rozdział 42
Otwierając oczy, poczułam cholerną suchość w ustach.
To jest ten moment, kiedy budzisz się w środku nocy i uświadamiasz sobie, że możesz wypić całą butelkę wody, której, oczywiście, nie ma w pobliżu twojej dłoni, ugh.
Przetarłam zaspane oczy.
W pokoju było ciemno, a muzyka nadal grała, co oznaczało, że impreza trwała w najlepsze.
Gdzie jest mój telefon komórkowy, portfel i hm, jakby cała moja torebka?
Perrie myśl, co ty robiłaś, kiedy po raz ostatni miałaś te rzeczy ze sobą?
Nie wiem, okej?
Spojrzałam w lewo i zobaczyłam słodko śpiącego Jack'a, który wydął usta i cichutko pochrapywał.
Chwila...
O nie.
Nie.
Nie.
Powiedzcie, że to się nie stało. Co ja najlepszego wyprawiałam...
Naprawdę w tamtej chwili mogłabym zrzucić całą winę na alkohol, bo po nim człowiek zawsze staje się odważniejszy, ale szczerze? Żadnego usprawiedliwienia dla siebie samej nie miałam.
Perrie ty idiotko. Co ty robisz w miejscu, w którym jesteś?!
Modliłam się tylko, żeby Jack o tym zapomniał. Dobra, to jest niemożliwe. Ale marzyłam, żeby chociaż mnie przez to nie przekreślał, lub...
O NIE!
Uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło.
Kiedy całowałam się z Jack'iem, Noah nas zobaczył. W sensie mnie i Jack'a. Razem. Na łóżku.
Poczułam jakby moja głowa wybuchła. Jak ja to wszystko odkręcę? I dlaczego ja piłam ten pieprzony alkohol, jak mówiłam sobie, obiecywałam nawet, że więcej nie piję?
Na pewno było jakieś racjonalne wytłumaczenie tej żałosnej, nieracjonalnej sytuacji... Boże, ratuj mnie przed samą sobą!
Zrzuciłam z siebie koc i ruszyłam do łazienki.
Nawet się nie fatygowałam, żeby założyć buty. Idąc boso, czułam się bardziej sobą.
Nie wiem, czy to miało sens, ale pogodziłam się z tym, że wiele rzeczy, które czuję lub robię nie mają najmniejszego sensu, tak więc...
Potrzebowałam tylko kogoś kto to zrozumie...
Perrie tobie naprawdę zbliża się okres, humorki zmieniają ci się co jakieś dziesięć sekund.
Oh pierdziel się głosie w mojej głowie, który sprawia, że świruję.
Widzisz? O tym mówię. A nie świrujesz przeze mnie tylko dlatego, że masz coś z głową, dziewczynko!
W łazience ochlapałam twarz wodą i zanim się powstrzymałam, napiłam się jej, bo stwierdziłam, że kuchnia jest zbyt daleko. No i nie chciałam schodzić do tych wszystkich ludzi, bo moja mascara się rozmazała i wyglądałam gorzej, niż źle.
Ogarnęłam się i wyszłam z łazienki, chcąc wrócić do Jack'a i łóżka, kiedy nagle zza mijanych przeze mnie białych drzwi, dobiegło mnie siarczyste przekleństwo, a pod moje stopy potoczyła się zakrętka,
Schyliłam się, podnosząc ją i bez wahania chwyciłam za klamkę, będąc pewna, że może właściciel potrzebuje zakręcić czymś butelkę.
W pomieszczeniu było ciemno, więc kiedy otworzyłam drzwi strugi światła wlały się do pokoju, oślepiając twarz Noah, który osłaniał swoje oczy przed blaskiem.
Usłyszałam jego zachrypnięty głos przebijający się ponad dźwiękami głośnej muzyki:
- Czy to anioł stróż chce zabrać mnie z tej beznadziejnej planety do raju? Proszę, niech anioły będą seksownymi anielicami, zasługuję chociaż na to od życia.
Zaśmiałam się cicho.
- Nie, to tylko twoja kumpela, nudziara Perrie Flower, na anielice nie awansowałam.
- A, to ty - westchnął.
Czy on posmutniał, czy mi się wydaje?
- Pomyślałam, że będziesz tego potrzebował- podałam mu zakrętkę, a chłopak wyciągnął po nią drżącą dłoń.
- Dzięki.
Zabrał korek, uważając, żeby nasze dłonie się nie dotknęły, po czym wziął kolejny łyk z butelki.
- Dlaczego pijesz tutaj sam jak palec?- potarłam dłońmi o swoje uda, bo nie wiem, nudziło mi się.
Noah wystawił rękę w moją stronę.
- Palec nie jest sam, ma jeszcze czterech kumpli, więc ja nie wiem, dlaczego ludzie mówią takie słowa jak "samotny jak palec", to żałosne, bo sama widzisz, palce mają siebie nawzajem.
No przecież on był totalnie wstawiony.
- Mogę zostać twoim drugim palcem?- zapytałam, nagle nie mając już ochoty iść spać.
Noah wzruszył ramionami.
Zamknęłam za sobą drzwi, rozglądając się po pokoju- była to sypialnia, a Noah opierał się plecami o duże łóżko. Zlokalizowałam lampkę nocną, więc podbiegłam, żeby ją zapalić.
- Pije tutaj sam, bo kiedy mnie coś dobija, to nie jestem zbyt towarzyski- odezwał się nagle Noah.
Usiadłam obok niego, krzyżując nogi i uważnie mu się przyglądając.
- Co cię dobija?- zapytałam, chociaż moje serce krzyczało, wiedząc o co chodzi.
Chłopak na mnie nie spojrzał. Uparcie wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą.
- Dlaczego nie pójdziesz sobie po prostu do Jack'a?
Bo nie chcę.
- Znasz go?- zdziwiłam się.
W kuchni nie wyglądali jakby się przyjaźnili, albo coś w tym stylu.
- Może tak, a może nie. To nie ma znaczenia, ty już zdążyłaś go poznać. Jego gardło i takie tam.
- Jesteś niemiły, Noah.
Spojrzał na mnie, a widok jego oczu zmiażdżył moje serce. Widziałam w nich ból, rozczarowanie, zawiść i smutek.
- A dziwisz mi się? Mówisz, że jestem dla ciebie ważny, odwzajemniasz pocałunek, ja daje ci nawet pieprzony czas, żebyś mogła wybrać czy czujesz coś do mnie, czy do tego frajera Shawna, a ty miziasz się z Jack'iem Gilinsky'm.
Przygryzłam wargę.
Jesteś złym człowiekiem Perrie.
Nie. Nie jestem złym człowiekiem. Po prostu popełniam błędy. Uczę się, upadam, wstaję, walczę od nowa.
- Chciałam tylko, żebyś wiedział, że do niczego między nami nie doszło. My trochę się całowaliśmy i ja naprawdę byłam pijana i nie mam pojęcia dlaczego ci to mówię i się tłumaczę, skoro sam całowałeś się z pieprzoną Lexie!
Noah zmarszczył brwi.
- O czym ty mówisz?
Chwyciłam za kieszeń, chcąc wyciągnąć telefon i pokazać mu zdjęcie, które wysłał mi ten pustak Lexie.
- Ugh, nie mogę ci pokazać zdjęcia, które dostałam od Lexie, bo zawieruszyłam gdzieś telefon, ale byłeś tam ty i ona. Razem. I całowaliście się. I to było na Balu Wiosennym, wiesz?
Noah przeniósł wzrok z moje twarzy na swoje dłonie.
- Nie pamiętasz?- zapytałam.
- Pamiętam.
Pierwszy sztylet w serce.
- Czyli, że całowałeś się z Lexie na Balu Wiosennym?
- Tak.
Drugi sztylet w serce.
- A robiliście to przed tym, jak pocałowałeś mnie czy po tym?
- Przed.
Trzeci sztylet w serce.
Chwyciłam butelkę i wyrwałam ją z rąk Noah, po czym wzięłam sporego łyka.
Fuj, wódka jest obrzydliwa.
Ale przynajmniej paląca krtań pozwoliła mi zapomnieć na chwilę o tym, że dwóch chłopaków, na których mi zależy, całowało się z Lexie Dunne. Dlaczego zawsze byłam o krok za nią?
- Nie rozumiem tego Noah. Sam pocieszałeś mnie po tym, jak zobaczyłam całujących się Shawna i Lexie, czemu więc sam się z nią lizałeś?
Chłopak milczał przez dłuższą chwilę.
Czekałam cierpliwie, patrząc na jego rzęsy. Były takie długie i czarne, że niejedna dziewczyna na pewno mu by ich pozazdrościła.
- To zdjęcie było robione w zeszłym roku. My wtedy z Lexie... My wtedy czuliśmy coś do siebie... Ale to nieważne - uciął wpół zdania i pociągnął łyk z butelki.
Ranił mnie specjalnie?
Nie. On mówił prawdę, głupia.
Skoro tak, może nadal czuł coś do Lexie? Może tak naprawdę cała ta historia była o niej, nie o mnie. A ja głupia myślałam, że mogłoby im na mnie zależeć.
- Może w takim razie powinieneś do niej pójść- powiedziałam, wstając.
- Może powinienem, ale nie mogę, bo ona jest zbyt zajęta Shawnem.
Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową.
Oczywiście, że chodziło o nią.
- Oboje jesteście zdrowo popieprzeni. Czujecie coś do mnie, za chwile idziecie do Lexie... Nie możecie się zdecydować i nie robić mi papki z mózgu?
Noah patrzył na mnie z dołu.
- A nie możesz ty się zdecydować i w końcu wybrać któregoś z nas? Bo szczerze to wygląda, jakbyś się nami bawiła.
Pokręciłam głową.
- To wy bawicie się mną, raniąc mnie za każdym razem, kiedy myślę, że już wybrałam.
Patrzyliśmy sobie w oczy przez naprawdę długą chwilę, kiedy w końcu Noah się odezwał.
- Zastanów się przy którym z nas jesteś naprawdę sobą.
Oh.
- Jestem sobą tylko przy moim pieprzonym Anonimowym Przyjacielu, którym jest Jack i, który jakoś do tej pory mnie nie zranił!
Noah uniósł brew.
- Jack miał problemy z pisaniem od piątej podstawówki, ale wierz w co chcesz- rzucił Noah, po czym znowu przechylił butelkę, która była już w połowie pusta.
- Nie mówiłam ci, że piszemy wiadomości.
- Nie mówiłem ci, że mnie obchodzi to, co robicie.
- Świetnie.
- Świetnie.
- To sobie pójdę do niego.
- No to sobie idź.
- Idę.
- Pozdrów jego kolegów, tak przy okazji!- krzyknął Noah, kiedy zamknęłam za sobą drzwi.
Łzy znalazły się w moich oczach, a ja byłam totalnie wściekła, kiedy spływały po moim policzku.
Najgorsze jest to, że nie mogłam zablokować swoich uczuć.
Głupi Noah.
Nie widząc gdzie idę, wpadłam na kogoś, więc nawet nie przepraszając, wyminęłam postać, chcąc jak najszybciej być w domu.
- O, Perrie, to ty, hej. Chyba znalazłem twój telefon- usłyszałam od osoby na którą wpadłam.
O nie, jeszcze jego brakowało.
- Tak dzięki Shawn.
Chwyciłam urządzenie, nie patrząc chłopakowi w oczy.
- Wszystko w porządku?- zapytał.
- Przestań o to pytać, kiedy doskonale wiesz, że nic nie jest w porządku.
Chciałam odejść i zostawić go, jednak mi nie pozwolił.
- Ej Perrie, co się dzieje?- trzymał mnie za nadgarstek.
- Nic, do cholery. Wracaj do Lexie.
Po czym wyrwałam rękę z jego uścisku, zostawiając go z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy.
~~~
cześć i czołem, jak się macie?
rozdział dzisiaj specjalnie na 100 tysięcy wyświetleń, bo cholerka ckwjxooco, dziękuję wam, że jesteście, bo to jest takie spełnienie moich marzeń:')
cholerka, pewnie sherrie szipers nie spodobał się ten rozdział, bo mało shawna, ale! właśnie ale!
zastanawiam się, czy mnie znienawidzicie za dalszy rozwój sytuacji... :(((((
chciałabym już weekend, co z tego, że mamy poniedziałek, prawda...
eh, może mnie ktoś przytulić?:( zróbmy taki duży hug, proszę, proszę
lots of love~ lexi xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top