2. Dzieje ci się krzywda?

  Uroczy blondyn lustrował wzrokiem sale lekcyjne, szukając sekretariatu. Był nowy w tej ogromnej szkole, przez co bał się, że się w niej zgubi. Liceum było naprawdę ogromne, ale i przytulne, ciekawe, czy będzie tolerancyjne?
  — Hej, szukasz klasy? — odwrócił się i ujrzał przed sobą niewysokiego czarnoskórego chłopaka, uśmiechającego się od ucha do ucha. Skinął głową. — Widzisz, tutaj są tabliczki z numerkami sal, a tuż obok rozpisane jest, która klasa i o której godzinie w tym gabinecie ma lekcje. Rozumiesz?
  Niebieskooki skinął głową. Szkoda tylko, że nie miał bladego pojęcia, w której jest klasie.
  — Tak w ogóle, jestem Mark. — Niższy chłopak podał mu rękę. Blondyn bez wachania uścisnął jego dłoń. — Chodzę do 1g.
  Lenehan odpowiedział mu uśmiechem. Kilka sekund po tym zadzwonił dzwonek. Wszyscy uczniowe zaczęli kierować się do swoich klas, tylko blondyn jak taka sierota stał na środku korytarza i nie wiedział co ze sobą zrobić.
  O oczy obił mu się dość wysoki brunet z czekoladowymi oczami, który był właśnie zaczepiany przez dwóch wyższych osobników.
  Wkurzony skierował swoje kroki do trzech chłopaków. Dwaj z nich, gdy zobaczyli, że ktoś się zbliża, po prostu puścili go oraz oddalili się. Tchórze.
  — Hej, dziękuję. — Brunet otrzepał swoją koszulkę i uśmiechnął się do ciut niższego chłopaka. Tamten oddał uśmiech.
  — Nie ma problemu, po prostu pokaż mi, gdzie jest sekretariat.
  — Okay, musisz udać się w lewo...
  — Przepraszam, że pytam, ale to tak z ciekawości.  Jakiej jesteś orientacji?— Brunet wpatrywał się w twarz niebieskookiego, próbując wyłapać z niej jakiekolwiek emocje. Tamten przez chwilę się zastanawiał.

  Gdy ktoś zapyta cię o szczegóły twojego życia, bądź szczerym.

  — Jestem gejem. Problem?


    — Jeszcze raz dziękuję za to wcześniej, gdyby nie ty pewnie skopaliby mi tyłek. — Chłopcy siedzieli na stołówce, rozmawiając. Devries po chwili zdał sobie sprawę, co właśnie powiedział i panicznie zakrył usta dłonią.
  — Ty nic nie jesz? — zapytał niebieskooki oraz poprawił swoją grzywke, wpadającą mu do oczu. To było urocze.
  — Nie. Żywię się powietrzem — odpowiedział brunet, patrząc wszędzie byle nie na chłopaka przed nim. Blondynek zachichotał uroczo.
  — Hej, nie bocz się. Jestem Charlie.
  — Leondre.
  Zapadła cisza, która nie była ani trochę niezręczna. Charlie mógł w spokoju zjeść swój posiłek, a Leo podziwiać jego twarz.
  — Co powiesz? — przerwał ciszę blondyn, upijając łyka wody. Brunet chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, lecz nie chciał psuć życia niebieskookiemu. Więc lepiej będzie, gdy ten zacznie się od niego trzymać z daleka.
  — Jestem kruchy. Tak kruchy, że jak ktoś tylko podnosi głos, łzy napływają mi do oczu.
  — Dzieje ci się krzywda?
  Nastała między nimi niezręczna cisza, zakłócana jedynie przez ich własne oddechy. Zdawali się jakby nie dostrzegać wokół nich setki uczniów oraz głośnych krzyków.
  Skłamać czy nie? To było pytanie. Przecież znał chłopaka ledwo dziesięć minut, dlaczego miałby opowiadać mu szczegóły swojego życia?
  — Nie — skłamał.
  Skłamał, choć tak bardzo tego nienawidził. Później będzie musiał wymyślić kolejne dwadzieścia kłamstw do tego pierwszego kłamstwa.
  Jego życie było jednym wielkim kłamstwem.
  Zrobiło mu się sucho w ustach i świat zwolnił, a później po prostu porwał swój czarny plecak oraz wstał od stołu, po chwili wychodząc ze stołówki.

Jeszcze jeden dziś, lol.

Podoba Wam się? ♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top