VI. Miri.
Hobbitom nie zajęło długo wyrobienie sobie zdania na temat nowej przybyszki. Kiedy tylko informacja o jej przybyciu obiegła wszystkie norki wzdłuż i wszerz, a plotki nieco przycichły, społeczeństwo niziołków podzieliło się na trzy obozy: tych, którzy Marion polubili, tych, którzy byli niezadowoleni z jej pobytu oraz tych, których to całkowicie nie obchodziło. Ci ostatni byli jednak tak nieliczni i tak rzadko zabierali głos w rozmowach na ten temat, że właściwe mogłoby ich nie być.
Marion bardzo polubiła Shire. Było pełne zieleni i życia. Hobbici (z każdego z trzech obozów) rozbrajali ją w każdym tego słowa znaczeniu. Spokój, poczucie bezpieczeństwa i beztroskość, które ją otaczały były czymś, czego nie mogła zaznać w podróży odkąd miała świadomość, że nie jest już więcej odpowiedzialna jedynie za swoje życie.
Nie mogła powiedzieć, że czuła się tu jak w domu, ale z całą pewnością czuła się szczęśliwa. Było to niemałym wyczynem zważywszy na to, że – odkąd zabrakło Thorina – sytuacje, w których czuła się naprawdę szczęśliwa mogła policzyć na placach jednej ręki.
Jednak pomimo całej sielankowości, która ją otaczała i tego, że była w dość zaawansowanej ciąży, Marion wciąż pozostała sobą, a to oznaczało, że nie mogła zbyt długo znieść bezczynności. Znajdowała sobie najróżniejsze zajęcia. Pomagała Bilbowi przygotowywać posiłki, robić zakupy na targu, sprzątać, porządkować niedawno odzyskane rzeczy, a także dbać o ogródek, który stał się aktualnym miejscem zamieszkania Rigela. Poza tym kobieta lubiła urządzać sobie spacery po Shire. Czasami były to przechadzki z Rigelem, podczas których udało im się odkryć kilka pastwisk z całkiem smaczną trawą, a czasami zwykłe spacery po Shire. Właśnie podczas tych drugich Marion udało się poznać Estellę Proudfoot.
Kobieta o jasnych, odstających w każdą stronę, krótkich włosach i ciemnych oczach była akuszerką i najmilszą hobbitką, jaką Marion kiedykolwiek poznała. Z racji wykonywanej pracy miała w sobie dużo empatii i miłości do dzieci, które przenosiła również w inne sfery swojego życia. Potrafiła być jednak również stanowcza, kiedy wymagała tego od niej sytuacja. A wymagała dosyć często, na przykład kiedy kobiety podczas porodów zaczynały panikować lub małe hobbiciątka, których pilnowaniem zajmowała się razem z mężem (Albinem Proudfoot), zaczynały za bardzo rozrabiać. W takich momentach w jej oczach błyskała iskra stanowczości, a jej twarz przyjmowała nadzwyczaj poważny lub groźny wyraz i wręcz nie dało się jej nie posłuchać. Po wszystkim na jej twarz powracał jednak dobrotliwy uśmiech i radość, którą zarażała.
Estella należała do grupy hobbitów, które były bardzo zaciekawione nową przybyszką. Strasznie interesowała ją kobieta, która w ostatnim czasie znalazła się na ustach wszystkich w okolicy, tym bardziej, że podobno brała udział w przygodzie, z której powrócił niedawno po długiej nieobecności pan Baggins. Bardzo chciała ją poznać, a kiedy dodatkowo dowiedziała się, że owa kobieta jest w ciąży i ujrzała ją spacerującą obok własnej norki, nie mogła jej nie zaczepić.
Odbyła z Marion krótką, przyjemną rozmowę. Zaproponowała swoją pomoc i zaprosiła ją do siebie na herbatę.
Marion nie mogła odmówić (głównie z tego względu, że nie była jeszcze w gościnie u żadnego hobbita oprócz Bilba, a była ich bardzo ciekawa) i już następnego dnia pojawiła na umówionym spotkaniu.
Podwieczorek z Estellą okazał się całkiem inny od tych, których Marion doświadczyła z Bilbem. Estella rzadko miewała wolny czas i również teraz nie miała go za wiele. O ile na początku usiadły razem w małym, przytulnym saloniku i zdołały porozmawiać przy herbacie i ciasteczekach, o tyle po dłuższej chwili do domu wparowała ósemka małych hobbiciątek w różnym wieku, co tak zaskoczyło Marion, że omal nie wypuściła jedzonego ciastka z dłoni.
Dzieci przebiegły przez salon niczym huragan, dorywając się do talerzyka z ciastkami i do reszty go ogołacając. Opuściły pomieszczenie przy akompaniamencie krzyków Estelli i jej męża, który przybiegł z ogrodu. Pani Proudfoot zbeształa Albina za to, że nie może upilnować dzieci, nawet przez chwilę, kiedy ona ma gościa, ale ostatecznie obdarowała go czułym całusem i przepraszając na chwilę Marion ruszyła, aby pomóc swojemu małżonkowi.
Norka Estelli i Albina okazała się mniejsza, ale za to o wiele bardziej zagracona od Bagginsowej. Zdecydowanie była jednak metoda w tym chaosie, bo hobbitka, będąc w ciągłym ruchu z łatwością odnajdywała przedmioty, których potrzebowała, odkładając je następnie w inne miejsce.
Marion dowiedziała się, że trójka z ósemki hobbiciątek, które rozrabiały tego dnia w norce, były dziećmi Estelli. Reszta była aktualnie pod jej opieką i wieczorem miały zostać odebrane przez swoje matki. Kiedy Marion dopytywała ją o pracę, Estella oznajmiła, że wcale nie ma jej aż tak dużo i że ilość dzieci, którymi się zajmuje zależy od dnia i zajęć ich matek, bo nie podrzucają one swoich potomków codziennie.
Widząc, że nie ma jednak szans na dalszą spokojną rozmowę przy herbatce, Marion zaczęła pomagać Estelli w jej obowiązkach. Nie przeszkodziło to jednak w krótkiej wymianie zdań, która choć czasami przerywana przez dzieci, była bardzo interesująca dla obu stron.
Marion opowiedziała Estelli co nieco o sobie i swoich przygodach, a hobbitka odwdzięczyła się informacjami na temat życia w Shire, upodobań hobbitów i porad dotyczących ciąży i dzieci.
Hobbitka była bardzo uważną słuchaczką, świetną doradczynią i chyba najbardziej pozytywną osobą, jaką kobieta kiedykolwiek poznała.
To sprawiło, że Marion zaczęła regularnie odwiedzać Estellę i pomagać jej przy obowiązkach, na tyle, na ile mogła. Dni od razu stały się ciekawsze i Marion nie miała już co liczyć na nudę.
Marion nie tylko ciekawie spędzała czas, ale również wiele się od hobbitki nauczyła. Estella była niczym skarbnica wszelkiej wiedzy dotyczącej kobiecych przypadłości, dzieci i opieki nad nimi oraz zajmowania się domem. Marion nie mogła uwierzyć ile się od niej dowiedziała i zaczęła się zastanawiać jak dałaby sobie radę, gdyby nie zawitała w Shire i nie miała możliwości jej poznać. W końcu szatynka nigdy nie miała okazji dowiedzieć się tego wszystkiego od matki, więc rady, którymi zalała ją hobbitka, choć często oczywiste, były dla niej czymś nowym i bardzo cennym.
*
Marion tak zaangażowała się w pomoc Bilbowi i Estelli, u której ciągle się coś działo, że wkrótce, po niespełna miesiącu odkąd zawitała w Shire, zaczęła potrzebować chwil dla siebie. Zazwyczaj znajdowała je późnymi wieczorami w ogrodzie Bagginsa.
Tak było i tym razem. Kobieta siedziała na trawie, w prostej sukience, którą Estella zamówiła specjalnie dla niej. Choć zazwyczaj nie gustowała w tego typu ubraniach, bo były zwyczajnie niewygodne w podróży i podczas walki, musiała przyznać, że teraz było zupełnie na odwrót. Sukienka okazała się o wiele wygodniejsza, kiedy codziennie nie siedziało się na koniu, a zamiast walki, zajmowało się codziennymi obowiązkami, głównie dlatego, że nie uciskała, tak jak spodnie, na bardzo już widoczny brzuch.
Marion oparta o leżącego Rigela, wpatrywała się w czyste, rozgwieżdżone niebo nad ich głowami. Nie myślała zupełnie o niczym. Jej umysł był wyciszony, skupiała się jedynie na wyłapywaniu wzrokiem kolejnych spadających gwiazd, których tej nocy było szczególnie dużo. Powietrze było wciąż przepełnione ciepłem, po słonecznym dniu, wiał jednak delikatny, orzeźwiający wiaterek.
Nic nie wskazywało na to, aby ta noc miała być wyjątkowa. Marion miała ją jednak zapamiętać do końca swojego życia.
Zaczęło się od delikatnego bólu, który przyszedł niespodziewanie. Nie zmartwiła się tym jednak, bo zdarzało się to już wcześniej, a Estella tłumaczyła jej, że to zupełnie normalne. Mijały jednak minuty, a ból zamiast zmniejszyć się, stawał się coraz bardziej dokuczliwy.
Rigel spojrzał czujne na swoją właścicielkę i zastrzygł uszami, kiedy ta pochyliła się, zaciskając dłonie na brzuchu. Jej oddech stał się nieregularny, a serce zaczęło bić w szalonym tempie, kiedy dotarło do niej co się dzieje.
— Bilbo! — zawołała, po czym krzyknęła z bólu.
Zaalarmowany Baggins wybiegł ze swojej norki w szlafroku.
— Co? — zapytał zaniepokojony. — Co się stało?
— To już! — powiedziała, starając się wyrównać oddech. — Musisz przyprowadzić Estellę!
Bilbo pobladł.
— Jak to... Jak to już?!
— Bilbo, Estella! — krzyknęła Marion, bo zalała ją kolejna fala bólu.
Hobbit oprzytomniał i jak stał, wybiegł z ogrodu, nawet się nie oglądając. Pasek od szlafroku powiewał za nim i Marion mogłaby przysiąść, że szybciej nie biegał nawet, kiedy uciekał przed wargami.
Podczas jego nieobecności kobieta próbowała wstać i przenieść się do środka, ale nie mogła się podnieść. Musiała więc zostać w ogrodzie, oparta o Rigela. Na szczęście ogier, choć teraz już bardziej niż zaniepokojony zachowaniem Marion, leżał wciąż w tym samym miejscu i nic nie wskazywało na to, aby cokolwiek mogło zmusić go do wstania w najbliższym czasie. Zdawał się świetnie rozumieć ważną rolę, jaką było dawanie Marion podparcia.
Bilbo sprowadził Estellę w ekspresowym tempie. Hobbitka podbiegła do Marion i sprawdziła jej stan.
— Za późno na przeniesienie — oświadczyła. — Będziesz musiała rodzić tutaj, kochana.
— Estello, jest za wcześnie! — zawołała przestraszona Marion. Miała rodzić dopiero za niecały miesiąc.
— Dziecko uważa inaczej! Więc będziesz musiała się postarać i pomóc mu przyjść na ten świat, skoro tak mu spieszno, rozumiesz? — zapytała Estella. Na jej twarzy malowało się opanowanie i pewność, które dodały Marion odwagi. Szatynka pokiwała głową, krzywiąc się jednocześnie i starając się unormować oddech, bo właśnie złapał ją wyjątkowo mocny skurcz.
Estella była doświadczoną akuszerką i przyjęła już wiele wczesnych porodów. Wydała blademu Bagginsowi szereg poleceń i podczas, gdy hobbit biegał w tę i z powrotem przynosząc rzeczy, o które prosiła, ona siedziała przy Marion, uspokając ją i dając jej wskazówki.
Widziała strach w oczach szatynki i wcale się temu nie dziwiła. Marion była pierwszą kobietą w karierze Estelli, która musiała radzić sobie z porodem sama. Wszystkie hobbitki, przy których była blondynka zawsze miały u boku mężów czy partnerów. Mężczyźni mniej lub bardziej pomocni, byli obok i nawet jeśli nie robili nic specjalnego kobiety czuły się pewniej.
Estella chciała, aby Marion miała wsparcie kogoś bliskiego, a jak już zdążyła się dowiedzieć z Bilbem łączyła ją bliska przyjaźń. Zdecydowanie nie była to tego typu relacja, ale musiała wystarczyć. Dlatego, kiedy Baggins przyniósł już wszystkie rzeczy potrzebne Estelli przy porodzie, kobieta zatrzymała go, kiedy chciał wrócić do norki.
— Stop, panie Baggins! — zawołała donośnie, aby przebić się przez krzyk Marion. Bilbo, który zaczynał wyglądać jak duch przez bladość, która go opanowała, niemal podskoczył w miejscu przestraszony. — Niech pan tu wraca i pomoże!
— P-pomoże? Ale jak?...
Estella poderwała się do góry, odchodząc na chwilę od Marion.
— Musi pan ją wspierać — powiedziała stanowczo, a jej wyraz twarzy zdecydowanie mówił, że nie przyjmuje odmowy. — Niech pan będzie obok. Ktoś musi...
Bilbo zrozumiał. Nieco kolorów wróciło mu na twarz, kiedy uświadomił sobie jak ważną miał odegrać rolę. Estella miała rację, musiał wspierać Marion. Wiedział, że był marną pociechą w porównaniu do Thorina, ale zamierzał spisać się najlepiej jak mógł.
— Co się dzieje? — zawołała Marion, którą zmartwiła para hobbitów rozmawiających poza zasięgiem jej uszu. — Coś nie tak?
— Wszystko w porządku, kochana! — Estella ponownie znalazła się przy Marion.
Bilbo wziął kilka głębszych oddechów i dołączył do kobiet, siadając obok swojej przyjaciółki, tuż obok Rigela.
— Wszystko będzie dobrze — powiedział, łapiąc ją za dłoń.
Bilbo dostał gęsiej skórki, kiedy Marion przeszyła go przestraszonym spojrzeniem. Większy lęk widział w jej oczach tylko, kiedy przybyła na Krucze Wzgórze i ujrzała umierającego Thorina.
Była tak dzielna, że orkowie, gobliny czy trolle nie były w stanie jej przerazić. Dlatego Bilba tak bardzo uderzał fakt, kiedy szatynka się bała. O ile jednak na Kruczym Wzgórzu nie mógł nic na to poradzić, teraz mógł ją wesprzeć. Ścisnął jej dłoń w pokrzepiającym geście i uśmiechnął się ciepło.
— Skup się, kochana — powiedziała Estella. Na jej twarzy malował się stoicki spokój i opanowanie, choć w środku ona również drżała ze zmartwienia. — Już czas. Zacznij przeć przy następnym skurczu.
Marion oddychała głęboko. Bilbo trzymał mocno jej dłoń, ale kiedy nadszedł skurcz pożałował, że nie zdecydował się złapać jej za ramię. Wraz z krzykiem Marion, powietrze przeszył krzyk Bilba, którego dłoń została zaciśnięta z ogromną siłą.
Zahamował łzy napływające mu do oczu i zacisnął zęby. Musiał ją wspierać, nawet jeśli to oznaczało zmiażdżoną dłoń! Skoro ona musiała mierzyć się z bólem, on postanowił, że również wytrzyma.
Dla Marion i dla Thorina.
Nie było wcale łatwo i Marion jeszcze kilka razy zdecydowanie zbyt mocno ściskała Bilbowi dłoń, ale hobbit dzielnie znosił ból i powtarzał kobiecie, że wszystko będzie dobrze.
Szatynka nigdy wcześniej nie czuła takiego bólu, na jaki była wystawiona tej nocy. Była przyzywajona do tego, że z łatwością może pozbyć się bólu fizycznego, bo zazwyczaj jego przyczyną byli wrogowie, których wystarczyło zgładzić lub rany, które umiała leczyć. Teraz musiała w nim jednak trwać, a nawet z nim współpracować, jeśli chciała, aby z dzieckiem było wszystko w porządku.
Była już strasznie zmęczona, obolała, a pot wręcz spływał jej po skroniach, do których lepiły się mokre włosy. W końcu jednak udało jej się urodzić. Powietrze przeciął płacz dziecka, a siedzący obok niej Bilbo runął do tyłu i gruchnął o ziemię, wypuszczając z uścisku jej dłoń.
— Bilbo! — zawołała zdyszana Marion, a Rigel trącił hobbita nosem.
Estella właśnie obmywała niemowlę w misce pełnej wody, którą przytachał Baggins i zawijała je w kocyk.
Bilbo szybko odzyskał przytomność i podniósł się z powrotem do pozycji siedzącej, w pełni świadomy akurat, kiedy Estella podawała Marion dziecko. Szatynka widząc, że jej przyjacielowi wróciła już przytomność, skupiła się całkowicie na dziecku.
— Dziewczynka — powiedziała Estella z wielkim uśmiechem na twarzy, ostrożnie podając dziecko Marion. Płacz natychmiast ustał, kiedy niemowlę znalazło się ramionach matki.
— Piękna — szepnęła Marion, wpatrując się jak zaczarowana w maleńką istotę z poczochranymi, ciemnymo-brązowymi włoskami na głowie.
Dziecko otworzyło niezdarnie powieki, ukazując Marion i Bilbowi (który zaglądał kobiecie przez ramię) parę najniezwyklejszych oczu, jakie widzieli. Jej spojrzenie było odzwierciedleniem spojrzeń Marion i Thorina, bo odziedziczyła kolor oczu po obojgu. Jedną tęczówkę miała bowiem zieloną, jak żywe oczy Marion, a drugą błękitną, dokładnie taką, jakie miał Thorin.
— Niezwykłe... — szepnął oczarowany Bilbo. — Jakie nadasz jej imię?
— Miriel — odszepnęła kobieta, jakby bała się mówić głośniej. Gładząc dziecko ostrożnie po główce, dodała. — Nasza mała Miri, Thorinie.
I spojrzała w rozgwieżdżone niebo, całą duszą pragnąc, żeby był teraz przy niej i żeby mógł zobaczyć ich córkę, przytulić ją i zakochać się w niej tak samo, jak zrobiła to ona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top