Chapter thirty-one
Na wstępie chciałabym podziękować mojej ulubionej __lunia__ za wykonanie rysunku Larissy. Jest świetnym odwzorowaniem moich wyobrażeń i jest mi mega miło, że ktoś poświęca czas na to, żeby narysować wykreowaną przeze mnie postać ❤
Wszędzie słychać było głosy podekscytowanych uczniów. Oto znajdowali się na stacji w Hogsmeade i już za parę minut mieli ponownie zobaczyć Hogwart, który co jak co, dla większości z nich był jak drugi dom.
Tom i Larissa upewniając się, że wszyscy pierwszoroczni byli pod opieką nauczyciela, zajęli miejsce w powozie wraz z parą prefektów z Ravenclawu.
Ślizgonka nie wiedziała jak mogła nazwać to co czuła. W końcu była jedyną osobą, z którą Tom spędzał tyle czasu. Ponadto nie było międzynimi takiej atmosfery jak nie cały rok wcześniej. Wtedy rywalizowali o to, kto będzie więcej odpowiadał na zajęciach, lub kogo bardziej będzie lubił Slughorn.
Larissa zaśmiała się w myślach na samo wspomnienie.
Teraz było inaczej. . . Lepiej. Wszystkie ich pocałunki, przekomarzania się, czy nawet kłótnie były wyjątkowe.
- Masz zamiar tu spać? - zapytał zirytowany Tom. Dziewczyna wyrwana z rozmyślań poczuła się tak, jakby została znienacka oblana wodą.
Para krukońskich prefektów już dawno poszła w stronę Hogwartu, a Riddle stał przy powozie ze swoim kufrem w ręku.
- Wolę na łóżku w dormitorium - powiedziała dziewczyna, łapiąc za swój bagaż i starając się nie potknąć schodząc ze schodków powozu.
Tom jedynie przewrócił oczami i ruszył przed siebie. Larissa za to z zachwytem rozglądała się dookoła.
Powoli się ściemniało, a widok zamku na tle zachodu słońca był niesamowity.
Z Zakazanego Lasu dobiegały odgłosy magicznych zwierząt, zakłócane głośnymi rozmowami uczniów.
Nawet kałamarnica pływająca w jeziorze dawała temu wszystkiemu urok, któremu nie mogło dorównać nic innego.
Hogwart był jedyny w swoim rodzaju.
- Czy tu nie jest pięknie? - zapytała Larissa, nie zwracając uwagi na minę Toma, który spojrzał na nią, jakby miała gorączkę.
- Nie wiedziałem, że jesteś romantyczką - uśmiechnął się złośliwie.
- Ja za to wiedziałam, że ty nie jesteś - odgryzła się. - Kulturalny chłopak wziął by od dziewczyny kufer, wiesz? - zapytała, wskazując na trzymany przez siebie bagaż.
- A kto powiedział, że ja jestem kulturalny?
★★★
Sklepienie Wielkiej Sali było tego dnia błękitne, poznaczone wiotkimi, postrzępionymi obłoczkami, podobnie jak prostokąty nieba widoczne przez wysokie gotyckie okna.
Tom siedzący na przeciwko Larissy zajął się jajkami na bekonie, a ona sama czytała Proroka Codziennego.
- Mugole znowu zaatakowali czarodzieja czystej krwi - warknęła, przekręcając stronę gazety.
Choć był weekend, to totalnie nie miała nastroju, co powoli zaczynało denerwować Toma. Chłopak już kilkanaście minut temu przestał reagować na jakiekolwiek słowa Larissy.
- Lepiej bądź cicho, bo wątpię czy Slughorn nadal by nas tak lubił, gdyby to usłyszał - ślizgon miał rację, gdyż już po chwili podszedł do nich przysadzisty mężczyzna z plikiem kartek w ręku.
- Tom, Larissa, jak miło was widzieć - uśmiechnął się profesor. - Jak minęły wakacje? - zapytał, przy okazji szukając odpowiednich planów lekcji, które miał im wręczyć.
- Oh, myślę, że były bardzo udane - uśmiechnął się Riddle, choć zupełnie nie wyglądał na zadowolonego.
- Też tak sądzę, jednak cieszę się z początku roku szkolnego. W końcu Hogwart jest jednym z lepszych miejsc jakie istnieją - Larissa mimo złego nastroju również się uśmiechnęła.
- Co prawda, to prawda - zaśmiał się Slughorn. - Nie znam osoby, która by nie tęskniła za powrotem do Hogwartu.
- A jak panu minęły wakacje, profesorze? - zapytał uprzejmie ślizgon.
- Oh, wiesz Tom. Minęły mi jak to zwykłemu czarodziejowi w moim wieku. Trochę posiedziałem w domu, trochę powychodziłem ze znajomymi z Ministerstwa. To już nie te lata na ekstremalne przygody - zachichotał.
- Trzyma się pan świetnie. Nie jedna osoba mogłaby panu pozazdrościć.
- Dziękuję za komplement, Tom - Slughorn roześmiał się głośno - No cóż, muszę już iść dalej. Jeszcze tyle planów muszę rozdać - wskazał głową na kartki w swojej dłoni. - Macie tutaj wasze - to mówiąc dał im po planie - Swoją drogę gratuluję wspaniałych wyników!
- Dziękujemy - powiedzieli równocześnie, co sprawiło, że wymienili krótkie spojrzenie.
★★★
Było już mocno po ciszy nocnej, a Pokój Wspólny Slytherinu był niemal pusty. Tylko jedna ciemnowłosa dziewczyna zajmowała miejsce w pojedynczym fotelu przy kominku i czytała lekturę.
- Chodź - usłyszała za sobą.
- Gdzie mam iść? Wiesz która jest godzina? - zapytała, odwracając się w kierunku Toma, który stał oparty o fotel na którym siedziała. - Jutro poniedziałek, a ja nie mam zamiaru odrabiać szlabanu w pierwszy dzień lekcji za chodzenie po zamku po ciszy nocnej.
- Cały dzień chodzisz nabuzowana. Może właśnie to wyjście sprawi, że w końcu zaczniesz się normalnie zachowywać - syknął, zabierając jej z rąk książkę, którą czytała.
- Ej! Ja nie pamiętam na której skończyłam stronie! - warknęła, sięgając po swoją własność.
-Cicho, bo wszystkich obudzisz - powiedział zdenerwowany Tom. - Powiedziałem, żebyś ze mną poszła.
- A czy ja wyglądam na twoją służącą? - Larissa przewróciła oczami, jednak wstała i posłusznie stanęła przy chłopaku.
★★★
- Naprawdę wykradaliśmy się z zamku po ciszy nocnej, szliśmy pół godziny i co najważniejsze zabrałeś mnie z Pokoju Wspólnego tylko po dlatego, że chciałeś zrobić zawody w rzucaniu kamieniem do jeziora? - krzyknęła maksymalnie zirytowana Larissa.
- Można to tak ująć - powiedział nic nie robiący sobie z niezadowolenia dziewczyny, Riddle.
- Uważaj, żebym zaraz tym kamieniem nie rzuciła w ciebie - warknęła, schylając się po szary, płaski kamyk.
- Już się boję - sarknął Tom, biorąc niewiele większego od niej, ciemnego kamienia.
- No i niby jak chcesz odróżnić kogo kamień będzie czyj, jak już je rzucimy? - zapytała sceptycznie Larissa.
- Wiadomo, że mój będzie ten, który poleci dalej. Nie widzę potrzeby naznaczania kogo jest czyj.
- Chyba sobie żartujesz, Riddle. Że niby ty wygrasz? - parsknęła śmiechem dziewczyna. - Kogo ty chcesz oszukać?
- Przekonasz się. Ale skoro jesteś taka pewna, to proszę bardzo - powiedział kpiąco - Ten kto wygra może w dowolnym momencie zażądać czegokolwiek od drugiej osoby.
- Wszystkie chwyty dozwolone? - upewniła się Larissa.
- Wszystkie.
- A więc zgoda - pokiwała głową - Ale jeśli przegrasz, to się nie załamuj - uśmiechnęła się złośliwie, na co rzucił jej ostre spojrzenie.
- W miejscu, w którym spadnie twój kamień uformuje się kształt twojej różdżki, a w miejscu, w którym spadnie mój uformuje się moja różdżka - rzekł Tom, na co tylko kiwnęła głową.
- No to masz równe pięć minut na rzucenie na swój kamień jakiegokolwiek chcesz zaklęcia. Ja dam sobie radę bez tego - powiedziała ślizgonka z chytrym uśmiechem.
- Też sobie poradzę - syknął Tom, obracając swój kamień w dłoni. - Rzucaj pierwsza.
Larissa rzuciła ślizgonowi wyzywające spojrzenie. Spodziewała się, że będzie chciał rzucać po niej, aby zobaczyć jak daleko musi dolecieć jego kamień.
Mimo tego była spokojna. Jej plan był nie do pobicia.
Bez żadnego rzucania zaklęć ani plucia przez lewe ramię rzuciła kamień, który poleciał dość daleko, patrząc na to jak drobną miała sylwetkę.
- Ty sobie żartujesz, jeśli naprawdę myślisz, że takim czymś wygrasz - prychnął.
- Ja nie myślę, Riddle. Ja jestem tego pewna - uśmiechnęła się z lekką satysfakcją. - No dalej, rzucaj.
- Na pewno dobrze się czujesz? - zapytał niedowierzająco chłopak i podszedł do samego brzegu jeziora, przy którym stali.
Już chciał rzucić, już nawet trzymał w ręku różdżkę, którą miał dać swojemu kamieniowi ochronę przed utopieniem, jednak to wszystko poszło na nic.
Larissa niby to przypadkowo w momencie rzutu pchnęła go w rękę, a kamień wpadł do jeziora. Spadł na tyle blisko, że nie zmieniając miejsca mogli go doskonale zobaczyć.
To oznaczało jedno.
- Szach mat, Riddle. Mówiłam, że wygram.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top