9. Nie chcę czuć

"Zamykam oczy

nie chcę widzieć.

Nie chcę czuć.

Czy to koniec już?

To koniec już..."

  — Depresja. Tak nazywa sie choroba, na którą cierpisz — rzekła pani psycholog spoglądając na literki na papierze, a literki układały się w słowa, więc spogladała na słowa i czytała je w myślach. Lecz dopiero po przeczytaniu słów, których brunet nigdy nie wypowiedziałby na głos, stwierdziła u niego chorobę psychiczną, o której wiedział już od dłuższego czasu.
  Wiedział o niej. Tak dobrze jak o tym, że niebo jest niebieskie. Ale nigdy nie powiedziałby, że to jego dotknęła. Dobrze wiedział, że dużo ludzi na nią choruje, a z każdym dniem przybywa ich coraz więcej. Dobrze wiedział, że coś może być z nim nie tak. Jednak nigdy nie podejrzewał, że sam ma depresje.
  I nie wierzył tej kobiecie. On nie wierzył już nikomu.
  — Nie — zaprzeczył. — Nie mam depresji. Czuję się doskonale, jestem szczęśliwy. Mogę się nawet uśmiechnąć.
  Aby potwierdzić prawdziwość swoich słów, spróbował podnieść kąciki ust ku górze, które niestety z powrotem opadły w dół. Westchnął zrezygnowany i użył palców, dokładniej nie za  krótkich, nie za długich paznokci, takich w sam raz, by podnieść wargi ku górze. Tym razem sie udało. Jego twarz zdobił piękny, szeroki uśmiech, który bardzo go upiększał. Tylko te oczy. Takie puste. Z łatwością dało się dostrzec w nich ból, smutek i niechęć do życia. Niechęć do istnienia, oddychania. Oczywiście dostrzegało sie to wszystko jedynie, gdy chciało sie dostrzec takie szczegóły.
  A pani psycholog nie miała zamiaru chcieć. Nie chciała widzieć. Nie chciała widzieć jego smutku. Nie chciała o nim wiedzieć. Nie chciała widzieć okrucieństwa tego świata.
  Jego rodzice też nie chcieli widzieć.
  Starali się ignorować ból w oczach swojego syna, pomimo iż dokładnie dostrzegali jego cierpienie. Wszyscy dostrzegali jego cierpienie, lecz większość udawała ślepych. Starali sie go znienawidzić, bo myśleli że tak będzie najlepiej. I nikt nie wiedział o tym, jak Victoria szlochała w poduszkę, wtórując swojego synowi. Nikt nie słyszał tego, jak Antonio wyzywał swoją kobietę od szmat.
  Nikt.
  Ponieważ nikt nie chciał widzieć ani słyszeć.
  Żyjemy w zakłamanym świecie. Codziennie mijamy na ulicy tysiące nieszczerych twarzy i wymuszanych uśmiechów. Ale nigdy nie patrzymy ludziom w oczy, tylko w uśmiech, rozświetlający twarz. Bo nie chcemy widzieć tęczówek przepełnionych bólem i nienawiścią do świata.
  I Angelika też nie chciała tego widzieć. Bo Leoondre uśmiechał sie, a to znaczy, że był szczęśliwy, prawda?
  Nie.
  Nie był.
  Ale Angelika nie dopuszczała do siebie tej wiadomości. Chciała mu pomóc, to prawda.
  Ale nie wiedziała jak.
  I to chyba dlatego po prostu sie uśmiechnęła.
  Uśmiechnęła sie, lecz Leondre dostrzegł w jej oczach smutek.

Rozdział pisany podczas zastępstwa, więc przepraszam za błędy. Specjalnie dla Caraguaa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top