X. Powrót przyjaciela.

Tym razem miałam małą obsuwę i niestety nie udało mi się wstawić rozdziału w piątek.

_____________



Następnego dnia Marion wstała wyjątkowo wcześnie. Słońce nie zdążyło jeszcze do końca wzejść znad horyzontu, kiedy kobieta wymknęła się z obozu, uważając, aby nie zbudzić śpiących towarzyszy.

 Gdzie się wybierasz o tak wczesnej porze?  usłyszała niski głos. Odwróciła się w stronę Thorina pełniącego ostatnią wartę.

 Wy skorzystaliście z rzeki wczoraj, ja też mam swoje potrzeby, a wolę załatwić je raczej w ustronnym miejscu  wyjaśniła.

Marion nie była pewna, ale przez sekundę wydawało jej się, że zobaczyła zmieszanie na twarzy krasnoluda. Thorin skinął głową na znak, że rozumie, a kobieta ruszyła przed siebie bez słowa.

Szła brzegiem rzeki, oddalając się od obozu, tak długo, aż znalazła ustronne miejsce. Rzeka tworzyła w tym mejscu zakręt, sprawiając, że nurt był trochę słabszy. Dalej wpływała natomiast do niezbyt gęstego lasku, a dookoła rosło kilka krzewów.

Kobieta szybko zrzuciła z siebie ubrania i weszła do wody, rozkoszując się przyjemnym uczuciem.
Zanurzyła się cała pod powierzchnię, aby po chwili wynurzyć się ze zmoczonymi włosami.
Westchnęła zadowolona. Woda płynęła swoim tempem, obmywając delikatnie jej ciało i działając rozluźniająco na mięśnie.

Właśnie tego jej było trzeba.

~●~

 Gdzie jest Marion?  zapytał Bilbo. Kompania szykowała się do dalszej podróży i zwijała powoli obóz.

 Bierze kąpiel... — mruknał Thorin.

Słońce świeciło już ponad linią horyzontu, a kobiety jeszcze nie było.
Krasnolud zaczynał się irytować jej długą nieobecnością. Musieli ruszać, a ona się ociągała!
Przez myśl przeszło mu, że może wpadła w jakieś kłopoty, ale zaraz odgonił ten pomysł.
Po prostu jest kobietą i zatraciła poczucie czasu podczas kąpieli. One zawsze to robią!

Thorin ruszył wzdłuż rzeki, w kierunku, w którym wcześniej oddalała się Marion.

 Thorinie, gdzie idziesz?  zapytał zdezorientowany Baggins.

 Znaleźć tę ślamazarę  odpowiedział zdenerwowany.


Tymczasem nieco dalej Marion koczowała przy wysokim brzegu rzeki, prawie po czubek nosa zanurzona w wodzie.

Obserwowała z niepokojem niedźwiedzia, który zjawił się podczas jej kąpieli i od dłuższego czasu bawił się jej ubraniami. Na szczęście tak go zajmowały, że nie zdążył dostrzec ich właścicielki. Pozostawało to jednak kwestią czasu.
Na początku Marion miała nadzieję, że zwierzę po prostu znudzi się i odejdzie, ale niedźwiedź wydawał się żywo zainteresowany częściami jej garderoby.
Kobieta już kilka razy rozważyła opcje, które jej pozostały. Jak ostatni głupiec zapomniała wziąć ze sobą broni i pluła sobie o to w brodę. Z tego powodu nie mogła przepędzić zwierzęcia. Pozostawało jej więc, albo uciec do obozu bez ubrań, albo tkwić w wodzie, licząc na to, że niedźwiedź jednak się znudzi i odejdzie lub wcześniej przybędzie jakaś pomoc.

Niespodziewanie przed jej nosem coś się pojawiło. Spojrzała zaskoczona w górę i zobaczyła błękitny płaszcz, ozdobiony u kołnierza i u krawędzi futrem.

 Wychodź  powiedział szeptem Thorin, podtykając jej pod nos swój płaszcz i niczym prawdziwy dżentelmen, patrząc w zupełnie inną stronę. 

Musiał ujrzeć z oddali niedźwiedzia oraz Marion czającą się w wodzie i zrozumieć zaistniałą sytuację.

Kobieta wdrapała się na brzeg i odbierając od krasnoluda płaszcz, narzuciła go na siebie i okryła się szczelnie. Szatynka choć nieco wyższa od Thorina, była znacznie drobniejsza, więc mimo, że płaszcz sięgał jej nie do kostek, a do połowy łydek, był nieco za duży.

Thorin rzucił jej krótkie spojrzenie i zaczął wycofywać się w stronę obozu, wciąż trzymając w ręku miecz.

 Zaczekaj!  szepnęła rozgorączkowana Marion, a Thorin spojrzał na nią pytającym wzrokiem. — Musimy wrócić po moje ubrania!

 Zwariowałaś? Znajdziemy ci coś innego. Te i tak już się do niczego nie nadają  stwierdził krasnolud, patrząc na niedźwiedzia, który właśnie przeżuwał nogawkę jej spodni.

Widząc, że Marion już otwiera buzię, aby się kłócić złapał ją za nadgarstek i nie znosząc sprzeciwu, pociągnął za sobą.
Kobieta nie mając jak się bronić, bo drugą ręką wciąż przytrzymywała płaszcz, musiała pójść za krasnoludem.

 To były moje ulubione spodnie!  powiedziała z wyrzutem.

 Mogłaś zostać i przedyskutować to z tym niedźwiedziem  rzucił mężczyzna.  Jednak odnoszę wrażenie, że nie oddałby ci ich tak łatwo. Jemu chyba też się spodobały.


Kiedy dotarli na miejsce obozowiska, wszyscy byli gotowi do drogi i czekali już tylko na swojego przywódcę i przewodnika.

 No wreszcie...  zawołał Dwalin, widząc zbliżających się Thorina i Marion. Przerwał jednak w połowie, widząc Marion w płaszczu Thorina. Co więcej tylko w płaszczu Thorina, o czym świadczyły jej bose stopy. Reszta kompanii również przyglądała się temu z zaskoczeniem.  Co wyście tam robili...  jęknął krasnolud, za co otrzymał oburzone i wściekłe spojrzenie kobiety.

 Lubię cię Dwalinie, ale lepiej zamilcz jeśli chcesz zachować wszystkie kończyny  rzuciła wściekła. Podeszła do swoich tobołków i zaczęła je przeszukiwać w poszukiwaniu zapasowych ubrań, które powinna mieć ze sobą.

 Co się stało, moja droga?  zapytał Gandalf, najwyraźniej nieco rozbawiony zaistniałą sytuacją. Marion pochłonięta przeszukiwaniem bagaży, nie odpowiedziała, więc wyręczył ją Thorin.

 Pewien niedźwiedź postanowił sobie przywłaszczyć jej odzienie  oznajmił, nie mogąc ukryć rozbawionego prychnięcia.

 Bawi was to?  zapytała rozwścieczona kobieta, rzucając im piorunujące spojrzenie. Wszyscy oprócz Thorina i Gandalfa natychmiast poodwracali wzrok, udając, że w ogóle nie są zainteresowani całą sytuacją.  Mężczyźni  prychnęła rozgniewana.  Nieważne jakiej są rasy, zawsze to samo.

I wróciła do przeszukiwania torby.

 Niedźwiedź...  zastanowił się Gandalf.  Czy nie był to przypadkiem...

 Nie — przerwała mu Marion.  Beorn wie jak się obchodzić z kobietami nawet w swojej drugiej skórze, w przeciwieństwie do was!

 Beorn?  zainteresował się Thorin.

 Mieszka niedaleko  wyjaśnił Gandalf.  Złożymy mu wizytę, musicie się zaopatrzyć przed wkroczeniem do Mrocznej Puszczy.

 Dlaczego nie zrobiliśmy tego wczoraj?

 Cóż, wątpię aby przebywał wtedy w domu  wyznał czarodziej.  W nocy wybywa, aby strzec swoich terenów. Raczej nie przepada za gośćmi, kiedy jest w swojej drugiej skórze. Nie żeby normalnie było inaczej...  dodał po zastanowieniu.

 Drugiej skórze?  krasnolud pogubił się już trochę w wyjaśnieniach czarodzieja.

 Wkrótce się przekonasz...

 Na miłość Luthien! — Obaj mężczyźni spojrzeli w stronę Marion, która wściekła właśnie wyciągnęła coś z torby.

 Coś się stało?  zapytał Gandalf.

Kobieta wpatrywała się z niedowierzaniem w zieloną szatę i długie brązowe trzewiki z Rivendell. Opuszczając w pośpiechu dom Elronda, musiała spakować nie to, co trzeba, w wyniku czego jej wygodne ubrania właśnie spoczywały sobie spokojnie w Rivendell, a ona trzymała w ręku elficką szatę podróżną.

 Świetnie  mruknęła. Mężczyźni zdążyli się już zorientować w zaistniałej sytuacji.

 Nie marudź, tylko się ubieraj  nakazał Thorin.  Musimy ruszać.

Marion niechętnie ruszyła w stronę groty w skale, aby przywdziać znalezione ubranie.

~●~

Kompania przemierzała rozległe łąki, na których rosła bujna trawa i piękne kolorowe kwiaty.
Napotykali też gdzie nie gdzie drzewa, w których cieniach robili krótkie postoje, aby uchronić się od grzejącego słońca. Dzień stał się bowiem bardzo gorący, a słońce świeciło wysoko na niebie.

Marion męczyła się tym bardziej, że nie była przyzwyczajona do elfickich szat. Brakowało jej rękawów znoszonej bluzki, które mogła z łatwością podwinąć czy kamizelki, którą w każdej chwili mogła zdjąć.

Z ulgą przywitała widok wielkich pszczół, które wkrótce pojawiły się wokół nich. Był to bowiem znak, że są już niedaleko domu Beorna.

Niedługo po tym jak minęli całą chmarę tych niesamowitych owadów, doszli do pierścienia wielkich, prastarych dębów, za którymi znajdował się płot z tarniny tak gęsty i wysoki, że nie można było przez niego przejść, ani zobaczyć co znajduje się po drugiej stronie.

 Jaki masz plan?  zapytała Marion, podchodząc do Gandalfa.  Wiesz, że on nie trawi krasnoludów.

 Wiem  przytaknął czarodziej.  Dlatego najpierw uraczę go opowieścią, podobno bardzo je lubi. Potem zjawią się po kolei krasnoludy, a ty przyjdziesz na końcu. To powinno załagodzić jego ewentualny gniew.

Gandalf wyjaśnił wszystkim swój plan. Nakazał im czekać przy płocie i wchodzić do środka parami w odstępach pięciominutowych. Na sam koniec miała pojawić się Marion z Filim i Kilim.
Kiedy wszystko było jasne, czarodziej wziął ze sobą Bilba i razem wkroczyli na posiadłość Beorna.

Reszcie pozostało tylko czekać.

~●~

 Jak myślisz, czy gdyby taki gigant użądlił Bilba, to hobbit by umarł?  zapytał Kili, pochylając się nad ogromną pszczołą, która akurat usiadła na koniczynie, a Marion wytrzeszczyła oczy, słysząc te słowa.

 Czy ja wiem... Obstawiam, że tak by napuchł, iż zrobiłby się dwa razy większy  oznajmił Fili.

 Lepiej, żebyśmy nie mieli okazji się dowiedzieć...  stwierdziła nieco przerażona ich pomysłami Marion i odciągnęła młodszego z braci od owada, którego ten właśnie zamierzał dźgnąć.

Fili i Kili byli bardziej niecierpliwi niż reszta krasnoludów, a to był nie lada wyczyn, zważając na z reguły porywczą naturę tej rasy.
Bracia nie mogli się doczekać, aż wejdą do posiadłości Beorna i poznają jej właściciela, który potrafi zmieniać się w bestię.
Tak, cała kompania wiedziała już, dlaczego Beorn jest tak wyjątkowo niebezpieczny i drażliwy. Aby zatrzymać wyrywające się do wejścia krasnoludy, Marion musiała ich zatrzymać niesamowitą opowieścią. Trudno było utrzymać trzynastkę niecierpliwych krasnoludów w miejscu.

Teraz została już tylko ona i siostrzeńcy Thorina, ale musieli jeszcze chwilę zaczekać, bo Bifur i Bofur zniknęli za płotem dopiero chwilę temu.

 Marion  zagadnął Kili.

 Co znowu?  zapytała już wyczerpana upałem i krasnoludami kobieta.

 Ciągle zastanawiam się skąd umiesz tak dobrze walczyć. Może byś...

 Nauczę cię paru sztuczek, jak przestaniesz się odzywać. Tak ciebie też Fili  dodała, widząc, że blondyn już otwierał usta, aby coś powiedzieć.

Choć było to niemal niewiarygodne, bracia nie odezwali się już ani słowem, aż do czasu kiedy pięć minut później razem z Marion przekroczyli żywopłot i ruszyli ścieżką do pięknej posiadłości.

Już po chwili znaleźli się na dziedzińcu z trzech stron objętym skrzydłami domu. Weszli do środka przez otarte drzwi i przechodząc przez obszerną salę z paleniskiem po środku, doszli do kolejnych drzwi, przez które znaleźli się na ganku podpartym słupami z szerokich pni drzew. Chylące się ku horyzontowi słońce ozłacało pięknie ogród pełen kwiatów. Na drewnianych ławach siedzieli już Gandalf, Bilbo i reszta krasnoludów.
Beorn natomiast wstał, widząc kolejnych przybyszy.

 Widzę, że jest was jeszcze więcej!  powiedział, a jego głos zabrzmiał dość groźnie.

 Fili  przedstawił się blondyn.

 I Kili  dopowiedział brunet.

 Do...

 Dziękuję bardzo za wasze usługi  przerwał im Beorn.  Jak będę chciał, to sam o nie poproszę. A ta tutaj? Nie mówiłeś nic o elfach  zauważył mężczyzna, spoglądając na Marion.

 Ubliża mi to, że mnie nie poznałeś, Beornie  oznajmiła kobieta.  Nawet jeśli to przez mój strój.

Mężczyzna zmarszczył swoje krzaczaste brwi, uważniej przyglądając się szatynce.

 Marion!  zawołał w końcu.  Wybacz mi, nie chciałem cię urazić  powiedział i skinął nisko głową w ramach przeprosin.

 Widzicie  szepnęła Marion do Kiliego i Filiego  właśnie o to mi chodziło. Prawdziwy dżentelmen...  po czym dodała już głośniej.  Nic się nie stało, przyjacielu. Nie ubliża mi porównywanie do elfów... przeważnie  dodała, rzucając krótkie spojrzenie Thorinowi, na co ten odwrócił tylko wzrok, udając, że nie wie o co chodzi.

Beorn zaprosił trójkę nowo przybyłych do zajęcia miejsc i kiedy sam znów usiadł, przemówił:

 Teraz jest was już szesnastu, a ponieważ wierzę, że czarodzieje rachują nieomylnie, myślę, że nikogo nie brak z tych, co siedzieli na drzewach. Wreszcie może będziesz mógł, Gandalfie, dokończyć tę historię bez dalszych przeszkód.

Marion uśmiechnęła się pod nosem, a Bilbo dopiero teraz docenił mądrość Gandalfa. Przerwy w opowieści, spowodowane przez przybywające co chwilę krasnoludy, podsyciły tym bardziej ciekawość Beorna. Gdyby nie był tak pochłonięty interesującą historią, pewnie odprawiłby krasnoludy z niczym. Ewentualnie dałby się namówić na pomoc im ze względu na Marion, ale i to mogło być wątpliwe.
Beorn nigdy nie zapraszał gości do swego domu, jeśli mógł tego uniknąć. Przyjaciół miał niewielu, a i to zamieszkałych w dalekich stronach lub podróżujących nieustannie, tak jak Marion. Jeśli już nawet gościł ich u siebie, to nigdy więcej niż dwóch naraz. A dziś piętnastu obcych podróżnych zasiadło na jego ganku!

Gandalf kontynuował więc swoją opowieść. Nim skończył całą historię i opowiedział jak orły przyleciały im na ratunek, a potem przeniosły wszystkich na Samotną Skałę  słońce zaszło za szczyty Gór Mglistych, a w ogrodzie Beorna cienie się wydłużyły.

 Bardzo ciekawa historia!  powiedział Beorn, kiedy czarodziej zakończył swoją opowieść.  Od dawna nie słyszałem lepszej. Gdyby każdy włóczęga miał coś równie interesującego do opowiedzenia, może przyjmowałbym łaskawiej takich gości. Może wszystko zmyśliłeś, ale i tak zasłużyłeś na wieczerzę, bo dobra to bajka, nawet jeśli nieprawdziwa. Chodźmy wszyscy coś przegryźć!

Krasnoludy ożywiły się na wieść o jedzeniu. Od rana nie mieli nic w ustach, a zapasy ocalałe po spotkaniu z goblinami, nie były zbyt rozmaite.
Ruszyli więc rozweseleni za Beornem, który powiódł ich do dużej sali z paleniskiem na środku i rozpoczął przygotowywania do uczty.

~●~

Był to posiłek, jakiego od opuszczenia Ostatniego Przyjaznego Domu i pożegnania z Elrondem kompania nie miała w ustach.
Goście jedli, a Beorn opowiadał im różne historie o dzikich krainach po tej stronie gór. Szczególnie zaś o Mrocznej Puszczy, która leżała dzień drogi stąd, a w którą niedługo mieli się zapuścić.

Najadłszy się, krasnoludy zaczęły opowiadać własne historie. Mówili najwięcej o złocie, srebrze i drogich kamieniach, o robocie snycerskiej i złotniczej. Popadli w tak dobry humor, że zaczęli się nawet zastanawiać co zrobią ze skarbem, kiedy już odzyskają Erebor.

Podczas ich rozmów, Marion wstała i niezauważenie wyszła na zewnątrz. Było już późno, a na niebie świecił jasny księżyc.
Przed domem Marion spotkała stado kucyków, które pasły się w spokoju. Na jej widok niektóre z nich podniosły łby, przyglądając się uważnie. Kilka nawet do niej podeszło.
Kobieta uśmiechnęła się i zaczęła głaskać zwierzęta. Myśli zaprzątał jej własny wierzchowiec.

Nagle usłyszała głośne zamknięcie drzwi, a obok niej pojawił się ogromny mężczyzna. Beorn wyruszał na swoje nocne wędrówki.

 Cieszę się, widząc cię po tak długim czasie  powiedział.

 Ja też, przyjacielu  odparła Marion i pozwoliła odejść kucykom, które znudzone jej pieszczotami, wróciły do jedzenia trawy.

 Coś cię jednak trapi  zauważył.

 Chodzi o mojego wierzchowca. Przez obrót wypadków musiałam się z nim rozstać w górach.

 Rozumiem...  Beorn pokiwał w zamyśleniu głową. On sam posiadał wiele zwierząt, o które wyjątkowo dbał, a nawet porozumiewał się z nimi.  Ugość proszę w moim imieniu twoich nietypowych towarzyszy podróży i nie wypuszczaj ich w nocy z mojego domu  poprosił.

Marion przytaknęła skinięciem głowy i wiedząc, że lepiej nie przebywać na zewnątrz, kiedy Beorn zmienia skórę, sama weszła z powrotem do środka.

Krasnoludy długo jeszcze rozmawiały i śpiewały pieśni.
W końcu, późno w nocy wszyscy udali się na spoczynek, w specjalnie przygotowanym dla nich miejscu na drugim końcu sali. Tam pomiędzy słupami, a zewnętrzną ścianą znajdował się wzniesiony nieco nad ziemią pomost, na którym przygotowanych było szesnaście posłań.

~●~

Następnego dnia Marion obudziła się rankiem wraz ze wschodem słońca, kiedy reszta kompanii jeszcze spała.

Wyszła na zewnątrz, zaczerpnąć świeżego powietrza. Po krótkiej przechadzce po ogrodzie wróciła do środka i idąc za prośbą Beorna, zaczęła przygotowywać śniadanie dla kompanii.

Krasnoludy szybko przebudziły się, czując smakowity zapach jedzenia.

 Śniadanie!  zawołali uradowani, co zbudziło również Gandalfa.

Wszyscy oprócz Bilba, który wciąż smacznie chrapał, zasiedli do stołu.

 Och, Marion, jesteś niezastąpiona!  stwierdził Kili, wkładając sobie jednocześnie do ust spory kawałek chleba z miodem.

 Tak, to bardzo miłe, że tak o nas dbasz!  przytaknął Dori, co spotkało się z ogólną aprobatą.

 Co racja, to racja  przyznał Gandalf.  Świetna byłaby z ciebie gospodyni, moja droga!  stwierdził, a krasnoludy ponownie przytaknęły.

 Hola, hola. Nie jestem kurą domową  powiedziała Marion, patrząc na nich spode łba, a Thorin uniósł brew, spoglądając na nią zaciekawiony.  Robię to na prośbę Beorna. Nie jestem waszą służącą, więc wy sprzątacie po śniadaniu, rozumiemy się?

Krasnoludy zgodziły się niechętnie, a Thorin uśmiechnął się pod nosem. Nawet on nie potrafił czasem w tak krótkim czasie ustawić swoich towarzyszy do pionu.

Po śniadaniu krasnoludy zaczęły sprzątać pod czujnym okiem Marion. Kobieta poleciła im zostawić trochę jedzenia dla Bilba, który wciąż spał. Cała reszta została dokładnie posprzątana, oczywiście przy dźwiękach piosenki.

W tym całym zamieszaniu Marion nie zauważyła nawet, kiedy Gandalf zniknął.

Po tym jak wszystko było już uprzątnie każdy zajął się swoimi sprawami.
Niektórzy poszli się jeszcze trochę zdrzemnąć, inni siedzieli i rozmawiali żywo, a jeszcze inni udali się zaczerpnąć świeżego powietrza i pozwiedzać nieco wspaniałą posiadłość Beorna.

Marion przysiadła na jednej z drewnianych ław na ganku, podziwiając kwiaty w ogrodzie i ciesząc się chwilą spokoju, która jednak szybko została jej przerwana, kiedy obok zjawili się Fili i Kili.

 Liczymy, że dotrzymasz umowy  powiedział brunet, szczerząc zęby w uśmiechu. Obaj bracia w ręku trzymali swoje miecze i czekali w napięciu na odpowiedź kobiety.

Marion westchnęła teatralnie. Po chwili jednak na jej twarzy pojawił się uśmiech.

 A jakże  odparła, sięgając po swój miecz.


Thorin tymczasem przechadzał się na zewnątrz, podziwiając ogród pełen kwiatów, wiekowe dęby, ule z ogromnymi pszczołami i pasące się dookoła kuce, kiedy jego uwagę przykuły odgłosy uderzających o siebie mieczy. Podążył w kierunku z którego dochodziły i znalazł się po drugiej stronie domu.

Uniósł zdziwiony brwi, kiedy ujrzał Marion walczącą z Kilim. Fili stał obok, przyglądając się i słuchając uważnie czegoś co tłumaczyła im kobieta.
Szatynka zrobiła kilka zwinnych ruchów i siostrzeniec krasnoluda znalazł się na ziemi z wymierzonym w niego mieczem.
Thorin pokręcił zrezygnowany głową. Wtedy jego uszu dobiegł dźwięczny śmiech, który kompletnie zbił go z pantałyku. Spojrzał zdziwiony na kobietę, która wciąż się śmiejąc, pomagała wstać Kiliemu.

Marion dosyć często się uśmiechała i od czasu do czasu śmiała. Jednak zawsze wydawało mu się to wymuszone. Nie wspominając już o sarkastycznych prychnięciach, kiedy wdawała się z nim w kłótnie. Thorin pierwszy raz słyszał jej szczery śmiech. Nie wiedzieć czemu, na jego twarz wstąpił mimowolny uśmiech, o czym sam krasnolud się nie zorientował.

 Spróbujmy jeszcze raz  zaproponowała szatynka. Kili ponownie stanął na nogi i przyjął odpowiednią pozycję.

 Tylko tym razem się postaraj, bracie  poprosił Fili.  Ja również chciałbym potrenować jeszcze dzisiaj  podkreślił.

Marion z Kilim wróciła do treningu, a Thorin odszedł w stronę domu Beorna z lekkim mętlikiem w głowie.


Gandalfa nie było przez cały dzień. Kiedy w końcu wrócił pod wieczór, był tak głodny, że nie udało im się dowiedzieć gdzie i po co wybył.
Dopiero kiedy czarodziej zjadł porządny posiłek i zapalił fajkę, udało im się coś z niego wyciągnąć.

Dowiedzieli się, że przez cały dzień czarodziej sprawdzał trop, który prowadził aż przed Samotną Skałę i ginął w Górach Mglistych. Stąd dowiedzieli się, gdzie aktualnie przebywał Beorn, którego nie widzieli od poprzedniego wieczoru.

To miało się jednak szybko zmienić, bo Beorn wrócił do swego domu nazajutrz rano i to nie sam.

Słońce świeciło już na niebie i był późny ranek, kiedy kompania wciąż spała w najlepsze. Poprzedniego wieczora pieśni i rozmowy znów toczyły się do późna.

Na zewnątrz dało się słyszeć ciężkie kroki i rżenie. Marion natychmiast otworzyła szeroko oczy, pozbywając się resztek snu. Poderwała się do góry i ruszyła w stronę drzwi. Niestety przez swoją nieuwagę, potknęła się o śpiącego Bofura i przewróciła na Thorina i Dwalina. Nie zważając jednak na krasnoludy, które brutalnie obudziła, wstała i wybiegła na zewnątrz.

Stał tam Beorn, a obok niego...

 Rigel!  kobieta podbiegła do swojego wierzchowca i rzuciła się mu na szyję, tuląc go i głaszcząc.

Kilku obudzonych krasnoludów, w tym niezadowoleni Thorin, Dwalin i Bofur, stanęło w progu wraz z Gandalfem, próbując zrozumieć o co to całe zamieszanie.

 Beornie, jak...?  Marion nie była w stanie wydusić z siebie jednego sensownego zdania, przez szczęście, które ją ogarnęło. Rigel wydawał się nie mniej przejęty od swojej właścicielki, bo parskał podekscytowany i co chwila trącał kobietę nosem.

 Wybrałem się do Gór Mglistych w celu sprawdzenia pewnej rzeczy. Kiedy wracałem, spotkałem tego konia w drodze do mojego domu  wyjaśnił mężczyzna.  Cóż... wygląda na to, że trafiłby tu i bez mojej pomocy.

Po długim i czułym przywitaniu Marion z Rigelem, wszyscy udali się aby coś zjeść. Podczas śniadania dowiedzieli się, że Beorn wyruszył w góry, aby potwierdzić prawdziwość ich opowieści.
Spotkał tam parę goblinów, z których wyciągnął interesujące go informacje.

 Wielki Goblin zabity! Wielki Goblin zabity!  powtarzał w wyjątkowo dobrym humorze.  Świetna opowieść, Gandalfie, doprawdy. Tym bardziej, że okazała się być prawdziwa!

 Co zrobiłeś z tymi goblinami?  zainteresował się Bilbo.

 Chodźcie  rzekł tajemniczo mężczyzna. Poprowadził ich do bramy swojej posiadłości, gdzie wisiały przybite głowy goblinów.

Beorn był bezlitosny dla swoich wrogów.

Krasnoludy zdobyły w nim jednak swojego przyjaciela.
Dobry humor nie opuszczał tego dnia mężczyzny, kompania postanowiła więc wyjawić mu prawdziwy cel ich podróży.
Po wysłuchaniu ich Beorn obiecał im wszystko czego potrzebują. Wyposażył ich w zapasy żywności, a także miodu pitnego. Powiedział, że na rozległych łąkach nie zabraknie im wody, jednak mają przestrzegać się przed piciem i jedzeniem czegokolwiek w Mrocznej Puszczy. Obiecał również, że użyczy im kucyków i konia dla Gandalfa, aż do granic samej puszczy.

Ze spokojem i wielką chęcią Beorn przystał też na prośbę Marion, która chciała odesłać swojego konia wraz z kucykami do jego domu. Mroczna Puszcza nie była przyjaznym miejscem dla wędrowców, a już tym bardziej dla koni.

 Wrócę po ciebie  obiecała Marion, gładząc swojego rumaka po szyi, kiedy znajdowali się już przed Mroczną Puszczą.  Nie martw się  dodała, choć nie była pewna czy pociesza bardziej siebie, czy zwierzę.

Kompania puściła wolno kucyki. Nieco dalej zauważyli wielką bestię podobną do niedźwiedzia. Beorn towarzyszył im przez całą drogę, pilnując ich bezpieczeństwa, a teraz nadzorował również czy jego zwierzęta dotrą całe do domu.

Marion ostatni raz przytuliła, odzyskanego niedawno przyjaciela i cmoknąwszy go w chrapy, odsunęła się, pozwalając aby pobiegł za resztą rumaków, co ten uczynił dosyć niechętnie.

Został tylko jeden koń.

 Naprawdę musisz nas opuszczać?  zapytał zaniepokojony Bilbo.

 Przykro mi, mój drogi, ale muszę załatwić kilka naprawdę ważnych spraw niecierpiących zwłoki.

Marion również wolałaby mieć u swojego boku czarodzieja, kiedy zagłębią się pomiędzy mroczne drzewa. Wiedziała jednak, że jeśli Gandalf uważa jakąś sprawę za tak ważną, aby opuścić swoich przyjaciół, to ta w istocie taka jest.

Poza tym nie pierwszy raz miała wkroczyć do tej puszczy. Właśnie dlatego czarodziej wybrał ją na przewodnika i teraz na jej barkach spoczywało bezpieczeństwo kompanów.

 Teraz poprowadzi was ktoś inny  rzekł Gandalf, jakby czytając jej w myślach. Dosiadł swojego konia i odjeżdżając zawołał  Żegnajcie! I pamiętajcie: Nie schodźcie ze ścieżki!

Po chwili znalazł się już tak daleko, że nawet jeśli coś by krzyczał nie mogliby go usłyszeć. Kiedy znikł im z pola widzenia, spojrzenia przeniosły się na Marion.

 Prowadź  nakazał Thorin, a w jego głosie nie było już śladu po uprzejmości, z którą jeszcze parę dni temu rozmawiał z Marion, schodząc z Samotnej Skały. Teraz była w nim tylko duma i chłód.

Marion poprawiła swój miecz, przymocowany do pasa i jako pierwsza wkroczyła pomiędzy ciemne drzewa Mrocznej Puszczy.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top