2. Wyszkoleni
Milena Szedrycka
- Baczność! - wszyscy stanęli równo. - Salutuj! - sześćdziesiąt osób zasalutowało. - Spoczni! - wszyscy przyjęli odpowiednią pozycję. - Nazywam się Milena Szedrycka i jestem pułkownikiem! Macie się do mnie zwracać pani pułkownik, lub towarzyszu pułkowniku!
- Tak jest! - wykrzyczeli chórem.
- Ciąże, związki są zakazane! Za nie wykonywanie poleceń czeka kara! Jestem surowa, ale da się dogadać ze mną! Z problemami macie się zgłaszać! Nie cierpię gdy ktoś nie wykonuje moich poleceń! Nie liczcie na jakiekolwiek pobłażanie! Jesteście żołnierzami którzy służą temu krajowi tak jak ja! Nie przymykam oka na błędy! Jutro o szóstej pobudka! O siódmej trening, o 8.30 śniadanie! Nie spóźniać się!
Głos oddałam Adamowi które zaczął czytać, krzycząc oczywiście, zasady. Żołnierze byli tym znudzeni. W tłumie dostrzegłam kilka kobiet, było ich mało co nie było dobre, bo muszę kimś uzupełnić braki w szpitalu polowym. Cóż trzeba będzie coś wykombinować.
W tłumie zobaczyłam też kilku przystojnych mężczyzn, ale nie mieli tego co mój świętej pamięci mąż. Niebieskie oczy, blond włosy, mięśnie, tego chcę z wyglądu u mężczyzn. To coś ma też Adam. Ale obiecałam sobie i jemu że będziemy tylko przyjaciółmi. No dobra on o tym nie wie, ale ja wiem i dopilnuje by tak zostało.
Po zasadach które przeczytał podpułkownik wszyscy na jego komendę poszli na kąpanie spać, grać w karty i tak dalej.
- Milena - usłyszałam Adasia kiedy się odwracałam. - Masz może ochotę na karty, kawę i coś do jedzenia?
- Jasne, czemu nie? - odpowiedziałam z uśmiechem.
- No to chodźmy - uśmiech nie znikał mu z twarzy, a ja wziąłam go pod rękę i szłam z uśmieszkiem.
- Czemu byłeś taki smutny gdy wspomniałam o zmarłym mężu? - zapytałam przerywając nie zręczną ciszę która nas otoczyła.
- Bo na to nie zasłużyłaś... Nie zasłużyłaś na to by chować majora Szedryckiego. Był bardzo dobrym przełożonym, a twój syn był taki słodki. Ale wypadki chodzą po ludziach, a nie po drzewach. Niestety.
Zrobiło mi się bardzo głupio i smutno. Od tylu lat nie byłam na ich grobach.
Zapomniałam o nich. O wypadku, o moim ukochanym, o moim synku. Jestem okropną, żoną, matką. Okropną kobietą.
- Nie rozmawiajmy o tym dobrze? - położyłam głowę na jego ramieniu, a po moim policzku spłynęła jedna łezka.
- Tak jest towarzyszu pułkowniku! - zaczął się śmiać.
- Spocznij podpułkowniku! - zaczełam się śmiać tak samo jak Adaś.
Weszliśmy do jego pokoju. Położyłam się na jego łóżku i zaczełam się patrzeć w sufit.
- Kawa, herbata, wódka? - zapytał Adaś stojący przy barku.
- Wódka i ogórki kiszone od twojej mamy! - powiedziałam nagle zainteresowana jego poczynaniami.
Po chwili na stole stała butelka alkoholu, słoik ogórków i dwa kieliszki.
Wstałam z łóżka szybko i usiadłam przy stoliku.
- No to najlepszego...
§§§§§§§ dwie godziny później §§§§§§§
- I wiesz co Ci powiem? - bełkotał Adaś, a ja siedziałam na jego nogach.
- Co? - zapytałam z głupim uśmiechem.
- Kocham Cię - i spróbował mnie pocałować w usta, lecz ja odwróciłam głowę.
- Nie Adaś, nie możemy być razem! Nie chcę byś cierpiał - zeszłam z jego nóg.
Na stole stały trzy butelki wódki, a w kieliszkach było jeszcze trochę przeźroczystego trunku. Wypiłam szybko kieliszek.
W gardle czułam przyjemne pieczenia, ale ono minęło gdy sok z ogórka kiszonego załagodził ból po trunku.
Nagle do pokoju wszedł jakiś kapral.
- Pani pułkownik! Melduję że szkopy zaatakowali.
- O cholera...
Ciąg dalszy nastąpi
_______________________________________
No to mamy kolejny roździał i w końcu zaczyna się akcja! Mam nadzieję że wytrzymaliście tę nudę. Do zobaczenia w następnej części.
Papatki wasza Nata 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top