XI. Słabość.
Granice Shire usłane były polanami, lasami i przyjaznymi miasteczkami. Starali się jednak je omijać. Kompania za bardzo rzucała się w oczy, tym bardziej złożona z takich członków. Co prawda wieści o wydarzeniach, które rozegrały się pod Ereborem mogły nie trafić do tutejszych mieszkańców, ale woleli nie ryzykować rozpoznaniem Thorina. Ostatecznie w Śródziemiu było wielu podróżnych, którzy mogli zawędrować również tutaj i o wszystkim opowiedzieć.
Przez to, że starali się być na tyle niezauważeni, na ile było to możliwe, musieli kluczyć pomiędzy miasteczkami. Na szczęście im dalej na wschód, tym było ich mniej, a po kilku dniach przestały już w ogóle się pojawiać.
Jechali teraz przez zielone, dzikie krainy z bujną roślinnością. W krajobrazie dominowały głównie pagórki z rozległymi łąkami usłane wysoką trawą, kwiatami, krzewami i skałami, ale nie brakowało również lasów czy pojedyńczych drzew.
Pogoda od początku im sprzyjała. Każdy dzień był słoneczny, ale nie upalny. Deszcz szedł albo przed albo za nimi i tylko raz zdarzyła się lekka mżawka, kiedy jechali akurat przez las. Nic więc dziwnego, że wszyscy mieli wyśmienite humory. Nawet Miriel była radosna i wyraźnie zaciekawiona wszystkim, co mijali po drodze. Płakała tylko kiedy była głodna (lub ujrzała Dwalina), a wszystkie noce i drzemki przesypiała bez zarzutu – zmęczona po całych dniach wrażeń i przebywania bez przerwy na świeżym powietrzu.
Dobry los im sprzyjał i wszyscy się z tego cieszyli.
Jedynie Marion lekko się martwiła.
Wszyscy rozmawiali, śmiali się i żartowali. Bilbo posłyszał już nawet kilka zakładów o to, ile razy do końca tego dnia Miriel rozpłacze się przez Dwalina, który z niewiadomych przyczyn wciąż wywoływał u niej histerię. Choć krasnolud zapewniał, że to nic takiego, Marion doskonale widziała jego pełne żałości spojrzenia, kiedy kompania zabawiała Miriel.
— Musimy coś z tym zrobić — oznajmiła Marion, zwracając się do Thorina podczas jednego z postojów.
— Z czym dokładnie? — zapytał brunet, zostawiając siodło, przy którym coś poprawiał.
— Z Dwalinem i Miriel.
Thorin spojrzał z powątpiewaniem na wspomnianą dwójkę.
— Nie wiem czy da się coś z tym zrobić.
Marion uniosła brew, patrząc znacząco na Thorina.
— Skoro ty mogłeś polubić elfy, Miriel może polubić Dwalina. Powinno pójść nawet sprawniej – ona jeszcze nie umie mówić, więc nie będzie pyskować.
— Słucham? Ja wcale nie pyskuję. Poza tym, co do elfów...
— Zanim powiesz coś jeszcze — weszła mu w słowo Marion, podchodząc tak blisko, że ich nosy prawie się stykały — pamiętaj, że ja też jestem po części elfem.
Thorinowi nagle słowa jakby ugrzęzły w gardle. Zadziorny uśmieszek wpłynął na twarz Marion, a w jej oczach pojawił się błysk. Zanim brunet zdążył jakkolwiek zareagować, odwróciła się i odeszła w stronę kompanii.
Dębowa Tarcza nie mógł oderwać od niej wzroku. Pokiwał niedowierzająco głową, a na jego usta wpłynął równie zadziorny uśmiech.
Marion podeszła do Bifura, który trzymał Miriel na swoim podskakującym kolanie, imitując jazdę na koniu.
— Chyba zaczyna jej się nudzić — stwierdził, kiedy zobaczył Marion.
Kobieta uśmiechnęła się nieco zagadkowo i sięgnęła do torby.
— Daj jej to — powiedziała, podając krasnoludowi drewnianego orła, którego on sam niegdyś podarował jej przy ich pożegnananiu w Esgaroth.
Miriel zapiszczała szczęśliwie na widok ulubionej zabawki, a Bifura zatkało. Patrzył na orła jak zaczarowany, a jego oczy nagle się zaszkliły.
— Zachowałaś go... — powiedział, delikatnie biorąc zabawkę, którą sam wyrzeźbił. Pociągnął za drewienko, sprawiając, że skrzydła zaczęły się ruszać, co uszczęśliwiło dziecko jeszcze bardziej. — I do tego jeszcze Miriel... — wyszeptał, ciągnąc nosem.
Marion uśmiechnęła się, widząc jego reakcję. Zresztą reszta kompanii również wyglądała na wzruszoną. Nawet Dwalin, który wciąż trzymał się z boku.
— Cóż, Bifura już uszczęśliwiłaś — szepnął Thorin szatynce do ucha. Marion przeszedł dreszcz, ale poza tym nie dała po sobie poznać, że nawet nie słyszała, kiedy się do niej zbliżył. — Więc może jednak uda ci się również z Dwalinem.
Dłonie Thorina spoczęły na jej biodrach. Marion przeszedł dreszcz, zarówno dlatego, że było to przyjemne, jak i dość obce jej uczucie, do którego nie była przyzwyczajona. Obróciła się jednak i umieściła swoje dłonie na jego torsie.
— Znam dobrze was wszystkich, nie tylko ciebie — oznajmiła, przesuwając jedną z dłoni wyżej i gładząc delikatnie jego skórę na szyi. Thorinowi ledwo udało się utrzymać twarz bez emocji, choć i tak nie musiał się starać, bo cała uwaga reszty skupiona była na Miriel bawiącej się krasnoludzką zabawką. — Ale kto by pomyślał, że z was tacy wrażliwcy — rzuciła kobieta, muskając kciukiem jego dolną wargę.
— Krasnoludy są bardzo emocjonalne...
— Chyba porywcze...
— Sugerujesz coś? — zapytał, przyciągając ją jeszcze bliżej.
Marion już otwierała usta, żeby mu odpowiedzieć, kiedy rozległ się płacz.
— Ktoś tu jest głodny! — zawołał Bofur.
— Pora karmienia — powiedziała Marion. Wyplątała się z ramion Thorina i odbierając Miriel od Bifura, ruszyła w bardziej ustronne miejsce.
A Thorin ponownie obszedł się smakiem.
*
Dalsza część dnia minęła im szybko w miłej atmosferze, a i wieczór zapowiadał się podobnie.
Było już ciemno, kiedy siedzieli wszyscy dookoła ogniska. Niebo było lekko zachmurzone, ale księżyć i tak się przez nie przebijał.
Potrawka przyrządzona przez Bombura i Bilba właśnie kończyła się gotować. Kucyki pasły się niedaleko nich, zabezpieczone przed spłoszeniem, a Marion siedziała obok Thorina, który trzymał na ugiętych nogach Miriel. Dziewczynka wciąż była szczerze zafascynowana brodą na jego twarzy i dotykała jej przy każdej okazji.
— Nie jest dłuższa — zauważyła Marion, która przez poczyniania córki, również zainteresowała się zarostem krasnoluda.
— Wciąż ją przycinam — potwierdził mężczyzna.
Marion doskonale wiedziała, dlaczego Thorin przycinał swoją brodę, w przeciwieństwie do innych krasnoludów. Sam jej o tym powiedział (zresztą jak o wielu innych rzeczach) kiedy siedzieli razem w elfickich lochach. Choć było to stosunkowo niedawno, szczególnie w porównaniu do tego ile lat oboje już stąpali po tym świecie, dla nich to wydarzenie wydawało się bardzo odległe. Tyle rzeczy wydarzyło się od tamtego czasu, iż niemal niemożliwe było, aby to wszystko stało się w tak krótkim czasie.
— Dlaczego? — zapytała Marion. — Przecież odzyskałeś już Erebor. Żałoba zakończona. — Bo to był właśnie powód, dla którego Thorin ścinał brodę przez ponad sześćdziesąt lat – żałoba po stracie domu. I dlatego dawno temu, kiedy Dębowa Tarcza poprzysiągł sobie odzyskanie Ereboru, postanowił również, że będzie przycinał brodę dopóki tego nie dokona.
Marion wiedziała, że brody od zawsze były dla krasnoludów bardzo ważne. Był to jeden z kilku czynników, który definiował krasnoludy. Łatwo można było to dostrzec, ponieważ uwielbiali oni pleść z nich najróżniejsze warkocze oraz wplatać w nie koraliki lub inne ozdoby, tak, jak robili to z włosami. Władcy dbali o nie szczególnie, aby dodawały im jeszcze szlachetniejszego i bardziej wojowniczego wyglądu. Marion dowiedziała się z opowieści i dość dokładnych opisów, że dziad Thorina miał szczególnie zachwycającą brodę, która była powszechnie podziwiana.
Dlatego tak dziwił ją fakt, że choć od miesięcy Erebor był odzyskany, Thorin wciąż przycinał swoją brodę.
— Nie całkowicie — odparł. — Nie mogłem... nie bez ciebie — spojrzał na nią, kiedy to powiedział i przez chwilę utonęli w swoich spojrzeniach, zupełnie jakby świat wokół nie istniał.
Marion czuła gorąco bijące w jej sercu na myśl, że była dla niego tak ważna.
Niestety świat postanowił im przypomnieć o swoim istnieniu.
— Kolacja gotowa! — zawołał Bilbo, a krasnoludy wokół krzyknęły z uciechy.
Marion wzięła dziecko od Thorina, a on ruszył w stronę ogniska, aby po chwili wrócić z dwoma miskami jedzenia.
Marion odebrała od niego naczynie i zaczęła jeść. Brunet ponownie zajął miejsce obok niej i zrobił to samo.
— No no, trzeba przyznać, że wspólnie tworzycie jeszcze większe arcydzieła niż osobno — oznajmiła kobieat, kiedy tylko spróbowała posiłku, wywołując tym samym uśmiech na twarzach kucharzów.
Przez ostatnie dni Bimbur i Bilbo gotowali na zmianę, a dzisiaj po raz pierwszy współpracowali i cała kompania wydawała się być z tego faktu bardziej niż zadowolona.
Najlepszym dowodem był fakt, że na słowa Marion wszyscy tylko mruknęli, zgadzając się z kobietą, bo mieli zajęte usta.
Również Miriel zainteresowała się posiłkiem, bo zaczęła ciekawsko sięgać w stronę miski.
W pewnym momencie jej trudy doszły do skutku i dosięgnęła swojego celu, wkładając rączkę do miski Marion.
Zapiszczała radośnie i oblizała palce, brudząc sobie przy okazji dodatkowo twarz.
— Ubaw po pachy — mruknęła Marion i sięgnęła po coś, aby wytrzeć dziecko, ale nie miała akurat nic pod ręką.
— Poczekaj — powiedział Baggins i wyjął z kieszeni chustkę, podając ją jej. — Proszę.
Marioj wzięła od Bilba chustkę, ale zanim zdążyła mu choćby podziękować, rozległ się podekscytowany głos.
— Ha! Patrzcie tylko kto nie zapomniał swojej chustki tym razem! — zawołał Bofur.
— Uczę się na błędach! — odparł Baggins.
Krasnoludy wybuchły gromkim śmiechem, a Marion spojrzała na nich zdziwiona, nic nie rozumiejąc.
— Czy ktoś byłby łaskaw mnie wtajemniczyć? — zapytała.
— Cóż, kiedy wyruszaliśmy na wyprawę, aby odzyskać Erebor Bilbo zapomniał swojej chustki do nosa i zrobił wielką aferę — wyjaśnił Bifur. Marion zauważyła, że odkąd nie był skazany na mówienie tylko po starokrasnoludzku, stał się znacznie rozmowniejszy. — Chciał, żebyśmy wracali się po nią do Bag End.
— Nie przesadzałbym z tą wielką aferą... — machnął ręką hobbit, jednak Marion zauważyła, że jego uszy zrobiły się czerwone.
— Wracaliście? — zaciekawiła się Marion.
Thorin spojrzał na nią tak wymownie, że nie musiał nawet nic mówić.
— Musiał obyć się bez niej — oznajmił Balin.
— I bez wielu innych wygód — dodał Bofur.
— Uważam, że bardzo dobrze sobie poradził — oznajmił Thorin. — Jak na hobbita, oczywiście.
Bilbowi łzy stanęły w oczach.
— E-e t-tam — wyjąkał wzruszony tą wątpliwą pochwałą, która w ustach Dębowej Tarczy była w istocie ogromnym komplementem. — Przy was nauczyłem się obywać bez chusteczek — oznajmił ku ogólnej uciesze i aprobacie — ale przezorny zawsze ubezpioczony! Wiedziałem, że może się przydać...
Marion uśmiechnęła się, wiedząc, że Bilbo najpewniej myślał o Miriel, kiedy ją pakował.
— A pamiętacie jak Bilbo zemdlał, kiedy usłyszał o smoku? — zapytał Kili, na co wszyscy wybuchli śmiechem, a Dwalin poklepał uśmiechniętego i zarumienionego Bagginsa po plecach.
To doprowadziło do długich i wesołych wspominek na temat ich poprzedniej wyprawy. Marion choć również uczestniczyła w rozmowie i śmiała się ze wszystkimi, sama mogła dowiedzieć się wielu rzeczy na temat tego, co działo się, zanim dołączyła do kompanii. Słuchała tego wszystkiego z ogromnym uśmiechem na twarzy i iskrami szczęścia, skaczącymi w oczach, a Thorin nie mógł spuścić z niej wzroku.
Chciał ją oglądać taką szczęśliwą już zawsze.
*
Kolejnego dnia pogoda również była niezgorsza, choć na niebie było dużo chmur.
Zatrzymali się na postój jeszcze przed południem. Marion nakarmiła Miriel, a krasnoludy przekąsiły coś z suchego prowiantu.
— Co powiesz na mały sparing? — zapytał Kili Marion, kiedy ta już skończyła zajmować się córką.
— A jak myślisz? — zapytała Marion, uśmiechając się zadziornie. Już od tylu miesięcy nie miała miecza w dłoni, że zgodziłaby się nawet na sparing z trollem.
— Powinniśmy ruszać — powiedział Dori, który stał najbliżej Kiliego.
Obydwoje – Kili i Marion – nieco przygaśli, ale nie skomentowali tego słowem.
Odezwał się natomiast Thorin, siedzący na jednym z głazów.
— Kilka minut nas nie zbawi.
Marion uśmiechnęła się szeroko, a Dębowa Tarcza nie mógł nic poradzić na to, że na ten widok również na jego twarzy wyrósł uśmiech.
Szatynka przekazała Miriel w ręce Bilba i dobyła miecza, stając naprzeciw Kiliego, który już trzymał broń w dłoni.
Wszyscy umilkli i spojrzeli w stronę przygotowującej się dwójki. Zwykle w takich chwilach najpewniej padłyby zakłady, ale o co tu się zakładać, kiedy wszyscy stawiają na tą samą osobę?
— Mam nadzieję, że pamietasz coś jeszcze z tego, czego cię nauczyłam? — zapytała Marion, podczas gdy krążyli powoli wokół siebie, czekając, kto zaatakuje pierwszy.
— Oczywiście — odparł brunet. — Mam nadzieję nauczyć się jeszcze więcej — powiedział, po czym od razu zaatakował.
Kobieta sparowała cios i rozpoczeła się walka.
Wydawało się, że Marion ma przewagę, ale już po chwili Thorin był w stanie stwierdzić, że coś było nie tak. Wprawdzie blokowała wszystkie ciosy, ale nie wyprowadzała własnych, a jej ruchy nie były tak zgrabne, jak zapamiętał. Wyglądało również na to, że męczyła się znacznie szybciej.
Teraz już wszyscy zaczęli zauważać, że coś jest nie tak. Marion również zdała sobie z tego sprawę. Gardło zacisnęło jej się w panice i z całych sił starała się wykrzesać z siebie więcej. W końcu udało jej się wyprowadzić atak. Kili jednak bez przeszkód go uniknął, przez co Marion straciła równowagę i runęła na ziemię, uprzednio się potykając.
Kiedy się odwróciła, aby wstać, Kili już celował w nią mieczem. Wszyscy patrzyli na to zszokowani, a na najbardziej zdziwionego wyglądał sam zwycięzca.
— Ja... wygrałem? — wyjąkał.
Pośród krasnoludów wybuchły rozmowy, Thorinowi uśmiech całkiem znikł z twarzy, a Bilbo zaczął nieco zbyt nerwowo kołysać Miriel.
Marion czuła jak zalewa ją fala goryczy.
— Jeszcze raz — powiedziała twardo, podnosząc się ziemi.
— Nie — zaoponował Thorin. — Wsiadajcie na konie. Koniec postoju.
Krasnoludy natychmiast posłusznie rozeszły się do swoich wierzchowców. Marion jednak podeszła do Dębowej Tarczy.
— Sam mówiłeś, że kilka minut nas nie zbawi — przypomniała.
Thorin spojrzał na nią, ale nie odpowiedział. Zamiast tego, kiedy podszedł Bilbo, odebrał od niego Miriel i podał ją kobiecie.
— Jedźmy — powtórzył.
Marion zbladła i zdecydowanie przygasła. Nie powiedziała jednak nic więcej. Zawinęła Miriel w chustę i pozwoliła, aby Thorin pomógł jej dosiąść Rigela.
Czuła jak zalewa ją uczucie, którego już dawno nie czuła.
Wstyd po przegranej walce.
*
Późnym popołudniem teren zrobił się bardziej górzysty, a w oddali zamajaczył las. Thorin postanowił, że ograniczą postoje, aby jeszcze dziś dotrzeć choćby na jego skraj.
Dobre humory nieco przygasły. Zastąpiła je dość napięta atmosfera. Krasnoludy dziwiły się, że Kili wygrał walkę, ale nie śmiały otwarcie o tym dyskotować, więc starały się jak mogły być dość cicho, co tworzyło atmosferę szeptów i półgłosów.
Jasne było natomiast jak całe zajście wpłynęło na Marion.
Jechała na szarym końcu, trzymając się w pewnej odległości od reszty. W dodatku, kiedy Bofur i Dori chcieli jej towarzyszyć, aby chronić w razie czego ją i Miriel, kobieta stanowczo kazała im zostawić ją samą.
Czuła upokorzenie i bezsilność pomieszane ze złością, a propozycja przyjaciół tylko ją dobiła. Przecież nie potrzebowała ochrony! Nie odkąd skończyła dwadzieścia lat... Było to tak dawno temu, że zapomniała już jakie to uczucie. Przez wiele lat przywykła do myśli, że poradzi sobie z każdym zagrożeniem i pokona każdego, kto stanie na jej drodze.
Teraz jednak wszystko się zmieniło. Nie zdawała sobie sprawy jak ciąża i kilkumiesięczna sielanka wpłynęły na jej ciało i kondycję. Oczywiście zauważyła dodatkowe kilogramy, ale już wcześniej miewała lepsze i gorsze okresy jeśli o to chodzi. Jednak nieustanne podróże, jazda konna i przymus walki skutecznie trzymały ją w formie. Teraz pierwszy raz odnotowała tak znaczy jej spadek i poczuła się jak rzucona na głęboką wodę. Nie dość, że nie wiedziała jak ma odnaleźć się w tej nowej sytuacji, to jeszcze jej porażkę ujrzała cała kompania.
Wszyscy zobaczyli jak przegrywa z Kilim.
I nie chodziło wcale o to, że krasnolud był fatalnym wojownikiem, o nie. Miał potencjał, ale jako jednemu z młodszych w kompanii, wciąż brakowało mu doświadczenia i wyszlifowanej techniki. Skoro przegrała z Kilim, Thorin rozłożyłby ją na łopatki, gdyby stanęła z nim do walki.
Nie byli już na równi. Marion została daleko w tyle. Czy to dlatego Thorin tak nalegał, aby ruszali? Bo nie chciał oglądać jej kolejnej porażki?
Zatopiona w swoich myślach, Marion zupełnie nie zwracała uwagi na kompanię, dlatego nawet nie zauważyła, kiedy Bilbo dojechał na przód do Thorina, zrównując swojego kucyka z jego.
— Może pownineś porozmawiać z Marion? — zasugerował.
Krasnolud spojrzał przelotnie na Niziołka, po czym dyskretnie odwrócił się do tyłu.
— Nie wygląda jakby chciała rozmawiać — stwierdził.
— Nie jestem pewien czy to tak działa... — Bilbo nie wiedział, jak ma delikatnie przekazać Thorinowi, że powinien porozmawiać z kobietą. — Myślę, że Marion potrzebuje rozmowy — wyznał prosto z mostu. — Rozmowy z tobą, Thorinie — sprostował szybko, aby mieć pewność, że zostanie dobrze zrozumiany.
— Hmm, gdyby potrzebowała rozmowy, to chyba nie jechałaby na końcu, prawda? Czy izolacja nie oznacza, że chce pobyć sama?
— Ponownie: to chyba tak nie działa... — hobbit westchnął. — Jeśli czegoś nauczyłem się przez te wszystkie miesiące mieszkania z nią, to tego, że kobiety są skomplikowane... bardzo skomplikowane. Na twoim miejscu spróbowałbym z nią porozmawiać i jeśli nie każe ci iść do trolla, to nie odpuszczaj.
Thorin pokiwał w zamyśleniu głową. Przez dłuższą chwilę wyglądał jakby rozważał słowa Bagginsa i hobbit już myślał, że nic z tego nie wyniknie, jednak Thorin w końcu zawrócił kuca i podjechał do Marion.
Kobieta spojrzała na niego nieco przygaszona, choć z nadzieją czającą się w oczach.
Miriel już dawno zdążyła zasnąć, ukołysana przez spokojny stęp Rigela i wtulona w jej pierś.
— Wszystko w porządku? — zapytał Dębowa Tarcza. To były jedyne słowa, które przyszły mu do głowy.
— Nie.
— Jesteś zła.
— Zła, smutna, upokorzona, rozczarowana samą sobą – tak, jestem.
— Nie ma ku temu powodów... — spróbował pocieszyć ją Thorin.
Marion prychnęła, co było oczywistym znakiem, że mu się to nie udało.
— Powód jest oczywisty i wszyscy widzieli go na własne oczy.
Krasnolud zamilkł i przez dłuższą chwilę jechali w ciszy, podczas której mężczyzna zastanawiał się co powiedzieć.
— Nie martw się — westchnął w końcu. — To nie koniec świata, niedługo będziesz walczyć tak świetnie, jak kiedyś...
— Naprawdę? — warknęła szatynka, a Thorin ze zdziwieniem stwierdził, że jest jeszcze bardziej zła, niż przed momentem.
— Nie rozumiem.
— Właśnie widzę.
— Marion...
— Nie chcę obudzić Miriel — przerwała krasnoludowi kobieta. — Może sprawdzisz czy Bilbo na pewno wie, gdzie jechać?
Thorin nie odpowiedział. Jeszcze przez chwilę jechał obok Marion, wpatrując się w nią. Jednak szatynka uparcie patrzyła przed siebie, ignorując go. W końcu ponaglił kuca i kłusem podjechał z powrotem na początek zastępu. Marion natomiast zamrugała kilkukrotnie oczami, odganiając łzy, które zebrały jej się w oczach.
— I jak poszło? — zapytał Bilbo, kiedy Thorin ponownie pojawił się obok niego. Niestety po twarzy bruneta wnosił, że nie było najlepiej, co tylko potwierdziły jego słowa.
— Nie jestem pewien dlaczego, ale chyba pogorszyłem sytuację — odparł nachmurzony.
— Co powiedziałeś? — zapytał Bilbo.
— Żeby się nie martwiła, że to nie koniec świata i że niedługo będzie walczyć tak świetnie, jak kiedyś.
Bilbo wydał z siebie dziwny dźwięk, który przypominał jęk połączony z kwikiem i złapał się za głowę.
— Będzie trudniej niż myślałem... — stwierdził.
*
Udało im się zrealizować założenia Thorina i jeszcze tego samego dnia dojechali na skraj lasu, choć godzina była już późna, a słońce dawno zaszło, pozostawiając tylko szarą poświatę. Przez cały ten czas Thorin jechał na przedzie wraz z Bilbem i tylko Durin jeden wiedział o czym rozmaiwali przez cały ten czas, bo nikt nie śmiał im przerywać.
Z powodu późnej pory, nie przyrządzili kolacji po rozbiciu obozwiska, tylko posilili się suchym prowiantem i niemal od razu poszli spać, wyznaczając uprzednio warty.
Miriel spała już w najlepsze, zabezpieczona zwiniętymi kocami w ciepłym posłaniu, które jak co wieczór przygotowała Marion. Szatynka właśnie się kładła, kiedy podszedł do niej Thorin. Ostatnio ciągle kładli się obok siebie, jednak dziś Marion celowo rozłożyła swoje posłanie z dala od krasnoluda.
— Możemy porozmawiać? — zapytał brunet.
Kobieta westchnęła.
— Nie dziś...
— Marion, proszę cię...
— Nie chcę — przerwała mu. — Jestem zmęczona, Thorinie, nie dam rady jeszcze o tym dyskutować... Nie dziś — oznajmiła twardo.
Dębowa Tarcza nie odpowiedział. Skinął głową i odpuścił, odchodząc w kierunku swojego posłania.
Bilbo, który dyskretnie obserwował sytuację z boku, westchnął cichutko.
*
Noc mijała cicho i spokojnie. Powietrze było ciepłe, nagrzane po pięknym dniu. Nawet Bombur nie chrapał, bo akurat pełnił wartę. Lekki wiatr gnał chmury na niebie, odsłaniając co jakiś czas gwiazdy i księżyc. Z lasu dobiegał natomiast piękny zapach igliwia i runa. Pomimo tego Marion za nic nie mogła zasnąć. Choć wiedziała, że powinna, bo dziś wypadła akurat noc bez jej warty (pełnili je co drugą noc).
Czuła zmęczenie, ale głowa i emocje nie pozwalały jej zasnąć. Nie wiedziała dlaczego, ale denorwował ją również fakt, że wszyscy wokół niej spali sobie spokojnie, jak gdyby nigdy nic, a ona nie mogła hałasować, żeby ich nie obudzić. Każde obrócenie się na drugi bok i wiercenie, wydawało się zbrodnią.
W końcu wstała zirytowana. Podniosła z ziemi swój miecz i umocowała go przy biodrach. Bombur spojrzał na nią zdziwiony, kiedy najciszej jak potrafiła, ruszyła w kierunku lasu, ona jednak dała mu niemo znać, że wszystko dobrze, więc krasnolud nie śmiał się z nią spierać.
Kiedy była już na linii drzew, dołączył do niej Rigel, zaniepokojony zachowaniem swojej właścicielki, ona jednak odprawiła go skinięciem dłoni, po czym wkroczyła do lasu.
Chciała choć przez chwilę pobyć zupełnie sama.
Wśród drzew było znacznie ciemniej, ale wciąż dało się wiele zobaczyć, bo noc była jasna.
Las był cichy, ale była to cisza innego rodzaju – tętniąca nocnym życiem. Istoty w nim żyjące dawały o sobie znać, a ucho wprawnego słuchacza z łatwością wyłapywało te dźwięki.
Marion rozkoszowała się atmosferą panującą dookoła – odgłosami owadów i ptaków nocnych, chłodniejszym powietrzem i pięknym zapachem, typowym dla lasu, który kochała. Choć trochę łagodziło to jej nerwy.
Mech tłumił jej kroki, a dotykane po drodze pnie drzew lekko drażniły skórę dłoni. Szła przez dłuższy czas, zanim zorientowała się, że wokół zaczyna się przejaśniać. W końcu stanęła na linii drzew, na skraju średniej wielkości polany pokrytej bujną trawą i dzikimi kwiatami.
Weszła na jej środek i spojrzała w niebo, na księżyc, który akurat wychynął zza chmur. Po jego położeniu stwierdziła, że musiała odbić dość znacząco w lewo od miejsca, w którym rozbili obóz.
Stała tak przez dłuższą chwilę, zaciskając ręce w pięści. W końcu dobyła miecza, zakłucając ciszę nocy i podeszła do najbliższgo drzewa. Dociskając krawędź ostrza, wyryła na pniu dwie litery "x", jedną wyżej, drugą zaś nieco niżej. Następnie odwróciła się tyłem do drzewa. Zamknęła oczy i uspokoiła oddech, skupiając się jak najbardziej mogła i ściskając klingę miecza w dłoni.
Nagle odwróciła się gwałtownie, otwierając oczy i wykonała cztery szybkie ruchy, tnąc drzewo. Żaden nie był celny. Cięcia, tkwiły obok albo nad symbolami.
Kobieta zacisnęła zęby ze złości. Zaczęła ciąć pień nie patrząc już nawet, czy trafia w wyznaczone punkty czy nie. Szybko się zadyszała, a po dłuższej chwili poczuła również przenikliwy ból nadgarstka. Krzyknęła z bólu, kiedy kolejny cios wygiął jej rękę.
Odrzuciła sfrustowana miecz na bok i upadła na kolana. Z trudem łapała oddech, a nadgarstek pulsował tępym bólem. Złość, frustracja i bezsilność opanowały ją całą, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Uderzyła z całej siły w ziemię i rozpłakała się w głos. Nie była w stanie poradzić sobie z wszystkimi emocjami, które kłębiły się w jej ciele.
Choć miała ogromną ochotę krzyczeć, nie zrobiła tego, bo mogło to zaalarmować kogoś w obozie. Dlatego po prostu płakała głośno, uderzając co jakiś czas w ziemię i ze złością wyrywając trawę. Złapała się za głowę, chcąc przeczesać włosy i wtedy natrafiła na długi, misternie zapleciony warkocz. Uspokoiła się nieco zdziwiona, zupełnie jakby zapomniała jak długie ma już włosy. Przejechała dłońmi wzdłuż niego i pociągnęła za końcówkę, tak, iż jej głowa odchyliła się nieco do tyłu.
Łzy wciąż niczym dwa strumienie wypływały z jej oczu, kiedy sięgnęła do buta i wyciągnęła z niego nóż. Chwyciła swoje włosy i jednym pewnym ruchem ścięła je. Już chciała je odrzucić w bok, kiedy ktoś przytrzymał jej rękę.
Stał nad nią Thorin. Delikatnie ujął jej dłoń i wyplątał z odciętego warkocza mały koralik. Po tym Marion wyswobodziła rękę i odrzuciła włosy na bok. Przełknęła ślinę i opanowała oddech choć przyszło jej to z trudem.
— Jak długo tu jesteś? — zapytała, a właściwie wychrypiała, bo jej głos był słaby od płaczu.
— Widziałem jak wychodziłaś z obozu — powiedział.
Tyle jej wystarczyło. Jasne było, że poszedł za nią i widział wszystko.
Łzy uderzyły ze zdwojoną siłą, kiedy dotarło do niej, że Thorin ujrzał ją w takim stanie.
Wstała szybko z ziemi, zabrała swój miecz, chowając go do pochwy i odeszła na środek polany aby mężczyzna nie widział jak łzy ponownie zalewają jej twarz.
Powiedzenie, że Thorin był skonfundowany, byłoby dużym niedopowiedzeniem. Krasnolud nie miał pojęcia co się działo z jego ukochaną, ale oddałby wszystkie skarby Ereboru, żeby już nigdy nie widzieć jej w takim stanie.
Podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu. Nie zareagowała, ale czuł, że wciąż płacze, bo trzęsła się przez nieregularny oddech. Obrócił ją w swoją stronę i bez słowa, przyciągnął do siebie, zamykając w uścisku silnych ramion.
Przylgnęła do niego, już nawet nie próbując uspokoić płaczu. Po dłuższej chwili znaleźli się na ziemi, ale z całego tego zaaferowania, Marion nie wiedziała czy to Thorin usiadł, czy ona się osunęła. Wiedziała tylko, że wciąż tkwiła w jego ramionach, a on gładził ją po głowie, dopóki się nie uspokoiła na tyle, że oddychała normalnie i nie miała już czym płakać.
Wtedy otarł do końca jej policzki i odgarnął krótkie kosmyki z twarzy.
— Będę potrzebował wyjaśnienia — powiedział. — Bo nie rozumiem i nie wiem co robić... jak ci pomóc.
Przez chwilę milczała, jakby zastanawiała się czy cokolwiek powiedzieć. W końcu jednak się odezwała:
— Nie mogę tego udźwignąć — wychrypiała, po czym odchrząknęła kilka razy, doprawadzając swój głos do porządku. — Odkąd skończyłam dzwadzieścia lat, potrafiłam sama się obronić. Byłam niezależna... wolna. Zapomniałam już jak smakuje ten rodzaj bezsilności... Jak to jest być kobietą w tym świecie pełnym potworów. Wiedzieć, że wystarczy odrobina pecha, żeby znaleźć się w sytuacji bez wyjścia, w której nie będę potrafiła się obronić. Przez sześćdziesiąt lat podróżowałam sama, Thorinie. Wiedziałam jednak, że tak długo, jak będę miała miecz w ręce – przetrwam. Teraz mam coś do stracenia... coś czego muszę bronić – mam was – ciebie, Miriel, kompanię... ale jestem w takim stanie, że nie wiem czy zdołam obronić choćby siebie, kiedy przyjdzie co do czego... Jak mam spać spokojnie ze świadomością, że nie dam rady obronić własnej córki?
Thorin westchnął smutno.
— Nie musisz nas bronić — powiedział. — Jesteśmy w stanie sami to zrobić, a w dodatku zrobimy wszystko co trzeba, żeby ochronić ciebie i Miriel.
Marion pokręciła głową, ale nic nie powiedziała. Nie wiedziała jak jaśniej mu to wytłumaczyć, zresztą być może i tak by nie zrozumiał? Ostatecznie był mężczyzną, pochodzącym z królewskiego rodu, który uczył się walki od najmłodszych lat. Chcąc nie chcąc, świat traktował go inaczej niż ją.
Thorin dostrzegł ten gest i przypomniał sobie słowa Bilba, które hobbit prawił mu przez cały dzień.
— To tak nie działa, co? — zapytał.
— Chyba nie — zgodziła się Marion, uśmiechając się smutno.
Przez dłuższą chwilę panowała pomiędzy nimi cisza. Siedzieli dalej na trawie, przytuleni do siebie. Thorin czuł, że Marion wciąż coś gryzie, ale nie pytał, tylko cierpliwie czekał, aż sama się otworzy. W końcu zapytała:
— Dlaczego nie pozwoliłeś mi walczyć drugi raz z Kilim?
Brunet zmarszczył brwi. Nie spodziewał się takiego pytania.
— Nie jestem pewien... Po prostu... zmartwiłem się, nie chciałem, żeby stała ci się krzywda.
— Mówisz szczerze?
— Dlaczego miałbym nie mówić szczerze? — zdziwił się.
Marion wzruszyła ramionami.
— Myślałam, że cię rozczarowałam; że nie chciałeś patrzeć na moją porażkę.
— Skąd ci to przyszło do głowy?
— Bo nie jesteśmy już równi — odparła, patrząc mu prosto w oczy.
— Nigdy nie byliśmy — odparł krasnolud. — Zawsze byłaś wyższa — stwierdził i uśmiechnął się szeroko, kiedy Marion zaśmiała się na usłyszane słowa.
— Nie żartuj — poprosiła — wiesz o co mi chodzi — powiedziała, poważniejąc. — Kiedy się poznaliśmy... byliśmy równie silni. Mogliśmy walczyć u swojego boku i pokonać tyle samo wrogów, trudno było rozstrzygnąć pojedynki pomiędzy nami. Wtedy się we mnie zakochałeś... — oznajmiła i zamilkła, a Thorina nagle olśniło.
— Więc pomyślałaś, że teraz, kiedy nie walczysz tak, jak kiedyś moje uczucia się zmienią? — zapytał. Marion wzruszyła ramionami, ale on dostrzegł, że choć zdawała sobie sprawę z tego, jak głupia jest ta myśl, gdzieś w środku, głęboko istniała w niej taka obawa. — Nie zakochałem się w tobie dlatego, że świetnie walczysz.
Marion przyjrzała się jego twarzy. Nie ujrzała w niej ani odrobiny zawahania czy nieszczerości.
— Więc dlaczego? — zapytała cicho. — Za co mnie kochasz?
— Za nic — odparł po chwili namysłu. — Nie potrzebuję powodów, żeby cię kochać. Kocham cię po prostu. Nie pomimo, ani z powodu. Kocham cię, bo jesteś wspaniałą osobą. Jesteś dobra, wrażliwa, straszliwie uparta — zaznaczył, a Marion ponownie się zaśmiała — przez co również do bólu szczera i lojalna. Wracałaś do mnie tyle razy i dałaś tyle szans... To nie twoje umiejętności sprawiły, że się w tobie zakochałem. To ty. Po prostu ty – to jaka jesteś, a nie to, co umiesz. I nie obchodzi mnie, że masz kilka dodatkowych kilogramów, dostajesz zadyszki podczas walki czy, że nie trafiasz mieczem w wyznaczone cele. Pokonam dla ciebie wszystkie gobliny, zabije wszystkie orki stąpające po tej ziemi, dam się upiec trollom – dla ciebie. I jeśli to cię uszczęśliwi, to pomogę ci wrócić do formy – ale nie dlatego, że musisz czy powinnaś, tylko jeśli to jest to, czego naprawdę pragniesz. Bo ja pragnę jedynie bezustannie widzieć ten uśmiech na twojej twarzy — powiedział, z uśmiechem przyglądając się jej ustom.
— Krasnoludy rzeczywiście są bardzo emocjonalne — wyszeptała szatynka, ze łzami w oczach – i tym razem nie były to bynajmniej łzy smutku. To było to, co chciała usłyszeć. To było to, co potrzebowała usłyszeć.
Przyciągnęła Thorina bliżej siebie, choć już dzieliły ich zaledwie centymetry, i z pasją złożyła na jego ustach pocałunek. Brunet bez namysłu go odwzajemnił, a kiedy się od siebie odsunęli, mruknął:
— Myślałem, że bardziej porywcze.
Marion zaśmiała się i przetarła oczy.
— Durin jeden wie, jak bardzo jesteście skomplikowani — skwitowała.
Dębowa Tarcza z szerokim uśmiechem, pogładził Marion po policzku i po jej włosach. Wyglądała teraz zupełnie jak w dniu, w którym się poznali.
— Mogę? — zapytał i wyciągnął z kieszeni srebrny koralik, który wyplątał z jej odciętych włosów.
Kobieta przytaknęła, a wtedy Thorin zaczął zaplatać z jej krótkich kosmyków, drobnego warkoczyka, w którego wplótł ozdobę.
Zostali jeszcze przez jakiś czas na polanie, leżąc w trawie, oglądając gwiazdy i napawając się swoją obecnością, a potem trzymając się za ręce, wrócili do obozu, aby odpocząć przed kolejnym dniem podróży.
______________
Długo mnie tu nie było, ale nawał obowiązków i nauki, naprawdę nie pozostawia mi w ostatnich tygodniach zbyt wiele czasu do pisania. Tym bardziej jestem Wam wdzięczna za cierpliwość i zrozumienie jakie mi okazujecie – dziękuję!
Starałam się jak mogłam, aby ten rozdział był trochę dłuższy niż wstępnie planowałam, aby choć trochę Wam to wynagrodzić. Mam nadzieję, że przyniosło Wam przyjemność czytanie go oraz że Wasze Święta minęły spokojnie i na odpoczynku.
Dajcie mi jeszcze znać co sądzicie o nowej okładce i czy wolicie ją czy tą poprzednią.
Dla przypomnienia – tak wyglądała poprzednia:
A tak wygląda nowa:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top