IX. Z patelni w ogień.

Po opuszczeniu tunelów goblinów, kompania zbiegała przez pewien czas w dół zbocza, chcąc jak najbardziej oddalić się od zagrożenia. Co prawda był jeszcze dzień, ale słońce zaczynało już powoli chylić się ku horyzontowi, a gobliny straciły z rąk Gandalfa swojego króla. Były więc wyjątkowo wściekłe i żądne zemsty.

Zatrzymali się dopiero w małym zagajniku, gdzie drzewa rosły gęściej, a krzewy dawały im jakie takie schronienie. Gandalf liczył nadbiegających po nim towarzyszy.

 Jedenaście... Dwanaście, trzynaście... Czternaście...  Czarodziej rozejrzał się zaniepokojony.  A gdzie Bilbo? Gdzie nasz hobbit?!

Krasnoludy również spoglądały dookoła, licząc, że może niziołek stoi po prostu niezauważony za jednym z nich. Marion złapała się zrozpaczona za głowę. Jak mogła nie spostrzec braku Bilba?! Krasnoludy pilnowane przez gobliny były ściśnięte w zwartą grupę i kobieta założyła, że niziołek jest między nimi... Jednak jak mogła nie zauważyć jego nieobecności podczas ucieczki?!

 Myślałem, że jest z Dorim!  powiedział Gloin.

 Nie zwalaj na mnie!

 Trzeba po niego wrócić!  zarządziła stanowczo Marion.

 To samobójstwo! Gobliny nas złapią zanim zdążymy go odszukać  oznajmił Dwalin.

 Nie możemy go tam zostawić!

 Skąd w ogóle mamy pewność, że został w tunelach goblinów?  zauważył mądrze Fili.

 Kiedy go ostatnio widzieliście?  zapytał Gandalf.

 Wyślizgnął mi się, jak nas dorwali  wyznał Nori.

 Jak to się stało?

 Powiem ci  wtrącił się Thorin.  Pan Baggins wykorzystał pierwszą okazję i uciekł! Od początku chciał wrócić do miękkiego łóżka i ciepłej chatki! Już go więcej nie zobaczymy. Jest daleko.

Krasnoludy spojrzały na siebie nieco smutne. Marion wlepiła wzrok w ziemię. Nie pomyślała o tym wcześniej... Czyżby istniała taka możliwość, że Bilbo uciekł i był właśnie w drodze powrotnej do Rivendell? Nie, to niemożliwe! Nie zostawiłby krasnoludów w potrzebie...

 Wcale nie  usłyszeli dobrze znany im głos.

Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Krasnoludy odetchnęły z ulgą, a na twarzy Marion pojawił się uśmiech.

 Bilbo Baggins! Jeszcze nigdy czyiś widok mnie tak nie ucieszył!  zawołał uradowany Gandalf.

 Już myśleliśmy, że nie wrócisz!  powiedział Kili, zadowolony, że jednak tak się nie stało.

 Jak wymknąłeś się goblinom?  dodał z niedowierzaniem Fili.

 Właśnie  dodał Dwalin.

 Ach, to...  zaśmiał się krótko hobbit i włożył dłonie do kieszeni kamizelki. Marion zdziwiła się, widząc lekki niepokój wstępujący na twarz czarodzieja.

 Czy to teraz ważne?  powiedział, spoglądając na Thorina.  Wrócił!

 To ważne  zaoponował Dębowa Tarcza.  Chcę wiedzieć. Dlaczego wróciłeś?

 Wiem, że od początku we mnie wątpiłeś... Masz rację, często myślę o Bag End. Brak mi moich książek, fotela, ogrodu  wyznał hobbit.  Widzisz... to tam jest moje miejsce. Tam należy moje serce i tam jest mój dom. Dlatego wróciłem  spojrzał na krasnoludy  bo wy nie macie domu... Ktoś wam go zabrał. A ja zrobię wszystko, żeby pomóc wam go odzyskać.

Thorin uważnie przyglądał się niziołkowi. W jego oczach było widać zaskoczenie, ale też i wdzięczność. Skinął delikatnie głową w podzięce. Bilbo powiódł wzrokiem po kompanii i dopiero teraz zdał sobie sprawę z istotnego faktu.

 Marion!  krzyknął zaskoczony.  Wróciłaś!

Bilbo podszedł i niespodziewanie uściskał kobietę. Ta zaśmiała się i odwzajemniła jego gest.

 Właśnie, Marion!  krzyknął Kili i poszedł w ślady Bilba. Po chwili cała kompania oprócz Thorina, Gandalfa, Dwalina i Balina ściskała Marion.

Gandalf wraz z Balinem szczerze zaśmiali się na ten widok. Dwalin pozwolił sobie jedynie na delikatny uśmiech pod nosem, a Thorin mruknął:

 Uspokójcie się, bo ją przewrócicie.

 Dlaczego jednak postanowiłaś wrócić?  zapytał ciekawy Kili.

 Wiedziałam, że wpakujecie się w kłopoty. W tym akurat jesteście świetni. Nie mogłam was zostawić  stwierdziła.

Wśród krasnoludów panował świetny nastrój. Wszyscy byli cali i zdrowi oraz udało im się uciec z tuneli goblinów.
Radość jednak nie trwała długo, bo wokół nich rozległo się przeciągłe wycie, które z całą pewnością należało do więcej niż kilku wargów. Wszyscy spojrzeli na górę w oddali, z której ku nim zbiegały ogromne wilki.

 Wpadliśmy  powiedział zdenerwowany Thorin.

 I to z patelni w ogień  potwierdził Gandalf.  Uciekać!

Wszyscy zaczęli w pośpiechu zbiegać jeszcze niżej, w dół zbocza. Za nimi rozlegały się powarkiwania i wycie. Marion nie mogła się nadziwić, widząc Bombura, który w przypływie strachu o życie, wyprzedzał wszystkich po kolei.

Kompania dobiegła na skraj zbocza, niestety kończyło się ono stromą skarpą i nie było żadnej drogi na dół, która wyłączałaby śmierć.

 Szybko! Na drzewa!  nakazał czarodziej.

Marion podskoczyła, chwytając jedną z gałęzi i wdrapała się na konar znajdujący się najbliżej ziemi.

 Bilbo!  zawołała hobbita, który nieco nieudolnie próbował zrobić to samo. Baggins podbiegł do Marion, a ta wciągnęła go na gałąź i razem weszli jeszcze wyżej.

W ostatnim momencie, bo ogromne wilki, właśnie dobiegły do drzew, otaczając je. Zaczęły skakać i kłapać zębami, próbując dosięgnąć krasnoludów. Wszyscy patrzyli na to bezradnie. W obliczu zagrożenia, nikt nie dostrzegł Gandalfa, który szeptał coś do małego motylka, na końcu własnej laski.

Tymczasem z lasu wychynęły kolejne bestie, tym razem z orkami na grzbietach. Szczególną uwagę przykuwał biały warg, z równie jasnym właścicielem go dosiadającym. Widocznie odcinali się na tle zapadającej ciemności. Wilki przestały na chwile oblegać drzewa, na których schroniła się kompania.

 Azog!  powiedział Thorin, a w jego głosie dało się słyszeć jednocześnie odrazę i niedowierzanie.

Stwór zaciągnął się głęboko powietrzem, po czym powiedział coś w czarnej mowie z okropnym uśmiechem na twarzy.

 To niemożliwe...  stwierdził Thorin.

Marion przyglądała się bezsilna rozwojowi wypadków i usilnie zastanawiała się nad możliwością ucieczki lub chociażby wygraniem starcia. Niestety. Wszystkie pomysły jakie wpadły jej do głowy, kończyły się ich śmiercią.

Tymczasem Azog napawał się widokiem, zszokowanego i niedowierzającego Thorina. Po raz kolejny powiedział coś w czarnej mowie, wskazując bronią na krasnoluda.

Wilki znów zaczęły skakać na drzewa, próbując wspiąć się na gałęzie i dosięgnąć kompanii. Ich zawziętość stawała się coraz większa z każdą chwilą. Przegryzały niektóre konary, a skacząc wysoko, prawie dosięgały krasnoludów znajdujących się na niższych gałęziach.

Drzewa trzęsły się i trzeszczały niebezpiecznie. Po chwili, nie mogąc już dłużej znieść ciężaru siedzącej na nich kompanii i obskakiwania przez wargów, zaczęły przewracać się jedno na drugie. Marion krzyknęła zaskoczona, kiedy poczuła, że drzewo zaczyna spadać. Na szczęście wszyscy zdążyli przeskoczyć na kolejne konary i tak znaleźli się na jednym drzewie, które rosło dosłownie na skraju skarpy.

Nagle obok twarzy Marion przeleciała paląca się szyszka, a za nią kolejne.

 Rzucajcie!  krzyknął Gandalf, podając krasnoludom płonące szyszki, którymi ci podpalali kolejne. Już po chwili trawa dookoła drzewa stała w płomieniach. Wilki zaczęły uciekać przestraszone ogniem, a niektóre poczęły tarzać się na ziemi, chcąc ugasić płonące futra.

Krasnoludy zaczęły wiwatować. Nie trwało to jednak długo, bo drzewo niebezpiecznie zatrzeszczało i zaczęło powoli opadać w stronę przepaści. Wszyscy złapali się kurczowo swoich konarów, jednak pomimo tego zawiśli na gałęziach. Gandalf podsunął swoją laskę Doriemu i Oriemu, którzy omal nie spadliby w przepaść, a Marion w ostatniej chwili złapała Bifura, który również miał podzielić ich los. Ten wykrzyknął coś po staro-krasnoludzku i kobieta mogła się tylko domyślać, że były to podziękowania.

Azog patrzył z lubością na zbliżającą się zagładę kompanii. Natomiast gniew i nienawiść Thorina właśnie osiągnęły swoje apogeum. Krasnolud zacisnął gniewnie szczękę. Wstał i dobywając swojego miecza ruszył w stronę bladego orka. Był już prawie przy nim, kiedy został powalony, przez białego warga. Wstał i próbował walczyć dalej, ale ork na wilku miał przewagę. Ponownie posłał krasnoluda na ziemię silnym uderzeniem z broni.

 Nie!  krzyknął Balin, próbując utrzymać się na drzewie i obserwując rozgrywającą się scenę.

Biały warg, wziął do pyska ciało mężczyzny i ścisnął je silnymi szczękami. Rozległ się krzyk bólu krasnoluda.

 Thorinie!  zawołał Dwalin i próbował wspiąć się na drzewo, ale to doprowadziło tylko do złamania konaru, który ratował go przed upadkiem w przepaść. Marion również próbowała wdrapać się na pień, widząc zmagania Dębowej Tarczy, ale nie mogła tego zrobić, bo jedną ręką trzymała Bifura, a drugą gałąź drzewa. Jedynie Bilbo, zdołał jakoś wspiąć się na pień.

Warg odrzucił Thorina, a przywódca kompanii wylądował na twardym głazie. Azog zwrócił się do jakiegoś orka, który natychmiast ruszył, aby wykonać polecenie swojego pana. Przystawił ostrze do szyi krasnoluda, kiedy nagle został powalony. Bilbo krzyknął z wysiłku i z trudem, lecz zawziętością wbił swój mały mieczyk w ciało orka. Ten zaskrzeczał i po chwili znieruchomiał. Baggins stanął przed ciałem, nieprzytomnego już Thorina i zaczął wymachiwać mieczem, chcąc odstraszyć napastnika.

Azog patrzył na niziołka z widocznym gniewem, tymczasem ku hobbitowi zbliżały się warczące wargi z orkami.
Bilbo nie został jednak sam w trudnej sytuacji. Z pomiędzy płomieni wypadła cała kompania, która motywowana ochroną życia swojego przywódcy, jakoś zdołała wspiąć się na pień walącego się drzewa.

Marion, chwilę wcześniej razem z Bifurem uratowana przez Dwalina i Bofura, ruszyła do ataku razem z krasnoludami.
Zabiła kilka bestii czających się na nieprzytomnego Thorina i upewniając się, że reszta radzi sobie równie dobrze, dopadła do ciała krasnoluda.

Sprawdziła czy wszystko z nim w porządku. Puls, choć słaby był wyczuwalny. Marion przeraził jednak inny fakt  krasnolud nie oddychał.  Spanikowana kobieta zaczęła cucić mężczyznę, mając nadzieję, że to pomoże.

 Thorinie... Thorinie...  powtarzała klepiąc go po twarzy.  Obudź się, ty uparty matole... Zacznij oddychać.

Kobieta przestała, zdając sobie sprawę, że jej próby nie przynoszą efektów.

 Miejmy nadzieję, że to pomoże... wymruczała i rozejrzała się dookoła, a widząc, że wszyscy byli zajęci walką, wcieliła swój pomysł w życie.

Odchyliła głowę krasnoluda lekko do tyłu. Wahała się jeszcze przez chwilę, ale w końcu zatkała mężczyźnie nos i łącząc ich usta, wypełniła jego płuca powietrzem. Odchyliła się i nabierając powietrza, powtórzyła czynność.
Po trzecim razie Thorin już sam wziął głęboki oddech i uchylił lekko powieki.
Zdążył jedynie posłać zdziwione spojrzenie kobiecie i znów stracił przytomność.

 Świetnie  skwitowała Marion, jednak w duchu cieszyła się, że teraz przynajmniej krasnolud oddycha.

Powróciła spojrzeniem do walczących przyjaciół, ale przeżyła szok. Wokół nikogo nie było. Krasnoludy tajemniczo zniknęły, a resztka wargów z orkami uciekała w górę zbocza.
Marion poderwała się na równe nogi, rozglądając się dookoła.

 Gdzie oni...  nie dokończyła, bo w jednej chwili została poderwana do góry. Z jej gardła wydobył się krzyk, kiedy widziała jak ziemia pod jej nogami oddala się w zastraszającym tempie. Spojrzała do góry i ujrzała ogromnego orła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że dookoła szybowały podobne ogromne zwierzęta i cała kompania siedziała już na ich grzbietach.

W momencie, w którym znaleźli się nad innym ptakiem, została upuszczona i z krzykiem spadła na grzbiet orła, tuż obok Bilba.

Kątem oka zobaczyła jeszcze jak inny wielki ptak, niesie w szponach bezwiedne ciało Thorina.

~●~

Długo przelatywali nad pasmami górskimi. Marion całkiem straciła rachubę czasu, ale słońce powoli zaczynało chylić się już ku horyzontowi, a za sobą zostawili już naprawdę wiele gór.
Wiatr owiewał ich ciała i przenosił mroźne podmuchy pod ich ubrania. Marion była już nieźle zmarznięta i najwyraźniej nie tylko ona, bo Bilbo siedzący za nią nie przestawał dygotać.
Hobbit obejmował kobietę mocno w pasie, najwyraźniej nie zbyt zadowolony z powietrznej wędrówki i wysokości na jakiej się znajdowali.
Marion zastanawiała się nawet czy udziału w dreszczach Bilba nie ma przypadkiem strach przed spadnięciem z grzbietu wielkiego orła, co było bardzo prawdopodobne.

W końcu dotarli na skraj gór i wylądowali na skale, której spłaszczony szczyt tworzył idealny punkt obserwacyjny.

Zeszli z grzbietów wielkich orłów, którym podziękowali za ratunek, a zwierzęta odleciały w stronę swoich gniazd.

 Thorinie!  Fili i Kili natychmiast znaleźli się przy swoim wuju, który wciąż nie odzyskał przytomności.

Cała kompania patrzyła z niepokojem na swojego przywódcę. Gandalf odsunął siostrzeńców krasnoluda na bok i pochylając się nad nim, wymruczał jakieś zaklęcie, trzymając rękę nad jego twarzą. Thorin ocknął się i powoli otworzył oczy, a na jego bladą dotąd twarz powróciło więcej kolorów.

Wszyscy odetchnęli z ulgą.

 Niziołek?  zapytał słabo, podnosząc się do pionu.

 Jest cały i zdrowy  poinformował go czarodziej z uśmiechem.  Bilbo jest tutaj bezpieczny.

 Ty...  krasnolud wstał i zwrócił się do hobbita.  Co ty zrobiłeś? Mogłeś zginąć!

Krasnoludy spojrzały zdziwione na Dębową Tarczę, a Marion zmarszczyła brwi. Baggins wyglądał na równie skonsternowanego.

 Mówiłem, że będziesz ciężarem; że nie przeżyjesz w dzikim kraju; że nie ma tu dla ciebie miejsca...  kontynuował Thorin.  Nigdy w życiu tak się nie pomyliłem!

Mężczyzna niespodziewanie uściskał Bilba. Krasnoludy zaczęły wiwatować, a Marion z Gandalfem posłali sobie znaczące uśmiechy.

 Wybaczcie, że w was wątpiłem  powiedział Thorin i przeniósł wzrok z Bilba na Marion. Kobieta zamrugała kilkukrotnie, nie wierząc w to co usłyszała.

 Sam bym w siebie wątpił  wyznał Bilbo.  Żaden ze mnie wojownik czy bohater... Czy choćby włamywacz.

Hobbit posłał krasnoludowi uśmiech, co ten odwzajemnił. Jednak jego uwagę przykuło coś innego. Jego oczy się rozszerzyły. Thorin wyminął Bagginsa i podszedł do krawędzi skały. Za nim ruszyła cała kompania.

 Czy to jest to, co myślę?  zapytał niziołek.

 Erebor, ostatnie wielkie królestwo krasnoludów w Śródziemiu  oznajmił Gandalf.

Wszyscy wpatrywali się w Samotną Górę, której sylwetka rysowała się na horyzoncie.
Kolory jakie przybierało niebo w obliczu zachodzącego słońca, potęgowało tylko uczucie zachwytu, jakiego doznała kompania na widok celu ich podróży.

 Nasz dom  rzekł Thorin.

~●~

 Będę mógł zrobić więcej, kiedy znajdziemy się przy rzece  oznajmił Oin, który jako medyk w kompanii, zajął się opatrywaniem ran Thorina. Krasnolud został dość mocno okaleczony w starciu z Azogiem i na jego ciele widniały ślady po zębach wielkiego, białego warga oraz kilka innych ran.

 Ruszajmy więc  rzekł Gandalf i wszyscy zaczęli schodzić w dół, po wydrążonych w skale schodach.

Czarodziej szedł na przodzie, natomiast Thorin z Marion znaleźli się na końcu pochodu.

 Uraczyłeś Bilba wspaniałymi słowami  stwierdziła kobieta.

 Wykazał się wielką odwagą. Poza tym wrócił, choć byłem pewien, że już go nie zobaczę... Tak samo jak ty  dodał po chwili i spojrzał przenikliwie na Marion.  Dlaczego?

 Już mówiłam: wiem co to znaczy nie mieć domu i jak to jest błąkać się po świecie w jego poszukiwaniu. Nikogo nie skazałabym na taki los... Poza tym Gandalf uświadomił mi, że z pewnością wpakujecie się w jakieś niebezpieczeństwo  powiedziała, kryjąc lekki uśmiech, który mimowolnie rozjaśnił jej twarz.

 I kto to mówi...

Marion zamilkła, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście mogło być z nią źle, gdyby nie pomoc Thorina.

 Mówiłeś, że nie zaryzykujesz powodzenia wyprawy, aby mnie ratować  przypomniała.  A jednak uratowałeś mnie w tunelach goblinów.

 Byłem ci to winien  stwierdził Thorin, a kobieta wróciła myślami do jego słów, po tym jak wyciągnął ją z tarapatów. 

"Jesteśmy kwita."

 Czyli przyznajesz, że gdyby nie ja, już dawno stałbyś się posiłkiem dla wargów!  oznajmiła z tryumfem. Krasnolud spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, a w jego oczach skakały iskierki rozbawienia. Marion po raz pierwszy widziała coś takiego u Thorina, jednak bardzo jej się to spodobało.

 Przyznaję  powiedział niechętnie  że twoja pomoc na równinie była nieoceniona... Ale nie tylko dlatego ci wtedy pomogłem.  Widząc pytający wzrok kobiety, Thorin kontynuował.  Uraczyłem cię niepochlebnymi słowami...

 I to wieloma  zauważyła Marion, za co otrzymała rozgniewane spojrzenie.

 ...Ale pomimo tego wróciłaś, aby uratować nas przed niebezpieczeństwem. To było bardzo szlachetne... Nasza kompania, choć niezbyt liczna i trochę dziwna, chroni siebie nawzajem. Dzisiaj pokazałaś, że jesteś jedną z nas...

Marion zaniemówiła. Po raz pierwszy przeprowadziła z Thorinem dłuższą rozmowę, która nie dość, że była normalna, to nie zakończyła się kłótnią.
Oznajmienie krasnoluda, że stała się częścią ich kompanii tym bardziej ją poruszyło. Na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.

 Jesteś dzisiaj wyjątkowo życzliwy  zauważyła.  To aż dziwne.

 Tylko się nie przyzwyczajaj  powiedział, a w jego głosie znów zabrzmiała chłodna nutka dumy.

 I wróciliśmy do normy.

 Skoro jesteś członkiem kompanii, to będziesz również traktowana jak inni, a to oznacza wiele obowiązków  zaznaczył.

 Jeśli tylko nie dostanę miana waszej służącej, to dam sobie radę  powiedziała, patrząc na niego znacząco.

 Nie patrz tak na mnie. Musiałem coś wymyślić  usprawiedliwił się lekko naburmuszony krasnolud.  O dziwo, nawet Król Goblinów nie był tak tępy, żeby w to uwierzyć...

Marion uśmiechnęła się, po raz kolejny tego dnia zdziwiona słowami Thorina.


Tymczasem kompania właśnie zeszła na zieloną trawę, rosnącą wokół skały i zaczęła rozbijać obóz obok płynącej tuż przy skale rzeki.
Przy ostatnim stopniu schodów znajdowała się mała grota. Mogli więc spokojnie zatrzymać się tu na noc, bo wokół mieli wszystko czego im było trzeba, a zdecydowanie potrzebowali solidnego odpoczynku, po przebytych tego dnia przygodach.

Thorin przysiadł na jakimś kamieniu, nieco zmęczony po tej krótkiej wędrówce. Choć rany dawały mu się we znaki, starał się tego nie okazywać. Marion natomiast przypomniała sobie nagle o istotnym fakcie i bez słowa odeszła w stronę czarodzieja.

 Gandlafie  powiedziała, wyrywając go z rozmowy z Dorim. Krasnolud, widząc, że kobieta musi porozmawiać z czarodziejem oddalił się taktownie i pomógł swoim towarzyszom rozbijać obóz.

 Och, Marion. Widzę, że w końcu zaczęliście się dogadywać z Thorinem  powiedział posyłając jej znaczący uśmiech.  Ciekawe, że musiał aż przestać oddychać, żeby do tego doszło. Gdybym wiedział, mógłbym wcześniej coś na to zaradzić, zapewne rozwiązałoby to wiele problemów  zaśmiał się, mrugając do niej porozumiewawczo.

Marion o mało nie udławiła się własną śliną, słysząc komentarz przyjaciela. Dlaczego Gandalf zawsze wszystko wiedział?
Otrząsnęła się jednak z szoku i zmieszania, powracając do trapiącej ją sprawy.

 Gandalfie, gdzie jest Rigel?  zapytała zmartwiona.

Czarodziej spojrzał na nią zdziwiony, marszcząc brwi.

 Wysłałam go po ciebie do Rivendell, zanim odnalazłam jaskinię goblinów  wyjaśniła.

 Przykro mi, moja droga, ale musieliśmy się minąć.

Kobieta spojrzała z niepokojem w stronę gór, których szczyty zostawiali daleko za sobą.

 Gdzie ty się podziewasz, Rigel...  szepnęła.

~●~

Niedługo zajęło krasnoludom rozbicie obozu. Kiedy już to zrobili, skorzystali z resztek zachodzącego słońca i wody w rzece, która była wyjątkowo czysta. Zrzucili swoje ubrania i wykąpali się.
Marion, której nie za bardzo widziało się zażywać kąpieli z trzynastką krasnoludów, zajęła się tymczasem zbieraniem chrustu na ognisko.
Kiedy wróciła wszyscy byli już wysuszeni i ubrani. Czuli się też znacznie lepiej choć trochę odświeżeni.
Marion pomyślała, że ona również chętnie skorzystałaby z takiego przywileju i obiecała sobie znaleźć na to sposób.

Kiedy odkładała stosik chrustu, Oin opatrywał dokładniej rany Thorina, który siedząc na kamieniu bez górnej części swojej garderoby, poddawał się bez słowa zabiegom swojego medyka.
Wszystko szło w miarę dobrze, jednak nagle krasnolud westchnął zrezygnowany.

 Co się stało?  zapytał Gandalf, widząc bezsilność na twarzy Oina.

 Przez naszą utarczkę z goblinami straciłem kilka lekarstw i ziół  oznajmił krasnolud.  Bez nich rany będą goiły się znacznie dłużej i boleśniej.

 Możemy poszukać tych ziół  zaproponował Fili, a krasnoludy przytaknęły gorliwie.

 Niestety nie rosną w rejonach górskich...

Zapadła cisza, którą niemal natychmiast przerwał Thorin.

 To nic. Dam sobie radę  stwierdził z nieodłączną dumą w głosie.  Nosiłem już gorsze rany.

Sięgnął po swoją koszulę i choć bardzo się starał, Marion widocznie dostrzegała, że każdy ruch sprawiał mu ból.

 Może mogę coś na to poradzić...  oznajmiła cicho. Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią, kiedy chwyciwszy swoją torbę, podeszła do mężczyzny. 

Wyjęła z niej drobny słoiczek, w którym znajdowała się maść ze zmieszanych, przeróżnych ziół.
Nabrała jej trochę i spojrzała niepewnie na krasnoluda. Thorin nie wyglądał na zaniepokojonego, jedynie jego oczy wyrażały ciekawość i lekką niepewność, ale pozwolił kobiecie działać.

Marion naniosła substancję na rany mężczyzny i zaczęła mruczeć coś po elficku, wcierając dokładnie maść.
Brwi Thorina powędrowały do góry, kiedy usłyszał język, w którym przemawiała kobieta.

Po chwili szatynka powtórzyła czynność z ranami na plecach. Jej drobne dłonie krążyły po jego ciele, wcierając lekarstwo i o ile na świeżych ranach było to nieco bolesne, o tyle, kiedy palce kobiety stykały się ze zdrowymi rejonami jego skóry, było to nawet przyjemne...

Kiedy Marion skończyła, Thorin z zaskoczeniem odnotował niezwykłą lekkość i brak bólu w pokiereszowanym ciele.

— Zaczekaj aż wyschnie  poinstruowała Marion, chowając maść z powrotem do torby.

Krasnolud skinął głową na znak, że rozumie, a reszta kompanii, wykluczając Gandalfa, obserwowała kobietę w szoku.

 Skąd znasz elfickie sposoby leczenia ran?  zapytał Oin, najwyraźniej oczarowany tym, co zobaczył.

 Babcia mnie kilku nauczyła  wyjaśniła Marion.

Krasnoludy przyglądały się kobiecie z niemym uznaniem. Cisza jednak szybko została przerwana niezidentyfikowanym dźwiękiem.
Dwalin złapał się za brzuch.

 Nie wiem jak wy, ale ja chętnie wrzuciłbym coś na ząb!  oznajmił. Reszta przytaknęła gorliwie i wszyscy rozeszli się, aby pomóc Bomburowi przygotować posiłek, zapominając o niezwykłej umiejętności Marion, którą przed chwilą poznali.

Jedynie Thorin wciąż przyglądał się w zamyśleniu kobiecie. Wdzięczność i ciekawość walczyła w nim z nienawiścią do wszystkiego co elfickie i na razie nie potrafił powiedzieć, która strona wygrała.

~●~

Gwiazdy świeciły już na niebie, a księżyc wznosił się wysoko, kiedy kompania wciąż toczyła wesołe rozmowy przy ognisku.
Strawy nie było za dużo, bo po wizycie w tunelach goblinów zapasy żywności zostały uszczuplone.

Marion siedziała na pokaźnym głazie, słysząc za sobą śmiechy i rozmowy towarzyszy i wpatrywała się zamyślona w rysujące się na niebie ciemne szczyty górskie.

Nie mogła zaprzeczyć, że martwiła się o swojego wierzchowca. Jeśli nie znajdował się teraz w Rivendell, ale przebywał w górach, to groziło mu duże niebezpieczeństwo, bo gobliny zapewne wciąż szukały zbiegów, którzy śmieli wtargnąć do ich królestwa i zabić im króla.
A wszyscy doskonale wiedzieli, że gobliny wyjątkowo lubią pożywiać się koniną.
Nie mogła też wyrzucić z pamięci czternastki wspaniałych kucyków, które teraz znajdowały się gdzieś głęboko pod ziemią i niedługo miały skończyć jako posiłek...

Rozmyślania Marion zostały przerwane, kiedy ktoś położył obok niej miskę ze strawą. Kobieta obróciła głowę i ujrzała Bilba. Hobbit uśmiechnął się ciepło i usiadł obok szatynki. Ta natomiast podziękowała mu i chwyciwszy naczynie, które przyniósł jej przyjaciel, zaczęła jeść.

 Coś cię trapi  zauważył niziołek.

Marion rzuciła mu krótkie spojrzenie.

 Owszem  potwierdziła.  Rigel. Obawiam się, że mógł dostać się w łapy goblinów. Mam nadzieję, że jest bezpieczny w Rivendell...

 Jest bardzo mądry. Nawet jeśli przebywa w górach, na pewno nie dorwie go pierwszy, lepszy goblin  zapewnił Baggins i posłał Marion pokrzepiający uśmiech.

 Obyś miał rację  przyznała i pomimo wszystko, odwzajemniła gest. Po czym jej wzrok mimowolnie przeniósł się wyżej na zachodnią gwiazdę, znajdującą się pomiędzy Earendilą a Carnilem.

Zmarszczyła brwi, widząc nieco niżej przebijająca się przez granat nieba, niemal równie jasną gwiazdę, której  była pewna  dotąd tam nie było.

 Coś nie tak?  zapytał Baggins, widząc jej konsternację.

 Widzisz, kiedy byłam mała, babcia często opowiadała mi o gwiazdach i konstelacjach. Mówiła, że każdy ma przypisaną swoją własną gwiazdę  wytłumaczyła.  Czasami potrafiła to nawet określić. Dawno temu powiedziała mi, że ta  Marion wskazała na jasny punkt pomiędzy Earendilą a Carnilem.  jest przypisana do mnie.

Bilbo słuchał z żywym zainteresowaniem i chłonął każde słowo szatynki. Marion rzadko opowiadała o sobie z własnej woli, tym bardziej jeśli było to związane z jej rodziną.

 Przez lata, gdy patrzyłam w niebo była tam  niezmienna – w przeciwieństwie do innych rzeczy... A dzisiaj, pojawiła się ta  kobieta wskazała na jasny punkcik, po prawej stronie.

 Czy to źle?  zapytał Baggins.

 Elfy kochają gwiazdy  stwierdziła nieco obojętnie Marion.  Twierdzą, że można z nich wyczytać przyszłość, czy choćby przeznaczenie  uśmiechnęła się pobłażliwie.  Więc jeśli nagle pojawia się jakaś nowa gwiazda i to tak jasna, to dla nich z pewnością jakiś znak.

 Co on oznacza?

 Cóż... gwiazdy nigdy za bardzo mnie nie interesowały, więc pod tym względem nie słuchałam uważnie mojej babci  przyznała z niewinnym uśmiechem.  Ale wydaje mi się, że chodziło o jakieś powiązanie losów... Albo coś podobnego.

 Ciekawe...  wyznał hobbit.  No tak, w końcu wróciłaś! Związałaś swój los z kompanią!

 Chroń mnie, Luthien, jeśli już nawet gwiazdy wiążą mnie z trzynastką nieokrzesanych krasnoludów i wścibskim czarodziejem  zaśmiała się Marion.

 A ja?  zapytał Bilbo, który nie został wymieniony i poczuł się urażony.

 Na ciebie nie narzekam  podkreśliła kobieta.  Z tobą chętnie zwiążę swój los. Jesteś tu jedyną racjonalną osobą!

 Jest jeszcze inna możliwość  zastanowił się hobbit, a Marion spojrzała na niego pytająco.  W końcu ty i Thorin wreszcie zaczęliście normalnie rozmawiać...

 Na miłość, Luthien!  krzyknęła Marion, przerywając hobbitowi. Zauważyła jednak szybko, że jej uniesienie zwróciło uwagę krasnoludów, więc ściszyła głos.  Jeśli chcesz mi wmówić, że mój los złączył się z najbardziej upartym i apodyktycznym krasnoludem w całym Środziemiu, to lepiej od razu oddaj mnie z powrotem w ręce goblinów...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top