51.
Jechałem właśnie do kancelarii, w której miałem spotkać się z moim adwokatem. Ubrany byłem w zwykłe czarne spodnie, białą koszulkę oraz marynarkę, a na stopach miałem czarne lakierki. Moja kurtka jak i szalik wylądowały na tylnych siedzeniach samochodu, ponieważ było mi gorąco. Po chwili byłem już pod kancelarią. Zaparkowałem samochód i zgasiłem silnik. Zabrałem tylko kurtkę i wyszedłem z auta. Zarzuciłem kurtkę na ramiona i nacisnąłem guzik przy kluczykach. Światła zamigotały, a ja ruszyłem w kierunku wejścia. Otworzyłem drzwi i przepuściłem kobietę, która akurat wychodziła z budynku, po czym wszedłem do środka. Podszedłem do recepcji i przywitałem się z kobietą mniej więcej w moim wieku.
- Jak się Pan nazywa? - spytała i spojrzała na mnie.
- Niall Horan. - odpowiedziałem, a kobieta wpisała moje nazwisko w komputerze.
- Ah tak, szef już czeka, zaprowadzę Pana. - uśmiechnęła się. Wyszła zza swojego stanowiska i ruszyła długim korytarzem, a ja szedłem zaraz za nią. W końcu zatrzymała się przed wielkimi drzwiami, a aj szybko ściągnąłem swoją kurtkę. Weszła do środka i poinformowała swojego szefa, że już jestem. Zaprosiła mnie do środka, a ja poprawiłem swoją marynarkę i wszedłem do ogromnego gabinetu. Drzwi zamknęły się za mną, a ja przeniosłem wzrok na mężczyznę za biurkiem. Wstał ze swojego krzesła i podszedł do mnie.
- Dzień dobry, nazywam się Daniel Walker. - przedstawił się i podał mi dłoń, którą uścisnąłem.
- Niall Horan. - przedstawiłem się.
- Usiądźmy. - powiedział i wskazał ręką na krzesło. Usiadłem na krześle, a mężczyzna zajął miejsce na przeciw mnie. - Napije się Pan czegoś? - spytał.
- Nie, dziękuję. - odmówiłem.
- Pan Tomlinson dzwonił do mnie i aż błagał bym Pana przyjął. Wyjaśnił w skrócie o co chodzi, ale chciałbym wiedzieć wszystko od Pana, Panie Horan. - powiedział.
- Zostałem posądzony o gwałt. - zacząłem. - W grudniu przeprowadziłem się z moją rodziną do nowego domu. Był on o wiele większy, więc potrzebowaliśmy sprzątaczki. Jeszcze za nim się przeprowadziliśmy, umieściłem ogłoszenie w internecie. Zgłosiła się do mnie nie jaka Lilly Moon. A początku wszystko było w porządku, ale moją żona miała do niej dystans. Za każdym razem jak widziała mnie z nią wpadała w szał. Pewnego dnia dałem się ponieść, mojej żony nie było. Zdradziłem ją. Pierwszy, drugi, nawet dziesiąty raz. Moja żona nas przyłapała. Wyrzuciłem Lilly, a sam chciałem naprawić swoje małżeństwo. Kiedy było już blisko, by moja żona mi wybaczyła, Lilly przyszła do naszego domu i ogłosiła, że jest w ciąży. Nie wierzyłem, że to moje dziecko, a ona uparcie mówiła, że to prawda. Chciała się nawet do nas wprowadzić. Potem odkryłem, że nie ma żadnego dziecka. Groziła, że to jeszcze nie koniec. Próbowałem naprawić wszystko co zepsułem, dlatego moje dzieci poszły do swojego wujka. Najstarsi mieli pilnować Eddie i Julie. Potem Eddie został porwany, a ja od razu wiedziałem, że to panna Moon. Policja nic na nią nie miała, więc jej nie zamknęli, ponieważ wrobiła w to kogoś innego. Później, gdy mnie nie było w domu, przyszła i groziła bronią mojej żonie. Zadzwoniliśmy na policję i wtedy ją zamknęli w zakładzie psychiatrycznym. Była we mnie zakochana. Śledziła mnie odkąd zacząłem grać zawodowo w piłkę. Policja musiała ją jeszcze przesłuchać, a wtedy wymyśliła, że ją zgwałciłem. Policja jej wierzy, więc musi mi Pan pomóc. - wyjaśniłem.
- Z tego co Pan mówi wynika, że panna Moon jest psychicznie chora. - powiedział po chwili. - Rozprawa może być nawet za miesiąc, z tego co mi wiadomo, więc muszę jak najszybciej zebrać informację o pannie Moon. - dodał. - Możemy spotkać się za dwa tygodnie, o tej samej godzinie i najlepiej gdyby przyszedłby Pan z małżonką, muszę wysłuchać jej zeznań na temat tej sprawy. Czy to możliwe? - spytał.
- Moja żona nie może się denerwować, ponieważ jest w ciąży. Jeżeli ktoś wspomni o Lilly, wpada w szał. Wątpię by chciała coś powiedzieć. - powiedziałem.
- Postaram się, by Pana żona się nie denerwowała. - powiedział z uśmiechem. - Będzie Pan mógł być tu z nią, więc będzie Pan mógł ja kontrolować. - dodał.
- Postaram się ją tu przyprowadzić, ale niczego nie obiecuję. - westchnąłem.
- Dobrze, na dzisiaj to tylko. Widzimy się za dwa tygodnie o tej samej porze. - przypomniał. Wstałem z krzesła i uścisnąłem jego dłoń. Pożegnałem się z Walker'em i wyszedłem z gabinetu. Założyłem swoją kurtkę i pożegnałem się z kobiet, która mnie tu przyprowadziła. Wyszedłem z budynku i zorientowałem się, że zaczęło padać. Londyńska pogoda doprowadza mnie do szału. Szybko podbiegłem do samochodu i wsiadłem do środka. Odpaliłem silnik i zapiąłem pas. Odjechałem spod budynku kancelarii i ruszyłem w kierunku mojego domu.
***
- I jak? - spytała Mercy, gdy tylko przekroczyłem próg mieszkania.
- Przyjął moją sprawę. Następne spotkanie mam za dwa tygodnie i Ty również musisz się tam wstawić.
- Dlaczego? - spytała zdziwiona.
- Walker musi wysłuchać Twoich zeznań na temat Lilly. - powiedziałem, a Mercy zacisnęła dłonie w pięści, gdy tylko usłyszała jej imię.
- Nigdzie nie idę. - powiedziała i odwróciła się.
- Będę tam z Tobą. Powiesz co wiesz i wyjdziesz. - ruszyłem za nią. - Mercy, proszę, nie chcę trafić do więzienia.
- Dobrze wiesz, ze jak tylko usłyszę jej imię, to jasny szlag mnie trafia. - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Nie denerwuj się, nie możesz. - powiedziałem i położyłem dłoń na jej ramieniu.
- Dobrze, pójdę tam tylko dlatego, że nie chcę Cię stracić. - powiedziała, a ja się uśmiechnąłem. Przyciągnąłem ją do siebie i wpiłem się w jej usta. Przerwałem nasz pocałunek i oparłem czoło o jej.
- Kocham Cię.
- A ja Ciebie nie. - powiedziała i odsunęła się ode mnie. Weszła do kuchni, a ja głośno się zaśmiałem. - Kocham tylko i wyłącznie kanapę. - powiedziała, gdy stanąłem obok niej.
- Ranisz. - powiedziałem z wyrzutem i przyłożyłem dłoń do miejsca, w którym powinno znajdować się serce.
- Bywa. - wzruszyła ramionami i podeszła do lodówki, z której wyciągnęła bitą śmietanę. Potrzęsła butelką, po czym otworzyła ją i przechyliła do swoich ust. Wpakowała sobie do buzi bitą śmietanę, patrząc cały czas na mnie.
- Mercy. - ostrzegłem.
- Co? - spytała niewinnie. Zaśmiała się i odłożyła butelkę do lodówki. Podszedłem do niej i złapałem ja pod udami, tym samym zmuszając ją by oplotła mnie nogami w pasie.
- Ty mała jędzo. - warknąłem, a ona się zaśmiała.
- Też Cię kocham. - powiedziała i cmoknęła mnie w nos, na co go zmarszczyłem.
- Nienawidzę Cię. - syknąłem.
- I tak wiem, że mnie kochasz.
XXXX
Witam w nowym rozdziale :)
Mercy prowokuję :D
Marcelina x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top