Rozdział I - Końce Światów
HANZO
Do czego doszło? Czy można jeszcze bardziej się stoczyć? Czy zwariował? Nad odpowiedziami na te i inne pytania zastanawiał się Hanzo Shimada, niedoszły dziedzic dziś niemal upadłego rodzinnego klanu przestępczego. Wszystkie wielkie słowa jego ojca, każdy trening, usilne starania o nienaganne zachowanie, cała jego młodość, poszły na marne. Wciąż miał przed oczami obraz starszyzny klanu, gdy zakomunikowała mu, iż Genji Shimada, jego lekkoduszny młodszy brat, sprzeciwił się woli swego ojca i musi zostać wyeliminowany. Pamiętał moment wbijania w ciało brata ostrego miecza samurajskiego, by chwilę później uciec z miejsca zdarzenia i poczuć w kącikach oczu pierwsze łzy w życiu, których nie był w stanie powstrzymać. Porzucił klan, aby podróżować po świecie i iść własną drogą.
Od tamtych zdarzeń minęło dziesięć lat. Hanzo podróżował po zdewastowanej atakiem nuklearnym, rządzonej przez prawo silniejszego Australii, a także do harmonijnej, lecz nadal budzącej niepokój Numbani, w której życia ludzi i omników toczyły się obok siebie, a cała sceneria wydawała się tylko prostą drogą do wybuchu nowego, zbrojnego konfliktu między tymi grupami istot.
Wszędzie tam wędrował tylko po to, by uciec od swojej przeszłości. Pragnął odnaleźć nową drogę życia, jednak duchowy bagaż i miażdżące poczucie winy uczyniły z niego człowieka nieufnego, zamkniętego na piękno świata czy doświadczenia innych ludzi. Jedynym dniem w roku, gdy mógł osiągnąć stan względnej ulgi, była rocznica śmierci Genjiego. Rytm tych dni był zawsze taki sam: wracał do swego dawnego domu, Hanamury, kierował się do miejsca, w którym zabił brata, rozpylał tam zapach kadzidła i odprawiał modły, przypominając sobie lata młodości. Nierzadko wysyłano płatnych morderców, aby się go pozbyli. Wszyscy oni, niekiedy całe grupy, byli z łatwością pokonywani przez śmiercionośne strzały Hanzo, a w ekstremalnych przypadkach przez jego smoczego ducha.
Duch ten pochodził ze znaczeń na jego ciele, które tylko zdawały się być tatuażami. Każdy Shimada posiadał je od urodzenia, a w dzień ukończenia pełnoletności były jedynie wypełniane kolorowym tuszem. Smoki, które można było dzięki nim przywołać, nie podlegały prawom fizyki – w przypadku mężczyzn były wolne, lecz zadawały potężne obrażenia, kobiety zaś dziedziczyły smoki o niesamowitej szybkości, które, choć na pozór mniej śmiercionośne, odpowiednio prowadzone mogły powalić przeciwnika, zanim ten zdąży zareagować. Niekiedy wyrywały się tymże generalizacjom, by w pełni dopasować się do stylu walki właściciela, to jednak wymagało od niego wielu lat ćwiczenia zarówno z preferowaną bronią, jak i z duchowymi zwierzętami.
Zabójca nasłany na Hanzo w dziesiątą rocznicę śmierci brata był Shimadą o cybernetycznym ciele. Potrafił kontrolować smoki mieczem samurajskim oraz shurikenami. Pokonał go, a Hanzo przyjął to z ulgą, mając nadzieję na zakończenie ziemskich cierpień. Było dla niego jasne, że stał się zdrajcą z punktu widzenia starszyzny swego klanu i nie miał nic przeciwko byciu zabitym przez jednego z tych ludzi. Mimo tego, co kazali mu zrobić, darzył ich wszystkich szacunkiem i uważał za ludzi honoru. Jak mawiano w jego rodzinie od wieków:
„Każda śmierć niesie ze sobą honor, honor zaś daje odkupienie."
- Na co czekasz? Zabij mnie! – rozkazał, czekając na śmiertelne przeciągnięcie miecza wzdłuż jego gardła.
- Nie. – odpowiedział ninja. Dopiero w tej kompletnej ciszy, bez głuchego hałasu strzał wyrzucanych z łuku, Hanzo zdał sobie sprawę, że jego głos brzmi zbyt młodo, by mógł być tym, za kogo go początkowo miał. Jego oponent odsunął miecz – Nie zamierzam spełnić twojego życzenia. Wciąż masz cel w tym życiu, bracie.
- Jak to? Mój brat nie żyje.
Mężczyzna w osłupieniu patrzył, jak cyborg ściąga maskę, by niedługo potem ujrzeć pełną zagojonych ran ciętych, lecz wciąż znajomą twarz, w której figlarny wyraz skośnych, bursztynowych oczu nie zmienił się wcale.
- Genji...
***
AKANE
- Nasz świat umiera, siostro – stwierdził bezpardonowo Haru – Feng twierdzi, że w innym wymiarze funkcjonuje jako gra komputerowa, której serwery zostaną wkrótce wyłączone. Stąd te anomalie, znikające przedmioty i wrażenie, jakby czas płynął wolniej, kiedy czekamy na walkę. Podobno to coś więcej niż nuda...
Akane Ito była spadkobierczynią korporacji Shura, którą odziedziczyła po rodzicach wraz z młodszym bratem, Haru. Firma ta walczyła o światową dominację na różne sposoby, przede wszystkim zdobywając ściśle tajne informacje rządów na całym świecie, używając supernowoczesnej broni napędzanej trudnodostępnym, lecz wydajnym pierwiastkiem Hydronium oraz usiłując poznać limity ludzkiej wytrzymałości biologicznej. Akane, Haru i Feng, naczelny medyk i naukowiec korporacji, byli także dobrze wyszkolonymi wojownikami. Kobieta nie rozstawała się ze swoimi dwoma ostrzami, którymi dosłownie rozcinała przeciwników, ani z laserową linką, którą mogła się przyciągnąć do niemal każdego wyobrażalnego elementu otoczenia. Na wypadek, gdyby wróg cudem zdołał uciec, miała też granat, który rozpraszał jego pociski oraz długodystansową broń energetyczną.
Poczucie władzy, ale też przywiązania do rodzinnej tradycji napełniało ją dotąd szczęściem w życiu, a walka ze – w jej mniemaniu nieporadnymi – stróżami prawa zapewniała adrenalinę i jeszcze bardziej zacieśniała więź, jaka istniała między nią a bratem. W życiu nie znała niczego innego poza rządzą władzy, walką, obroną honoru rodziny. Aby to zachować, była w stanie stawić czoła nawet apokalipsie.
- Sprowadź naszych sojuszników, znajdźcie inny wymiar i przenieście mnie tam. Inni mogą sobie umierać ze swoją gadką o sprawiedliwości, ale my się tak łatwo nie poddamy.
- Aki, to nie ma sensu. Nie wiadomo, czy w innym wymiarze to, co znamy, będzie miało nie jakąkolwiek wartość – stwierdził Haru – Spójrz na to tak; wreszcie będziemy mogli imprezować do białego rana i nie martwić się tą przeklętą firmą, bo pójdzie z dymem... jak wszystko.
- Ty i te twoje imprezy! Kiedy, do jasnej cholery, w końcu nauczysz się odpowiedzialności?!
- Nie gorączkuj się, Kitty - Haru uśmiechnął się, wiedząc, że jego siostra nie znosi, gdy zdrabnia jej jakże majestatycznie brzmiący przydomek bojowy, Kitsune – Jeśli chcesz się narażać, rób to beze mnie. Ja tę robotę wziąłem tylko po to, by móc się chwalić w przestępczym światku. Apokalipsa czy nie, zawsze będę zwykłym dupkiem.
„Niesamowite, jak bardzo ten gówniak jest świadom własnej osobowości." – pomyślała Akane.
Haru wyszedł, zapewne na kolejną balangę i panienki, które za mundurem szły sznurem.
Kobieta westchnęła gniewnie, wiedząc, że jej brat jest jedynym członkiem firmy, który wcale się jej nie boi. Wygładziła niewygoloną część swoich naturalnie fiołkowych włosów i sięgnęła do kieszeni, by wyłożyć w ucho coś na kształt aparatu słuchowego z pięcioma małymi przyciskami. Każdy z nich odpowiadał jednemu z sojuszników korporacji i pozwalał się dyskretnie z nimi skontaktować. Tutejsi bojownicy o sprawiedliwość zapewne współczuli jej domniemanej wady słuchu, nie mając nawet podejrzeń o prawdziwym przeznaczeniu urządzenia.
- Faust, tu Kitsune – powiedziała – Sprawy się rypły, doktorek Feng zaobserwował nieodwracalne rozkładanie się materii, więc niedługo cały ten świat pójdzie w pizdu. Wiem, że jesteś szybszy niż ktokolwiek. Powiedz mi, przebiegłbyś między wymiarami?
Gdy wypowiadała te słowa, miała w planach znaleźć kolesia, który zrobił z jej życia grę i sprać go tak, żeby zapomniał o jej usuwaniu. Jednak nawet w życiu osoby tak zorganizowanej jak ona, nie wszystko mogło pójść zgodnie z planem...
------------------------
Witam!
Napisałam tę opowieść przede wszystkim, żeby uhonorować LawBreakers, grę, w której jestem noobem, a której będzie mi mimo wszystko bardzo brakowało, gdy zostanie usunięta ze Steama dokładnie za trzynaście dni.
Ta książka jest czymś więcej niż niefrasobliwym cross-overem, a przynajmniej chcę, żeby tak było. Jest swego rodzaju eksperymentem, ponieważ bardzo chcę powrócić do pisania i połączyć to w jakikolwiek sposób z moją miłością do gier.
Rozdział ten dedykuję HananamiPL , która mnie zainspirowała ze względu na swoją notkę o Symmanzo. Tak, Symmanzo tutaj będzie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top