Rozdział X - Interwencja
SATYA
- Awaria na stacji Sacramento Centrum w pociągu Avani-19, numer partii pięć tysięcy siedemset dwadzieścia osiem - odezwał się rzeczowo jeden z pracowników Vishkar, głosem wypranym z emocji.
W innych firmach już dawno panowałaby panika, dzwonionoby do zarządu i wzywano służby porządkowe. Jednak Vishkar nie potrzebowało ochrony. Preferowało własne metody.
A zdecydowanie nie musieli się bać z jeszcze jednego powodu. Sanjay Korpal, właściciel potężnej spółki, wysłał do amerykańskiego oddziału swoją najbardziej zaufaną architekt, Satyę Vaswani.
To właśnie tam według szefa firmy pasja, talent, opanowanie, ale przede wszystkim bezgranicznie oddanie interesom spółki, jakimi dysponowała Satya, były najbardziej potrzebne. Tam bowiem pomyślnie przeprowadzono najbardziej kluczowe rozmowy biznesowe i planowano następną wielką metropolię podobną do słynnej już indyjskiej Utopei czy Rio De Janiero przed powstaniem ludności, które doprowadziło do zniszczenia inwestycji korporacji i wypędzenia jej przedstawicieli z terenu miasta. Tym razem Vishkar nie zamierzał do tego dopuścić i przekupując władze miasta stał się w obranym kalifornijskim mieście szara eminencją. Zwykli mieszkańcy zdawali się być obojętni lub nawet pozytywnie nastawieni do nowych inwestycji, mając nadzieję na unowocześnienie pustynnej, gorącej i niemal całkowicie opuszczonej na rzecz aglomeracji Los Angeles okolicy. Tylko święcące dotychczas triumfy gangi czy groźni przestępcy próbowali jakkolwiek przeciwdziałać Vishkar.
Satya gardziła tymi ludźmi do szpiku kości. Wiedziała, że ich prymitywne metody zastraszania nie mogą się równać z finezją, zorganizowaniem i technologią wielkiego, indyjskiego przedsiębiorstwa, którego była wychowanką.
- Co się dzieje?
- Atak terrorystyczny. Przywódczyni to Elizabeth Ashe z Gangu Zadymiarzy
- Są ranni lub martwi?
- Według monitoringu poległ maszynista, rannych jest czterech cywilów i sama terrorystka.
- Kto zadał jej te obrażenia?
- Nie do końca to wiadomo. Według współpracujących hakerów chodzi o niejaką Kitsune, pochodzi z innego wymiaru. Podejrzewa się u niej kryminalną przeszłość i bogatą rodzinę. Jest ściśle powiązana z niejakim Faustem, chociaż tego uznaje się za martwego.
Satya westchnęła. Dla jej bardzo analitycznego umysłu taki natłok informacji przekazanych w jednej chwili był nieco przytłaczający.
- Potrzebujemy co najmniej pięciu ludzi z ochrony. Uzbrojonych. Kluczowych świadków, jeśli ranni, odeślij do naszych departamentów medycznych. Zwłaszcza Ashe. Nie pozwól, żeby publiczna służba zdrowia wzięła ją pierwsza.
- Zrozumiałem.
Satya namyśliła się. Sytuacja była dość podbramkowa. Nie chciała w żadnym razie narazić dobrej reputacji swojej firmy na szwank. Dlatego stwierdziła, że musi wziąć sprawy w swoje ręce.
- Ustaw teleporter w kabinie maszynisty.
- Chwila, co?! Postradała pani zmysły?
- Ashe chce rozmowy z nami. Będzie ją miała.
- Jest ciężko poparzona, być może umierająca. To nie jest dobry pomysł.
- Nieważne. Mimo wszystko muszę tam być, żeby opanować sytuację. Ludzie się uspokajają, gdy widzą kogoś z zewnątrz przybywającego w sytuacji kryzysowej.
- Dobrze.
***
ELIZABETH
Gdy się paliła, ból był ogromny. Miotała się próbując jakkolwiek ugasić swoje ciało, ale jej się nie udawało. Czuła się jak kupa mięsa na grillu i interesowało ją wyłącznie przetrwanie. Nic więc dziwnego, że w niemalże agonii, rzucając się spazmatycznie, nie zauważyła nagłego zniknięcia Akane ani bohaterskiego McCree, który pobiegł do niej, powalił na ziemię ciężarem ciała i gasił swoim ponczo, krzycząc.
- Turlaj się Ellie, dobrze? Spróbuj się przeturlać!
- Aaa! Kurwa, Jesse, ja umieram! – Jedynie to przeszło przez myśl cierpiącej albinoski, gdy jej wrażliwa skóra doznawała, o wiele bardziej niż u zdrowego człowieka, niszczącej siły żywiołu.
Kowboj przeturlał ją więc samodzielnie, nie będąc przy tym ani trochę delikatny. Mogła przysiąc, że złamała sobie zdrową rękę... choć ból był już tak duży i skumulowany, że zlał się w jedno i Elizabeth ledwie potrafiła rozpoznać poszczególne miejsca, w których się pojawiał.
Po tej pierwszej pomocy i kilku machnięciach kocem ogień przestał ogarniać kobietę, ale rękaw jej prawej dłoni przykleił się do ciała i prawie całkowicie zwęglił. McCree rozerwał te części ubrania, które były spalone, ale odstające od ciała.
- Zdejmij pierścionek i bransoletkę – rozkazał bezpardonowo.
Chodziło o biżuterię na poparzonym ramieniu i wskazującym palcu.
- To od Zeke'a, Jesse. Wychodzę za niego. Nie zdejmę tego.
- Owszem nie zdejmiesz. W każdym razie nie wtedy, gdy dostaniesz obrzęku, zakażenia i sepsy – Jego głos był zimny jak lód – Uwierz mi, Ezekiel nie chce cię stracić.
Ashe nie protestowała dalej, nie miała na to siły, każde słowo pochłaniało wielką ilość energii.
- Służby bezpieczeństwa powinny przybyć.
- Jakie znowu służby?! Przecież mnie zapuszkują! Ty idioto, czego mnie gasiłeś?! Mam gang na lewarze!
- Gang bez lidera przetrwa kilka miesięcy, ale jeśli wie, że go już nie ma.... To cała rodzina Deadlock się rozpadnie i nie, nie będą po tobie rozpaczać.
Albinoska przewierciła starego znajomego wzrokiem pełnym wyrzutu, zaciskając zęby już nie tyle z chęci powstrzymania cierpiętniczych jęków, co po prostu z gniewu.
- A wiesz dlaczego? Bo to nie jest twoja rodzina, Ashe. Twoja rodzina to B.O.B. i tylko on.
Wydobyła z siebie na tyle siły, by spróbować wyciągnąć zdrową dłoń do McCree, jednak przeszywający ból ją od tego powstrzymał.
- Co ty wyprawiasz?! Chcesz być kaleką?! – warknął na nią Jesse.
- Chciałam ci położyć rękę na ramieniu i powiedzieć, że się mylisz, śmieciu. Ty też byłeś dla mnie rodziną. Byłeś.
- Oszczędź sobie takich uprzejmości. Zostaniesz przez nie inwalidką.
***
- Musimy przesłuchać tamtych dwoje, Akane Ito i Hanzo Shimadę. Wydział śledczy nie może wyjść na całkowicie bezradny, mieszkańcy potrzebują, by ktoś ich uspokoił... - Policjant rozmawiał z Hindusem ubranym w futurystryczne, kanciaste okulary bez podziału na szkła, które wyglądały jak jasnoniebieska, cienka płyta przy oczach nosiciela.
- Wykluczone. Nie wiemy, skąd pochodzi ta pierwsza, poza tym może mieć towarzysza. Przeszukaj wszystkie przedziały, mężczyzna jest Niemcem po pięćdziesiątce. Tylko nasz wydział technologiczny i hakerzy dotrą do prawdziwych informacji. Nawet, jeśli na przesłuchaniach powiedzą prawdę, nic nie zrozumiemy. Są wymiaru, którego nie znamy.
Merytoryczna i prowadzona spokojnym, oficjalnym tonem, lecz zażarta kłótnia, toczyła się dalej, a Ashe zmierzała na noszach nie tyle do karetki, co do czarnego vana z przyciemnionymi szybami. Prowadzona była przez zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn ze sprzętem medycznym.
- Gdzie mnie wieziesz, dzikusko?! – wykrzyknęła, dostrzegając Sattę Vaswani przy swoim lewym boku. Małpa , niech wraca na drzewo sandałowe i trzyma się z dala od swojskiej Kalifornii.
Czarnowłosa, opalona twarz wykrzywiła się w uśmiechu politowania , a oczy zabłysły w spojrzeniu przepełnionym wyższością. Hinduska odwróciła się do niej plecami, jakby ciało zabitego przez nią maszynisty w czarnym worku było najbardziej interesującym truchłem na świecie.
Zanim tylne drzwi vana, gdzie znajdowały się medyczne maszyny, zostały zatrzaśnięte zostawiając ją z gromadką bojowych doktorków w półmroku, przed jej oczami mignęły fioletowe włosy i kajdany. Była tam jeszcze jedna zakuta postać, ale Ashe zbytnio cieszyła się losem oprawczyni, by zwracać na nią uwagę.
Miała nadzieję, że jeśli już ma jechać w nieznane z glinami, to chociaż pomogą jej odzyskać spaloną łapę.
------------------
WITAM!
Wasza amyangel wreszcie przestaje być niesłowna!
Od tego tygodnia wracamy do publikowania co niedzielę, bo cały następny i jeszcze kolejny rozdział jest rozpisany hasłowo i tylko czeka na dodanie szczegółów oraz ostateczne przselanie na papier
Chciałabym ten rozdział zadedykować HananamiPL oraz Pannabe96 . NIGDY nie doświaczyłam aż takiego wsparcia i szczerego oczekiwania na ciąg dalszy którejkolwiek z prac. Wcześniej ludzi to po prostu nie obchodziło. Jesteście najlepszymi i najbardziej motywującymi czytelniczkami jakie kiedykolwiek miałam i uratowałyście to opo przed zagładą przycisku "Usuń".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top