rozdział 34

Mijał dzień za dniem, a ja na powrót stałam się kujonką.

Taką kujonką z typowym nudnym życiem, w którym nic ciekawego się nie dzieje. Może po za piątką z matmy, czy minus czwórką z chemii.

Czujecie ten dreszczyk emocji? Minus cztery... Oczywiście musiałam to poprawić, bo minus według mojej mamy to bardzo, bardzo źle!

I może ja nie byłam z tego zadowolona, ale mojej mamie bardzo podobało się moje nudne życie. Pewnie dlatego, że razem miałyśmy nudne życie...

Dwa tygodnie minęły mi na chodzeniu do szkoły i uczeniu się do egzaminów kwietniowych, które pisał każdy uczeń liceum, jako testy zaliczeniowe. Jeszcze gdzieś pomiędzy to wetknęłam sen i tak w kółko.

Wydaje mi się, że pochłaniając się nauką, starałam się uciec od wyboru, jaki postawił przede mną Noah.

Wyboru między nim samym a Shawnem.

Beznadziejny wybór, którego nie potrafiłam dokonać....

Prawda jest taka, że nie chciałam wybierać. Nie chciałam wziąć odpowiedzialności za decyzje, podczas kiedy każda z nich wiązała się ze zranieniem. Prawda jest taka, że mimo tego, iż walczyłam z sobą — zarówno Noah jak i Shawn byli dla mnie ważni.

Cholernie głupia ta prawda...

Zastanawiałam się, co czuję. I szczerze? Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na to pytanie.

Moje uczucia były popaprane, bo przecież Shawn sprawił, że płakałam (i to nie raz), zranił mnie, wykorzystywał, a ja nadal, jak ta głupia gęś, coś do niego czułam.

A Noah? Chyba stał się dla mnie ważniejszy, niż powinien być.

Ale oczywiście nie rozmawiałam z żadnym od czasu naszej konfrontacji.

Napisałam o tym wszystkim mojemu Anonimowemu Przyjacielowi.

Bo chyba mogę już go tak nazywać, prawda?

W każdym razie napisałam mu wszystko, bo po prostu potrzebowałam czyjejś rady. Potrzebowałam się wygadać. Potrzebowałam, żeby ktoś zrozumiał.

I dostałam to, czego chciałam, a kiedy czytałam odpowiedź, aż usiadłam z wrażenia na podłodze, pod moją szafką.

Nieznajomy: Perrie to, że mi zaufałaś, znaczy dla mnie naprawdę dużo. Oczywiście wiedziałem o wszystkim dużo wcześniej. Wiedziałem o Shawnie i wiedziałem o Noah. Wiedziałem to wszystko, bo naprawdę jestem dobrym obserwatorem i hm, dlaczego nie poruszałem tego tematu? Czekałem, aż sama coś o tym napomkniesz.
I oto nastał ten dzień. Oto jest dzień, który dał nam Pan! Cieszmy się i radujmy!

Wiesz co Perrie? Ale z jednej strony to dziwne, że mi to piszesz, bo halo — to ja cię miałem w sobie rozkochać, a ty mi mówisz o dwóch chłopakach, do których chyba coś czujesz....
Tak, do dwóch. I nie zaprzeczaj w tym momencie. Dlaczego tak twierdzę, że do dwóch, a nie do jednego? Bo kiedy zaczynaliśmy pisać, miałaś tylko jednego crusha, prawda?
Poradzę ci coś moja droga: OTWÓRZ OCZY.
~xo

Kim ten człowiek był? Pieprzonym psychologiem, do cholery?

Nie, ten człowiek miał pieprzoną rację.

Otwórz oczy Perrie.

Otwieram! Cały czas mam je otwarte i jestem ślepa. Co widzę? Mroczki!

- Hej — Shawn Mendes usiadł obok mnie, krzyżując nogi i opierając się o szafki plecami.

Przepraszam, czy on pomylił osoby?

- Hej? - okej, nie wiem dlatego to wyszło jak pytanie, a nie jak przywitanie.

Ten chłopak nie odzywał się do mnie przez dwa tygodnie, nie wińcie mnie, okay?

- Jestem Shawn Mendes, a ty to...?

Wyciągnął dłoń w moją stronę i uśmiechnął się cudownie, takim uśmiechem, który kiedyś doprowadzał mnie na skraj. A teraz? Teraz już nie wiem, gdzie mnie prowadził.

- Shawn co ty odstawiasz? - zapytałam, rozglądając się, czy to aby na pewno nie jakiś żart.

Chłopak przewrócił oczami i opuścił rękę, zawieszając ją na kolanie.

- Po prostu chcę się pogodzić — wyjaśnił, patrząc na mnie.

Nie wiedziałam, co powiedzieć.

- Zepsułem naszą znajomość i chcę to naprawić — dodał.

On właśnie proponował mi, żebyśmy zaczęli wszystko od początku, prawda?

Naszą znajomość, może przyjaźń, może coś więcej.

Nie. Nic więcej.

- Lexie nie będzie robić ci wyrzutów? - zapytałam.

Chłopak pokręcił głową.

- Skończyłem z Lexie.

O. Mój. Boże. Że. CO? Kiedy? Czemu o tym nie wiedziałam?

Ale co to zmienia? Nic.

- Na jak długo, Shawn?

Nie odpowiedział.

- Więc jeśli twój chłopak nie będzie miał nic przeciwko, to chciałbym zacząć wszystko od początku.

Jaki chłopak? On nadal twierdził, że ja i Noah....?

- Nie jestem taki zły, wiesz o tym Perrie.

Hm.

- I nie chcę powtarzać błędów z przeszłości.

Nikt nie chce.

- Więc proszę cię Perrie. Nie wymagam, żebyś mi wybaczyła, ale proszę, daj mi jeszcze jedną szansę.

- Dlaczego miałabym to zrobić Shawn?

- Bo może popełniłem kilka błędów, ale nie chciałem źle.

Nie chciał źle.

Nie chciał źle.

Nie.

Chciał.

Źle.

Ale wyszło źle.

- Perrie proszę — jego głos, jego głos, jego głos. Kruchy, słodki, łamiący się tak jak on.

Przygryzłam wargę.

Nie. Perrie. Bądź twarda. On cię zranił, zapomniałaś?

Ale ja go potrzebuję w moim życiu.

- Cześć Shawnie Mendes, jestem Perrie Flower — wyciągnęłam do niego dłoń, a on uśmiechnął się jak dziecko.

Obym tego nie żałowała.

O tym się przekonamy....

Oh zamknij się rozum.

- Miło mi cię poznać Perrie Flower.

Uśmiechnęłam się tylko, bo to z jednej strony było naprawdę niezręczne.

- Mogę odprowadzić cię na lekcje? - zapytał Shawn, kiedy podnieśliśmy się z ziemi i otrzepaliśmy swoje spodnie, bo nie można przecież nacieszyć się czystością podłóg w szkole.

- Właściwie to nie idę na lekcje.

Perrie buntowniczka, o tak.

Ale mama byłaby dumna.

- Oh, a gdzie idziesz?

- Otworzyć moje oczy — uśmiechnęłam się do chłopaka i zostawiając go z bardzo zabawną miną, wyszłam ze szkoły.

Przez całą drogę biegłam, albo przynajmniej się starałam, bo moja kondycja była naprawdę fatalna. Obiecałam sobie, że jak nie dotrę na miejsce w przeciągu piętnastu minut, to zacznę ćwiczyć częściej na wuefie. No, przynajmniej taki był plan.

Przeskakiwałam po dwa stopnie, starając się nie zabić, a kiedy w końcu pchnęłam metalowe drzwi i włosy rozwiał mi ciepły wiatr, poczułam, jak ból mięśni znika.

Wszystko zniknęło.

- Noah — jęknęłam, bo miałam taką zadyszkę, że bałam się, iż zaraz wypluję swoje płuca.

Nienawidziłam biegać. Bieganie to pieprzone zło.

- Perrie? Co ty tutaj robisz? - chłopak podszedł do mnie powolnym krokiem.

- Ja...Przy...szłam...znaczy...przy...biegłam...nieważne, żeby...

Zaczerpnęłam powietrza i wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu:

- Przepraszam.

Noah uniósł brew, zatrzymując się przede mną.

- Za co?

Kiedy mój oddech w miarę się uspokoił, zaczęłam mówić naprawdę chaotycznie.

- Za to, że nie słuchałam, co mówisz. Za to, że ci nie wierzyłam. Za to, że nie doceniłam tego, kiedy przy mnie byłeś, jak nikogo nie było. Za to, że byłam tak głupia, żeby nie zauważyć, że tobie na mnie zależy i...

- Kto powiedział, że mi na tobie zależy?

Anonimowy Przyjaciel.

- Ktoś, komu ufam.

- Kto to? Chyba nie twoja mama.

Tak kurna, ona. Rozmawiałyśmy przy naszej ulubione kawie. 

- Przyjaciel.

Nie odpowiedział nic, zaciskając usta, a ja patrzyłam w jego oczy, czując ukłucie w sercu.

 Dlaczego nie potwierdzi? To znaczy, że mu nie zależy? Znów zrobiłam z siebie idiotkę? Znów pomyliłam się do uczuć innych?

Cofnęłam się o krok.

- Oh czyli, że...

Zaczęłam, ale Noah mi przerwał.

- Czyli, że powinienem podziękować twojemu przyjacielowi — powiedział, a ja ponownie na niego spojrzałam.

- Co?

Noah przewrócił oczami.

- To, że nawet jakoś znoszę twoje towarzystwo Perrie Flower.

Chłopak popatrzył na mnie tym wzrokiem, a kiedy powoli na jego twarz wkradł się uśmiech, sama nie mogłam się powstrzymać i też się uśmiechnęłam. 

- Jesteś głupi.

- Ty też, a mimo to cię lubię.

Uderzyłam go lekko w ramię, ale zanim zdążyłam zabrać rękę, chłopak ją uchwycił. Przyciągnął mnie do siebie i zamknął w mocnym uścisku, a ja poczułam... Właśnie co poczułam? To chyba była radość. I spełnienie, że w końcu jest dobrze. Że w końcu między mną i Noah jest wszystko w porządku. Że w końcu Noah jest przy mnie i.... Jest właściwie, tak, jak powinno być. 

Hola! Nie rozpędzaj się. To twój kumpel. Tak? Nie. Nie wiem. Ugh.

Staliśmy tak, przytuleni do siebie, patrząc na kolorowe niebo nad nami. Chłopak był tak wysoki, że opierał swoją brodę o czubek mojej głowy, a mój policzek przyklejony był do jego piersi. Wdychałam zapach jego perfum, pomieszany z wiosennym powietrzem. Słyszałam jeżdżące samochody, które przeplatały się z dźwiękiem bijącego serca Noah, kiedy nagle moich uszu dobiegł szept chłopaka:

- Perrie Flower — odsunął się i spojrzał mi w oczy — pójdziesz ze mną na Bal Wiosenny?

Przez sekundę pomyślałam o wszystkich ładnych dziewczynach, które Noah mógł zaprosić i które na pewno by się zgodziły.

A on wybrał mnie...

Mnie Perrie Flower, która jest kujonką.

Mnie Perrie Flower, która nie umie tańczyć.

Mnie Perrie Flower, która jest niezdarą.

O cholera.

A co ze Shawnem?

A Shawn pójdzie z Lexie.

Prawda?

- Tak. Niechętnie — wywróciłam oczami, a chłopak zachichotał — ale pójdę z tobą na bal wiosenny Noah Greenson.

Moje serce nigdy nie było bardziej szczęśliwe.

~~~

mamy upragniony rozdział, podoba wam się, czy raczej nie?

czyżby Perrie wychodziła na prostą? 

hm, może...a może autorką jestem taka ja i wszystko pokomplikuję XD

też was kocham ♥

i kocham czytać, jak wszystko przeżywacie, więc piiiiiszzzcie co wam leży na serduchu!

lots of love!~~  lexie xox





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top