XXXIII

Wysiadłam z samochodu i na nic nie czekając, weszłam to budynku szkoły. Ruszyłam przed siebie, rozglądając się po kompletnie pustych korytarzach. Co było dziwne. Szkoła zazwyczaj tętniła życiem. Wilkołaki, wampiry, wiedźmy i inne istoty nadprzyrodzone mijały się na korytarzu, często wymieniając nienawistne spojrzenia. Nastolatkowie rozmawiali o sprawdzianach, nadchodzących imprezach i mało istotnych problemach, które na ten moment wydawały się być końcem świata.

Kurwa tylko nie mówicie, że wszyscy poumierali jak raz w życiu, chce zrobić coś mądrego.

— Lizzy! — Rzuciłam widząc blondynkę, która przemierzała korytarz. — Gdzie są wszyscy? — Spytałam, podchodząc do zdziwionej dziewczyny. — Coś nie tak?

— Nie po prostu nie myślałam, że wrócisz tak szybko. — Wyjaśniła, poprawiając upięte włosy. — Dzisiaj jest ten bal, o którym tróje dupę od początku roku. Wszyscy się szykują. — Wyjaśniła uznając, że tak najszybciej zrozumiem, o co chodzi.

— Oł racja. — Rzuciłam, odgarnia jej włosy z twarzy. — Dzięki i... Jakby... Nie jestem w tym dobra, więc po prostu chciałam przeprosić. Za wszystkie te razy, kiedy byłam wredną pizdą. A tych razy było sporo.

— Uderzyłaś się w głowę? — Spytała zdziwiona Saltzman, która była wyraźnie zszokowana moim zachowaniem.

— Chce się zmienić. A ty akurat powinnaś to dobrze rozumieć. — Zauważyłam, będąc chyba średnio miła.

— Masz rację... I w sumie to nie jestem na ciebie zła. Ty byłaś wredna ja też. Uznajmy, że jesteśmy kwita. — Stwierdziła, na co skinęłam głową.

— Przekażesz Jo, że też ją przepraszam? Nie jestem pewna czy jeszcze ją spotkam. — Wyjaśniłam poprawiaj koszulkę, która w amoku ubrałam na lewą stronę.

— Czyli odchodzisz? — Dopytała, na co skinęłam głową. — Przekażę. I będzie tutaj bez ciebie zbyt spokojnie. — Stwierdziła, ruszając do swojego pokoju. — A i żegnaj Michaelson.

— Do następnego Saltzman.

Ruszyłam dalej, korytarzem licząc, że znajdę siostrę w pokoju. Ją chciałam przeprosić osobiście. Głównie dlatego, że powiedziałam jej wiele rzeczy, których nie chciałam jej powiedzieć. A przynajmniej nie w taki sposób.

— Hope. — Rzuciłam, wchodząc do pokoju.

— Destining? Co ty tutaj robisz? — Spytała, będąc kompletnie zdziwiona moim pojawieniem się.

— Przyszłam, bo przemyślałem swoje życia... I chciałam przeprosić... Posłuchaj chce być z tobą szczera, dlatego powiem, że powiedziałam ci wtedy to, co naprawdę myślę. Jednak nie powinnam była ci tego mówić w taki sposób. Lub w ogóle nie powinnam była ci tego mówić. — Stwierdziłam, krzyżując ramiona na piersiach. — Mimo wszystko kocham cię, bo jestem moją siostrą. I jednak jesteś dla mnie ważna.

— Nie przepraszaj. To ja przesadziłam. Wpadłam w rozpacz po stracie Landona i powiedziałam ci rzeczy, których teraz żałuję. — Wyjaśniła poprawiając sukienkę, w którą była ubrana. — Też miałam czas by to przemyśleć i pogodzić się z jego śmiercią. Dlatego ja też przepraszam. I kocham cię siostra. Jednak czuje, że nie wróciłaś na stałe.

— Nie jestem tutaj szczęśliwa. Chcę zacząć nowy rozdział kompletnie gdzie indziej. — Wyjaśniłam, uśmiechając się lekko. — Ta szkoła to twój dom nie mój. Muszę znaleźć własną drogę. Jednak liczę, że kiedyś jeszcze się spotkamy. Może nie za miesiąc ani rok, ale może za pięć. Lub jeśli zmienisz się w pełną trybryde może za sto, lub tysiąc lat. Staniemy przed sobą i uznany, że w ogóle się nie zmieniłyśmy.

— Też mam taką nadzieję. Razem na zawsze i na wieki. — Rzuciła Hope, na co uśmiechnęłam się mimowolnie. — Idziesz na bal? Mogłabyś wtedy pożegnać się z innymi.

— Ostatnio bal w tej szkole? Dlaczego by nie? — Stwierdziłam a Hope podeszła do jednej z walizek i podała mi sukienkę.

Ubrałam ją szybko. Była czerwona z opadającymi ramiączkami i dekoltem w kształcie serca. Jej spódnica z przodu była krótsza i sięgała do kolan, z tyłu za to sięgała niemal ziemi. Do tego ubrałam czarne szpilki i wykonałam lekki makijaż. I w zasadzie byłam gotowa.

Wraz z bliźniaczką wyszłyśmy z pokoju i udałyśmy się na salę. Pierwszym co zrobiłam, było przeproszenie wszystkich i wyjaśnienie z nimi kilku spraw. Oczywiście przez wszystkich rozumień Jo, Jed'a, MJ i Kaleba. Potem nadeszła trudniejsza chwila. Wypiłam jeszcze trochę alkoholu, który przemyciły wilkołaki i podeszłam do Sed'a, który stał przy hybrydach. Ubrany był w czarny garnitur. Koszulka, która miał na sobie była czerwona, a ja mogłam stwierdzić, że to zdecydowanie jego kolor.

— Możemy porozmawiać? Błagam powiedz, że tak. Inaczej będę błagać na kolanach. — Zapewniłam, na co ten przewrócił oczami.

— Tylko jeśli ze mną zatańczysz. — Oświadczył pewien, że tego nie zrobię.

— Zgoda. — Rzuciłam, łapiąc jego rękę i idąc z nim na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć, a ja nie miałam pojęcia jak zacząć.

— Myślałem, że nie tańczysz z nikim przez te głupią przysięgę. — Zauważył, na co wzruszyłam ramionami.

— Przemyślałam swoje życie. I zrozumiałam, że już nigdy nie spotkam Luka. Nawet jeśli umrę on jest w kompletnie innym miejscu niż to, do którego trafię. Więc trzymacie tej przysięgi, jest kompletnie bez sensu. — Stwierdziłam, wzruszając ramionami. — Posłuchaj wiem, że spieprzyłam i nie proszę cię o wybaczenie, bo wiem też, że nie zasłużyłam byś mi przebaczył. Jestem tutaj w zasadzie tylko dlatego, że chce, żebyś wiedział, że chce się zmienić. Być inna i lepsza... No i, że mi na tobie zależy. Lubię cię i nie byłabym w stanie, ruszyć dalej wiedząc, że możesz mnie nienawidzić.

— Jak bardzo bym tego nie pragnął, nie umiem cię nienawidzić. Chociaż jak zawsze postąpiłaś głupio... To też jesteś dla mnie ważna. Jesteś moją przyjaciółką jednak nie zapomnę ci tego ile razy mnie zawiodłaś. Niestety dla mnie obdarzam cię przyjaźnią, przez którą nie umiem cię nienawidzić.

A ja obdarzam cię miłością. Jesteś moim prywatnym Edenem. Sprawiałaś, że moje życie miało sens i czułam się przy tobie wyjątkowo i normalnie. Obdarzałeś mnie zaufaniem i dobrem, na które nie zasłużyłam i dlatego cię kocham. I za jeszcze tysiąc innych rzeczy. Jednak nigdy ci tego nie powiem. Bo wiem, że gdybyś był tylko mój spieprzyłam to bardzo szybko a tego bym nie przetrwała. Bo robie to raz za razem. Zabijam, zdradzam i niszczę.

Wolę żyć kochając się w milczeniu niż znosząc twoją nienawiść za to co uczyniła ci moja miłość.

Stwierdziłam a jakiś debil puścił piosenkę Lady Gaga - Always Remember Us This Way. W wykonaniu jakieś mało znanej piosenkarki.

Spójrz, niebo pełne gwiazd
Płonie w oczach twych
Ty patrzysz na mnie, a ja całą spłonąć chcę
Głęboko w duszy mej
Jak złoto z głębin rzek
Znalazłeś światło, które pragnęłam mieć

On zawsze widział we mnie to, co najlepsze. Nawet kiedy kompletnie na to nie zasługiwałam. On dostrzegł we mnie to dobro. Gdzieś pośrodku mroku i zespucia, który sobą reprezentowałam.

Kiedy w piersi braknie tchu i słów też brak
Kiedy mówisz żegnaj mi, to boli tak

Pożegnanie zawsze były bolesne. Jednak on sprawiam, że czułam ból i ucisk w klatce piersiowej za każdym razem, kiedy się z nim żegnałam. Dlatego mówienie mu "żegnaj" było wyjątkowo bolesne.

Słońca zgaśnie blask
Zespół skończy grać
Ja będę wciąż pamiętać tamtych nas

Bo takich chciałam nas pamiętać. Parę nastolatków biegających po lesie w trakcie pełni.

Jak kochankowie w noc
Co pisać wiersze chcą
Gubimy rymy, chociaż staramy się
Jedyną prawdą jest
Przy sobie chcę cię mieć
I nigdy też nie zniknie we mnie twoja część

Zmieniłeś mnie nieodwracalnie. I to, czego mnie nauczyłeś i jak na mnie wpłynąłeś zostanie we mnie już zawsze. Chodźmy od naszego ostatniego spotkania minęło tysiąc lat.

Kiedy w piersi braknie tchu i słów też brak
Kiedy mówisz żegnaj mi, to boli tak

— Wyzywam cię na pojedynek o pozycje Alfy.

Słońca zgaśnie blask
Zespół skończy grać
Ja będę wciąż pamiętać tamtych nas

— Przyjmuje wyzwanie. Jutro z samego rana na sali gimnastycznej.

Ja będę wciąż pamiętać tamtych nas

Słońca zgaśnie blask
Zespół skończy grać
Ja będę wciąż pamiętać tamtych nas

Zawsze już będę pamiętać tego młodego niepokornego wilkołaka, który zmienił całe moje życie. Dbał o mnie i traktował jak kogoś wartego uwagi, chociaż nigdy nim nie byłam.

W naszych oczach blask
Znika cały świat
Ja takich pragnę zapamiętać nas

Pamiętamm, kiedy spotkałam go po raz pierwszy. Jakiś rok przed tym, jak stał się hybrydą. Kiedy należał do watahy, której alfą była moja przyjaciółka, która wolała umrzeć jak być częścią mojej watahy. Pamiętaj jak wyłonił się spośród ludzi, bawiących się w klubie. I na przodków przysięgam, że kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, cały mój świat zatrzymał się w miejscu. A my stanęliśmy sami pośrodku niczego. Chociaż nadal staliśmy w klubie pełnym ludzi.

Piosenka się skończyła a Sed ode mnie odszedł. Cały czas trzymam moją dłoń, ta jednak w końcu wyślizgnęła się z jego dłoni. A ja po raz kolejny zostałam kompletnie sama po środku niczego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top