rozdział 47
Nie wiedziałam czy dobrze robię, kiedy znalazłam się w Hali Sportowej numer 5.
W sumie jakiś głos w mojej głowie krzyczał, że jeżeli teraz nie porozmawiam z Noah, to więcej okazji do tej rozmowy nie będzie.
Tego bym nie przeżyła.
Dlatego wzięłam głęboki oddech (ustami oczywiście, bo wolałam nie narażać mojego noska na zniesienie tak obrzydliwego zapachu jakim był pot płynący z ciał dorastających chłopców z całej drużyny koszykarskiej) i dumnie kluczyłam po szatni, szukając Noah.
Zabawne było to, że już dawno było po lekcjach, więc hala świeciła pustkami, ale pachniało tutaj gorzej niż ostatnim razem. Oni tutaj nie wietrzą, czy jak?
Usłyszałam odbijanie piłki do kosza, więc ruszyłam w stronę boiska.
Co ja robię? Co ja mu powiem? A co jak zdzieli mnie piłką w twarz i krzyknie, że już mnie nienawidzi?
Weszłam na salę w momencie, kiedy Noah oddał rzut i piłka wpadła w obręcz.
To było takie seksowne.
Nie, Perrie. Stop. Koszykarze nie są seksowni. Zapamiętaj.
Ale kiedy są...
Z tobą nie da się rozmawiać.
Zaczęłam klaskać, zwracając na siebie uwagę gracza.
Noah posłał mi krótkie spojrzenie, po czym pobiegł po piłkę, która toczyła się poza linię autu.
- Co ty tutaj robisz?- zapytał, nie patrząc na mnie i znów celując piłką w tablicę.
- Oh, mam trening i takie tam, wiesz o czym mówię- rzuciłam, teatralnie ocierając pot z czoła.
Chłopak odwrócił się do mnie plecami, ale mogłam przysiąc, że się uśmiechnął chociaż przez chwilkę.
- Skoro tak, to orientuj się- powiedział nagle i podał mi piłkę.
Przepraszam, czy ja już wspominałam, że jestem beznadziejna w wuefu? Nie?
W takim razie jestem beznadziejna z wuefu.
Tak więc zsumujmy to...
Beznadziejna forma dodać brak jakiejkolwiek koordynacji ruchowej i jeszcze do tego wszystkiego nieumiejętność grania w grach drużynowych... To się równa niezłapanie piłki i śmiech Noah.
- Oddaj to dziecko, bo się zranisz- trzymał się za brzuch i trząsł się ze śmiechu.
Ugh, mam ochotę uderzyć go tą piłką w głowę.
Złapałam przedmiot w obie dłonie, po czym przemierzyłam dzielącą nas odległość i stanęłam przed Noah, trzymając piłkę w ręku.
Wolałam jej nie rzucać, bo pewnie jeszcze bardziej bym się ośmieszyła.
- Nie oddam ci tego dopóki ze mną nie porozmawiasz.
Starałam się brzmieć poważnie i w ogóle wyglądać poważnie, ale w jednej chwili Noah poruszył ręką, wybijając mi piłkę z dłoni. Chłopak przejął piłkę, oddając strzał, po czym spojrzał na mnie tym wzrokiem zwycięscy.
Uwaga, idiotka na sali. Robię z siebie idiotkę za darmo, nawet się nie staram i samo wychodzi, ktoś wpada?
Przewróciłam oczami.
- Okej, ja naprawdę wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać Noah, ale ja po prostu chcę wyjaśnić i już w piątek wyjeżdżasz, więc myślę, że powinniśmy....
Przerwał mój słowotok i wepchnął mi piłkę do dłoni, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego.
- Jak trafisz do kosza to gadamy.
Przełknęłam ślinę.
- A jeśli nie trafię?- zapytałam, patrząc krótko na pomarańczową piłkę, którą razem trzymaliśmy.
- To możesz spadać do Shawna.
Ałć.
Chłopak odsunął się ode mnie, wskazując dłońmi na kosz i ustępując mi miejsca.
Podeszłam tak blisko, jak było to możliwe, kiedy nagle usłyszałam głos za plecami głos Noah:
- Z osobistych, dziewczynko.
Popatrzyłam na niego wzrokiem w stylu: "żartujesz sobie za mnie?", ale Noah wyglądał tak poważnie, że pomknęłam na linię rzutów osobistych jak cień.
Okej, wiedziałam, że nie mam żadnej szansy, żeby trafić, ale stałam tam dzielnie.
- Noah, to jest bezsensu, przecież wiesz....
- Skup się.
Był taki nieugięty. Ugh, to było takie wkurzające i... fajne. Nie. Wkurzające.
Zanim skupiłam się na poważnie, zamierzyłam chłopaka wzrokiem.
Miał na sobie bordowy strój koszykarski: spodenki do kolan i koszulkę na grubych ramiączkach, która cholerka jasna, odsłaniała jego mięśnie i mocno zarysowane obojczyki. Jego skóra lekko lśniła, a mnie zamiast widok potu odrazić, jakoś dziwnie w tym przypadku podniecił.
Cholera jasna.
- Ekhem- odkaszlnął Noah.
Pokręciłam głową, lekko się czerwieniąc i przygotowałam się do rzutu.
Ugięłam nogi, robiąc wielki rozkrok, pochyliłam się do przodu i na prostych rękach, umieściłam piłkę między nogami.
Noah parsknął śmiechem, że aż się przeraziłam.
- Co?- zapytałam, lekko zirytowana.
Pokręcił głową, śmiejąc się.
- Nic, tylko piłkę powinnaś trzymać przed sobą.
- Nie dorzucę przecież, mądralo.
Podniósł ręce w obronnym geście.
Jeszcze raz zaczęłam się koncentrować i przejechałam językiem po ustach, kiedy chłopak westchnął.
Ze zrezygnowaniem wymalowanym na twarz, podszedł do mnie i ustawił się za mną.
- Nogi w lekkim rozkroku.
Polecił, po czym stopą lekko kopnął moje trampki, tak, że zmieniłam wielki rozkrok na mniejszy i zdecydowanie bardziej wygodniejszy.
- Pochyl się lekko do przodu, a nie jakbyś sikała w publicznej ubikacji.
Zaśmiałam się, bo Noah był tak bardzo bezpośredni.
Skąd on wiedział o takich rzeczach, skoro ma inne narządy i... O nie. Perrie. Nie myśl o tym. Nie teraz.
Zrobiłam co kazał.
- I piłka- powiedział tuż nad moim uchem, obejmując mnie i układając swoje dłonie na moich, trzymających piłkę- musisz trzymać ją tuż przed sobą...
O cholera.
- Skoncentruj się maksymalnie...- szeptał wprost do mojego ucha, a jego oddech lekko poruszał moimi włosami.
Nie potrafię się skoncentrować, kiedy jesteś tak blisko, zrozum?
- Celuj w czarny kwadrat i hm, najprościej... bądź piłką.
Bądź piłką.
Bądź piłką.
Bądź... czekaj, co?
Zanim się zorientowałam, Noah delikatnie poderwał moje ręce w górę i wycelował w tablicę, a piłka trafiła do kosza.
- Czyli teraz możemy porozmawiać- klasnęłam w dłonie, odwracając się do chłopaka.
Noah nie odsunął się ode mnie- nadal stał tak blisko, jak robił to minutę temu.
Trochę spanikowałam.
- O czym chcesz rozmawiać, Perrie?
Patrzył w moje oczy, a ja nie potrafiłam się odwrócić.
Piłka zrobiła kilka ostatnich odbić, po czym w sali zalęgła cisza.
- O nas, o naszej przyjaźni, o tym co jest między nami, o tym, że nie chcę tego stracić...
Troszkę plątałam się w słowach, ale wiedziałam, że Noah zrozumie.
Zawsze rozumiał, prawda?
Uśmiechnął się smutno, po czym zrobił dwa kroki w tył, interesując się nagle swoimi butami.
- Noah, czy my nadal jesteśmy przyjaciółmi?
Dlaczego mój głos drżał...?
- A będziesz potrafiła przyjaźnić się z kimś, kto cię kocha?
Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy chłopak na mnie spojrzał.
- Tak, słyszałaś. Kocham cię, Perrie.
Moje usta mimowolnie się otworzyły.
- I doskonale wiem, że ty tego nie odwzajemniasz- mówił dalej.
Dlaczego nie potrafiłam nazwać wtedy swoich uczuć?
- Noah, ja...
- Nie, poczekaj. Daj mi dokończyć. Chodzi mi o to, że uświadomiłem to sobie, łapiesz? Byłem na ciebie taki wściekły, tak cholernie wściekły za to, że nie potrafisz mnie kochać. Chciałem się do ciebie nie ozywać jakoś tak do końca życia...? Ale po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że nie wytrzymam.
Podchodził do mnie, kiedy to mówił.
- Więc jeśli przyjaźń to to, co mi proponujesz, to na razie będzie musieć mi wystarczyć.
Uśmiechnął się krzywo.
- Spotykajmy się z kim chcemy, bądź szczęśliwa ze Shawnem, ja jestem teraz całkiem szczęśliwy z Lexie. Może tak ma być. Może nigdy nie miało być "tego czegoś" między nami.
Patrzył na mnie z góry swoim dziwnym wzorkiem.
Staliśmy tak przez chwilę w ciszy, patrząc sobie po prostu w oczy.
Zanim się powstrzymałam objęłam chłopaka rękami, przytulając się do niego.
Noah zaczął gładzić mnie po włosach, zjeżdżając powoli do moich pleców i zataczał na nich malutkie kółeczka.
- Potrzebuję cię w moim życiu, Noah. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, wiesz?- Osunęłam się, patrząc na jego twarz. - Ale czy to nie będzie za trudne dla ciebie, w sensie, przyjaźń ze mną?
Uśmiechnął się do mnie, ale to nie był prawdziwy uśmiech, bo jego oczy pozostały smutne.
- Trudniej byłoby mi, gdybyś zniknęła z mojego życia, Perrie.
Łzy stanęły w moich oczach.
Nie popełniłam błędu przychodząc tutaj. Tak naprawdę, to najlepsza decyzja, jaką podjęłam od ostatnich paru miesięcy.
Noah był moim przyjacielem.
- Obiecałem ci przecież, że zawsze będę- wyszeptał, odgarniając włos z mojej twarzy i zaplatając go za ucho.
- Noah. Jezu. Ile trzeba na ciebie czekać?- piskliwy głos wdarł się do tej pięknej sceny i usłyszeliśmy tupanie szpilek.
Panie i panowie- Lexie Dunne we własnej osobie pojawiła się na hali sportowej. Oczywiście. Któż by inny...
- Oh- przystanęła, kiedy zobaczyła nas razem.
Noah spojrzał na nią z uśmiechem, po czym przeniósł wzrok na mnie.
- Wieczność, jeśli będzie taka potrzeba.
Miałam wrażenie, że mówił o mnie.
Wiedziałam wtedy, że będzie na mnie czekał. Dlaczego jednak związek z nim tak mnie przerażał? Czy bałam się własnych uczuć, jakimi darzyłam chłopaka?
~~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top