje wiadomości na swoją korzyść.
Przeczesałem włosy, wyżywając się na nich, żeby jakoś rozładować swoje zdenerwowanie.
- Ty jesteś idiotą bez mózgu. – Szepnąłem, chwytając się za głowę.
W innym miejscy dostałbym za ten komentarz w twarz, ale tego wieczoru chcieliśmy zachować pozory.
Miałem być miły, bo były święta i tak sobie postanowiłem. Ale wybacz mi Jezu, nie dałem rady.
– Przecież widziałem jak byłeś wkręcony w nią, w całą akcję. Musiałem podtrzymywać waszą miłość, czy to nie jasne? Dlatego chciałem przekazywać kartki. Nie ufałem Dave'owi. – Wyjaśniłem, wzruszając ramionami.
– Jasne. – Uśmiechnął się ironicznie Noah. – Bo to nie tak, że później to nie on, a ty odbiłeś mi Perrie z premedytacją.
Te słowa mnie zabolały. A wiecie co bolało najmocniej? Prawda.
– W jaki sposób niby ci ją odbiłem? – Zmrużyłem oczy.
Noah spojrzał na mnie, jakbym opowiedział jakiś nieśmieszny żarcik.
– Dobra. – Poddałem się. – Wiem, że głupio to wyszło, ale nie planowałem tego, jasne? Gdybyś mi nie pozwolił, to nie zająłbym twojego miejsca obok Perrie.
Uświadomiłem sobie wtedy, że nigdy dotąd nie rozmawialiśmy o tym. A ta rozmowa powinna się odbyć jeszcze zanim zacząłem chodzić z Perrie.
– Jednego nie potrafię zrozumieć. – Przyznałem, a Noah na mnie spojrzał. – Cały czas powtarzałeś mi jakim Shawn jest krętaczem i kłamcą, a uwierzyłeś mu, że powiedział Perrie prawdę o tym, że zdradził ją z Lexie?
Noah pokiwał głową.
– I Lexie potwierdziła jego słowa następnego dnia.
Patrzyłem na niego nie mogąc uwierzyć w jego głupotę.
– A jakby ci teraz powiedziała, że święty Mikołaj istnieje, to byś jej uwierzył?
Noah siedział zmieszany, a ja miałem ochotę wyjść, a przed tym wylać na niego kubek kakao. Byle nie mojego, bo wyjątkowo mi smakowało. I to był chyba jedyny plus powrotu.
W jednej chwili uświadomiłem sobie, jak wdzięczny byłem Noah za to, że nie zrobił tego wszystkiego, aby zatrzymać obok siebie Perrie. Bo gdyby to zrobił, prawdopodbnie nigdy nie bylibyśmy razem. To było potworne tak myśleć i cieszyć się z nieszczęścia swojego brata w jakimś stopniu, ale nie miałem usprawiedliwienia. Musiałem się powstrzymać, żeby mu nie podziękować.
Milczeliśmy przez długi czas, aż pianki w moim kubeczku totalnie rozmiękły.
– Ja po prostu nie mogłem tego znieść. – Szepnął Noah, patrząc w podłogę.
Zacisnąłem usta. Jak zawsze wylewny.
– Czego Noah?
Spojrzał w bok, nie chcąc patrzeć mi w oczy. To musiało być dla niego trudne spotkanie – tak długo uciekał przed tym wszystkim, tłumił uczucia i emocje, aż tu nagle oczekuję od niego całej prawdy, oczekuję od niego szczerości i przyznania się.
– Widoku waszej dwójki razem. – Powiedział na jednym tchu. - Widoku ciebie i Perrie. Szczęśliwych, zakochanych, jakby świat nie istniał.
Popatrzył mi w oczy, a ja tak szczerego bólu w spojrzeniu nie widziałem jeszcze u nikogo.
Odkaszlnąłem, bo poczułem się nieswojo.
– Daniel nie masz pojęcia jak ja ją kochałem. Nie masz pieprzonego, zielonego, fioletowego, ani żadnego innego kolorowego pojęcia. Znaliśmy się jak... I nasza przyjaźń była jak... – Głos mu się łamał.
Czy ktoś na sali miał chusteczkę?
– Jedyną przeszkodą wtedy był Shawn Mendes. Shawn, który ją ranił na moich oczach. Rozumiesz? Ranił Perrie, moją Perrie. A ja nie umiałem jej o tym powiedzieć... Nie wiem dlaczego. Chyba bałem się, że jak jej powiem prawdę, to mnie znienawidzi. Zostawi. A ja bez niej nie potrafiłem... Żyć. Shawn miał odejść, miał się przyznać i to ja miałem być jej pocieszeniem, ja miałem wejść na scenę. Ale pojawiłeś się ty. Wiesz jakie to uczucie, kiedy ktoś zabiera ci coś, na co tak cholernie długo i cierpliwie czekasz? To tak jakbyś stracił połówkę serca. Lub nawet większą jego część... To jest... Nie do opisania.
Przełknąłem gulę, która jakimś cudem pojawiła się w moim gardle.
– Moim zdaniem się poddałeś Noah. – Powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy i prawdopodobnie przebijając mu serce na wskroś swoimi słowami. – Poddałeś się w walce o nią, o waszą przyjaźń. Dlatego przegrałeś. I dlatego na nią nie zasługujesz.
Zacisnął zęby.
– Więc kiedy wszedłeś już na moje miejsce... – Mówił dalej Noah dopiero po chwili. – Chciałem zrobić ci na złość. Dlatego spotykałem się z Clarie. Przepraszam cię za to. Piłem, bo nie potrafiłem zdusić w sobie uczuć do Perrie. No i rozważałem wtedy jak cię zamordować, żeby nikt się nie dowiedział, a po alkoholu pomysły były... Ciekawsze i bardziej bolesne.
Zaśmiał się, co rozładowało ciężką atmosferę. Byłem mu wdzięczny za te słowa. I za to, że potrafił unieść to wszystko, bo do tej pory nie myślałem o tym, jak wiele dźwigał.
– Wiem, że znasz każdy przypadek każdego odcinka „Śmierć na tysiąc sposobów", ale dzięki, że mnie nie zabiłeś. – Położyłem dłoń na klatce piersiowej, udając wzruszenie.
Noah zaśmiał się i pociągnął łyk z kubka kakao, bezczelnie siorbiąc.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – Zapytałem po chwili.
– A co miałbym ci powiedzieć? „Daniel rzuć Perrie, bo ją kocham"? Coś by to zmieniło?
– Pewnie nie. – Odparłem szczerze.
Wzrok Noah mówił: "No właśnie, przecież nie znam cię od dziś, młody".
– Ale ty ją kochałeś. – Powiedziałem na głos swoje myśli. – A ona kochała ciebie. Jestem nawet pewien, że bardziej, niż mnie.
Noah pokiwał przecząco głową.
– Zmieniłem się. Nie byłem sobą, obydwoje to wiemy. Gdybyśmy mieli być razem, nic nie stanęłoby nam na przeszkodzie.
– Nie. Byłeś nadal Noah. Tylko jego smutną i zranioną wersją, która musiała jakkolwiek poradzić sobie ze złamanym sercem. W dodatku złamanym podwójnie przez dziewczynę, którą kochałeś i przez rodzonego brata...
Pomiędzy nami zapanowała cisza, a moje myśli wirowały. Chyba jeszcze nigdy dotąd nie postawiłem się na miejscu Noah. Zawsze widziałem tylko swoją krzywdę i to, jak mnie zranił. Nie zastanawiałem się, jak bardzo ja skrzywdziłem jego.
Pamiętałem przecież dokładnie o wszystkim, co mówił mi o niej jeszcze przed naszym pierwszym spotkaniem. O poszczególnych śmiesznych sytuacjach, które razem dzielili; o wspólnych całonocnych rozmowach z nią na dachu. Każdego dnia opisywał mi ze szczegółami co miała na sobie, ale twierdziłem wtedy, że on po prostu się z niej naśmiewa, bo Flower na początku liceum nie miała zbyt dobrego gustu, z tego co mówił. Nie malowała się, ani nie układała włosów jak inne dziewczyny. Była inna. A mojego brata nigdy nie interesowały takie dziewczyny. Zresztą, jakiego chłopaka takie niepospolite laski kręcą? Jeszcze chłopaka w liceum, który myśli wtedy tylko o swoich kumplach, grach, autach, sporcie i filmach porno, w których dziewczyny są wyidealizowane... Chociaż Noah należał do „tych elitarnych chłopców" w jednym momencie coś w jego opowieściach się zmieniło. W opowieściach... I w nim samym. Zaczął mówić o niej z takim cholernym zacięciem i oddaniem. Zupełnie jakby dostrzegł w niej coś wyjątkowego, czego zwykły szary przechodzień nie byłby w stanie zobaczyć. Wtedy odbił się od swoich „ziomków". Wtedy wiele się zmieniło. Kiedy opowiadał o niej, jego oczy zawsze biły szczęściem, a on sam jakby rósł o dodatkowe centymetry z radości. Śmiał się z jej nieśmiesznych żarcików matematycznych, których pewnie nie rozumiał. Pokazywał zdjęcia, które zrobiła i które ukradł z jej „ścianko-zlepki-przylepki", którą miała w pokoju i którą sama tak nazwała. Pamiętałem, jaki był wściekły na Shawna. Jak go nienawidził, bo Perrie była na jego kiwnięcie palcem. Wtedy Noah jeszcze nie umiał określić swoich uczuć. Zaproszenie jej na Bal Wiosenny było dla niego tak cholernie trudne... Jednak się przełamał. I pocałował ją. A po tym przez tydzień chodził tak szczęśliwy, jakby wygrał milion. To właśnie wtedy dowiedziałem się, że pisze liściki do Perrie Flower.
Czemu wtedy to do mnie nie dotarło? Czemu wtedy nie zrozumiałem, że Noah kocha ją na zabój?
Znałem odpowiedź na to pytanie.
Ponieważ ja sam, przez jego opowieści, zakochałem się w Perrie Flower.
Nie potrafiłem i nie chciałem wtedy odpuścić.
– Twierdzisz niby, że ty na nią zasługujesz? – Zapytał mnie.
Pokiwałem przecząco głową.
– Nie. Oboje na nią nie zasługujemy, bo zjebaliśmy to. – Przyznałem. – Ale ja odrobinę mniej niż ty.
To nie było taktowne. Ale było prawdą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top