you are feeling me yeah
Ignorowanie uczuć było jak codzienne psikanie się źle dobraną mieszanką perfum. Zapach może i pozostawał początkowo przyjemny, z czasem jednak zaczynał być coraz mocniej irytujący, obecny, przenikający skórę noszącego.
A ten mimo to go używał, każdego dnia przypominając sobie o owej woni jeszcze mocniej.
Yumiko robiła dokładnie to samo. Powolnie tonęła w tym, że nie umiała wziąć sprawy w swoje ręce, w swoje delikatne paliczki, niegdyś adorowane – obecnie pokryte chłodem przeszłych wspomnień, oraz obecnej obojętności, jaką posiadała wobec siebie samej.
Nie umiała już zdefiniować, na czym jej zależało.
Albo raczej na kim.
Coraz mocniej się gubiła, a ów scenariusz wcale jej się nie podobał. Wolała mieć pewnego rodzaju stabilność, wiedzieć, co tak naprawdę się rozgrywa. Nie była w stanie jednak odnaleźć wiadomej ścieżki w chaosie własnych myśli.
Choć próbowała.
Zacisnęła paznokcie na pościeli, naprężając nieco materiał. Westchnęła, a kilka łez spłynęło jej po policzkach. Gdy tylko słone krople zetknęły się z jej rozsypanymi na łóżku włosami, finalnie doszła, sprawiając, że obecny między jej nogami Hyungwon uśmiechnął się leciutko, by potem pocałować ją w wewnętrzną część uda.
Nie wiedziała już, który raz tego tygodnia był u niej w domu, dając jej spełnienie. Ale czy to w ogóle się jeszcze liczyło?
- Nie płacz – szepnął, zdobiąc oddechem jej podbrzusze i całując okolice intymne muśnięciem ust. – Wyglądasz wtedy zbyt pięknie – dodał, łamiąc jej serce.
Na Boga, zwykła słyszeć te słowa od niego.
- To nic – odparła cicho, próbując szybko otrzeć mokre ślady, mężczyzna jednak okazał się szybszy. Przesunął długimi palcami po jej skórze, patrząc w jej drżące spojrzenie, na jej rozchylone usta i strach przed własnymi uczuciami wypisany na skórze szyi.
Nic dziwnego, że jego brat stracił dla niej siebie samego. Wcale się mu nie dziwił.
- Nie mów tak – powiedział miękko, pozostając w tej samej pozycji, myśląc, że Yumiko naprawdę zaprzedała duszę diabłu i teraz nie potrafiła jej odzyskać. – Jeśli chcesz zachowaj to dla siebie – dodał po dłuższej chwili. – Ale gdybyś zmieniła zdanie... znasz mój numer – dokończył, mrukliwym tonem, który wprawił ją w leciutki dreszcz, podczas gdy Hyungwon począł rysować jej po obojczykach nieznane wzory samym opuszkiem palca.
Zapadła chwila nieulotnej ciszy.
- Dziękuję – szepnęła, niepewna własnych słów, niepewna niczego.
- Nie musisz – usłyszała jedynie, głos, który brzmiał w jej umyśle tak samo jak jego. Nie wiedziała nawet czy to wina zmęczenia, czy tego, że miała go w myślach. W końcu wiedziała doskonale, jak brzmiał Hyungwon. Zupełnie inaczej.
Bardziej jak grzech niż grzesznik. Podobne, acz z wyraźną różnicą.
Choć dla niej te najwyraźniej powolnie się zacierały, tworząc fuzję z różnych definicji.
- Myślę, że musisz już iść – stwierdziła, z nutą chłodu, czując na ramieniu dłonie mężczyzny, jego język zagubiony gdzieś w jej dekolcie.
- Tak? – mruknął, przygryzając jej skórę żeber i wprawiając ją w westchnienie. – Daj mi jeszcze momencik.
Więc mu dała. Ten i kilka innych, nim finalnie opuścił próg jej mieszkania, zostawiając ją nagą, samą, z zapalonym papierosem.
Taką, jaką on uwielbiał ją najmocniej.
Istniejącą jak sztuka dla sztuki.
×
Jooheon wypalał już drugiego papierosa. Zerknął tylko przelotnie na Minhyuka, którego zwinięta sylwetka znajdowała się na jego łóżku. Spał w najlepsze, rozkoszując się odpoczynkiem po wyczerpującym wieczorze, jaki zafundował mu chłopak.
Cóż, zapewne nie będzie mógł jutro chodzić bez przypomnienia sobie, co razem robili.
Twarz drugiego rozjaśnił delikatny uśmieszek, jeden z tych niegrzecznych, niemalże przynależących do jego osoby, niczym gwiazdy do nieba. Zaciągnął się używką ponownie, patrząc poza barierki balkonu. Cholera.
Nie mógł zasnąć. Z jakiegoś powodu słodka błogość nie chciała na niego zstąpić. Tym samym stwierdził, że może chociaż dostarczy sobie nikotyny.
Ta jednak nie pomagała mu się rozluźnić z jakiegoś powodu. I chciał wiedzieć czemu.
Przecież wszystko było w porządku. W łóżku leżał jego ukochany, miał papierosa w ręku, noc była ciepła i cicha. Mimo tego obrazu coś go jednak dręczyło, sprawiało, że posiadał w sobie coraz to nowe słupy świadomości, że coś idzie w jego kierunku.
Nie miał tylko pojęcia co.
Znów wypełnił płuca dymem, by po chwili uwolnić go w przestrzeń. Szarość spływała mu po wargach i skórze twarzy, zostawiając na niej swoją obecność. Minhyuk wielokrotnie mu mówił, że zaczyna pachnieć jak swój nałóg, niewiele sobie jednak z tego robił.
Nie potrafił rzucić, nawet dla niego.
- Nie możesz spać? – usłyszał łagodne sylaby, które sprawiły, że niemalże podskoczył. Minhyuk stał w środku, ubrany jedynie w koszulkę Jooheona i bokserki, patrząc na chłopaka zaspanymi oczami o nikłych iskierkach.
- Przestraszyłeś mnie, maleńki – przyznał szczerze, patrząc na drugiego ze szczerością i troską. – Czemu przyszedłeś? Powinieneś spać – zaczął, podczas gdy Minhyuk powolnie zaczął iść w kierunku drugiego, znacząc bosymi stopami płytki balkonu.
- Zmartwiłem się, że cię nie ma. Poza tym nie chciałem być w łóżku sam – stwierdził, posiadając markotny ton. – Coś się stało? – zapytał, oplatając dłonie na bokach Jooheona, które spięły się leciutko pod dotykiem szatyna.
- Nic takiego – stwierdził Jooheon, gasząc papierosa od razu, mimo że jeszcze go nie skończył. – Po prostu nie mogłem zasnąć... ale ty powinieneś, masz jutro sporo pracy i...
- Mogę ci pomóc – mruknął Minhyuk, przerywając drugiemu, by potem trącić mu nosem klatkę piersiową, tonąc w jego cieple.
- Tak mówisz? – odparł głębszym tonem Jooheon, całując po tych słowach czubek głowy chłopaka. – Jak zamierzasz to zrobić? – dodał, kładąc dłoń w talii drugiego, słysząc, jak wstrzymał oddech na moment.
- Pokażę ci, ale musisz wrócić do środka – zaczął Minhyuk i spojrzał na wyższego odrobinę z dołu, by potem dostać dłuższy, głęboki pocałunek, trwający tyle, że mogliby się razem zestarzeć i odrodzić na nowo.
- Brzmi przekonująco – Jooheon uniósł brew nieznacznie, uśmiechając się samemu do siebie, podczas gdy niższy począł prowadzić go z powrotem w głąb pomieszczenia. Obaj padli na łóżko, zaraz obok siebie. Ich oczy przekazywały sobie coś niezwykle intymnego, milczenie mówiło więcej niż słowa. Żaden z nich nie czuł potrzeby przerwania tego niemego dialogu, podczas gdy pozostawali muskani delikatnym powiewem powietrza z zewnątrz. Dla gwiazd wyglądali jak zatrzymani w momencie. Uchwyceni w chwili. Skupieni jedynie na sobie nawzajem, na swoich ustach i ciałach.
Zajęci w ten sposób aż do godzin porannych, które dopiero dały obojgu z nich spokój sennych fantazji. Odbierając spięcie i niepokój.
Których źródło mieli niebawem poznać.
×
- Co chciałbyś dostać? – Hyungwon zabrzmiał bezpośrednio, aczkolwiek i nieco sensualnie, nadając swojemu głosowi struktury noszonego przez siebie jedwabnego szlafroku. – Hmm? – mruknął jeszcze, przechodząc obok Hoseoka, trzymając w dłoni napełniony odrobinę kieliszek wina.
- Niech pomyślę – uśmiechnął się nieco drugi, skanując wzrokiem sylwetkę partnera. – Myślę, że mógłbyś się domyślić – zaczął, gdy Hyungwon finalnie odłożył naczynie i pozwolił sobie usiąść na udach mężczyzny, rozkoszując się jego spojrzeniem.
Przepełnionym iskrami, które tak adorował.
- To takie typowe – wymruczał, wywracając oczami, co wywołało cichy śmiech Hoseoka. – Nie potrzebujesz takiej okazji, żeby uprawiać ze mną seks – stwierdził, zaplatając sobie dłonie na karku drugiego, zmieniając przy tym trochę swój środek ciężkości.
- Skąd wiesz? – Hoseok uniósł brew. – Ostatnio trochę nie mamy dla siebie czasu – stwierdził, palcami wędrując po delikatnej talii Hyungwona, jego plecach, nic sobie nie robiąc z mizernej ochrony tkaniny, od razu smakując opuszkami gładkiej skóry.
- Przestań, to nie z mojego wyboru – wyższy brzmiał nieco poważniej, acz nie dał tego po sobie zbytnio poznać. – Wiesz, że najchętniej w ogóle nie wypuszczałbym cię z łóżka – powiedział z lekkim uśmiechem, widząc tylko jak drugi zagryza wargę, mając przy tym usta ułożone w krzywy uśmiech.
- W takim razie niech to będzie moim prezentem – zaśmiał się, by potem lekko pochylić się, by złożyć subtelny pocałunek na odsłoniętej klatce drugiego.
- Nie wiem, co na to mój szef. I twój – odparł Hyungwon, również się uśmiechając, będąc jednak coraz bardziej zajętym poczynaniami Hoseoka, który nie zaprzestał z pocałunkami, oraz śmielszymi posunięciami dłoni.
- Nie sądzę, żeby mieli coś do powiedzenia – powiedział tylko, tonem przypominającym coś niegrzecznego, niepoprawnego. Hoseok praktycznie nigdy taki nie bywał.
A gdy już tak, Hyungwon prawie tracił zmysły. Nawet widmo wulgarności leżało na nim tak cholernie dobrze.
- Skoro tak mówisz – zawtórował mu jedynie, zniżając dłonie na klatkę drugiego, łącząc ich usta, pozwalając palcom rozpinać guziki, jakby nigdy ich tam nie było. – Szczęśliwych urodzin – powiedział, zostawiając owe sylaby jedynie dla płatka ucha Hoseoka, który to rozchylił usta lekko, słysząc je tak blisko, powiedziane w pół szepcie partnera. Zacisnął dłonie na biodrach Hyungwona, dając mu wyraźną odpowiedź, którą on skwitował poruszeniem nimi odpowiednio, by wpłynąć na odpowiednie strefy ciała Hoseoka.
Lubił się drażnić.
Tylko po to, by po paru sekundach skończyć pod nim, zalany falą doznań, pocałunków, mokrych śladów języka i kilku głębszych jęków.
Które potem stały się jeszcze intensywniejsze, tak jak dotyk, czy wyznania, jakie zawsze wymieniali w spojrzeniach, nie mówiąc nic.
Nie musieli.
Nieme sylaby wpletli w noc, pożądanie w materiał pościeli, a namiętność pozostawili sobie bezpośrednio na skórze, jak poezję tatuowaną jedynie przez kochanków.
Stracili się na moment, nie mając pojęcia, co miał przynieść poranek. Ani czy w ogóle miał on jeszcze istnieć.
×
Whiskey. Dużo procentów, kilka przygód na jedną noc. Klubowa muzyka i stare nawyki. Papierosy. Słuchanie tych konkretnych utworów muzycznych. Wszystko to zawsze na niego działało. Miał przeświadczenie, że każda z tych rzeczy, mniej lub bardziej dla niego zdrowych, zawsze podawała mu pomocną dłoń, kiedy dochodził do podobnego stanu.
Nie tym razem.
Przesunął palcami po skroni, nie wiedząc nawet, co miałby tak naprawdę obecnie zrobić. Bał się, że została mu tylko jedna rzecz, pragnął jednak, by nie miała ona miejsca.
Jednocześnie chcąc czegoś zupełnie odwrotnego.
Bo nieważne jak mocno by tego od siebie nie odsuwał, ostatnie słowa jego brata zbyt mocno na niego podziałały. Był zamknięty w ich brzmieniu od kiedy tylko je usłyszał. I za każdym razem, gdy odtwarzał je w głowie rozpadał się na coraz ostrzejsze kawałki, które kaleczyły go od środka. I owszem, był już przyzwyczajony do bólu, ale nie tak stałego.
Nie tak bezustannego.
Westchnął, ściskając w palcach papierosa, który spalał się powolnie, póki nadmiar popiołu nie spadał z balkonu w dół, w odmęty miasta.
Ciekawe, czy ona też teraz paliła.
Miał nadzieję, że nie. Wolał, by rzuciła ten cholerny nałóg. Nie skracała sobie dni życia. Podejrzewał jednak, że wcale tak nie było. W końcu była skłonna do uzależnień. I sentymentu. A to cholerstwo posiadało w pewnym sensie oba.
W końcu to on ją nauczył.
Przygryzł wargę. Nie lubił o niej myśleć. Ale potrafił ostatnio tylko to. Chciał ją mieć w ramionach i kosztować jak truciznę. Chciał ją mieć w ramionach i kosztować jak lekarstwo.
Nie mógł mieć potępienia i zbawienia na raz, lecz ona zawsze jakimś cudem dawała mu oba z nich.
Yumiko. Trzy sylaby. Sześć liter. Tak niewiele wystarczyło, by upadły anioł stracił nawet status anioła. By jego upadek bolał tak mocno, że aż zamieniał się w przyjemność.
Potrzebował jej z powrotem. Nie miał pojęcia, jak miałaby się ponownie stać częścią jego życia, ale cholera jasna. Nie wytrzymywał ze sobą. I miał dosyć przeświadczenia, że to działo się z jakiegoś powodu.
Może mógłby ją skrzywdzić ten ostatni raz?
I siebie również.
Myśl tę jednak usłyszał jedynie on sam, w środku siebie.
On i kilkaset tysięcy gwiazd na niebie, gotowych wypalić się jedna po drugiej, by móc to ujrzeć.
p.s dla każdego czytającego to rozdaję po jednej różyczce ~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top