rozdział 48
- Hej Shawn, już jestem prawie w domu... Znaczy prawie, bo właśnie do niego idę... Wybacz, że dopiero teraz, ale nie mogłam wcześniej. Wchodzę już na swoje podwórko... O, czekaj. Ktoś siedzi na mojej werandzie. O, to jesteś ty...
Shawn patrzył na mnie, trzymając telefon przy uchu, jednak kiedy wstał i ruszył w moją stronę, schował urządzenie do kieszeni spodni.
Zastanawiałam się co tutaj robi.
W jednej chwili poczułam się odrobinę winna, ponieważ kazałam mu czekać na siebie, podczas gdy ja załatwiałam sprawy dotyczące Noah.
Kiedy spotkaliśmy się w połowie drogi (czytaj: w połowie mojego trawnika), uniosłam lekko głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Twoja mama mnie nie wpuściła- powiedział, marszcząc zabawnie nosek.
Zaśmiałam się, zakłopotana.
Że też to ja musiałam wstydzić się za moją matkę, a nie ona za mnie. Powinnam ją wychować, jak Boga kocham. Gdyby chodziło o Noah, to by go wpuściła, zaprosiła, ugościła i cholera wie co jeszcze...
Dlaczego Shawna tak nienawidziła?
- Chodź, może mnie wpuści- machnęłam na niego ręką, ruszając do drzwi.
Ciekawe czy faktycznie wpuści mnie do domu, czy każe iść pod most razem ze Shawnem, skoro spędzam z nim ostatnio tak sporo czasu.
Oh Perrie, nie dramatyzuj.
Ja dramatyzuję? Przecież to moja matka. Do wszystkiego zdolna matka.
- Perrie, tak właściwie..- odwróciłam się do chłopaka, który nie ruszył się z miejsca-...to myślałem, że gdzieś pójdziemy.
Chwileczkę.
Shawn zapraszał mnie na randkę?
- Mam koc, jedzenie i jest piękna pogoda, a przynajmniej piękny wieczór- powiedział, patrząc w niebo, które mieniło się ciepłymi kolorami zachodzącego słońca.
Oh.
Z definicji wynika, że to brzmi jak propozycja randki.
Randka z Shawnem Mendes. Czy to naprawdę rzeczywistość?
- No dobrze, w takim razie powiem tylko mamie...
Chłopak patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
- Chociaż raz bądź niegrzeczna, Perrie.
Coś w jego spojrzeniu mnie niepokoiło- jakby nie chciał, żeby moja mama wiedziała, że idę właśnie z nim, jakby się obawiał, albo bał czegoś, może nawet jej samej.
Popatrzyłam przelotnie na drzwi mojego domu i na zaświecone światło w pokoju mojej matki.
Perrie, to tylko twoje głupie przeczucia.
Wzruszyłam ramionami i podbiegłam do Shawna.
Nic się nie stanie, jeśli chociaż raz nie poinformuję moją mamę co robię, z kim wychodzę, dokąd idę.
Prawda?
- No to ruszajmy przygodo!
Shawn pomachał kluczykami przed moim nosem.
- Zaparkowałem za rogiem.
- Nie wiedziałam, że masz prawo jazdy- przyznałam, kiedy ruszyliśmy w stronę samochodu.
- W sumie to nie mam. Autko ukradłem, żebyśmy mogli uciec do Meksyku przed twoją matką i moim szalonym ojcem.
Zatrzymałam się w miejscu, patrząc na niego jak na kogoś, kto uciekł z psychiatryka.
Shawn wybuchnął śmiechem.
- Perrie, to tylko żarty, ale gdybyś widziała swoją minę...
- A może ja zatrzymałam się, żeby wrócić po ubrania na drogę i w ogóle? Przecież znam się na żartach i mam świetne poczucie humoru. Posłuchaj znam taki świetny suchar, na pewno ci się spodoba...
- Tak tak, a to przerażenie w twoich oczach to na pewno z powodu choroby lokomocyjnej. No ale dawaj ten suchar.
- Co ma wspólnego bocian z ogórkiem?
Shawn wzruszył ramionami, patrząc na mnie wyczekująco.
- Nie umieją smażyć naleśników!
Zaczęłam się śmiać, a Shawn przywalił sobie w czoło z otwartej dłoni.
- To najgorszy suchar jaki słyszałem w życiu. Wsiadaj i nie rób wstydu, kobieto.
Noah by rozśmieszył mój suchar.
- Masz beznadziejne poczucie humoru, to dlatego moje ekstra żarciki cię nie bawią... Czy to to cudeńko?
Wskazałam palcem na granatowy pojazd marki nieznanej, bo nie byłam tak zdesperowana, jak niektóre dziewczyny, żeby uczyć się marek samochodów, by zaimponować chłopakom.
- Jak na kradzione, to całkiem niezłe- przyznałam, kiedy Shawn otworzył mi drzwi.
- Jak opowiesz jeszcze jakiś jeden z twoich żarcików, to nie jedziesz ze mną.
Mhm, jasne. Jak mnie już zaprosiłeś, to nie będziesz mógł się ode mnie uwolnić, zrozum kochanie.
Uśmiechnęłam się, patrząc na chłopaka okrążającego samochód.
Miał dzisiaj na sobie granatowy podkoszulek, szarą bluzę i dresy i prawdę mówiąc nie mogłam nacieszyć oczu jego dobrym wyglądem.
Podróż minęła szybko i to może dlatego, że cały czas śmiałam się ze Shawnem, a może dlatego, że park był całkiem blisko.
- Przecież mogliśmy przyjść tutaj na nogach, Shawn- powiedziałam, wysiadając z jego samochodu.
- Nie chciałem, żebyś się zmęczyła- wystawił mi język.- Po za tym, ja się staram, a ty jeszcze narzekasz. Co to ma w ogóle znaczyć?
- Ej, wcale nie jest tak źle z moją kondycją, dobra?I nie narzekam, ja tylko zauważam fakt...
Chłopak wyciągnął wiklinowy koszyk z bagażnika i zamknął samochód, po czym ruszył do parku.
- Z jaką kondycją?- wyszczerzył zęby w uśmiechu, a ja miałam ochotę go uderzyć.
- Nie jestem zawodową koszykarką, nie muszę mieć super kondycji jak ty czy Noah.
Uśmiech Shawna lekko zadrżał na wspomnienie o moim przyjacielu.
- Już wiesz co jest między wami?- zapytał mnie, kiedy się zatrzymaliśmy, a chłopak zaczął rozkładać koc pod całkiem sporym drzewem.
- Tak, jesteśmy przyjaciółmi. Rozmawialiśmy o tym dzisiaj po szkole... I on i tak jest z Lexie, a ja... A ja cieszę się jego szczęściem.
Nie, Perrie. Tak naprawdę chciałaś powiedzieć: A ja mam świra na twoim punkcie Shawn, proszę zostań moim chłopakiem i bądźmy razem.
Wcale, że nie... No dobrze, może troszkę... Okej, tak właśnie chciałam powiedzieć.
Shawn nie odpowiadał przez chwilę, patrząc w swoje buty, po czym nagle uniósł głowę i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- To cieszę się, że jesteście przyjaciółmi i wszystko między wami w porządku.
- Tak, ja też.
Chłopak usiadł na kocu, zapraszając mnie gestem ręki i klepiąc miejsce obok siebie.
- Shawn mam pytanie.- Chłopak pokiwał głową, żeby mówiła dalej.- Co było między tobą a Lexie?
Spojrzał na mnie, przerywając wyciąganie jedzenia z koszyka.
- W sumie to nie wiem jak to nazwać. Nie byliśmy prawdziwą parą. Mieliśmy kontakt tylko w szkole, żeby się pokazać razem i to w sumie tyle. Po za tym, mówiłem ci, że w sumie to chciałem zrobić ci na złość, bo byłaś z Noah...
- Szczerze? To brzmi żałośnie.
Podoba mi się swoja szczerość.
Shawn uśmiechnął się smutno.
- Tak wiem, ale cokolwiek było między mną i Lexie jest już skończone i nie wróci.
Chciałam wierzyć w jego słowa. Naprawdę chciałam. Ale już przywykłam, że Lexie jest nieodłączną częścią mojego życia.
- A ja po prostu byłem o ciebie zazdrosny- mówił dalej.- Tak to już jest, że jeśli na kimś ci zależy, to chcesz mieć tę osobę na wyłączność, a ja ciebie nie miałem.
- Nigdy nie możemy mieć kogoś na wyłączność, Shawn. Nawet jeśli byłoby się z tym kimś parą, to ta druga osoba ma prawdo do życia, do innych znajomości, ale to nie oznacza, że jej uczucie do drugiej połówki zgaśnie czy jest słabsze.
Chłopak pokiwał w zamyśleniu głową.
- Czyli twoje uczucia do mnie od pierwszego dnia liceum nie zgasły?- zapytał mnie.
- Nie.
- Nawet, jeśli w twoim życiu pojawił się Noah?
Patrzył na mnie czujnym wzrokiem.
Tak, coś się zmieniło.
- Nie. Nadal nic się nie zmieniło.
Chłopak uśmiechnął się radośnie, po czym pochylił się w moją stronę i pocałował mnie w usta.
- Um, przepraszam Perrie... Ja chciałem tylko...
- Chciałeś tylko mnie pocałować?
Patrzyłam na niego z uśmiechem, chcąc tak bardzo znów posmakować jego ust.
- Tak- przyznał po chwili- więc nawet jeśli mi nie pozwolisz to zrobię to znowu.
Oczywiście, że bym ci pozwoliła.
Ale chłopak nie pytał o zgodę, tylko złączył nasze usta w pocałunku pełnym czułości, tęsknoty, spełniania i gdzieś pomiędzy tym jeszcze odrobiny pożądania.
Wpięłam dłonie w miękkie włosy chłopaka, których od zawsze marzyłam dotknąć. Shawn całował mnie tak zachłannie, jakby czekał na ten moment już od kilku tygodni, ale coś nie pozwalało mi w to wierzyć. Jak ktoś taki jak on, może czekać na pocałunek z kimś takim jak ja?
- Perrie... Zostaniesz moją dziewczyną?- Zapytał, przerywając pocałunek.
Odsunęłam się od niego, patrząc mu w oczy. Pierwsze dostrzegłam w nich przerażenie, jakby chłopak sam przestraszył się tej propozycji, później pojawiła się ulga, że w końcu odważył się zapytać, a na końcu w jego spojrzeniu ukazało się napięcie czy się zgodzę.
- Czy ty pytasz o to poważnie?
Chłopak oblizał usta, zanim mi odpowiedział.
- Tak.. Pytam poważnie... Wiem, że wymagam wiele, bo przecież wyjeżdżam za kilka dni, ale...
- Ale to nie ma znaczenia, bo moja odpowiedź brzmi tak- przerwałam i spojrzałam na niego z uśmiechem.
Shawn patrzył w moje oczy z niedowierzaniem.
- Naprawdę?
- Tak.
Na moje usta wkradł się uśmiech, tak jak na usta Shawna.
Chłopak pochylił się w moją stronę i cmoknął moje usta, ale ja nie skończyłam na tym. Chciałam przysunąć się jeszcze bliżej niego, żeby mieć lepszy dostęp do niego ust, ale w tej samej chwili, w której podciągnęłam się na rękach, moje uda trafiły na coś miękkiego.
O nie...
Spojrzałam na rozgniecionego hamburgera i plamę z sosów na moich jasnych jeansach.
- Cholera jasna- zaklęłam.- Naprawdę Shawn, McDonald na pikniku?
- Nie jestem dobrym kucharzem- przyznał, drapiąc się po głowie z zakłopotaniem.- Po za tym ten tekst na podryw "gdybyś była kanapką, to nazwałbym cię McBeauty" teraz nabiera zupełnie nowego znaczenia- mrugnął Shawn.
Spojrzałam mu w oczy.
- To chyba najgorszy tekst na podryw, jaki kiedykolwiek usłyszałam, Shawn.
- Ale adekwatny, McBeauty.
Chłopak posłał mi uśmiech, a ja jeszcze raz pochyliłam się, żeby pocałować go w usta.
~~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top