XII
Szłam przez las, starając się omijać wszystkie gałęzie i inne przeszkody. Nie było to jednak łatwe. Ta część lasu rzadko była odwiedzana przez kogokolwiek. Przez co rośliny były mocno zdziczałe i nie było wydartej żadnej sciaszki, którą można by wygodnie przejść. Nawet ja rzadko się tutaj zapuszczałam. A miałam naprawdę dobry powód, by przychodzić do tego miejsca dawno zapomnianego przez resztę świata. Chociaż jeśli ktoś ma takie powody jak ja łatwo mu było zrozumieć, dlaczego bywałam tutaj raz na ruski rok. To miejsce przywoływało bolesne wspomnienia i ogromne wyrzuty sumienia. Jedne z tych, o których marzyłam by zapomnieć.
Kiedy w końcu dotarłam w dobre miejsce, podeszłam do dzikiego grobu. W ziemię wbity był krzyż a sam grób stał się niewielkim kawałkiem terenu, który przypominaj jedynie nierówność w ziemi. Na drewnianym krzyżu wisiał nieśmiertelnik, który był własnością pochowanego tutaj chłopaka.
Lucas Moor moja pierwsza niemal filmowa miłość. Grał w jednym z barów z kilkoma innymi chłopaka. Uwielbiałam przychodzić i słuchać jak gra na gitarze. A on widocznie to zauważył. Bo któregoś wieczoru podszedł do mnie i tak wszystko się zaczęło. Było wręcz za idealnie. Jednak to w końcu musiało się skończyć. On był tylko kruchym człowiekiem a ja trybrydą. I tak któregoś dnia się pokłóciliśmy. Ja pobiegłam do lasu, a on zaczął mnie gonić. A kiedy już mnie dogonił... Do dzisiaj pamiętam, jak stał przede mną. I tak samo dobrze pamiętam jego widok, kiedy leżał z rozbitą głową na kamieniach. Spanikowałam. To było moje pierwsze morderstwo. Potem poczułam budzącego się we mnie wilka, jednak o to nie dbałam. To tak bardzo bolało. Miałam ochotę krzyczeć. Jednak wiedziałam, że nie mogę. Minęło nawet nie wiem, ile czasu nim zdołałam chwycić za telefon. Mama jeszcze wtedy żyła więc mogłam zadzwonić do niej. Mogłam zadzwonić do Hope lub do kogo kolwiek innego. Jednak ja zadzwoniłam do Jed'a. A on naprawdę przyszedł. Pomógł mi go pochować, a potem się mną zajął. Był przy mnie, kiedy tego potrzebowałam. A kiedy nadeszła pełnia zabrał mnie ze swoją watahą do piwnicy i był przy mnie, kiedy zmieniłam się w wilka. Pomógł mi to wszystko zrozumieć i przejść. Dlatego nigdy nie pozwolę sobie wmówić, że to zły facet. I też dlatego żałowałam, że się z nim przesłałam. To mogła być cudowna przyjaźń, a ja jak zawsze to zjebałam i to po całości. Zresztą jak zawsze.
— Mam cię. — Mruknął dosyć dobrze znany mi męski głos. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Michaela.
— Czyli jednak jeszcze się spotykamy. A już myślałam, że mnie zaliczyłeś i zapominałeś.— Rzuciłam, ponownie odwracając się w stronę grobu. — Jak mnie znalazłeś?
— A skąd pomysł, że cię szukałem? — Spytał, stając obok mnie.
— To wypizdowie jakich mało. Ten, kto się tutaj zapuszcza ewidentnie czegoś lub kogoś szuka. — Zauważyłam, krzyżując ramiona na piersiach.
— Dobrze masz mnie. — Przyznał, uśmiechając się szarmancko. — To okolice twojej szkoły. I przy okazji wypizdowie, jakich mało a coś czułem, że Ty lubisz takie miejsca. — Wyjaśnił i w zasadzie nie dużo minął się z prawdą. A może właściwie w ogóle. — Wybacz, że musiałem wyjść. Męczyły mnie pilne sprawy.
— Spoko rozumiem. Ja też musiałam wyjść, więc raczej nie straciłeś wspólnego śniadania. — Zapewniłam odwracając się, tak by stać do niego przodem. — I po co mnie szukałeś? By przeprosić.
— Nie chciałembyś czuła się wykorzystana. — Wyjaśnił, na co ja parsknęłam śmiechem.
— A może to ja wykorzystałam ciebie? — Spytałam, unosząc jedną brew. Dam sobie rękę uciąć, że nie o to chodziło mamie, kiedy z taką zażartościom wpajała nam, że nasze ciało jest tylko nasze i inne feministyczna poglądy. Pewnie teraz przewraca się tam, gdzie też po śmierci trafiła widząc co ze mnie wyrosło. Jednak ja nieszczególnie przejmowałam się tym bo myślą o mnie umarlaki. Poza tym może jest zbyt zajęta tańcem z wujkiem Elizją. — Nie wiem skąd ten pomysł, że mogłabym czuć się wykorzystana. Chciałam tego i było mi dobrze. Tyle w temacie więc uwierz, że nie musisz mnie za nic przepraszać.
No może czułam się trochę jak dziwka. Jednak z definicji nią byłam, więc wszystko by się zgadzało.
— No dobrze. — Przyznam, cały czas przyglądając się grobowi. — Lucas Moor. — odczytał dwa słowa wyryte na krzyżu, które nadal bolały niewiarygodnie mocno. — To ktoś ważny?
— Nie bądź taki ciekawostki. — Skarciłam go, mrugając nieco szybciej by łzy nie spłynęły po moich policzkach. — Ciekawość to ponoć pierwszy stopień do piekła.
— Jestem wampirem i tak naprawdę połowicznie tkwię już w piekle. A w życiu zrobiłem tyle krzywych rzeczy, że pewnie trzymają tam już dla mnie miejsce w siódmym kręgu. Więc ciekawość już raczej mi nie zaszkodzi. — Stwierdził, wzruszając ramionami. Jakby spisanie własnej duszy na straty wcale go nie przerażało. — I jestem ciekawski, bo za kimś takim jak ty musi stać ciekawa historia. Kogoś zabiłaś i ktoś zabił ciebie. I widać po tobie, że przeżyłaś nie jeden koniec świata.
— Przeżyłam ich więcej, niż tobie się ich śniło. — Zapewniłam, patrząc mu prosto w oczy. — Dlatego po prostu spytam, czego ode mnie chcesz?
— Czego chce? Chce cię tylko lepiej poznać. A ty nie musisz od razu zakładać najgorszego. — Oznajmił, cały czas uśmiechając się w moją stronę. — Nie każdy, kto jest dla ciebie miły od razy chce cię zabić.
— Po moich życiowych doświadczeniach odnoszę nieco inne wrażenie. — Rzuciłam spoglądając na swoje buty, które były słabym wyborem jak na leśne przeprawy.
W ogóle ten cholerny mundurem był słabym wyborem. Kraciaste spodnie i biała dłuższą koszulka z zarzuconym na górę granatowym sweterkiem z logo szkoły. Rajstopy, które na sobie miałam już dawno się podarły i nadawały się już tylko do wyrzucenia, a przez wysokie botki cholernie bolały mnie już nogi. Udany dzień nie ma co.
— Może masz rację. Na zaufaniu mało kto wyszedł dobrze. — Przyznał, na co ja jedynie skinęłam głową. — No cóż, do następnego Destining. — Rzucił odchodzą.
Ja również postanowiłam się zbierać. Miałam już swoją chwilę odpoczynku i chciałam już wracać. Zwłaszcza że zwiałam z lekcji. A robiłam do zdecydowanie zbyt często. Jednak nie mogłam nic poradzić na to, że zawsze byłam wybuchową i nerwowa. Przez co często robiłam głupoty i wszczynałam niepotrzebne kłótnie.
Pewnie dlatego mało kto mnie lubi.
Miałam ciężki charakter. I problemy sama ze sobą. A na deser mało ciekawy kawałek życia, o którym też nie specjalnie chciałam pamiętać. Słowem byłam nieobliczalna i budziłam strach u większości uczniów ze szkoły.
Chociaż może to i lepiej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top