rozdział 17

- Mamo, idę do Noah.

Wciągnęłam na nogi trampki i przewiesiłam torbę przez ramie.

- Przypominam ci, że masz szlaban i zakaz wychodzenia z domu obowiązuje cie jeszcze przez tydzień- powiedziała znad gazety, nawet na mnie nie spoglądając.

I ty nazywasz się moją matką...

- Tak, ale będziemy robić projekt o Ludolfinie, który ty nam zadałaś.

- Nie może Noah przyjść do ciebie?

- Nie, bo musi mieć oko na młodsze rodzeństwo. Jego rodzice dzisiaj wychodzą.

- Dobrze, ale masz być o ósmej w domu- poleciła, a ja tylko przewróciłam oczami.

Siedząc w autobusie, zastanawiałam się co ja właściwie robię.

Nic takiego. Tylko okłamujesz swoją rodzicielkę i jedziesz spotkać się z Shawnem u niego w domu.

To zdecydowanie nie było nic takiego.

Pierwszą sprawą za bardzo się nie przejęłam, bo mój mózg skupił się na tym, że za chwilę zobaczę najcudowniejszą osobę chodzącą po tej planecie.

Tak dawno nie widziałam Shawna, że przysięgam było to dla mnie jak wieczność, a nie jak siedem dni. Tak bardzo się za nim stęskniłam, że zastanawiałam się, czy będę potrafić się przy nim opanować i nie rzucę się mu na szyję.

To głupie, że nawet nie byliśmy parą, a ja miałam tak wielką obsesję na jego punkcie, ale przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć...

Poczułam wibrację w kieszeni.

Shawn Mendes: Hej Perrie, jak już będziesz to wejdź i zamknij za sobą drzwi, bo nikogo nie ma w domu, a ja nie jestem w stanie tego zrobić x

Okej, nie ma problemu... Nie, czekaj, co, wróć.

"Bo nikogo nie ma w domu...."

Czyli, że będziemy sami? Czyli, że będę sama z Shawnem u niego w domu?

Przełknęłam ślinę, wysiadając z autobusu.

Spokojnie Perrie, tylko nie zrób z siebie kretynki, zachowuj się w miarę normalnie i nie śliń się na jego widok. Tylko tyle.

To jest dla mnie tyle, do cholery.

Z adresu który Shawn mi wysłał wychodziło na to, że chłopak mieszkał na obrzeżach miasta.

Jego domek wyglądał naprawdę uroczo i przypominał wyglądem jeden z tych typowych, amerykańskich budynków.

Stanęłam przed drzwiami, ostatni raz poprawiając włosy.

- Dzień dobry- powiedziałam machinalnie, otwierając drzwi i na prośbę Shawna, zamykając je za sobą na klucz.

Byłam w domu Shawna. Cholera, tyle razy o tym marzyłam, że nie mogłam uwierzyć, iż to dzieje się naprawdę. Ale wolałam się nie szczypać. Jeśli to sen, niech trwa jak najdłużej.

- Perrie, to ty?- usłyszałam gdzieś z głębi domu.

Boże, to jego głos. Ten najcudowniejszy, najlepszy, najukochańszy i najbardziej aksamitny dźwięk, jaki w życiu kiedykolwiek mogłabym usłyszeć.  Tak cholernie za nim tęskniłam.

- Nie, Rihanna- przewróciłam oczami.

- Boże Rihanna dzisiaj nie jest dzień na odwiedziny, jak chcesz autograf to przyjdź w innym terminie, bo teraz na kogoś czekam.

Zaśmiałam się cicho.

Czy Shawn Mendes odesłałby Rihannę z kwitkiem, bo czekał na mnie? Czy on to właśnie powiedział?

Zdjęłam kurtkę, wieszając ją na wieszaku obok kurtki Shawna, którą dotknęłam, zachwycając się jej miękkością, zanim weszłam do środka.

Uwaga, chora psychicznie na wolności.

Szczerze to w domu Shawna miałam ochotę dotknąć wszystkiego.

- Shawn, kieruj mnie gdzie mam iść, nie znam układu twojego domu- powiedziałam, lekko panikując, kiedy zdjęłam buty.

- Po prostu idź za moim głosem- powiedział, a mnie naprawdę nic to nie pomogło.

Chociaż za jego głosem poszłabym nawet w ogień...

- Jestem w salonie- dodał- musisz iść prosto przez pięć kroków- tak też zrobiłam- potem skręć w lewo- popatrzyłam na swoje dłonie i pomyślałam, którą dłonią robię Znak Krzyża, a potem poszłam w przeciwną stronę-  i uważaj na półkę przy ścianie

- Cholera- zaklęłam, kiedy przywaliłam małym palcem o kant jakiejś szafki.

To jest chyba najgorszy ból na całym świecie.

- Kto to tu postawił- jęknęłam i usłyszałam śmiech Shawna.

- Dawaj Perrie, ostatnia prosta.

- Nie jestem pewna czy po tej kontuzji jestem w stanie chodzić.

Przed państwem Królowa Taktu, Perrie Flower.

- Chciałem ci uświadomić, że z naszej dwójki to ja mam bardziej przesrane- usłyszałam i pacnęłam się w głowę z otwartej dłoni.

- Wybacz, nie miałam tego na...

I wtedy weszłam do salonu, a nogi mi lekko zadrżały.

- ...myśli

Shawn siedział na kanapie, trzymając w dłoniach pada od konsoli i wyglądając tak pociągająco. Miał na sobie szare dresy i białą koszulkę, a ja pobłogosławiłam jego styl ubierania się. Nogę w gipsie trzymał na stoliku, a pod łydkę wsuniętą miał poduszkę.

Przez cały tydzień patrzyłam na jego zdjęcie. Przez całe siedem dni go sobie wyobrażałam.

Ale i zdjęcie, i moje wyobrażenia były niczym w porównaniu z zobaczeniem Shawna na żywo. 

Przecież on jest taki piękny. 

- Hej- powiedziałam, nie do końca kontaktując.

Uśmiechał się, a ja powstrzymywałam się przed rzuceniem na niego, wyprzytulaniem go i obcałowaniem każdego milimetra jego twarzy.

Jego uśmiech to cud świata.

- Może ty sobie wydrukuj to nasze zdjęcie i powieś nad łóżkiem? Będziesz mogła widzieć mnie codziennie przed snem- mrugnął do mnie, a ja tylko się sztucznie zaśmiałam.

Gdybyś tylko wiedział, że to zdjęcie już od dwóch tygodni wisi nad moim łóżkiem...

- Dobrze cię widzieć- dodał po chwili, a mój brzuch zrobił przewrót.

- Może ty też sobie wydrukuj to zdjęcie- odcięłam się i usiadłam obok, starając się nie siadać za blisko niego, ale też nie za daleko.

- Może już wydrukowałem?

O cholera.

- A może ja też?- powiedziałam i położyłam zeszyty na stoliku.- Proszę, masz masę przepisywania, ale spokojnie, przed balem maturalnym na sto procent się wyrobisz.

Shawn opadł na oparcie kanapy z głośnym westchnięciem.

- Nawet nie mam siły się za to zabierać dzisiaj.

- Spoko, są twoje na cały weekend- wzruszyłam ramionami.- Wpadnę po nie w niedzielę, jeśli to nie problem.

- Żaden problem.

Powiedział, a ja podekscytowałam się na samą myśl, że za dwa dni ponownie go zobaczę.

Byłam od niego definitywnie uzależniona.

- Chcesz zagrać?- podniósł pada i pomachał nim.

- Nie mieliśmy się uczyć?- zapytałam, troszkę skołowana, bo w nauce byłam dobra, w grze już niekoniecznie.

- Oh Perrie nie bądź taka- zrobił dziwną i zarazem słodką minkę- jak wrócę do szkoły to i tak dostanę jakieś dwa tygodnie na nadrobienie wszystkich zaległości.

A tego nie wiedziałam. Może dlatego, że nigdy nie chorowałam i z a w s z e chodziłam do szkoły.

- Więc ściągnąłeś mnie tutaj po to żebym zagrała z tobą na konsoli?

- No i jeszcze żebyś zrobiła mi popcorn- powiedział z powagą.

Patrzyłam na niego zastanawiając się, czy powinnam się jarać tymi słowami czy raczej na niego obrazić za ponowne wykorzystywanie mnie, kiedy chłopak wybuchnął śmiechem.

- Twoje miny są takie rewelacyjne- przyznał, a ja nie wiedziałam czy on prawił mi komplementy czy się ze mnie śmieje.

Ale mimo tego zostałam u Shawna w domu. Żeby pograć z nim na konsoli. I szczerze wychodziło mi to fatalnie. Graliśmy w Fifę i biegałam po boisku w ogóle nawet nie potrafiąc kopnąć piłki, ale miałam to gdzieś, że gra mi nie wychodzi, bo Shawn tak bardzo się śmiał, że to sprawiało, że czułam się mistrzem Fify. I nie skupiałam się na grze, tylko na jego śmiechu.

Rozśmieszałam go. A to dobrze, prawda?

Nie Perrie, on śmiał się z ciebie i twego braku umiejętności poruszania się po boisku.

Zrobiłam też popcorn, o który Shawn błagał mnie przez piętnaście minut. Maślany, bo taki był jego ulubiony, jak mi powiedział. I to było cudowne, bo mieliśmy chociaż jedną wspólną rzecz, którą obydwoje kochaliśmy. Maślany popcorn.

- Przypaliłaś- powiedział, wpychając sobie garści jedzenia do buzi.

- Mogłeś wstać i sam sobie zrobić.

Królowa Taktu powraca! Brawo Perrie!

Oberwałam za to garścią popcornu.

- Nie zrobiłeś tego- powiedziałam, patrząc na niego.

- Czyżby?- podniósł jedną brew i znów rzucił we mnie ziarenkami, które wplątały mi się we włosy.

- Jesteś podły- krzyknęłam i chciałam zabrać mu miskę z jedzeniem, ale pośliznęłam się na gazecie.

Popcorn się rozsypał, ktoś w Fifie strzelił mi bramkę, a ja w tym czasie, przez swoją pokraczność, wylądowałam na klatce piersiowej Shawna Mendes.

O cholera jasna. Jak to był sen to błagam, nie budźcie mnie.

Czułam jego ciało na swoim ciele, jego dotyk, bo trzymał dłoń na moich plecach w razie gdybym miała upaść na ziemię, na swoich plecach i jego wzrok na mojej twarzy.

Uśmiechał się.

Jego bliskość sprawiała, że byłam bliska omdlenia.

To rzeczywistość. To rzeczywistość. To rzeczywistość.

Pierwszy raz dotykam ciała Shawna Mendes, które było jeszcze idealniejsze niż sobie to wyobrażałam.

Ja-pier-dzie-le.

Ekstra, teraz może czuć bicie mojego serca, które zdecydowanie nie miało normalnego rytmu.

- Czy ty masz aby na pewno zdrowe serce?- zapytał, uśmiechając się do mnie.

Nie. Jest chore z miłości do ciebie.

Nasze twarze były tak blisko siebie, że wystarczyło się pochylić i mogłabym złączyć nasze usta w pocałunku.

Oh słodki Jezu, jego oczy z bliska są tak piękne jak...

Nie. Nie ma nic tak pięknego jak jego oczy. Ich niesamowitość jest nieporównywalna do niczego.

- Masz popcorn we włosach- powiedział, śmiejąc się cicho.

- Ciekawe dlaczego- przewróciłam oczami, a on podniósł dłoń, zabrał ziarenko z moich włosów i włożył do swoich ust.

- Nadal spalony- przyznał z uśmiechem, a ja spadłam na podłogę, kiedy nagle w salonie pojawili się jego rodzice, ogłaszając swój powrót do domu.

Idealne wyczucie czasu.

~~~
no i mamy rozdział 17, jak wam się podoba? xo
boję się, że wyszedł trochę za długi, więc jak przynudzam to piszcie :(

dodałam obsadę! (głosy były podzielona, ale wygrał <dosłownie jednym głosem> Ansel)

powitajmy Ansel'a Elgort w homework :)


lots of love~ lexi xox





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top