Chapter twenty

Sama jestem zdziwiona tym, że dzisiaj pojawił się rozdział hah

Dopiero tydzień po balu Larissa jako tako ochłonęła z emocji, spowodowanych pocałunkiem.

Oczywiście nie był to jej pierwszy pocałunek, ale tylko ten wywołał takie uczucia.

Kiedy tylko widziała Riddle'a jej serce szybciej biło. On sam nie zdradzał żadnych emocji. Jak zawsze...

Nikomu nie mówili o tym co się stało. Jedynie Walburga miała jakieś przypuszczenia, lecz nie zostały one potwierdzone przez Larissę.

★★★

Ślizgonka o dziwo była jeszcze bledsza niż zwykle, gdy szła na lekcję astronomii. Od dłuższego czasu mało jadła, a od kilku dni jej posiłki ograniczały się do małej kromki chleba na śniadaniu i jakieś drobnej przekąski na obiedzie.

Czuła się ogromnie zmęczona, a jej oczy same się zamykały, gdy wchodziła po betonowych schodach na Wieżę Astronomiczną.

Bezwiednie podeszła do swojego miejsca i usiadła. Akurat na tych lekcjach nie musiała siedzieć przy Riddle'u, gdyż panowało tam dosyć nietypowe rozmieszczenie miejsc.

Oparła swoją głowę o ławkę i przymknęła oczy, chcąc odpocząć. W końcu czekał ją jeszcze nocny patrol.

Zasnęła równo w momencie, w którym Sinistra zaczynała mówić wstępne informacje o nowym temacie.

★★★

- Proszę wymienić przykład gwiazdy znajdującej się w gwiazdozbiorze Ołtarza. - powiedziała kobieta, a wzrokiem przeskanowała klasę. - Panie Mulciber. - Evan przeklnął pod nosem. Dobrze wiedział, że go zapyta, bo już widział jej złowrogie spojrzenie skierowane na niego.

Rozpaczliwie myślał nad tym jak uratować się z tej sytuacji. Jego wzrok zwrócił się w kierunku przysypiającej na ławce ślizgonki.

- Ej, Larissa. Pomóż. - szepnął w momencie, gdy kobieta odwróciła się w kierunku Lestrange'a i Notta, żeby zwrócić im uwagę. - Larissa błagam, obudź się. - ponowił swoją próbę.

Nauczycielka spojrzała na niego wyczekująco, lecz on nie zwrócił na nią uwagi, zbyt zirytowany brakiem odpowiedzi ze strony przyjaciółki.

- Cervantes! - zawołał głośniej, zdenerwowany zachowaniem Larissy.

- Bardzo dobrze, panie Mucliber. W końcu zaczął pan uważać na moich lekcjach. Pięć punktów dla Slytherinu. - powiedziała, a Evan otworzył szeroko oczy i patrzył na nią z niedowierzaniem. Nauczycielka jak gdyby nigdy nic wróciła do prowadzenia lekcji.

- Czego, Mucliber? - zapytała cicho ślizgonka, wybudzona z drzemki.

- Już nic Laris, już nic. - posłał przyjaciółce przepraszające spojrzenie i nadal w szoku wrócił do zapisywania w zeszycie "S.W." w środku dużego serca.

Cervantes prychnęła cicho i oparła swoją głowę o ławkę, ponownie zasypiając.

Mulciber nie był ślepy. Dobrze zauważył, że jego przyjaciółka nie była w najlepszym stanie, ale jakakolwiek wzmianka o tym kończyła się na niezbyt miłych uwagach dziewczyny. Nigdy nie chciała, aby ktoś się nad nią użalał, nawet rodzice, a teraz już tylko ojciec.

Sam pomyślał o swojej rodzinie. Ojciec i matka byli dumnymi czarodziejami czystej krwi. Mimo tego, że gardzili mugolami i szlamami, to w ich domu zawsze czuć było ciepło i miłość.

Oczywiście wątpił żeby tak było, gdyby na przykład trafił do Gryffindoru, ale nie chciał o tym myśleć. W końcu raczej nie chce się rozmyślać nad tym jak bardzo nienawidziliby cię rodzice.

Mieli ogromny dom, którym na pierwszy rzut widać było, że zajmowała się jego matka. Wszystko było wystrojone aż do przesady, ale taka właśnie była Mirabella Mucliber.

Jego rodzina była dość specyficzna. Często byli zapraszani na bankiety, na których zachowywali się wyniośle i elegancko, aby w następnej chwili wrócić do domu i oglądać rodzinne zdjęcia przy kubku herbaty.

Westchnął, obiecując sobie, że w przyszłości da swoim dzieciom tyle miłości i szczęścia, ile tylko będzie mógł.

★★★

Larissa ledwo żywa wyszła z lekcji astronomii, starając się sobie wmówić, że jej stan jest spowodowany tak późną porą.

Na prawdę nie wiedziała jak teraz ma iść na patrol, ale musiała to zrobić.

Odłożyła swoją torbę w dormitorium i po zawiadomieniu o swoim wyjściu Walburgii niedbale przypięła do szaty przypinkę Prefekta.

Wychodząc na korytarz nawet nie miała siły kłócić się z Riddlem.

Długi czas szli w ciszy, a szkolne mury najwyraźniej pogrążone były we śnie, gdyż od pół godziny nie widzieli żadnych uczniów.

Ślizgonka czuła się jeszcze gorzej niż podczas lekcji i tylko odliczała czas do końca patrolu, aby móc się położyć.

- Ja już nie mogę. - wyszeptała, zaciskając mocno pięści, aby choć trochę zelżeć bólu. Kręciło jej się w głowie, a przed oczami miała mgłę.

- Słaba wymówka, Cervantes. - prychnął Riddle. - Jeśli nie chciało ci się przychodzić, to trzeba było nie chcieć zostawać prefektem.- powiedział, nie odwracając na nią swojego wzroku.

- Tom, ja mówię prawdę. - głos jej się łamał, a w oczach stanęły łzy. Ostatnim co zobaczyła przed zemdleniem był przerażony błysk w oczach Riddle'a, choć nie wiedziała czy jej się po prostu nie wydawało.

★★★

Czuła ogromny ból głowy, która w tamtym momencie bardzo jej ciążyła. Dodatkowo miała wokół niej owinięty bandaż, który nie wiedziała skąd się tam wziął.

Postanowiła spróbować otworzyć oczy, które wydawały jej się ważyć tony. Kiedy to się nie udało, ruszyła delikatnie ręką, aby przyzwyczaić się do nowej sytuacji i na owo zacząć wykonywać typowe czynności.

- Na Merlina! Widziałaś to? Ona się ruszyła! - usłyszała podekscytowany głos Evana, który w tamtej chwili niezmiernie ją irytował. Jej głowa wręcz pękała, a on dodatkowo zakłócał ciszę.

- Nie wydzieraj się, Mucliber. - syknęła cicho. Powoli otworzyła oczy i zmrużyła je, gdy oślepił ją blask otoczenia. Wszędzie wokół znajdowały się białe ściany, a Evan i Walburga siedzieli na krzesłach po jej lewej stronie, wyglądając na wyraźnie zmęczonych.

- Matko, Lar! - załkała Black, chwytając za jej bladą dłoń. - Ja cię zabiję. - powiedziała.

- Na Merlina, Laris! Jeszcze jedna taka sytuacja i osobiście ci - nie dokończył, bo Walburga posłała mu ostre spojrzenie.

- Nie wrzeszcz tak i idź po panią Pomfrey. - warknęła, a gdy odwróciła się do Cervantes jej twarz złagodniała.

- Po co ty to robiłaś, Larissa? - pytanie zdezorientowało ślizgonkę.

- Ale o co ci - przerwała, bo przy nich pojawiła się pielęgniarka, trzymająca masę eliksirów.

- No ładnie, żeby się głodować. - pani Pomfrey spojrzała na nią, odkręcając fiolkę z niezbyt przyjemnie wyglądającym płynem. - Tak, musisz teraz dużo jeść! - dodała.

- Co się tak właściwie stało? - zapytała zdezorientowana Larissa, patrząc to na pielęgniarkę, to na Evana.

- Jadłaś znikome ilości jedzenia i oto efekty! Zemdlałaś i głową uderzyłaś o beton! - zobaczyła, jak po policzkach Walburgii spłynęły pojedyncze łzy, na co przewróciła oczami. - Ciesz się, że pan Riddle cię tu przyniósł, bo nie wiem co by się z tobą stało, dziecko. - westchnęła ciężko, podając jej eliksir.

Ta wiadomość ożywiła ślizgonkę. A więc przyniósł ją tu pan prefekt? Nie mogła powstrzymać podekscytowania, które nagle wypełniło jej ciało.

- Ile tu leżę? - zapytała szybko, chcąc uniknąć rozmów o Riddle'u.

- Oh, prawie dwa dni. Panna Black i pan Mucliber nie chcieli się stąd ruszyć na krok! - zawołała i odeszła do swojego gabinetu, zostawiając ich samych.

- Arian i reszta też tu byli. - powiedziała Black. - Poszli już na lekcję, dlatego ich nie ma. - dodała, specjalnie nie patrząc na Larissę, której oczy się powiększyły.

- W takim razie co WY tu robicie? - zapytała, uświadamiając sobie, że dla niej opuścili zajęcia, przez co mogli mieć kłopoty.

- No wiesz... - zaczął niepewnie Evan. - Tak jakby my jesteśmy tu, więc nie jesteśmy tam, bo... - plątał się w swojej wypowiedzi na tyle, że Larissa nawet jej nie skomentowała.

- Migiem idziecie się ogarnąć. - obrzuciła spojrzeniem ich rozczochrane włosy. - I idziecie na lekcje. - posłali w jej stronę błagalne spojrzenia, lecz ona była nie ugięta. - Migiem! - powiedziała, a oni z niezadowolonymi minami opuścili pomieszczenie, uprzednio informując, że pojawią się od razu po zajęciach, a Mucliber dodał, że byłaby surową matką, przez co Larissa rzuciła mu ostre spojrzenie.

Ciekawiło ją jak udało im się namówić panią Pomfrey na to, aby mogli opuścić lekcje. Za pewne było to spowodowane sprytną wymówką Evana.

Westchnęła ciężko, gdy za jej przyjaciółmi zamknęły się drzwi. Rozejrzała się po sali i ze zdziwieniem zobaczyła, że na półce obok jej łóżka leżało parę ozdobionych pudełek.

Jak się okazało znajdowały się w nich głównie słodycze. Najbardziej ucieszył ją widok sernika od Evana z podpisem "NIE POKAZUJ PIELĘGNIARCE!!! Nie chciała dać mi go wnieść normalnie, więc musiałem sobie radzić, a ciasto zawsze dobrze zrobi. ".

Zaśmiała się pod nosem, ale i wzruszyła lekko. Miała tak dobrych przyjaciół, a dodatkowo sernik był ukochanym ciastem Mulcibera i to, że się nim podzielił było niespotykane.

W wazonie stał bukiet tulipanów, co bardzo ją zdziwiło. Zastanowiła się kto mógł mieć inicjały " D. L. ", bo tak podpisał się nadawca.

Swoją drogą była bardzo pozytywnie zaskoczona tymi wszystkimi upominkami. Przecież nic takiego się nie stało, a oni się tak tym przejęli.

Szybko zamrugała, aby pozbyć się łez wzruszenia spod oczu, gdyż usłyszała kroki pani Pomfrey.

- Moja droga, musisz wziąć jeszcze jeden eliksir. - powiedziała, podając jej fiolkę.

- Pani Pomfrey, kiedy będę mogła wyjść? - zadała najbardziej trapiące ją pytanie.

- Myślę, że za około trzy dni. Rany na twojej głowie jeszcze muszą się do końca zagoić, a ciebie wolę mieć na oku, skoro nie chcesz jeść. Dobrze, że profesor Dippet kazał się panu Riddle'owi tobą zająć po wyjściu. - ostatnie zdanie powiedziała jakby do siebie.

- Że co? - Larissa zachłysnęła się eliksirem, mając nadzieję, że się przesłyszała.

- Tak, wspaniały z niego chłopak. Obiecał, że zajmie się tym, abyś więcej jadła. - powiedziała rozpromieniona.

Super... No po prostu świetnie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top