Chapter seventeen
- Mogłabyś przestać mówić do mnie po nazwisku. - zaśmiał się chłopak. Od czasu balu zdarzało im się czasem porozmawiać. Ślizgon był wysoki, ale niższy od Riddle'a, a jego zielone tęczówki miały wręcz jadowity kolor. Zaczerwienione policzki i jasno brązowe włosy dodawały mu uroku.
- Nie ma mowy, Lancaster. - parsknęła, widząc jego minę.
- Co tu robisz po ciszy nocnej? - zapytał po chwili, unosząc lekko brew.
- Mogłabym ci zadać to samo pytanie. - mimo tego, że się zaśmiała, to nie chciała, aby chłopak zainteresował się tym gdzie była, bo potem mógłby zadawać niewygodne dla niej pytania.
Dominic pokręcił głową rozbawiony. Jego przy długie włosy opadły na czoło. Poprawił je ruchem ręki, co było wręcz jego nawykiem, taka była wada tej długości włosów. Osobiście Larissę lekko irytowało, że co chwilę czochrał swoją fryzurę niczym Potter, ale pozostawiała to bez komentarza.
Skręcili w lewy korytarz, zapominając o jakichkolwiek zaklęciach wyciszających czy maskujących obecność.
- Minus 5 punktów dla Slytherinu za zakłócanie ciszy nocnej. - chłodny głos rozniósł się echem po korytarzu.
Riddle wraz z prefekt Slytherinu - Ophelią Thopmson szybkim krokiem do nich podeszli. Larissa była na tyle zdezorientowana tym, że ślizgon odjął punkty własnemu domu, że nie była w stanie nic powiedzieć. Riddle nigdy tego nie robił, jeśli już, to dawał szlabany.
- Opuść różdżkę - powiedział niezbyt przyjemnym tonem Dominic, do wyższego od niego prefekta, który nic sobie nie robił z morderczego wzroku, jakim na niego patrzył.
- Uspokój się Lancaster, bo będę musiał dać ci szlaban. - Larissa z lekkim strachem patrzyła na ostre spojrzenie, jakie posłał Riddle zielonookiemu. Chłopak stojący obok niej nie wiedział, że właśnie wydawał na siebie coraz większy wyrok.
- Chodź, Larissa - powiedział Dominic, łapiąc ją za rękę. Ostatnim co zobaczyła były wściekłe iskierki tańczące w oczach Toma.
Odruchowo pomyślała o tym, że ciepłe i delikatne dłonie Lancastera w niczym nie przypominały długich, chłodnych palców Riddle'a. Problem był taki, że nie wiedziała czy to dobrze. Spojrzała na swoją bransoletkę, którą od czasu świąt codziennie nosiła i uśmiechnęła się lekko. Była jednym z najważniejszych dla niej prezentów.
★★★
- Panno Cervantes - zawołał ktoś za nią, gdy następnego dnia wracała z obiadu do Pokoju Wspólnego. Oczywiście Riddle podczas posiłku nie skomentował sytuacji z poprzedniego dnia, a wręcz udawał, że nie zauważa Larissy.
- Tak, profesorze? - obróciła się twarzą do Slughrona i przybrała na twarz uprzejmy uśmiech.
- Mam nadzieję, że nie zrezygnowałaś ze stanowiska prefekta? - zapytał wesoło, jakby tylko czekając na jej reakcję. Larissa przez chwilę znieruchomiała. Totalnie o tym zapomniała, a poza tym jakoś jej się nie uśmiechała wizja bycia prefektem.
- Oczywiście, że nie, profesorze. - wesoły ton, którym mówiła tak bardzo różnił się od jej zwykłego, obojętnego głosu.
- Wspaniale! - zawołał - Udało mi się dostać zgodę dyrektora na zmianę prefekta już dzisiaj. U mnie w gabinecie znajduje się odznaka. Mam nadzieję, że masz teraz wolną chwilę? - zapytał z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Tak, właśnie wracałam z Wielkiej Sali - powiedziała, a on kiwnął głową.
- W takim razie chodź - Larissa ruszyła za Slughornem w kierunku jego gabinetu.
Pomieszczenie było utrzymane w ślizgońskich barwach. Wiele ciemno brązowych regałów wypełnionych było po brzegi składnikami do eliksirów, jak i samymi eliksirami. Grube księgi walały się po biurku, a jasnozielona poświata z jeziora dawała nikłe światło, które padało właśnie na nie. W stylu Slughorna było wiele zapalonych świec, dających przyjemne ciepło oraz wysoka półka ze zdjęciami. Cervantes zauważyła na niej nawet zdjęcie swoje i Riddle'a z balu w Noc Duchów.
Profesor podszedł do jednej ze szkatułek, leżącej na regale i otworzył. Ostrożnie wyjął z niej srebrno-zieloną odznakę z dużym P na przedzie.
- Jestem pewien, że poradzisz sobie ze wszystkimi obowiązkami. Pierwszy patrol nocny będziesz miała już dzisiaj z Tomem - zaśmiał się - Dobrze się złożyło, że tak świetnie się dogadujecie - Larissa przeklnęła w myślach. Czegoś, czego na pewno NIE chciała tego dnia robić, to mieć patrol z Riddlem. Dodatkowo Slughorn był nimi tak zachwycony, że aż robiło jej się nie dobrze od jego wesołego śmiechu.
- Oczywiście. Do widzenia, panie profesorze. - powiedziała i wyszła na korytarz, od razu pozbawiając się sztucznego uśmiechu.
Z torbą wypełnioną księgami i pergaminami ruszyła na Wieżę Astronomiczną, aby odrobić zadania oswoić się z nowymi informacjami.
W trakcie pisania wypracowania na transmutację, usłyszała znajome krukanie. Na barierce siedział jak zwykle dumny Nigreos. Kruk przyglądał się jej, jakby tylko czekając na to, aż dostanie przekąski, które Larissa nosiła ze sobą, odkąd go poznała.
- Dobrze, już ci daję, nie patrz tak na mnie. - powiedziała zirytowana. - Rozpraszasz mnie, wiesz? -ptak spojrzał na nią z pogardą.
- Aż za bardzo mi kogoś przypominasz. - westchnęła, rzucając krukowi garść jagód, które zjadał w zawrotnym tempie.
- Nawet jesz tyle co on - parsknęła, dosypując mu kolejne przekąski.
Patrząc na jedzącego ptaka, poczuła dreszcz. Przeklnęła w myślach, gdy niedługo po tym zza rogu wyszedł Riddle.
- Co tu robisz? - warknęła. Ślizgon obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem, tak bardzo podobnym do tego, jakim wcześniej obdarzył ją kruk.
- Wyobraź sobie, że Wieża Astronomiczna nie jest zarezerwowana tylko dla ciebie. - to mówiąc sam zaczął rozkładać swoje podręczniki niedaleko jej, jakby tylko po to, żeby zrobić jej na złość.
- Nigreos , sam widzisz jaki on jest. - zwróciła się do ptaka, zirytowana zachowaniem Riddle'a.
- Cenvartes, powiedz mi dlaczego rozmawiasz z moim krukiem? - zapytał, unosząc kpiąco brew. Ptak podleciał do niego, siadając na ramieniu. Larissa zdezorientowana patrzyła to na zwierze to na Riddle'a.
- Ty zdrajco - syknęła w kierunku ptaka, a ślizgon uśmiechnął się złośliwie.
- Wszędzie są zdrajcy, zapamiętaj Cervantes. - powiedział, a ona kiwnęła głową. W końcu było to prawdą, o której wiele osób starało się nie myśleć.
Przez następne kilkanaście minut każdy z nich zajęty był pisaniem własnego wypracowania. Larissa zadowolona ze swojego dzieła postawiła ostatnią kropkę.
- Nigreos, powiedz swojemu właścicielowi żeby teraz oddał mi pieniądze za wszystkie twoje przekąski. - zaśmiała się, a Riddle uniósł swój wzrok znad pracy.
- Czemu nazywasz go Nigreos? - zapytał, spoglądając na ptaka.
- Po prostu. - wzruszyła ramionami. - Nigreos znaczy czarny. - ślizgon prychnął.
- Twoja kreatywność jest imponująca. - powiedział sarkastycznie.
- Skoro sam jesteś taki pomysłowy, to proszę bardzo. Jak TY nazwałeś swojego kruka? - zapytała z kpiną, będąc niemal pewna, że Riddle nie dał mu żadnego imienia.
- Smaragdus. - Larissa dopiero po kilku chwilach zdała sobie sprawę z tego co powiedział.
- Dałeś ptaku na imię szmaragd? - parsknęła.
- Coś ci się nie spodobało w tym imieniu? - warknął, a ona pokręciła z politowaniem głową.
- I to ty kpiłeś z tego, że nazwałam kruka "Czarny".-
- Chcę zauważyć, że to MÓJ kruk. - wycedził. - Smaragdus, leć. - powiedział do ptaka rozkazująco, a on jak na zawołanie opuścił jego ramię, wznosząc się w górę.
- Już nawet wiem, dlaczego szmaragd. - uśmiechnęła się z satysfakcją. Riddle uniósł brew, nie rozumiejąc do czego zmierzała.
- Spodobał ci się prezent ode mnie. - to mówiąc wskazała głową na jego palec, na którym znajdował się pierścień, który dała mu na święta. Pierścień ze szmaragdem.
- Tobie tak samo mój. - powiedział, chwytając i ciasno owijając swoje palce na jej nadgarstku. Bez żadnych emocji przyglądał się zawieszce węża, jak i tej z jego inicjałami.
- Puść mnie, o ile nie chcesz zmiażdżyć mi ręki. -warknęła, czując narastający ból, spowodowany jego uściskiem.
- Kto powiedział, że nie chcę? - zakpił, ale puścił jej rękę. Ruchem różdżki spakował swoje rzeczy do torby i zarzucił ją na ramię.
- Na razie, Cervantes. - zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, zniknął na schodach.
- Przeklęty Riddle - warknęła pod nosem.
★★★
Ubrana w szatę Slytherinu zmierzała w kierunku wyjścia z Pokoju Wspólnego, aby rozpocząć swój pierwszy patrol. Patrol z Riddlem.
Od razu, gdy tylko wyszła na chłodny korytarz poczuła znajomy dreszcz.
- Znowu mam odejmować ci punkty, Cervantes? - chłodny głos rozniósł się echem po ścianach Hogwartu.
- Z tego co wiem to prefekt nie może odejmować punktów innemu prefektowi. - powiedziała, podchodząc do niego i stając z nim twarzą w twarz.
- Problem jest taki, że ty nim nie jesteś. - syknął, coraz bardziej zirytowany.
- Oj Riddle, Riddle, inaczej nie miałabym tego. - wskazała na srebrno-zieloną przypinkę z dużym "P". Ślizgon przypatrywał jej się przez chwilę, jakby szukając podstępu.
- Jak to zrobiłaś? - warknął, przenosząc swoje zdenerwowane spojrzenie na jej oczy.
- Dar przekonywania. - powiedziała ze złośliwym uśmiechem. - Trzy minuty temu rozpoczął się patrol. - to mówiąc ruszyła przed siebie.
Pisnęła zaskoczona, gdy chłopak złapał za jej ramię i obrócił w swoim kierunku.
- Co ty robisz? - syknęła, starając się zrzucić jego rękę, na co tylko wzmocnił uścisk.
- Masz mi odpowiadać na pytania. - warknął, a jego oczy przez chwilę błysnęły szkarłatem.
- Nie będziesz mi rozkazywał. - to mówiąc wyrwała się i poszła przed siebie, ignorując wściekłe spojrzenie Riddle'a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top