Chapter twenty-four
Na wstępie chcę podziękować __lunia__ za ten śliczny fanart. Jesteś osobą od której dostałam największe wsparcie na Watt od samego początku. Zawsze mogę do ciebie napisać, chociaż prawie się nie znamy. Nie zmieniaj się! ❤
Larissa codziennie dostawała listy z pogróżkami od fanek Riddle'a niemal codziennie. Codziennie też spalała je w kominku, nawet nie zaglądając do środka. Na początku jeszcze je czytała dla rozrywki, jednak od pewnego czasu zaczęły ją nudzić.
Laura Smith - przewodnicząca całej tej "grupy" była najbardziej irytująca. O ile pozostałe dziewczyny pisały same listy, to ona jako jedyna posuwała się do mówienia, a raczej krzyczenia w twarz Larissy co o niej sądzi.
Ślizgonka nic sobie z tego nie robiła. Zwyczajnie ignorowała, bądź rzucała na Smith zaklęcie wyciszające (co podłapała od Toma, który czasem tak robił, gdy ktoś do niego podchodził, aby się przymilić).
Tego dnia jednak Laura zachowywała się inaczej niż zwykle. Była wesoła. . . ZA wesoła.
Larissa idąc na obiad widziała, jak patrzyła w jej stronę, ze złowieszczym błyskiem w oczach.
Nie przejęta tym faktem ślizgonka zajęła swoje stałe miejsce naprzeciwko Riddle'a, który grzebał łyżką w swojej zupie i nie zwracał uwagi na otoczenie.
Sama zajęła się swoim posiłkiem, jak zazwyczaj popijanym sokiem dyniowym. Jak większość czarodziei uwielbiała jego smak i nie było dnia, w którym go nie piła. To było jak z Mulciberem i sernikiem - zawsze musiał go zjeść.
Idąc na lekcję eliksirów nie podejrzewała, że coś było nie tak. Slughorn jak zawsze przeprowadził z nią i Riddlem krótką rozmowę.
Larissa była niemal pewna, że profesor za parę lat przeprowadzi z nimi rozmowę na temat małżeństwa czy posiadania dzieci. Sam ich nie miał, ale UWIELBIAŁ dawać porady we wszystkich dziedzinach. Mimo tego, że ślizgonkę szczerze to irytowało i nie chciała rozmawiać ze Slughornem o takich sprawach, to bardziej ciekawiła ją reakcja Toma - tak bardzo, że mogłaby przetrwać tą rozmowę.
- A więc moi drodzy, a więc - powiedział Slughorn, podchodząc do swojego biurka. - dzisiaj zajmiecie się przygotowywaniem eliksiru dodającego wigoru. Omawialiśmy go na ostatniej lekcji, dlatego myślę, że nie powinniście mieć z tym problemu. - uśmiechnął się szeroko, omiatając wzrokiem całą salę.
W pomieszczeniu zrobił się lekki chaos, gdy wszyscy ruszyli po składniki, czy zaczynali gotować wodę w kociołkach.
W tym całym rozgardiaszu Larissę zaczęła boleć głowa, co zrzuciła na hałas.
Bez zbędnego przedłużania zabrała się za robienie eliksiru, jednak po jakimś czasie nawet Riddle patrzył na nią podejrzliwie.
Wszystko za sprawą tego, że chwiała się, a jej zwykle blada twarz zrobiła się rumiana. Nie czuła się dobrze - wręcz przeciwnie. Obraz jej się rozmazywał, a głowa nadal bolała.
- Co ty robisz, Cervantes? - wysyczał Tom, gdy ślizgonka zacięła się w palec, krojąc nierówno pazur Gryfa.
- Tommy - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, a Riddle był niemal pewny, że była pijana. - Boooli mnieee głofffaaa. - poskarżyła się, niczym małe dziecko.
Piętnastolatek poważnie zastanawiał się nad tym czy jej nie zostawić ze swoim kłopotem samej, w końcu to, że nie umiała się ograniczyć nie było jego winą. Z drugiej strony podczas obiadu nic nie wskazywało na to, że coś było nie tak, a między zajęciami i posiłkiem było niecałe dwadzieścia minut.
Z westchnięciem postanowił pomóc dziewczynie, powtarzając sobie w myślach, że robi to tylko dlatego, żeby nie wzbudziła podejrzeń Slughorna.
- Panie profesorze - zwrócił się do niego, chwytając Larissę pod ramię po to, aby Ślimak uważał go za idealnego "chłopaka" i po to, aby dziewczyna stojąca przy nim nie chwiała się cały czas. - Larissa źle się czuje, czy mógłbym zaprowadzić ją do Pani Pomfrey?
Slughorn oderwał wzrok od kociołka Ariana Lestrange'a i spojrzał na nich.
- Oh, rzeczywiście nie wygląda najlepiej - powiedział mężczyzna, zwracając uwagę na wypieki na twarzy piątoklasistki - Dobrze Tom, zaprowadź panienkę Cervantes do skrzydła szpitalnego i szybko wra. . . - zatrzymał się - Albo nie. . . Lepiej jak zostaniesz z Larissą, wiem, że i tak zrobiłbyś ten eliksir perfekcyjnie - zresztą jak zawsze. - uśmiechnął się szeroko i puścił ślizgonowi oko.
- Oczywiście profesorze, dziękuję - na jego twarz wstąpił uprzejmy uśmiech, jednak tak naprawdę czuł zdenerwowanie.
Miał plan zostawić Larissę w Pokoju Wspólnym, aby sama poszła do dormitorium i tam czekała na przyjście Walburgi, a samemu wrócić na zajęcia, ale wspaniałomyślny Slughorn musiał to zepsuć. Teraz musiał wymyślić co zrobić.
Nie mógł wejść do dormitorium dziewcząt, a do Pani Pomfrey na pewno nie pójdą, bo nie miała w zwyczaju zajmować się pijanymi uczniami.
Została jedna opcja, z której postanowił skorzystać.
- Chodź - powiedział, gdy wyszli z sali przeznaczonej do eliksirów.
- Ale gdzie mniee profffadziszzz? - zapytała i roześmiała się głośno, tracąc równowagę, przez co Riddle chcąc - nie chcąc chwycił ją pod ramię.
Nie odpowiadając na pytanie dziewczyny zaprowadził ją na siódme piętro do Pokoju Życzeń.
Zatrzymał się jednak przed samym wejściem. W końcu zawsze wyobrażał sobie pomieszczenie, w którym odbywały się spotkania. . . teraz sytuacja była totalnie inna i wątpił w to, aby przydała mu się sala z długim stołem i regałami z księgami.
Pierwszą absurdalną myślą, za którą szybko się zganił był jego pokój w sierocińcu. Przecież Cervantes by go wyśmiała, a dodatkowo nie chciał tam wracać nawet na wakacje, a co dopiero podczas roku szkolnego.
Z braku innych pomysłów przywołał sobie obraz męskiego dormitorium. Parę łóżek, zakrytych szmaragdowymi baldachimami, srebrno - zielone ściany i ciemnobrązowe szafy. Na stoliku obok jego łóżka leżał dziennik oprawiony czarną skórą. Taki sam, jaki dał Larissie na urodziny.
Jaki był tego powód? Sam do końca nie wiedział. Z jednej strony był bardzo wygodną opcją porozumiewania się - nawet podczas wakacji, a z drugiej nie miał pieniędzy na droższy prezent.
- Tommmy - powiedziała roześmianym głosem. - Coo. . . tu robimyyyy?
Riddle nie odpowiedział - czy był jakiś sens rozmowy ze ślizgonką, która była w takim stanie?
Szybko odpowiedział sobie na pytanie - Nie.
Schylił się do swojego kufra i wyciągnął z niego składniki do eliksirów, aby uwarzyć antidotum na - jak się domyślał - eliksir upijający.
W tym czasie Larissa położyła się na jego łóżku, co niezmiernie go zirytowało. Gdyby to było prawdziwe dormitorium, to na pewno by na to nie pozwolił.
- Wieszzz coo, Tommmy? - zapytała i czknęła - Tomm to od tyłu Mot - zachichotała - Prawie jak kotttt. . . Ja lubię kotyyy. Takie puszystee i brązofffe - uśmiechnęła się szeroko - Brązoffe jak tffoje włoosy, Tom. . . Wieszz, massz bardzo ładne włosyy.
Ślizgon słysząc to miał dwa wyjścia - słuchać dalej i później jej to wypominać, lub podać jej elikisr słodkiego snu i obudzić dopiero, gdy skończy robić antidotum.
Ślizgońska część duszy wybrała opcję pierwszą, jednak on sam (z niewiadomych przyczyn) był bardziej przychylny co do tej drugiej.
Dlatego też niecałą godzinę później starał się obudzić Larissę, co jego zdaniem nie było komfortową sytuacją. Postanowił zrobić to jak zawsze - po Riddle'owemu.
- Aquamenti - powiedział i za pomocą magii bezróżdżkowej wylał na czarnowłosą sporą ilość wody.
Dziewczyna pisnęła głośno i szybko zerwała się do siadu, co chyba nie było najlepszym pomysłem przy jej stanie, bo po chwili syknęła i z powrotem opadła na łóżko.
- Uspokój się Cervantes i to wypij - warknął, podając jej buteleczkę z płynem o turkusowej barwie.
Larissa ze zdziwieniem przyjrzała się eliksirowi.
- To. . . sook? Ja lubię sooki. Szczególniee dyniofffy. . .Ty teszz go lubiszzz, Tomm? - zapytała z szerokim uśmiechem.
- Pij - rzucił, zaczynając się zastanawiać nad tym czy dziewczyna w ogóle miała zamiar to wypić. W końcu widząc jak się zachowywała nie byłoby zdziwieniem, gdyby potłukła butelkę, bądź wylała jej zawartość. Tylko z tego powodu powiedział :
- Tak, to sok dyniowy. . . Ulepszona wersja.
- Ffajny ma kolor. . . To zielonyyy czy niebieskiii? - z zaciekawieniem przyjrzała się turkusowemu płynowi. - Chyba zielony. . . Albo niee! Niebieski. . . - zachichotała.
- Wypij to - powiedział Riddle coraz bardziej wyprowadzony z równowagi.
W końcu Larissa przystawiła do ust buteleczkę i trzema dużymi łykami wypiła jej zawartość.
Przez pierwsze dwie minuty nie działo się totalnie nic. Ślizgonka traktowała napój jako sok dyniowy ("Uhhh, ulepszyli smakkk"), a Riddle składał do kufra składniki.
Po tym dziewczyna otworzyła szerzej oczy i złapała się za głowę.
- Co tu się stało? - zapytała zachrypniętym głosem.
- Raczej ja powinienem zadać to pytanie. - warknął Riddle, odchodząc od swojego kufra. - Postanowiłaś się upić w środku dnia? W dodatku tydzień przed SUMami?
- Na Merlina, Riddle, ciszej. Boli mnie głowa, a w dodatku mów prawdę, a nie wymyślasz jakieś historyjki. - syknęła, zasłaniając sobie ręką oczy.
- Zachowywałaś się tak, jak Lancaster na co dzień, zrozumiałaś? - zapytał zirytowany, a ślizgonka przewróciła oczami.
- Dominic na co dzień, czyli jak?
- Idiotycznie. . . - warknął pod nosem chłopak - Byłaś pijana. Sądzę, że ktoś mógł ci podać eliksir upijający. - powiedział, a dziewczyna zamyśliła się krótko. O dziwo rozwiązanie przyszło dość szybko.
- Nawet wiem kto. . .
Riddle uniósł brew i spojrzał na nią pytająco.
- Nie wiem do końca jak to wytłumaczyć. . . - zaczęła, gdyż naprawdę nie wyobrażała sobie powiedzieć Riddle'owi, że codziennie dostawała pogróżki od jego fanek.
- Nie musisz tłumaczyć, możesz pokazać. - powiedział, a Larissa westchnęła.
Czy chciała wpuszczać go do swojego umysłu? Przecież mógł zobaczyć zbyt wiele. Z drugiej strony oklumencją posługiwała się znakomicie, więc mogło się udać.
- Dobrze. . .
Dosłownie parę sekund później poczuła obecność Riddle'a w swojej głowie. Przywołała wspomnienia listów, gróźb Smith i zazdrosnych spojrzeń. Ostatnie wspomnienie było dzisiejsze. Laura patrzyła na nią z wręcz diabolicznym uśmiechem i złośliwym błyskiem w oczach.
Od razu po tym wyrzuciła ślizgona ze swojej głowy.
Tom patrzył na nią z irytacją.
- Naprawdę aż tyle ukrywasz, że nie pozwalasz mi nawet na chwilę zobaczyć twoich innych wspomnień? - zapytał wyraźnie zdenerwowany.
- A czy ty mówisz o sobie, Riddle? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Czy mówisz gdzie mieszkasz, kim są twoi rodzice, jakie jest twoje hobby? - zatrzymała się i spojrzała na niego z wyrzutem. - No właśnie, nie robisz tego. . .
- Powiedziałem, że kiedyś się dowiesz, więc tak będzie. - syknął, widocznie starając się uspokoić.
- Daj spokój, Riddle. Widzę, że mi nie ufasz. - ku jej zdziwieniu to właśnie te dwa zdania zadziałały na niego jak płachta na byka.
- Tak myślisz? - zapytał chłodnym, kpiącym tonem. - Myślisz, że powiedziałbym ci o horkuksach, gdybym ci nie ufał? O Komnacie Tajemnic? O moim prawdziwym celu? Uważasz, że złożyłem Przysięgę od tak? - wrzasnął, a Larissie nagle wydawało się, że zrobiła się jakaś mniejsza. Bała się go.
- Powiedziałem ci, że masz się mnie nie bać. - syknął, mocno łapiąc ją za ramię. - Te dziewczyny dostaną nauczkę, zobaczysz. Kiedy tylko Komnata Tajemnic zostanie otwarta. - uśmiechnął się, ale nie był to wesoły uśmiech. On był godny samego Salazara Slytherina.
- Na razie Komnata jest zamknięta, a one będą czuły się bezkarnie. - powiedziała niezbyt zadowolona Larissa. - Chcę dać Smith taki szlaban, że nauczy się, że lepiej nie mieć we mnie wroga.
- Ja to zrobię. Z tego co wiem boi się ciemności. - prychnął.
- Skąd to wiesz?
- Nie pamiętasz co ci mówiłem, Cervantes? Trzeba znać słabe strony innych.
- Tak? Więc jaki wymyśliłeś szlaban, Panie Mroczny? - zapytała kpiąco.
- Jak już to Czarny Panie - warknął. - Nocne patrole w Zakazanym Lesie z Oggiem powinny być dobre. . .
- Przez miesiąc w weekendy? - zapytała zadowolona Larissa, wiedząc, że dużo na tym straci - w końcu niedługo były SUMy i każda minuta nauki była przydatna.
- Przez miesiąc w weekendy. - chłopak kiwnął lekko głową.
I wtedy ślizgonka nie panowała nad sobą. Po prostu - wypełniona szczęściem z powodu nie szczęścia nie lubianej osoby wykorzystała to, że Riddle trzymał ją za ramię i złożyła na jego ustach pocałunek.
Nie trwał on długo, tak naprawdę to parę sekund, ale jednak. Riddle w żaden sposób nie zareagował, nie oddał pocałunku. Kiedy rozłączyła ich usta powiedział tylko :
- Hamuj się, Cervantes.
Jednak była pewna, że gdyby był o to zły odepchnąłby ją od siebie w ułamku sekundy. Właśnie dlatego jej humor znacznie się polepszył.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top