XXX
Podwinęłam rękawy bluzy, przechodząc między drzewami. Bagna, na których mieszkały wilkołaki, nie były rajem na ziemi. I naprawdę nie wiedziałem, co tutaj robię. W końcu co mogło tutaj ciągnąć wampira takiego jak Michael'a. A tym bardziej co przyciągnęło tutaj jego osobisty sabat, który zniknął gdzieś po drodze.
— Dowiem się kiedyś, po co tak mnie ciągasz po przypadkowych miejscach? — Spytałam, wpychając dłonie do kieszeni spodni.
— Już bardzo niedługo. — Zapewnił, przenosząc na mnie spojrzenie. — Pokazałaś mi już swoją magię. Teraz pokaż mi, jak przemieniasz się w wilka.
— Po co? — Spytałam, unosząc jedną brew.
— Bo nigdy nie widziałem przemieniającego się wilka i chce go w końcu zobaczyć. — Wyjaśnił, wzruszając ramionami. — Nic osobistego. Po prostu czysta ciekawość. Jestem bardzo ciekawski.
— I to momentami mnie przeraża. Jednak niech Ci będzie. — Uległam, biorąc głęboki wdech. — Tylko. — Rzubiłam, patrząc na niego z uniesioną brwią. — Następnym razem, kiedy czegoś ode mnie chcesz, nie okłamuj mnie. Nie jestem aż tak głupia ani naiwna jak ci się wydaje.
Zdjęłam z siebie ubrania, rzucając je w jego stronę. Następnie zmieniłam swoją formę na wilczą. Moje kości połamały się, częściowo przebijając skórę. Przemiana nie była niczym przyjemnym. Jednak można było częściowo do niej przywyknąć.
Spojrzałam na wampira, który teraz był sporo wyższy ode mnie. Następnie zaczęłam biec wracając do jednego z milszych wspomnień.
Kilka miesięcy temu
Biegłam przez las w środku nocy. Gwiazdy i księżyc świeciły intensywnie, przez co było jasno jak za dnia. Skupiałam się na ściułkce pod łapami i na wierze który rozwiewał moje futro. Przez co czułam się fantastycznie.
Zatrzymałam się i przemieniłam z powrotem w człowieka. Ruszyłam przed siebie przeczesując włosy palcami. A kiedy usłyszałam gałęzie pękające za moimi plecami odwróciłam się. Obdarzyłam Sed'a delikatny uśmiechem pozwalając mu podejść.
Nie czułem wstydu. Dawno przekroczyliśmy jego granice. Teraz nagość między naszą dwójką była czymś kompletnie naturalnym i normalnym. A ja to uwielbiałam. Kochałam to, co było między nami. To coś, na co nigdy nie udało mi się znaleźć nazwy. Tę więź trwalszą niż związek na zawsze który trwa trzy miesiące i prawdziwszy niż przyjaźń pełna kłamstw.
— Gdybym przechodził przez las, to w tym momencie wziąłbym cię za wariatkę. — Stwierdził brunet, przyglądając mi się z rozbawieniem. — I w sumie to dużo bym się nie pomylił.
— Mega zabawne. — Mruknęłam, uśmiechając się lekko. Byliśmy tylko my dwaj i las nocą. Czasem zostawaliśmy kompletnie sami, ciesząc się tylko swoją obecnością. — Gdybym nie znała ciebie i siebie to musiałabym się obrazić.
— Nie powinnaś obrażać się za prawdę. — Zauważył, na co jedynie przewróciłam oczami. — Lubie Cię taką.
— Taką, czyli jaką? — Dopytałam, odgarniając włosy z twarzy. Byłam kompletnie brudna od ziemi, a we włosach miałam liście i trawę jednak mi to nie przeszkadzało.
— Kiedy jesteś po prostu sobą. Bardzo optymistyczną i uśmiechniętą dziewczyną. Tą, która uśmiecha się szczerze nie ironicznie i nie spogląda na wszystkich góry. — Wyjaśnił, na co uśmiech nieco zniknął z moich ust.
— Jestem taka, bo bycie miła i dobrą nikomu jeszcze na dobre nie wyszło... Nigdy nie chciałam taka być, jednak inni tego ode mnie oczekiwali i jakoś tak wyszło. — Stwierdziłam, wzruszając ramionami. — Poza tym ty też na co dzień nie jesteś taki jak teraz.
— Czasem myślę, że traktujemy życie jak naszą największą rolę. Gramy ludzi, którymi chcielibyśmy być. I tylko przy tych odpowiednich osobach przestajemy być postaciami i pokazujemy aktorów, którzy za nimi stoją. — Oświadczył, krzyżując ramiona na piersi. Sedric był cholernie mądrym facetem i to po prostu się czuło. Często mówił rzeczy, które skłaniały mnie do rozmyśleń i z którymi się zgadzałam. I to naprawdę w nim uwielbiałam. — A ty jesteś tą wredną suką. Przeciwniczką głównej bohaterki, która lubi seks i jest z natury wredna i nikt cię nie lubi, bo ciebie nie da się lubić, jak bardzo byś tego nie chciał. A tak na dobrą sprawę i tak kilku idiotów całkiem cię lubi.
— Lepsze to od bycia główną bohaterką, której jedynym charakterem jest brak charakteru. — Zauważyłam, na co ten skinął głową przyznając mi rację. — W tym wypadku ty jesteś przydupasem lafiryndy.
— Lepsze to od bycia miłością głównej bohaterki. Który jest jedynie powielony schematem przystojniaka, który mieszka na siłowni. I jest tym niegrzecznym chłopcem ze złą reputacją. — Zauważył, na co parsknęłam śmiechem. — A no i oczywiście obowiązkowo musi mieć traumatyczną przeszłość.
— Kiedy ty właśnie taki jesteś. — Zauważyłam, na co ten spojrzał na mnie oburzony. — Goń mnie. — Poleciłam, rzucając się do biegu.
Uciekałam nie przybierając wampirzego tempa a Sed gonił mnie dokładnie w taki sam sposób. Uciekałem przed nim, śmiejąc się cicho i ostatecznie wskakując do jeziora, do którego tej wskoczył zaraz za mną.
— Tylko przy tobie chce być prawdziwą sobą, którą schowałam głęboko w sobie. W miejscu którego nikt nie jest w stanie odnaleźć. — Pomyślałam, kiedy ten próbował wciągnąć mnie pod wodę.
Obecnie
Wróciłam do ludzkiej formy, biorąc kilka głębszych wdechów. Przeczesałam palcami włosy, które kompletnie się potargały i spojrzałam przez ramię na wampira. Który jak się okazało, stał jakieś pół metra za mną.
— Daj mi ubranie. — Poleciłam, nawet się do niego nie odwracając.
— Nie zachowuj się, jakbym wcześniej tego nie widział. — Parsknął jednak oddam mi ubrania, które szybko założyłam.
— Po co mnie tutaj przywlokłeś? — Spytałam, ignorując jego wcześniejszy przytyk.
— Coś Ci pokaże. — Rzucił, ruszając przed siebie.
Ponownie przedzieraliśmy się przez las, aż dotarliśmy do niedużego drewnianego domu. Spojrzałam na niego, obdarzając go pytającym spojrzeniem.
— Tutaj się wychowałem. Jako dzieciak zostałem przygarnięty przez parę wilkołaków. Potem wampiry, kiedy wkurzyły się na wilkołaki, i nas napadły i teraz jestem wampirem. — Wyjaśnił, na co skinęłam głową. — Musimy czekać na tych czarujących pajaców, więc pomyślałem, że coś zjemy. — Stwierdził, wchodząc do domu. Wyszedł z niebo z koszem piknikowym i wyłożył na werandzie koc.
— Czyli ty grasz głównego bohatera fanfiction. — Mruknęłam pod nosem.
— Wilki nie mruczą, więc jak masz coś do powiedzenia to mów głośno. — Oświadczył, ja jednak kompletnie to ignorując podeszłam i usiadłam na kocu. — Lubisz ignorować niewygodne dla ciebie pytania i stwierdzenia.
— Uniki są łatwe. Tak samo ucieczka. Walczyć jest dużo trudniej. — Oznajmiłam, odbierając od niego worek krwi. — Dlatego uciekłam, zamiast pogodzić się z siostrą i zmierzyć się z niechęcią reszty uczniów.
— Tylko głupcy walczą w dawno przegranych wojnach. — Stwierdził Michael, siadając obok mnie. — Nie utrzymasz pokoju, jeśli wszyscy wokół mnie chcą wojny.
— Ani tym bardziej, kiedy ty jesteś jej zapalnikiem. — Dodałam, wbijając zęby do torebki. Mogłam ją też naturalnie otworzyć, jednak ja zdecydowanie wolałam jeść w taki sposób.
— I po chuj ty się nimi przejmujesz? Jeśli ktoś cię nie lubi najlepiej go olać. — Zauważył zresztą całkiem słusznie. — Noś głowę wysoko a środkowy palec jeszcze wyżej.
— I nie okłamuj mnie. Wychowały cię wilki, więc na pewno widziałeś kiedyś przemianę. — Zauważyłam zakładając nogę na nogę. Worek po krwi wrzuciłam do koszuka i oblizałam usta.
— No dobrze. Chciałem zobaczyć, jak przemieniasz się ty. Powiedzmy, że liczyłem na coś spektakularnego. — Przyznał, wycierając moją twarz chusteczką. — No, ale zobaczyłem cię nago więc tak, czy siak jestem wygrany.
Przewróciłam oczami rozbawiona, przenosząc spojrzenie na las. I tak naprawdę dopiero wtedy pozwoliłam sobie na to, by przestać się przejmować. Na krótki moment chciałam być tu i teraz nie martwiąc się o to, co nadejdzie jutro.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top