1. Wszystko Się Wali

Milena Szedrycka

Siedziałam w swoim biurze razem z podpułownikiem Adamem Kapitalińskim, moim zastępcą. Omawialiśmy plan miasta i ukryte jednostki Niemieckie w pobliżu nas. Jesteśmy właśnie w samym centrum Wrocławia. Stąd, teoretycznie, ma pójść druga największa ofensywa na V Rzeszę. Pierwsza ma iść z Szczecina i Świnoujścia.

Siedziałam przy stoliku pijąc kawę i czekając na jaki kolwiek plan działania. I nagle objawienie!

- Zaatakujemy od strony Krzyk i Psiego Pola. Tam będą najkrwawsze walki, ale trzeba jeszcze obstawić siedzibę na dworcu głównym.

- Te hieny wtedy zaatakują od Fabrycznej i stracimy wszystkie siły. Proponował bym raczej atak od Odry zająć most Milenijny i wyspę Rędzicką z tamtąd odbijać okoliczne lasy, parki, kamienice, wysyłać też naszych kanałami niedaleko naszych baz na Milenijnym i Rędzickiej. Wtedy rozdrzemy ich od środka. Przejmiemy po kolei mosty i... - jego wypowiedź przerwało pukanie do drzwi.

-Wejść! - krzyknełam.

- Melduję że przyszły oddziały z Opola i Brzegu - zameldował stojąc na baczność jeden z żołnierzy mojego oddziału.

- A wsparcie z Częstochowy? Jesteśmy otoczeni! Długo nie wytrzymamy bez wsparcia - rozsiarczył się Adam.

- Zostali wybici kiedy przebijali się przez Oławę - zameldował sierżant.

- Cholera! - klnełam jak kowal podczas szewskiej pasji. - Podpułkowniku ile mniej więcej wytrzymamy?

- Bez pomocy to może z dwa, trzy miesiące, chyba że dostaniemy wsparcie z powietrza.

- Ale wtedy trzeba będzie odbić lotnisko na Nowym Dworze. Ciężka misja, cholernie ciężka. Ale bez ryzyka nie ma zabawy - stwierdziłam z cwanym uśmiechem gdyż w mojej głowie wyklerował się perfekcyjny plan.

- Co masz na myśli?

- Atak przez sam środek miasta wielką grupą... - zaczełam się w duchu śmieć z jego głupich pytań.

- Przecież to samobójstwo, szkopy rozwalą nas na strzępy! -krzyczał przerażony Adam.

- No przecież wiem, śmieję się z twoich głupich pytań. To chyba jasne że przejdziemy kanałami i tuż obok lotniska wyjdziemy robiąc niespodziewany atak?

- Oprócz tego mogli byśmy zaatakować pobliską pocztę i tam stworzyć mały arsenał - zamyślił się na dłuższą chwilę mój współpracownik.

- To Ty marz a ja pójdę powitać posiłki - ruszyłam szybkim krokiem na plac defilad.

- Baczność! - krzyczał jakiś podporucznik, rozpoznałam z daleka po pagonach.

- Towarzyszu podporuczniku! Proszę zameldować ilu żółtodziobów przybyło!

- Melduję pani pułkownik że kąpania, 31 szeregowych, 15 starszych szeregowych i około 10 chorążych! - zameldował salutując.

- Dwadzieścia pąpek poruczniku za złe meldowanie! Nie nauczono że najpierw się salutuje, a potem dopiero się melduje?!

- Nauczono pułkowniku! - widać jak się bał i natychmiast zaczął robić pąpki.

- Baczność! - krzyknełam do nowicjuszy. - Słuchać uważnie żółtodzioby bo nie będę powtarzała! Macie się słuchać mnie i starszych stopni! Jeśli nie to każdego czekają kary odpowiednie do przewinienia! A teraz na kąpanie marsz! Wieczorem o 20.20 wszyscy na placu defiladowym! Zobaczymy co z was będzie! Rozejść się!

Obróciłam się na pięcie i ruszyłam spowrotem do swojego biura. Coś mi mówi że z nimi będzie cholernie ciężko.

- I co tam wykąbinowałeś Adaś? - zapytałam z uśmiechem na twarzy tak szerokim jak ocean Atlantycki.

- By jeszcze przymocować ładunki wybuchowe do budynku przez tajnych, no i jeszcze by zrobić mały nalot z Marcinkowic, które są nasze.

- Ambitne plany, lubię ambitnych ludzi bo zachodzą daleko jeśli służą odpowiednim ludziom.

- A jak młokosy? Ilu i czy nadają się do czegoś?

- Cała kąpania, około 30 szeregowców, z jakieś 15 starszaków i gdzieś tak 10 chorągiewek - jego mina była nie tęga.

- No to będzie ciężko - powiedział w kiepskim nastroju.

- A i o 20.20 na placu defilad się z staw byś nie musiał szorować witryn tak jak ostatnio - wybuchłam gromkim śmiechem kiedy przypomiałam sobie jak zmywał witryn szczoteczką do zębów. Od tamtego momentu nigdy nie były tak czyste.

- No i z czego ryjesz pani pułkowniku? - pytał naburmuszony.

- Z twoich czystych witryn - uśmiechnełam się szeroko i błysnełam jasnymi zębami.

- Osz ty! Bo będę zmuszony dać pani pułkownik odpowiednią karę! - powiedział i zaczął mnie łaskotać, a mój śmiech wypełnił całe pomieszczenie.

- Stop! Stop! - krzyczałam przez łzy śmiechu, a on mnie puścił.

- I po co tak krzyczysz? Jeszcze ktoś usłyszy i pomyśli że się pieprzymy, a dobrze wiemy że to zabronione.

- No przecież każdy wie że jesteś dla mnie jak brat - puściłam mu oczko i zaparzyłam sobie kawy. Dzisiaj czeka mnie ciężki dzień. Bardzo ciężki.

§§§§§§§§§ około godziny 20.20 §§§§§§§§§§

Ubrana w mój mundur idę sobie wolnym krokiem z kompani, mojego prywatnego pokoju, na plac defilad myśląc o mojej zmarłej rodzinie, o mężu i synku. Kopnełam kamyk niedaleko drogi i zastanawiałam się czemu moje życie jest takie zjebane. Nagle usłyszałam głos Adasia który sobie wesoło do mnie przychasał.

- Cześć Milenko, jak samopoczucie? - zapytał wesoło że aż u mnie wywołał lekki uśmiech.

- Cześć i nie Milenko, a pani lub towarzyszko pułkowniku - powiedziałam udawanem, nadentym głosem. - A samopoczucie do dupy. Straciłam wszystko, męża, dom, syna, normalne życie przez tą pieprzoną wojnę.

- Ale za to masz mnie! - wydawał się być smutny, przygnębiony.

- Dobra chodźmy do tych młokosów bo jeszcze nam uciekną - za żartowałam i ruszyłam szybszym krokiem na plac, a za mną szedł powoli podpułownik.

____________________________________

Hej, hej! Chcieliście nowy rozdział to o to on jest! Mam nadzieję że nie zawiodłam i że się podoba!

Do napisania wasza Nata ❤️😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top