now we don't have to talk, yeah
Cholerne płatki róż – ich zapach zawsze wplątany w ciemną pościel, gdy je tam dla niej zostawiał, a potem smak owej woni, gdy scałowywał ją ze skóry jasnowłosej. Odchodził od zmysłów na samą myśl o tamtych subtelnościach, tych delikatnych przemknięciach ich języka miłości. Prawie umiał sobie wyobrazić, że ciągle używa choćby jego perfum, albo przypomina sobie, jak cudownie jej było w jego ubraniach, luźno okalających filigranową figurę dziewczyny, o idealnych niedoskonałościach, dla których zawsze tak upadał.
Jego opuszki wciąż pamiętały miejsca, gdzie miała blizny, ślady od urodzenia czy rozstępy. Wciąż pamiętał każdy bardziej szorstki kawałek skóry, każdą nieidealną krzywiznę.
I po co, do cholery, w ogóle o tym myślał?
Przygryzł kciuk delikatnie, by potem upić odrobinę zamówionej niedawno kawy, pitej obecnie w ledwo wypełnionym autobusie miejskim. Dochodziła siódma rano, a on miał za sobą kolejną noc wypełnioną brakiem snu. Nie za bardzo go to jednak obchodziło w tej chwili. Był zajęty ustalaniem, jak znowu pokruszyć swoją rzeczywistość na odłamki szkła.
A potem albo ranić się nimi tak długo, aż w końcu zacznie to mylić z przyjemnością, albo spróbować ułożyć je na nowo, wiedząc, że zupełnie nowa aranżacja nie ma prawa istnieć przy konkretnych kształtach kawałków.
Ale mógłby chociaż udać, że istnieje.
Upił kolejny łyk kofeinowego napoju, czując, jak ten przechodzi mu po gardle przyjemnym ciepłem wymieszanym z odrobiną gorzkości i nutami cukru. Jego telefon wygrywał nieśmiało kolejne dźwięki pewnej ballady, którą ostatnio mocno polubił. Pozwalała mu na moment pozbyć się myśli, odrobinę odetchnąć. A potrzebował tego obecnie mocniej, niż kiedykolwiek.
Znów zerknął przez okno, podziwiając lekko zatłoczone ulice, szare budynki, szklane wieżowce, odległe mosty. Wszystko to jawiło się w barwach, które w jakiś sposób czyniły jego uczucia coraz mocniej anonimowymi, nawet dla niego samego. Mógł na chwilę zignorować samego siebie, jeśli dawał się złapać widokowi miasta na dłuższy moment.
Trwało to jednak krótko, nigdy nie pozwalał by prostota życia witała u niego na zbyt długo, nawet jeśli przynosiła mu niekiedy ulgę.
Zagryzł wargę. Chciałby ją pocałować. Może smakowała tak samo, jak gdy ją zostawił, a może zupełnie inaczej. Może ktoś inny zostawił już na niej ślady swojej obecności.
Momentalnie spiął się odrobinę. Myśl ta wypalała go w jakiś sposób, sprawiała, że w płucach wyrastały mu ciernie. Wiedział doskonale, że tak było. Lepiej, niżby chciał. I musiał też przyznać, że w końcu on sam nie był lepszy.
Ale nigdy nie oddał serca nikomu innemu i jakaś samolubna część niego liczyła, że z nią było podobnie.
Pieprzyć to.
Włączył piosenkę od nowa, od razu wrzucając ją na zapętlenie.
Potrzebował ją usłyszeć jeszcze kilka razy, jeśli chciał stłumić własne myśli. W końcu te zawsze były najgłośniejszym dźwiękiem ciszy reprezentującym milczenie jego serca.
Oraz ust.
×
Palce dziewcząt zetknęły się subtelnie, w jakiś sposób wiedzione wzajemnym przyciąganiem. Bliskość sama wplątała się tam, gdzie nie powinna, żadna z nich jednak nie cofnęła dłoni, mimo różanych rumieńców na policzkach każdej z nich. Sayuri momentalnie nerwowo poprawiła jasnoróżową spódniczkę, nie omieszkawszy również skubnąć krawędzi materiału swoich białych zakolanówek. Zdawała się nagle niezwykle pochłonięta każdą zmarszczką swojego ubioru, a Yumiko z topniejącym sercem przyglądała się poczynaniom brunetki. Wiedziała doskonale, że próbuje zakryć narastające zawstydzenie.
Nie zamierzała jej w tym jednak pomagać, w końcu obie były już po dwóch lampkach wina, siedząc samotnie na niewielkim kocyku w parku niedaleko mieszkania Sayuri. Obie niewiele sobie robiły z zakazu picia w miejscach publicznych jak i faktu, że Sayuri miała tego dnia zostać w domu.
Albo raczej Yumiko była niezwykle wręcz dobra w namawianiu przyjaciółki do tego typu wyskoków, natomiast Sayuri sama łapała się na traceniu zdrowego rozsądku, gdy tylko jasnowłosa otwierała usta.
I to już od jakiegoś czasu.
Obecnie więc również nie potrafiła zdziałać zbyt wiele, gdy usłyszała:
- Pomóc ci? – zapytała niby nieśmiało Yumiko, spoglądając, że brunetka rzeczywiście usilnie próbuje zapiąć na powrót pasek od podwiązki, co nie wychodziło jej najlepiej ze względu na to, że miała tylko jedną wolną dłoń. Yumiko więc pozwoliła sobie wykorzystać owy moment, skoro i tak już była lekko pod wpływem, nie tylko alkoholu, ale i własnych myśli.
Które chociaż na moment milczały przy Sayuri, za co była wdzięczna niebiosom.
- Mhm – wymruczała ostatecznie niepewnie brunetka, jeszcze nie wiedząc, w co się pakowała. Yumiko więc, z delikatnym uśmiechem przesunęła się w kierunku drugiej, ujmując w palce zapięcie, a przy tym przesuwając opuszkami po odkrytej skórze uda dziewczyny. Nie trwało to długo, wystarczająco jednak, by poczuła, że Sayuri spięła się leciutko.
Zapraszająco niemalże.
Jasnowłosa odsunęła się powolnie, nie omieszkawszy posłać drugiej roziskrzonego spojrzenia. Obie miały w oczach wypisane wiadome słowa, wiadome chęci, żadna jednak nie miała odwagi przełamać bariery. Sayuri, bo zjadała ją nieśmiałość, a Yumiko, ponieważ czuła się drugiej niewarta.
Nikt nie chciał się troszczyć o serce tak pouszkadzane jak jej własne.
Uśmiechnęła się więc tylko ciepło, chcąc zatuszować ową chwilę czymś o innym zabarwieniu. O wydźwięku znacznie łagodniejszym niż wizje, jakie przeszły jej przez głowę.
- Dziękuję – wyrzekła cicho brunetka, przesuwając się trochę, tak, że dłonie dziewczyn już nie miały prawa do kontaktu, a powietrze dookoła momentalnie się schłodziło. Nawet butelka z winem zdawała się już mniej kusząca, jakby owy gest nadał wszystkiemu znaczącego dystansu.
- Nie ma sprawy – odparła Yumiko, zaciskając palce na dziurach ciemnych jeansów, które miała na sobie. – Do usług – dodała jeszcze, obserwując, jak druga znowu się rumieni.
Na Boga, ile by dała, by móc ją całować. Zbyt wiele, obawiała się. I zbyt mało, by w ogóle móc o tym myśleć.
Westchnęła, nieco bezwiednie, w ogólnym komentarzu do własnej osoby. Ostatnio żadne ich spotkanie nie obeszło się bez tego typu chwil. Kiedy obie prawie traciły resztki kontroli. Yumiko obawiała się, że Sayuri czuje do niej podobne przyciąganie, a to robiło się coraz mniej bezpieczne. Jasnowłosa bowiem nie wiedziała jeszcze, czy to wszystko powinno się w ogóle rozgrywać.
A bycie impulsywną wychodziło jej niestety najlepiej, starała się więc unikać takich momentów jak najmocniej umiała. Te jednak same zdawały się wchodzić w scenariusz, bez pytania o zgodę.
Nie podobało jej się to. Ani trochę.
- O czym myślisz? – zagaiła nagle Sayuri, odwracając swoje ciemne tęczówki w kierunku przyjaciółki, patrząc dokładnie, jak ta odwraca wzrok w kierunku drzew i różanego krzewu kwitnącego nieopodal.
- O niczym szczególnym. Chyba – stwierdziła jedynie, już wiedząc, że to nie wystarczy brunetce jako odpowiedź.
- Ah, coś cię męczy – powiedziała od razu, nawet się nie zastanawiając. Po tych słowach pozwoliła sobie też bez większego przemyślenia ułożyć głowę na ramieniu drugiej, w czysto pokrzepiającym geście.
I zadziałało, aż zbyt dobrze.
- Zawsze wiesz, co, myszko? – zaśmiała się Yumiko, a Sayuri odpowiedziała tym samym, zarówno przez usłyszane przezwisko, jak i słodycz płynącą z tonu jasnowłosej. – Ale nie przejmuj się tym. Może pewnego dnia przestanę.
- Nie wiem tego. Wygląda jakby nie miało cię zostawić, mam na myśli... - urwała na moment. – Że widzę cię już taką od dłuższego czasu. I nie wiem, jak ci pomóc...
- Nie musisz, to nie twój obowiązek – odparła od razu druga, nieświadomie zaczynając głaskać już nieco przydługie kosmyki Sayuri. – Nawet tego nie oczekuję. Sama muszę się tym zająć.
- Chodzi o niego, prawda? – zapytała nagle brunetka, a Yumiko momentalnie poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła.
- Możliwe – stwierdziła jedynie po dłuższej chwili. – Ale nie tylko. W ostateczności, zawsze sprowadza się to do mnie. Do tego, że ja nie mam jeszcze pewności, czego chcę.
- Może masz, ale to odrzucasz – Sayuri powiedziała owe słowa bardzo miękko, troskliwie, ale Yumiko i tak poczuła, jakby ktoś wkładał jej noże w serce.
Nie lubiła słuchać, kiedy Sayuri miała rację. Ale miała, przeważnie, w końcu za dobrze ją znała.
- Dobra, myszko, wystarczy morałów – ucięła, zaplątując sobie dookoła palca jeden z kosmyków brunetki. – Chcemy gdzieś wyjść? Robi się chłodno.
- Jest niedawno otwarty klub niedaleko, ale powinnam już naprawdę...
- Hej, nie przejmuj się. Wezmę to na siebie – odparła Yumiko pewnie. – Jooheon może mi naskoczyć – dodała jeszcze, wywołując słodki śmiech przyjaciółki.
- Mówisz tak tylko po wypiciu wina – odparła Sayuri, wtulając się mocniej w jasnowłosą.
- Cii, wcale nie – urwała jej Yumiko, śmiejąc się znowu.
Czując, że jest wolna. Choć w tych ulotnych sekundach. Że nic nie musi jej już dotyczyć.
Miała Sayuri. Resztkę wina. Odrobinę spokoju i wizję przyjemnej nocy.
Wcale już jego nie potrzebowała.
×
- No chodź ze mną – Kihyun wymruczał jej to do ucha, dłonią przesuwając w górę jej uda. Eunmi jednak zaśmiała się jedynie krótko, kończąc z delikatnym uśmiechem na ustach i odwracając głowę leniwiej w jego stronę, by móc musnąć jego wargi swoimi na ułamek sekundy.
- Nie, nie przekonasz mnie – odparła, by potem usłyszeć niezadowolony pomruk mężczyzny.
- Co cię powstrzymuje? Dawno nigdzie nie wychodziliśmy... - odpowiedział jej, tuż przy szyi, zostawiając na wrażliwej skórze własny oddech.
Eunmi udała, że nie wywołało to na niej żadnego wrażenia.
- Po prostu, nie mam ochoty na publiczne miejsca – wyjaśniła. – Ale czuj się wolny, przecież cię tu nie trzymam.
- Trochę to robisz. Nie pójdę sam, to po pierwsze. A po drugie... - urwał na moment, by móc pocałować okolicę ramienia brunetki. – Mam ochotę spędzić z tobą czas. Więc skoro zostaniesz, to i tak ode mnie nie uciekniesz.
- Nie powiedziałam, że chcę gdzieś uciekać – stwierdziła Eunmi, wywracając oczami. – Ale dobrze, jak ci tak zależy, to może się zbiorę. Tylko daj mi jeszcze moment – zakończyła, wracając do odpisywania przyjaciółkom.
- Czuję się niemożliwie ignorowany – powiedział Kihyun stanowczo, pozwalając palcom przesuwać się pod za dużą koszulką Eunmi, która była jej jedynym okryciem, za wyjątkiem ciemnego zestawu bielizny.
- Tragiczne – odparła, doskonale zdając sobie sprawę z poczynań drugiego, nie robiła sobie jednak z tego wiele, wiedząc również, że i tak nie posunąłby się zbyt daleko bez jej reakcji.
Chyba, że akurat wiedział, że może. W tym przypadku akurat, ku ich wzajemnemu przekleństwu, dopełniali się idealnie.
I obawiała się, że obecnie również wyczuje, że wcale nie miałaby nic przeciwko, gdyby nie przestawał.
Nie musiała długo czekać, kiedy nagle poczuła jego palce w okolicy koronki okrywającej jej biodra. Uśmiechnęła się nieznacznie, sama do siebie.
Podły łotr.
- Zachowujesz się jak pięciolatek – powiedziała cicho, z odrobiną oddechu wplątanego w sylaby, jako że jego dotyk przestawał być jej tak zupełnie obojętny.
- Trudno. Czasem mogę – usłyszała jedynie, śledzone kolejnym pocałunkiem w szyję, a potem w płatek ucha. – Powiedz, że jesteś zajęta i musisz lecieć.
- Pięć minut – powiedziała jedynie, by potem bez ostrzeżenia odnaleźć jego usta i zostawić na nich dość żarliwą, trwającą dobrych kilkanaście sekund obietnicę, która skończyła się ich urywanym oddechem. – Tylko pięć – wyszeptała jeszcze w kierunku jego ucha, czując, że była obecnie nieco górą, odsunęła się więc nagle i z telefonem w ręce zsunęła się z kanapy, by móc udać się do łazienki zrobić odpowiedni makijaż. Nie omieszkała również odrobinę pokręcić biodrami odchodząc i posłać mu dłuższego spojrzenia, nim weszła do środka.
Kihyun nie potrzebował niczego więcej.
Makijaż mógł poczekać. Zdecydowanie.
I podobało mu się, że oboje to wiedzieli.
×
Miasto zdawało się rzucać na sylwetki przechodniów dokładnie takie cienie, aby każdego okryć warstwą nieznanego, czyniąc z osób na ulicy coś nieodkrytego, intrygującego, proszącego o rozwikłanie. Dostrzegł to od razu, uśmiechnąwszy się pod nosem.
A więc to jedna z tych nocy.
Przeszedł przez pasy pospiesznie, spalając resztki papierosa trzymanego lekko między palcami. Obecnie oddawał się głównie dźwiękom muzyki w słuchawkach, przy okazji kosztując dymu, który powolnie go zabijał. Z każdym krokiem zdawał się coraz bardziej oddalony od jakichkolwiek trosk.
Napije się, pocałuje nieznajomą osobę, spali pół paczki i ponownie zniknie, jakby nigdy tego wszystkiego nie zrobił.
Rześkie powietrze muskało mu skórę, gdy pokonywał ostatnie metry chodnika, prowadzące do nowo otwartego w okolicy klubu. Jeszcze tu nie był, ale słyszał to i owo. Poza tym, mieli zniżkę na jego ulubione drinki.
Jak mógł odmówić?
Zgasił ostentacyjnie peta o ścianę budynku, by potem rzucić go na ziemię dla towarzystwa całej reszcie porzuconych tam niedopałków. Sam za to udał się w kierunku wejścia, przed którym stały dwie grupki palących. Jedna z nich zdecydowanie nie mówiła po koreańsku – brzmieli jakoś dziwnie, aczkolwiek mógłby się założyć, że to rosyjski. Druga natomiast używała jego ojczystego języka z wplatanymi co moment angielskimi stwierdzeniami, rzucanymi niepochlebnie w stronę omawianych dziewczyn.
Cóż, nie będzie się wtrącał, nawet jeśli się z tym nie zgadzał.
Wszedł do środka bez problemu, ochroniarz nawet nie mrugnął na jego widok. Pomieszczenie wyglądało całkiem przyjemnie już od wejścia. Przeszedł z niewielkiego wyższego balkonu, z którego widoczny był barek, w dół, na poziom podziemia, który ciągnął się znacznie dalej. Początkowo miał zamiar od razu coś zamówić, ale postanowił najpierw sprawdzić rozkład reszty klubu.
Muzyka już brzmiała jak ta, którą lubił w tego typu miejscach. Mijane osoby zdawały się krzyczeć „jestem w twoim typie", a zapach seksu przesiąknął niemalże wszystko, każdy mebel, ozdobę i odcień neonów umieszczonych na niektórych ścianach.
Cholera, nie sądził, że będzie aż tak dobrze.
Dotarł do większej przestrzeni, gdzie znajdował się parkiet i stacja dj'a. Wszystkie osoby tam zebrane zdawały się bawić lepiej, niż dobrze, on sam zamierzał do nich niebawem dołączyć.
W końcu zbierał już niektóre spojrzenia.
W bezwiednym geście poprawił jeden z pierścionków na palcu. Ten, który nigdy nie miał mu pozostać obojętny.
I w tym samym momencie dostrzegł w tłumie osobę, której się tutaj nie spodziewał. Osobę, której zobaczenia zdecydowanie nie przewidywał i Bóg mu świadkiem, że nie był na to gotów.
Yumiko. Jego Yumiko.
Momentalnie poczuł, że coś dookoła się sypie. Nie potrafił nawet nazwać ani jednej rzeczy, którą odczuwał. Był jak urzeczony, obserwując, jak porusza się do muzyki, jak się śmieje, będąc w towarzystwie równie dobrze znanej mu postaci.
Sayuri.
Odsunął się nieznacznie, by potem zniknąć w przeciwnej części klubu, tak, że na pewno nie mógł już zostać zauważony. Miał wrażenie, że śni, że to tylko przywidzenie.
Dlaczego miałaby tu być? W tym samym czasie, co on?
Włożył ręce do kieszeni czarnych spodni, spiął się nieco, acz sam tego nie dostrzegał. Przeszedł na pewności w kierunku barku, by szybko i niemalże bezwiednie zamówić sobie szklankę whiskey z lodem. Nie miał pojęcia, co się do cholery rozgrywało.
Ale potrzebował alkoholu.
Jeśli tu była to pozostawało mu jedynie odejść. Odejść i nie narażać się na konfrontację. Musiał zniknąć, zanim cokolwiek się stanie. Nie chciał jej tego robić. Wydawała mu się taka beztroska.
Taka czysta.
Przesunął językiem po wargach, jakby stawiając kropkę po ciągu swoich myśli, przerwanym gestem barmana, podającego mu zamówiony trunek. Skinął jedynie głową i wyjął plik gotówki z portfela, który szybko na ponów schował do kieszeni.
Na pewno potrzebował zniknąć. Tylko trochę w innym stylu, niż początkowo zamierzał.
Nawet jeśli wszystko w nim krzyczało, żeby został. Nawet jeśli myśl o byciu z nią tutaj żarzyła się w nim pożogą, a on potrzebował znowu spojrzeć jej w oczy.
Znowu zobaczyć w nich odbicie siebie samego oraz ich złamanych serc.
Które i tak grały melodię ich żyć w jednym rytmie.
p.s stęsknione zostało
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top