3. Atak

Milena Szedrycka

- Pani pułkownik! Szkopy atakują! - słysząc to momentalnie wytrzeźwiałam.

- Co kurwa?! - wykrzyczał Adam rozumiejąc co się stało.

- Mobilizacja! Ruchy! - złapałam za pistolet w kaburze, przeładowałam go szybko i wybiegłam z pomieszczenia.

W koszarach było grubo. Krew lała się strumieniami, nie była to tylko krew niemiecka, ale też i polska. Polska krew która podlała maki na Monte Casino w maju 1944 roku, ta sama polska krew rozlała się na froncie zachodnim, wschodnim i południowym podczas II wojny światowej. Ta sama polska krew która była wiadrami wylewana podczas narodowej walki o niepodległość przez 123 lata, oraz przednią i po niej.

Moi chłopcy dzielnie walczyli lecz było ich coraz mniej, wręcz przeciwnie niż Niemców. Posiłki przychodziły do nich z każdej możliwej strony. Nie zastanawiając się długo zaczęłam strzelać do przeciwnika. W głowie ciągle sobie powtarzałam słowa męża gdy uczył mnie strzelać jeszcze za czasów szczeniaka, gdy miałam dziewiętnaście lat.

,,-Załaduj, wyceluj, spokojnie, wymierz i strzel " - szeptał mi za każdym razem do ucha, gdy mierzyłam do tarczy.

Problem zaczął się gdy naboje się skończyły. Szybkim ruchem sięgnęłam do nogawki przy bucie gdzie zawsze trzymam zapasowy nóż. Jednym ruchem zabiłam niewiele młodszego ode mnie Niemca. Podcięłam mu gardło szybkim ruchem nie wahałam się ani razu. Cięłam, pchałam, podcinałam i kułam. Robiłam wszystko by zabić wroga. Kątem oka zauważyłam jak Adaś również walczy przy boku moim i naszych żołnierzy. Odwróciłam głowę na chwilę, a po chwili poczułam pieczenie w okolicy żeber. Trafił mnie. Nie byłam mu dłużna, głowę rozpłatałam mu celnym rzutem nożem. 

Przed oczyma zaczęło mi się robić ciemno. Odgłosy walki słyszałam coraz gorzej z każdą sekundą. Moje ciało było coraz słabsze, lecz jeszcze stałam na nogach. Poczułam jak czyjeś ręce owijają się w około mojej taili. Ostatnie co pamiętam z tamtego dnia to była twarz Adasia. Zemdlałam w jego ramionach.

Adam Kapitaliński

Przeładowałem pistolet, usłyszałem cichy jęk Mileny. Spojrzałem na nią. Z jej brzucha leciała krew. Biegłem i strzelałem do przeciwników.  Chroniłem ją przed kolejnymi kulami, a gdy znalazłem się obok niej wziąłem ją na ręce. Była na wpół przytomna. Bałem się o nią. Na pewien sposób była dla mnie jak rodzina, ale raczej ją traktowałem jak przyjaciółkę, a śniłem o niej jak o żonie. Chcę by była bezpieczna, podczas tej krwawej rzezi. Zaniosłem ją do szpitala polowego. Lekarze się nią natychmiast zajęli. A ja pobiegłem do magazynu z bronią. Złapałem za karabin, wziąłem też paręnaście magazynków i szybkim krokiem poszedłem na plac skąd dochodziły odgłosy walki. Po raz kolejny tego dnia strzelałem do tych hien. 

- Maksym, Kamil, Damian, Jadźka! Za mną! Szybko!

Postanowiłem odciąć wrogowi posiłki. Przeszliśmy na tyły wroga, przycupnęliśmy w krzakach i odstrzelaliśmy ich jak zawodowi snajperzy. W sumie to ja jestem zawodowym snajperem. 

Szkopy padały jak muchy od naszych kul. Po dłuższym czasie nie było już wroga w naszej jednostce. Większość zginęła, znaczna część uciekła w las, gdzie ukrywa się polska partyzantka, a kilku z pozostałych zwieliśmy w niewolę. 

Szedłem przez plac z trupami. W głowie jakiegoś Niemca znalazłem sztylet. Wyjąłem go z jego głowy. Był perfekcyjnie wyważony. Lekki jak piórko, przy celnym oku jest niebezpieczną bronią. Na jego ostrzu zauważyłem wygrawerowane inicjały. 

-M.S. Milena Szedrycka. Pułkownik Milena Szedrycka. Milena! - krzyknąłem gdy sobie przypomniałem w jakim stanie zabrałem ją z pola bitwy.

Pobiegłem zobaczyć jak się ma. W głębi duszy obawiałem się najgorszego...

__________________________________________

No i mamy kolejną część. Jak myślicie? Milena wyjdzie z tego cało? A może zginie?

Pa pa wasza Nata :) :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top