Chapter twenty-eight
- Mógłbyś mi pomóc, a nie tak siedzisz. - westchnęła zirytowana Larissa, która od rana ćwiczyła magię bezróżdżkową.
Ona i Tom znajdowali się w ogrodzie, który rozciągał się wokół Cervantes Manor. Znajdowało się w nim parę rzeźb, które układały się w niezidentyfikowane kształty. Przez środek przebiegała alejka, wyłożona żwirem, która prowadziła do frontowego wejścia posiadłości. Po jej bokach rosły wysokie tuje, dokładnie przycinane przez skrzaty.
Pod jednym z rozłożystych, dających cień drzew siedział Tom, studiujący podręcznik transmutacji dla klas szóstych.
- Pomagam. - powiedział, nie unosząc wzroku znad książki. - Mówiłem ci, że najważniejsze jest skupienie.
- Przecież się skupiam. - dziewczyna przewróciła oczami, wracając do swoich prób.
Owe chyba zaczęły denerwować Toma, gdyż bez słowa machnął ręką, a kwiat na którym ćwiczyła wylądował na jego dłoni.
- Nie popisuj się, Riddle. - spojrzała na niego z niechęcią.
- Zrobiłem akurat najprostszą rzecz, ale jak widzę ona też ci nie wychodzi. - uśmiechnął się złośliwie.
- Coś za dobry humor dzisiaj masz. - przewróciła oczami, podchodząc do niego, aby wziąć kwiatka.
- W twoim towarzystwie zawsze mam dobry. - powiedział sarkastycznie.
- W to nie wątpię. - uśmiechnęła się szeroko, udając, że nie dosłyszała sarkazmu. - No to co? Pomożesz mi się tego nauczyć? - zapytała, bawiąc się rośliną.
- Poproś.
- Nie ma mowy.
- No to radź sobie sama. - to mówiąc zamknął książkę i wstał, aby po chwili odwrócić się i skierować w stronę domu. Dziewczyna ze zdenerwowania zacisnęła dłoń, przez co kwiatek w jej dłoni nie nadawał się już do niczego innego niż wyrzucenia.
- Burak. - mruknęła pod nosem, nie omieszkając się rzucić Riddle'owi morderczego spojrzenia, którego nie mógł zauważyć.
★★★
Zarówno Larissa jak i Tom nie odzywali się do siebie od południa. Zmieniło się to dopiero, gdy ciszę w Cervantes Manor zakłócił krzyk dziewczyny.
Na parapecie siedziały dwie sowy, które samą swoją obecnością wystraszyły Larissę, która niespodziewanie usłyszała pukanie w okno. Skutkiem był stłuczony talerz, który wypadł z rąk ślizgonki.
Nie przejmowała się tym jednak. Jej wzrok skupił się na dwóch listach, które trzymały ptaki. Oba naznaczone były tak dobrze jej znanymi pieczątkami.
Dziewczyna nie sądziła, że wyniki SUMów wywołają u niej takie emocje. Drżącą ręką sięgnęła po koperty.
- Co się dzieje? - zapytał Tom, szybkim krokiem schodząc po schodach. Musiał usłyszeć jej krzyk, gdyż jego ręka zaciśnięta była na różdżce w kieszeni szaty, jakby spodziewał się, że ktoś włamał się do domu.
- Wyniki. - powiedziała i choć udawała, że się nie stresuje, to było wręcz przeciwnie.
Tom musiał być nimi bardzo zainteresowany, gdyż nawet nie skomentował zachowania Larissy.
Sprawnym ruchem sięgnął po swoją kopertę i bez żadnego plucia przez lewe ramię czy odpukania w niemalowane ją rozerwał.
Dziewczyna idąc za jego przykładem również otworzyła swoją kopertę, przez dłuższą chwilę przyglądając się woskowej pieczęci z herbem : lew, orzeł, borsuk i wąż wokół dużej litery H.
Z pewnym zawahaniem wyciągnęła z jej środka pergamin :
WYNIKI STANDARDOWYCH UMIEJĘTNOŚCI MAGICZNYCH
MOŻLIWE DO ZDOBYCIA OCENY :
Pozytywne W (Wybitny)P (Powyżej oczekiwań)Z (Zadowalający)Negatywne N (Nędzny)O (Okropny)T (Troll)
LARISSA ALLISON CERVANTES OTRZYMAŁA :
Astronomia - P
ONSM - P
Zaklęcia - W
OPCM - W
Wróżbiarstwo - P
Zielarstwo - W
Historia Magii - N
Eliksiry - W
Transmutacja - W
Numerologia - P
Starożytne Runy - W
Ogarnęła ją ulga. Najważniejsze przedmioty napisała zgodnie ze swoimi oczekiwaniami.
Jedynym zdziwieniem było dla niej wróżbiarstwo, na które kompletnie się nie przygotowywała. Uratowała ja jedynie kreatywność. W końcu nie raz zdarzało jej się zmyślić jakąś historię, aby dostać dobrą ocenę z wypracowania, przez co napisanie kolejnej zmyślonej opowieści przychodziło jej z łatwością.
Uniosła wzrok znad pergaminu. Jej humor znacznie się poprawił. Było już po wszystkim - nie musiała się stresować wynikami.
Usłyszała za sobą szydercze prychnięcie, które przypomniało jej o obecności jeszcze jednej osoby w domu.
- Nędzny z Historii Magii? Gratulacje, Cervantes. - Riddle stojący za nią zaglądał jej przez ramię z kpiącą miną.
- Lepiej spójrz na moje wszystkie Wybitne i Powyżej Oczekiwań. - powiedziała z uśmiechem, nie chcąc psuć sobie humoru. Riddle uniósł brew.
- Satysfakcjonują cię takie oceny? - zapytał z pewnym zdziwieniem. Najwyraźniej był przekonany, że dążyła do samych W.
- Wolałam się skupić na przedmiotach typu eliksiry, a nie jakaś Historia Magii czy ONMS. - wyjaśniła, odkładając swój pergamin na stół.
Tom wydawał się zaintrygowany jej tokiem myślenia.
- W końcu jestem ślizgonką, czyż nie? - zapytała ze śmiechem. - Spryt i te sprawy.
- Mogło być lepiej. - rzucił Riddle.
- A tobie jak poszło? - uwagę chłopaka puściła mimo uszu.
Wyciągnął w jej kierunku pergamin, na którym widniało jedenaście dumnych W. Tak jak ona zdawał ze wszystkich przedmiotów poza mugoloznawstwem.
- Brawo, Riddle. - pokiwała z uznaniem głową, bez grama kpiny czy zazdrości.
- W końcu jestem ślizgonem, czyż nie? Ambicja i te sprawy. - przedrzeźnił ją.
- Lepiej zamiast się sobą zachwycać, to pomóż mi to posprzątać. - wskazała na potłuczony talerz na podłodze.
- Poproś. - powiedział chłopak, Dobrze wiedziała, że świetnie się bawił, gdy ją denerwował.
- Już to dzisiaj przerabialiśmy, Riddle. - rzuciła mu gniewne spojrzenie. - Jak tak to sama to zrobię. - dodała, idąc w kierunku swojego pokoju, gdzie zostawiła różdżkę. Chyba już nawet sam Tom przywykł do tego, że w swoim domu nie trzymała jej przy sobie.
- Reparo. - mruknął ślizgon, a talerz poskładał się i opadł na blacie.
Larissa była pewna, że nie użył magii niewerbalnej tylko dlatego, żeby usłyszała, że jej pomógł. Z uśmiechem odwróciła się w jego stronę.
- Dziękuję, Riddle.
★★★
Wieczorem ślizgonka krzątała się po kuchni, przygotowując kolację. Jej tata miał niedługo wrócić z pracy, co oznaczało, że pierwszy raz spotka się z Riddlem.
Tom zszedł z góry w momencie, gdy kierowała różdżką na warzywa, aby pokroiły się w cienkie plastry.
- Co ty robisz? - zapytał opierając się o framugę drzwi i przyglądając jej ruchom.
- Kolację. - odwróciła się w jego stronę, unosząc kpiąco brew. - Zapomniałeś, że dzisiaj poznasz mojego tatę?
- Nie zapomniałem, ale przecież masz skrzaty od zajmowania się domem. - powiedział jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Przecież mogę sama zrobić sałatkę - przewróciła oczami - ty zapewne nie umiesz nawet wstawić herbaty, bo wysługujesz się swoimi skrzatami. - dodała, ponownie odwracając się w stronę blatu.
Nie wiedziała jaki Tom poczuł się wtedy upokorzony. Jednocześnie czuł złość na myśl o swoim pochodzeniu. Nigdzie nie znalazł wzmianki o magicznej osobie z nazwiskiem Riddlem, która mogłaby być jego ojcem. Pogodził się z myślą, że nie jest czystej krwi.
- Wyobraź sobie, że umiem.
- Tak? - spojrzała na niego kpiąco. - To proszę bardzo, zrób.
Ślizgon bez słowa podszedł do czajnika i nalał do niego wody, aby następnie ją podgrzać.
W międzyczasie, gdy woda się gotowała on otworzył szafkę, aby wyjąć z niej kubki. Jego wzrok zatrzymał się na jednym z nich.
- To twój? - zapytał kpiąco i wyciągnął biały kubek z różowym napisem "I want to be a unicorn".
- Odłóż go. - syknęła. Czuła ogromne zażenowanie, gdy widziała jak narysowany na naczyniu jednorożec zaczyna tańczyć, a Riddle patrzy na nią ze złośliwym uśmiechem.
- Czemu? To jakaś pamiątka rodzinna? - spojrzał na kubek i obrócił go w dłoniach. - Jeśli ty masz takie zainteresowania, to nie wiem czy Przysięga była dobrym pomysłem. - dodał.
- Powiedziałam żebyś go odłożył. - podeszła do niego z wściekłością i wyciągnęła rękę po swoją własność.
- Tak cenna nie może leżeć w szafce, nie sądzisz? - zapytał, chowając kubek za plecami. - Oto ukazało się prawdziwe oblicze Larissy Cervantes. - powiedział kpiąco. - To było do przewidzenia.
- A wiesz co ja ci przewidzę? - spojrzała na niego morderczym wzrokiem. - Podbite oko i wybitego zęba.
- Chcesz to zrobić patelnią? - uniósł w rozbawieniu brew, przypominając o sytuacji z wieczoru.
- Wiesz co? Naprawdę od tego uderzenia coś ci się pomieszało, bo jesteś wesoły. Albo stresujesz się spotkaniem z moim tatą i tak odreagowujesz stres. - powiedziała ze złośliwym uśmiechem.
- Oh, no tak. Ty w sytuacjach stresowych wolisz pić z tego kubka. - wyjął go zza siebie - Rzeczywiście, można ci go zazdrościć. - sarknął.
- Dobra, Riddle, wiem, że też chciałbyś taki mieć, ale oddaj go. - powiedziała starając się zachować cierpliwość. - Zaraz wraca mój tata i wolałabym skończyć zrobić kolację, a nie oglądać kubek.
Riddle już otwierał usta, aby coś powiedzieć, gdy usłyszeli trzask teleportacji i kroki dochodzące z holu. Andrew wrócił do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top