👬 29

jKdoo: taehyungieeee

jKdoo: kochanieee

jKdoo: tęskniee

jKdoo: jimin mówi, że chce się nachlać

jKdoo: nie kupuj tego dużo

jKdoo: i odbierz do cholery telefon

Do mieszkanie wszedł wcześniej wspomniany Taehyung. W reklamówkach, trzymanych w dłoniach obijało się o sobie mnóstwo szkalnych butelek. Uniósł torby w górę, a dwoje już lekko wstawionych przyjaciół, będących w domu rzuciło się po alkohol, jakby od tego zależało ich życie.

Jungkook aż zbladł, widząc zawartość. Mówił swojemu chłopakowi, aby nie przesadzał, że alkohol nie jest dla nich odpowiedni. Ale nie! Bo przecież Taehyung musi się napić do nieprzytomności!

Jungkook złapał szczęśliwego Jimina za ramię. Chciał odwieść go od pomysłu ponownego picia, bo tamten ledwo kontaktował, jednak chłopak szybko wyrwał się i pobiegł do Taehyunga z nowym nabytkiem.

Cała zgraja zebranych stała już przy Taehyungu, a jedynie obrażony Jungkook siedział na kanapie. Jego chłopak po rozdaniu wszystkiego wreszcie go zauważył. Podszedł do niego z butelką piwa w ręce, a docierając tam, usiadł obok.

– Ej no, baw sięę – przeciągnął ostatnie słowo, co jedynie zirytowało Jungkooka. Głupia pijaczyna.

– Powiedz szczerze, a ty się bawisz? – zapytał patrząc na niego z powagą.

Chłopak nawet nie mrugnął. Wypił wystarczająco, aby być szczerym do bólu.

– Jest chujowo – burknął. – Ogólnie jest do dupy. Jungkookiee, mam dośśśść.

Młodszy sam nie wiedział co powiedzieć. Nic już nie miało większego znaczenia, dlatego nawet nie żałował, kiedy za moment wyrwał butelkę z ręki starszego i łapczywie wypił sporo.

– Jesteśmy do dupy – powiedział po prostu, kładąc się na kolanach chłopaka.

Obserwował kilkunastu nastolatków niszczących mieszkanie. Wszyscy kompletnie nie trzeźwi. Wszscy szczęśliwi. A on jeden nie potafił cieszyć się nawet po alkoholu. Może nie jeden. Taehyung również nie był w najlepszym stanie.

– Idźmy stąd, kochanie – szepnął Jungkook. Miał dosyć zgraji, krzyczącej w pomieszczeniu. Połowy z nich nawet nie znał.

Starszy tylko kiwnął głową i wstał z miękkiej kanapy, żegnając się ze wszystkimi, którzy entuzjastycznie wykrzyczeli jeszcze parę zdań.

Jungkook po drodze zgarnął ze stołu jeszcze butelkę whisky i zaciągnął Taehyunga do drzwi.

Natłok myśli kłębił się w jego głowie. Nieprzespane noce dawały o sobie znać. To wszystko przytłaczało go potwornie i nawet obecność jego chłopaka nie mogła mu w tym pomóc. Odczuwał okropny ból. Całe wnętrze go bolało. Umysł cierpiał, a on zwyczajnie chciał pozbyc się tego bólu.

– Jak się czujesz? – zapytał Taehyunga, popijając whisky.

– Beznadziejnie – zaśmiał się histerycznie Taehyung. Młodszy złapał do za dłoń i pocałował lekko jego wargi.

Nie odezwał się już słowem. Zmierzali w kierunku znanym jedynie losowi

Taehyung w swoim wnętrzu miał totalną burzę. Ciemność przewijała się na zmianę z bolesnym rozdarciem błyskawicy. Procenty w ciele jedynie pogłębiały uczucie beznadziejności i nic nie było w stanie go chociaż odrobinę zniwelować. Mocno ścisnął dłoń Jungkooka, a z ust wyszedł mu żałosny jęk.

– Co się ze mną dzieje, Jungkookie? – załkał, stając na chwilę.

– To co ze mną – uśmiechnął się smutno. – Umieramy, Tae.

W tej chwili nie kłamał ani trochę. Wciąż oboje zdawali sobie sprawę, że jest beznadziejnie, a w takim stanie nie da rady się żyć. Jungkook ubolewał nad tym tragicznym stanem siebie i swojego promyczka. Był zbyt młody, aby uswiadomić sobie, że istnieje chociaż odrobina ujścia, pomocy, że mają szansę na uleczenie przynajmniej odrobinę. Znał jedynie najprostsze sposoby na pozbycie się tego okropnego stanu. Był jak miliony osób, które myślą jak on. Miał niedojrzały, chory i zepsuty umysł od każdej drobnostki niszczący się wciąż i wciąż. Być może w przeszłości zdołałby uświadomić sobie, że istnieje ratunek.

– Jungkook, ja nie chce tak dalej.

Młodszemu zaszkliły się oczy. Czuł się samolubnie wyciągając chłopaka z imprezy, na której mógł chociaż poudawać szczęśliwego. Jungkook próbował przekonywać się, że Taehyung tak naprawdę chce być z nim tu i teraz. Miał szczerą nadzieje, że tak jest.

– Chodź, pójdziemy w fajnee miejsce, gdzieś, gdzie zawsze będziemy razeem – mówił lekko pijackim tonem Taehyung. Złapał młodszego za dłoń jeszcze mocniej i zaczął zmierzać w upragnioną stronę. Jungkook nie kłócił się z nim o to. Chciał być tylko z nim.

Jungkook nie potrafił wrócić myślami do czasów, w których był jedynie pedałem w oczach swojego skarba. Jego stan psychiczny pozostawał podobny, a jedyne co się zmieniło, to dodatkowe wyrzuty sumienia, kiedy pomyślał, że zostawia chłopaka samego na tym świecie. Jednak i one mają teraz coraz mniejsze znaczenie. Generalnie Jeon zmienił się – wizualnie. To była prosta zmiana.

Teraz młodszy chłopak zastanawiał się, gdzie ciągnie go Kim. Miał nieodparte wrażenie, że Taehyung nie myśli racjonalnie po pijaku, ale liczył na coś mega.W końcu każdy po beznadziejnych miesiącach chciałby jakąś miłą niespodziankę, prawda?

Umysł Taehyung był jedną wielką niewiadomą. Raz rozdzierał go od środka, powodował ból i wewnętrzny krzyk, a już po chwili zamieniał się w kwiecistą łąkę dającą ukojenie organizmowi. Promile w jego krwi potęgowały wszystko, co powodowało u niego dodatkowe mdłości. Mimo to w tym stanie czuł się lepiej. Porównując szarą rzeczywistość, bez grama tego szczęścia, tej łąki, wiedział, że jeżeli miał egzystować, to jedynie w tym stanie. Uważał, iż nawet jego myślenie było znacznie bardziej racjonalne, niż na trzeźwo. W ogóle czuł się o wiele szczerszy, o wiele bardziej prawdziwy. Był taki nie sztuczny, był osobą, którą chciałby poznać. Nie widział ani jednego negatywu tego stanu, a błogosławieństwo przez niego odczuwalne było wręcz niebem.

Taehyung nie pragnął niczego więcej, jak tylko szczęścia. Miał pomysł, gdzie go szukać. To być może było idiotyczne miejsce, ale najbardziej realne dla tej pary.

Jungkook popijał whisky, stając się coraz bardziej wstawionym z sekundy na sekundę. Błogość, którą wtedy czuł była niewyobrażalnie dobra. Totalna paranoja ogarnęła jego mózg. Ból egzystencjalny mieszał się z garstką miłych odczuć i dawał naprawdę niezwykłe połączenie, upajające młodszego z chłopców.

Jeon nie odstawał zbytnio zachowaniem od Taehyunga. Już nie był w stanie myśleć poważnie. W przeciwieństwie do Kima on czuł się jak gówno i nie potrafił funkcjonować normalnie.

– Gdzie mnie ciągniesz, kochanie? – wybełkotał Jungkook, lekko znudzony długą podróżą.

– Zobaczysz – odparł krótko Taehyung.

Taka rozmowa była krótka, ale wydawała się miła, słodka i taka normalna. Totalny armagedon w środku tej dwójki był tak niepodobny, a te stany błogości wydawały się wręcz nieadekwatne i niemoralne. Kompletna pomyłka.

– Jesteśmy – powiedział nagle Taehyung zatrzymując się przed jakimiś krzakami. Jungkook ździwiony szturchnął go, nie będąc w stanie nic powiedzieć, kiedy poczuł suchość w gardle. – Za nimi – dokończył starszy, rwąc się do przodu, aby przedrzeć się przez przeszkodę.

Po drugiej stronie zastali jezioro. Albo morze. Albo ocean. Jungkook nie potrafił tego stwierdzić we własnym położeniu.

Taehyung bez zastanowienia położył się na piasku, zachęcając do tego Jungkooka. Ten jedynie zastanawiał się, dlaczego nigdy wcześniej nie widział tu żadnego skupiska wody. Szczególnie tak dużego. Jednak po chwili położył się obok chłopaka. Złapał jego dłoń i zamknął oczy.

– Tutaj będziemy razeem? Zawszeee? – niemal zaskomlał. Był w rozterce. Wahania nastroju przytłaczały go, lecz nic nie mógł na nie poradzić.

– Otwórz oczy – odrzekł Taehyung, a młodszy posłuchał. – Tam będziemy na zawsze razem – mówił nieobecnym tonem, patrząc wprost na gwiazdy.

Jungkook zdębiał, bo nawet po pijaku zrozumiał.

– Taehyungie, ale–

– Zabijmy się razem – gwałtownie odwrócił się w kierunku Jungkooka.

Młodszemu aż dech zaparło. Ta prośba była idiotyczna, niestosowna, samolubna, a przede wszystkim była tak porządaną przez Jungkooka rzeczą, że niekontrolowanie pokiwał głową, ledwo widocznie, czochrając włosami po piasku.

– Jesteśmy źli, tam nie będzie dla nas miejsca – powiedział Jeon po chwili namysłu.

– Nie szkodzi. Niebo to jedynie pokryte śniegiem Piekło. Nieważne gdzie, chcę być z tobą – uśmiechnął się lekko Taehyung, składając motyli pocałunek na wargach swojego chłopaka.

Jungkook powoli wstał z piachu i podszedł go krzaków, zza których przybyli. Zerwał małą gałązkę i wrócił do Kima. Nakazał mu usiąść i sam zrobił to samo.

– Czy przyrzekasz kochać mnie do końca świata i istnienia naszych dusz?

– Co ty robisz Jungkookie? – spytał zdezorientowany Taehyung.

– Upewniam się, że nikt, nawet Bóg nas nie rozdzieli. Ja obiecuję na tą lichą gałązkę, że do końca wszystkiego będę kochał cię ponad wszystko i na zawsze.

– Przyrzekam, że nic nie będzie dla mnie ważniejsze, kocham cię i będę to robić zawsze – stwierdził poważnie Taehyung. Wciąż myślał, że Jungkook serio bardzo ładnie mówi, gdy jest pijany. Tak poetycko i płynnie.

– Przyrzeknij na tę gałązkę.

– Przyrzekam – powiedział, łapiąc za jej koniec.

– Przełam ją – nakazał młodszy, co drugi natychmiast wykonał. – Od teraz to symbol naszej miłości. Bez niego jest równie silna, ale z nim zyskuje też materialną wartość.

Jungkook pochylił się i czule pocałował Taehyunga. Oboje trwali w tej czułości przez dłuższy czas. Oddawali całe swoje emocje, szczęście, ból, rozpacz, miłość i inne sprzeczności.

– Schowajmy gałązkę do butów – zaproponował Taehyung. Był to dobry pomysł, więc oboje go zrealizowali. Wstali, trzymając się za rękę.

Wolnym krokiem szli w stronę wody. Oboje z mocno bijącym sercem.

– To nie koniec, prawda? Nasza egzystencja się kończy, ale dopiero gdzieś tam zaczniemy żyć – odrzekł Jungkook.

– Masz rację.

Zanurzyli się już po kostki.

– Nie robimy źle?

– Nawet jeśli, nie będzie już okazji, aby żałować.

Weszli po kolana.

– Nie mamy wyjścia. Jedynie tam będziemy szczęśliwi – odparł Taehyung.

– Tylko tam nie będzie przytłaczać nas ciężar.

Stali już zanurzeni po ramiona.

– Kocham cię, rozumiesz? – powiedział Jungkook. – Od tego feralnego dnia, kiedy pomogłeś mi pogodzić się ze śmiercią rodziców. Nawet, gdy się ode mnie odwróciłeś nie przestałem cię kochać i nigdy, przenigdy nie przestanę.

– Przepraszam cię za wszystko, każdą ranę którą ci zadałem, wiem, że słowami tego nie naprawię, ale serio żałuję i gdybym mógł cofnąć czas, wszystko potoczyłoby się inaczej. Po prostu nie byłem w stanie pogodzić się z tym, kim jestem. Kocham cię tak mocno, że nawet ja nie mogę sobie tego wyobrazić.

– Naprawiłeś to. Miłość potrafi wybaczyć takie rzeczy.

– Przyrzekam na moją miłość do ciebie i tę gałązkę, że nic nas nie rozdzieli – stanął z Jungkookiem twarzą w twarz Taehyung.

– Przyrzekam na moją i twoją miłość, jak i na tą lichą gałązkę, że zawsze już będziemy razem – złączył ich usta młodszy.

Ze łzami w oczach rozłączyli się od siebie, a Taehyung zanurzył się szybko, aby zdjąć buta bez gałązki, następnie wyciągając z niego sznurówkę. Związał swój nadgarstek z tym Jungkooka i mocno złapał go za dłoń. Ruszyli w głąb wody, natrafiając na gwałtowny spadek. Nie walczyli z wodą, wdzierającą się do ich płuc. Do ostatnich chwil mieli splecione ze sobą palce. Później już tylko dryfowali obok siebie, połączeni białą sznurówką i połamaną gałzką schowaną w butach każdego z nich.

The end

Zastanawiałam się długo, czy naprawdę jestem w stanie kończyć to opowiadanie. Minęło już tyle czasu, odkąd je pisze i serce mi pękało, gdy tylko myślałam o tym końcu. Uwierzcie mi, potraktowałam samą siebie, jak i Was delikatnie, kończąc to w ten sposób. Mimo tego, że nie jest to zbyt dobre zakończenie, jest najlepszym, jakie mogło spotkać moje kreacje Jungkooka i Taehyunga.
W tym rozdziale chciałam serdecznie podziękować każdemu czytelnikowi. Z racji, że nie mogę zrobić tego osobiście, każdemu z osobna, to dziękuję Ci tutaj.
Jednocześnie z tym końcem jestem z siebie dumna, ponieważ jest to pierwsza książka na Wattpadzie, którą skończyłam (nie licząc shotów). Były momenty, kiedy chciałam ją porzucić jak pozostałe, z czego zresztą wynikła moja kilku miesięczna przerwa, ale były też momenty, kiedy zwyczajnie nie mogłam pisać.
M

imo to jestem, zmotywowana przez pozytywne komentarze.
Ta opowieść nie miała konkretnego zarysu. Miała się ciągnąć i ciągnąć i być jedym z tych humorystycznych textingów, jak na początku się zapowiadało. Sama nie wiedziałam, że obierze taki tor, jednak już od spotkania vkooka u Jungkooka widziałam już szkic końca.
Plączę się w tej notce, ale sama dokładnie nie wiem co napisać. Wiem, co chce Ci przekazać, ale wychodzi totalny bałagan.
Tak też jeszcze raz bardzo dziękuję Ci, że poświęciłeś czas na czytaniu tego.
Zapraszam też do reszty opowiadań, a w szczególności do 'florist', które również planuje skończyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top