18.
Wszedłem do sali, w której była Mercy i uśmiechnąłem się szeroko. Siedziała na łóżku, a pielęgniarka robiła jej zastrzyk. Przyjechałem od razu, gdy lekarz zadzwonił do mnie, że moja żona się wybudziła.
- Gdyby coś się działo, proszę od razu mnie zawołać. - powiedziała, a brunetka przytaknęła głową. Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie i wyszła z sali, a ja szybko podszedłem do łóżka Mercy.
- Jak się czujesz? - spytałem i złapałem jej dłoń.
- Kim jesteś? - spytała, a moja mina od razu się zmieniła.
- Mercy...
- Żartuję. - zaśmiała się.
- Jesteś okrutna. - mruknąłem, a ona się uśmiechnęła. - Spałaś pieprzone półtora tygodnia, a teraz się jeszcze robisz sobie ze mnie żarty.
- Przepraszam, panie sztywniaku. - cmoknęła w moją stronę.
- Nie jestem sztywniakiem. - prychnąłem.
- Żałuj, że nie widziałeś swojej miny. - uśmiechnęła się.
- Jak się czujesz? - spytałem ponownie, a ona westchnęła. - Chyba dobrze, bo humor Cię nie opuścił. - dodałem.
- Jest okej, ale boję się o nich. - powiedziała i położyła dłoń na swoim brzuchu.
- Spokojnie, nawet jeżeli jedno z nich odejdzie, będziemy mieć to drugie. - powiedziałem i położyłem dłoń na jej dłoni. - A o czwarte zawsze można się postarać. - poruszyłem brwiami, a Mercy zmroziła mnie wzrokiem.
- Jak u Teddy'ego i Emily? - spytała, przy okazji zmieniając temat.
- Tęsknią za Tobą i nawet jeszcze nie wiedzą, że się obudziłaś. Wyjeżdżałem akurat spod szkoły, gdy zadzwonił do mnie lekarz. - odpowiedziałem. - Opowiadałem im o tym jak się poznaliśmy.
- Naprawdę?
- Tak. - zaśmiałem się. - Teddy musiał napisać pracę o swoich rodzicach, a Ems zawsze chciała posłuchać naszej historii, ale jakoś nigdy nie było okazji. - powiedziałem i złożyłem pocałunek na jej dłoni.
- Byliśmy dość specyficzną parą. - odparła.
- Tak, potrafiliśmy się wyzywać, ale i tak się kochaliśmy. - powiedziałem. - Nadal się kochamy.
- Pojedziesz po dzieci? Naprawdę chcę z nimi zobaczyć.
- Mają lekcję, Teddy ma sprawdzian z matematyki, a Emily z fizyki, nie mogę ich zwolnić. - mruknąłem. - Przywiozę ich jak tylko skończą lekce.
- Ugh..dobra.
***
- Mama! - pisnęła Emily, gdy tylko weszliśmy do sali, w której leżała Mercy. Moja żona uśmiechnęła się i przytuliła naszą córkę, a po chwili naszego syna.
- Tęskniłem za Tobą. - mruknął zawstydzony Teddy.
- Też za wami tęskniłam. - uśmiechnęła się.
- Jak się czujesz? - spytała piętnastolatka.
- Jest dobrze. - odpowiedziała. Stanąłem na przeciw Mercy, kładąc dłonie na metalowej poręczy łóżka.
- Kiedy wrócisz do domu?
- Możliwe, że za dwa dni.
***
- Wpadniemy do Ciebie jutro. - powiedziałem i cmoknąłem Mercy w czoło. Było już po dwudziestej, więc musieliśmy iść już z dzieciakami do domu. - Kocham Cię.
- Też Cię kocham, Nialler. - powiedziała, a ja się zaśmiałem.
Tylko ona może tak mówić.
- Do jutra. - mruknąłem i cmoknąłem ją w usta. Odwróciłem się i wyszedłem z sali. Emily i Teddy stali na korytarzu i dyskutowali o czymś.
Może i czasami się kłócą, ale naprawdę są zgodnym rodzeństwem.
- Wracamy. - powiedziałem, a oni się wzdrygnęli. Ruszyliśmy w trójkę do wyjścia i po chwili siedzieliśmy jiż w samochodzie.
- Tato, a co będzie z naszym rodzeństwem? - spytał Teddy.
- Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnąłem się i spojrzałem na niego we wstecznym lusterku.
Musi być dobrze.
***
Dwa dni później Mercy mogła opuścić szpital. Rano zawiozłem dzieci do szkoły, a potem pojechałem po moją żonę. Była już spakowana i rozmawiała z lekarzem, w ręku trzymając wypis. Podszedłem do nich i uścisnąłem jego dłoń, dziękując. Pożegnał się z nami i życzył powodzenia.
- Gotowa? - spytałem.
- Gotowa. - uśmiechnęła się. Splotłem nasze palce razem i wyszliśmy ze szpitala. Wsadziłem torbę Mercy na tylne siedzenie i wszedłem na miejsce kierowcy. - Trzeba pomysleć nad większym samochodem. - mruknęła w pewnym momencie.
- Wiem, nie przejumuj się, ja to załatwie. - powiedziałem i chwyciłem jej dłoń, po czym złożyłem na niej pocałunek. Mercy zaśmiała się i zabrała swoją dłoń bym mógł zmienić bieg. - Kocham Cię, wiesz?
- Wiem. - zaśmiała się. - Też Cię kocham, blondasku.
***
- Tęskniłam za tym miejscem. - powiedziała i położyła się na kanapie, a ja wywróciłem oczami. - To moje ulubione miejsce w tym mieszkaniu.
- Jak mieszkałaś z Louis'em mówiłaś to samo. - powiedziałem i znalazłem się nad nią z lekkim uśmiechem.
W końcu była przy mnie.
Przytrzymywałem się na rękach, ponieważ nie chciałem uszkodzić Julii oraz Eddie'ego.
- Moja wina, że każda kanapa jest taka wygodna?
- To na niej powstały nasze nowe cuda.
- Niall! - skarciła mnie, a ja się zaśmiałem. Schyliłem się lekko i cmoknąłem ją w usta.
- Co zjadłabyś na obiad? - spytałem.
- Mam ogromną ochotę na lazanie w stylu Louis'a. - odpowiedziała i oblizała usta.
- Szwagier, przybywaj! - krzyknąłem, a Mercy się zaśmiała.
- Pamiętasz jak oświdczyliśmy mu, że jesteśmy razem?
- Pamiętam, powiedział wtedy, że jeżeli Cię skrzywdzę to mi nogi z dupy powyrywa. - powiedziałem. - Powinien zrobić to już dawno temu.
- Nie pozwoliłam mu na to.
- Czemu?
- Bo za bardzo Cię kocham.
XXXX
Przepraszam za błędy, pisany na telefonie.
Zbliżamy się do końca :(
Marcelina x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top