Almost Dead
Wreszcie nadszedł dzień, w którym Beomgyu zjawił się na miejscu. Co prawda spóźnił się. Dlatego też Taehyun był już naćpany. Cóż, zawsze czekał parę chwil myśląc, że Beomgyu się zjawi. A nie chciał być zauważony w takim stanie. Pech chciał, że Beomgyu pierwszy raz się spóźnił.
— Taehyun, co ty robisz..? — spytał sam siebie po cichu stojąc przed budynkiem i patrząc w górę. Zauważył jak tamten chwiejnym krokiem chodzi sobie po krawędziach dachu. Pospiesznie udał się na samą górę. — Taehyun!
Słysząc swoje imię odwrócił się. Trochę zdenerwował go nagły krzyk, przez co o mało nie stracił równowagi.
— Czemu krzyczysz? Jeszcze przed chwilą się śmiałeś i goniłeś za mną — odezwał się i zamglonym wzrokiem przeszywał jego sylwetkę. — Hej, a może skoczymy?
W tym momencie nachylił się bardziej nad krawędzią. To był moment, kiedy Beomgyu podbiegł do niego. Złapał niedbale za jego koszulkę i pociągnął w swoją stronę.
Coś tam krzyczał na Taehyuna, nawet uderzył parę razy w twarz. Szarpał nim, wrzeszczał i płakał. A Taehyun znów patrzył gdzieś indziej nieobecnym wzrokiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top