III. Siedemdziesiąt dziewięć.
Słońce dopiero wynurzało się zza horyzontu, kiedy kompania, już po zjedzonym śniadaniu, ruszała w dalszą drogę.
Znaleźli odpowiednie miejsce i zjechali ze stoku w dolinę, kierując się na wschód.
Jechali nie rozmawiając, wciąż czuli bowiem ciszę po resztkach nocy, która zalegała na niebie i bali się ją zburzyć, szczególnie, że na równinie dźwięk rozchodził się znacznie dalej i donośniej.
Kiedy znaleźli się już na całkiem równym terenie, puścili wierzchowce w galop.
Musieli jednak zwalniać co jakiś czas, bo oprócz ich na grzbietach kuce były dodatkowo objuczone i męczył je ciągły bieg.
Na postój zatrzymali się dopiero koło południa, kiedy słońce świeciło już wysoko na niebie.
Dzień był ciepły, a na równinie, gdzie nie rosły żadne drzewa – tym bardziej uciążliwy.
Dopiero teraz Bilbo zauważył, że coś zmieniło się w Marion. Zresztą nie tylko on. Wszyscy, oprócz Gandalfa byli zdziwieni strojem kobiety, która już dawno zdjęła swój czarny płaszcz i schowała go do jednej z toreb, które niósł jej koń. Jechała jednak na końcu zastępu, więc jak dotąd nikt tego nie zauważył.
Strój Marion był nietypowy, zważając na fakt jej płci.
Bilbo spodziewał się raczej zobaczyć suknię lub coś w tym guście.
Tymczasem kobieta, która właśnie zsiadała z konia, miała na sobie zwykłą, szarą bluzkę wiązaną przy dekolcie sznurkami; skórzaną, brązową kamizelkę, która nieco przypominała gorset oraz tego samego koloru spodnie nie do końca przylegające do jej nóg, tak jakby zostały zabrane nieco większemu od niej mężczyźnie. Jej nogi zdobiły wysokie do połowy łydek skórzane buty, obwiązane dookoła sznurkami. Szary materiał zdobiący jej dłonie i ciągnący się aż do łokci, robił za swego rodzaju bezpalcowe rękawice, mające chronić dłonie kobiety podczas walki.
Na biodrach nosiła pas z mieczem.
Gandalf jako jedyny nie był zdziwiony ubiorem Marion. Reszta spodziewała się raczej bardziej kobiecych ubrań i byli niemało zaskoczeni, widząc ją w takim wydaniu.
Pierwszy otrząsnął się Thorin.
— Odpocznijcie i zjedzcie coś jeśli musicie — powiedział. — Szkoda czasu na postoje...
Większość sięgnęła po bukłaki z wodą. Niektórzy zajrzeli także do toreb z prowiantem.
Marion napiła się, czując jak woda przyjemnie nawilża jej suche usta i gardło. Oparła się o swojego konia i zamknęła oczy, odgarniając niesforne włosy z twarzy.
Słońce na równinie naprawdę potrafiło dać się we znaki.
— Proszę — usłyszała jakiś głos, dochodzący z dołu.
Otworzyła oczy, spoglądając na Bilba, który unosił ku niej rękę z kawałkiem suchego placka.
Po raz kolejny zdziwiła się, że hobbit o niej pomyślał.
— Dziękuję — odparła. — Ale chyba nie warto marnować teraz prowiantu, lepiej zostawić więcej na potem.
— Nasz prowiant nie ucierpi przez brak jednego placka — nalegał hobbit.
— Powinnaś posłuchać Bilba — nie wiadomo skąd, obok nich zjawił się czarodziej. — Jesteś ostatnio wyjątkowo blada, kochana.
— Cieszy mnie twoja dbałość o moje zdrowie, Gandalfie, ale naprawdę nic mi nie jest. Nie jestem głodna — zapewniła, choć czuła w brzuchu lekką pustkę, bo po wczesnym śniadaniu nie było już śladu.
— Nie wciskajcie w nią jedzenia na siłę — odezwał się Thorin, a zaskoczona Marion już myślała, że krasnolud stanął po jej stronie, ale wtedy dodał — Skoro nie chce jeść tym lepiej dla nas. Zostanie więcej na przeprawę przez góry, a ona może nie będzie tyle gadać.
Przywódca krasnoludów wciąż miał za złe słowa kobiety, kiedy powiedziała jego siostrzeńcom, że ten nie umie przełknąć porażki.
— Wiesz co, Bilbo, chyba jednak zgłodniałam — powiedziała z hardą miną Marion i patrząc przekornie na Thorina, odebrała od hobbita placek i zaczęła jeść z pełną zawziętością.
Czarodziej i hobbit uśmiechnęli się znacząco, a kobieta z krasnoludem wciąż mierzyli się wrogimi spojrzeniami.
~●~
Kiedy wszyscy zaspokoili już głód i pragnienie, kompania ruszyła w dalszą drogę.
Słońce dalej grzało, więc wszyscy zrzucili z siebie niepotrzebne ubrania, takie jak płaszcze czy kamizelki.
Pomimo dopisującej pogody, nie mieli zbyt dobrych humorów. Wciąż nie rozmawiali, ani nie śpiewali, bojąc się zrobić jakikolwiek hałas.
Jechali w zastępie – jeden za drugim – czując się na rozległej równinie jak na talerzu, wystawieni na niebezpieczeństwo.
Co jakiś czas puszczali swoje wierzchowce galopem, ale konie męczyły się w upale równie szybko co ich jeźdźcy, a dookoła nie było rzeki, ani żadnych drzew z przyjaznym cieniem, więc wkrótce zaprzestali co szybszej jazdy, nie chcąc męczyć zwierząt.
Na kolejny odpoczynek zatrzymali się dopiero, kiedy już zmierzchało. Rozbijali obóz i słali posłania niemal po omacku, ponieważ tej nocy na niebie zebrały się chmury, przysłaniając księżyc i gwiazdy, a Thorin zabronił Oinowi i Gloinowi rozpalać ogniska, które na równinie było widoczne z bardzo dalekich odległości.
Przygotowali więc, każdy swoje posłanie, odjuczyli kucyki i przywiązali je wszystkie do kołków wbitych w ziemię, aby zanadto się nie oddaliły lub nie uciekły spłoszone w nocy. Po tym zabrali się za jedzenie kolacji, niestety z racji tego, że nie mieli do dyspozycji ogniska, musieli zadowolić się suchym prowiantem.
Równina była tak ogołocona, że nie znaleźli tu nawet głazów, o które mogliby się oprzeć, więc każdy jadł na swoim posłaniu.
— Będziemy dzisiaj pełnić warty parami — oznajmił Thorin. — Noc jest ciemna, a teren do obserwacji rozległy. Na każdą parę przypadnie godzina pełnienia warty.
Wszyscy zgodzili się z jego słowami weseli, że nie będą musieli w pojedynkę wypatrywać w tych ciemnościach zagrożenia.
Thorin wciąż jedząc, rozejrzał się, sprawdzając czy wszystkie wierzchowce są uwiązane. Koń czarodzieja, trzynaście kucyków i...
— Dlaczego nie przywiązałaś swojego konia? — zwrócił się do Marion, a w jego głosie można było wyczuć, że jest zdenerwowany.
— Nie widzę takiej potrzeby. Nie ucieknie.
— To tylko zwierzę, wystarczy, że w oddali zawyje warg albo ktoś z nas będzie się wiercił w ciemnościach, a koń się spłoszy — warknął krasnolud zirytowany postawą kobiety.
— Nie spłoszy się — zapewniła kobieta, dalej w spokoju jedząc swojego placka.
— Przywiąż go — rozkazał Thorin.
— Nie.
— Twoja naiwność i nieznajomość świata jest irytująca — rzucił rozgniewany .
— Śmiem twierdzić, że po siedemdziesięciu dziewięciu latach chodzenia po tym świecie jednak coś o nim wiem — odgryzła się Marion, a wszyscy oprócz Gandalfa spojrzeli na nią zdumieni, tak, że nawet Bomburowi o mało nie wypadł placek z ust. — Poza tym to mój koń i znam go lepiej. Skoro mówię, że nie ucieknie, to nie ucieknie.
— Dobrze, skoro chcesz zostaw go luzem — zgodził się Thorin. — Ale jeśli jutro rano nie będziesz miała na czym jechać, to nie licz, że będziemy przeciążać konie – będziesz maszerować o własnych siłach.
Kobieta nie odpowiedziała, ale jej kpiące spojrzenie jednoznacznie miało oznajmić Thorinowi, że myli się co do całej sprawy.
Tymczasem Bilbo wciąż wpatrywał się w kobietę z niedowierzaniem, zapominając nawet o swojej kolacji, którą wciąż trzymał w dłoni.
Wpatrywał się w Marion, próbując znaleźć choć jedną zmarszczkę, choć jeden jaśniejszy włos, ale na próżno. Nic nie wskazywało na to, aby słowa szatynki dotyczące jej wieku były prawdziwe.
Marion miała gładką, jasną cerę; żywe zielone oczy i naturalnie pofalowane, ciemno-brązowe włosy do połowy szyi, które swoją drogą były nietypowe długością dla kobiety i Bilbo pierwszy raz widział tak krótkie włosy u płci przeciwnej, nie licząc oczywiście hobbitek.
Reszta krasnoludów również spoglądała na dziewczynę ukradkiem, całkiem zdziwiona. Nawet Thorin, choć nigdy by się do tego nie przyznał, spoglądał jednym okiem i starał się znaleźć jakieś potwierdzenie jej słów.
Marion natomiast niczym się nie przejmowała, leżąc, ze spokojem odrywała kolejne części placka, wkładając je sobie do ust i z całą przyjemnością spożywając.
— Siedemdziesiąt dziewięć... — mruknął hobbit z niedowierzaniem.
— Masz wątpliwości, drogi Bilbo? — Hobbit podskoczył lekko przestraszony, zapominając, że siedzi obok Gandalfa. — Czyżby wypadli ci z głowy przodkowie naszej Marion?
— Ach, racja... — przyznał Bilbo, intensywnie się nad tym zastanawiając. — Chcesz powiedzieć, że Marion jest nieśmiertelna?
— Może nie nieśmiertelna... — zgasił zapał hobbita czarodziej. — Ale jej życie jest znaczne wydłużone dzięki linii z rodu jej babki.
— Rozumiem — Baggins pokiwał głową, patrząc na kobietę.
Doprawdy ciekawy był przypadek z tej Marion. Bilbo dowiedział się zaledwie kilku rzeczy o kobiecie, ale czuł, że to dopiero wierzchołek góry, która skrywa jeszcze wiele tajemnic.
~●~
Marion siedziała razem z Gandalfem plecami do siebie. Oboje opierali się o siebie nawzajem, pełniąc wartę. Była późna noc, ale na niebie wciąż zalegały chmury i nie zanosiło się na żadne zmiany.
Oboje mieli wytężony słuch i wzrok, i choć ledwo dostrzegali nawet swoich śpiących towarzyszy, z uparciem wpatrywali się w ciemność, wypatrując zagrożenia.
Co chwilę dochodziło ich chrapanie Bombura. Wyglądało na to, że krasnoludy i hobbit spały głęboko, można było więc spokojnie porozmawiać.
— Odkryłaś coś na północy? — zapytał cicho Gandalf. Thorin dotąd trwający w półśnie, rozbudził się na dźwięk głosu czarodzieja i ani jednym gestem nie zdradzając, że nie śpi, zaczął przysłuchiwać się rozmowie.
— Nic nowego. Udało mi się znaleźć tego mężczyznę, ale nie miał tego, czego szukam.
Gandalf nie odpowiedział. Po chwili ciszy odezwała się kobieta.
— Dlaczego tak namawiałeś mnie, żebym przyłączyła się do kompanii? Z tego co zauważyłam nie jestem tu mile widziana.
— Jak to? — obruszył się czarodziej. — Pan Baggins bardzo cię polubił, moja droga. Z tego co zauważyłem Fili i Kili też pałają do ciebie sympatią, a reszta także niedługo przywyknie. Musisz ich zrozumieć, nie zwykli podróżować z kobietami i to tak dobrze obeszłymi w walce.
— Chciałeś powiedzieć, że nie zwykli podróżować z elfami.
— Nie, ty chciałaś to powiedzieć — zauważył czarodziej z pobłażliwym uśmiechem ginącym w ciemności.
— Zbyłeś mnie z tematu — oznajmiła Marion. — Dlaczego chciałeś, żebym dołączyła do kompanii?
Thorin wytężył słuch, nie chcąc przegapić ani słowa. Był ciekaw odpowiedzi Gandalfa.
— Wiesz, że martwię się o twoje bezpieczeństwo. To nierozsądne podróżować w pojedynkę przez tak niebezpieczne krainy...
— A tak naprawdę?
— Och, no wiesz ty co — oburzył się czarodziej. — Uważasz, że się o ciebie nie martwię?
— Gandalfie oboje dobrze wiemy, że jakoś bym sobie poradziła, jak zawsze — stwierdziła, a po chwili wahania dodała — Dziękuję za twoją troskę... ale przyznaj, że to nie jedyny powód dla którego tu jestem.
— Oczywiście, że nie jedyny! Drugim powodem są śpiące tu krasnoludy i hobbit. Uznałem, że potrzebują przewodnika.
— Dobrze wiem, że sam byłbyś w stanie przeprowadzić ich przez góry.
— Dawno tam nie byłem, nie pamiętam wszystkich ścieżek... — bronił się czarodziej. — Poza tym pozostaje jeszcze Mroczna Puszcza. Przyda im się wtedy kobiecy głos rozsądku.
— Głos rozsądnego czarodzieja nie wystarczy? — zapytała ironicznie. — Mam wrażenie, że kryje się za tym coś jeszcze.
— Chcę ci pomóc w twoich poszukiwaniach, to chyba oczywiste. Ganiasz za tymi rabusiami na drugi koniec świata...
— Wiesz, że muszę...
— Wiem. Dlatego ci pomagam.
Marion nie naciskała już na Gandalfa, choć czuła, że przyjaciel nie mówi jej wszystkiego. Wiedziała jednak, że kiedy czarodziej się na coś uprze, to nic z niego tego wyciągnie.
Thorin natomiast wciąż leżał zwrócony plecami do dwójki aktualnych wartowników i zastanawiał się nad usłyszaną rozmową. Nie miał pojęcia o co chodziło Gandalfowi, kiedy mówił, że Marion gania na złodziejami na drugi koniec świata, ani czego kobieta szukała. Dowiedział się natomiast z tej rozmowy, że to Gandalf nalegał na kobietę w sprawie dołączenia do kompanii i że z jej punktu widzenia podróżowała z nimi tylko dlatego, że szli w strony, w które chciała dotrzeć.
Nie wiedzieć czemu poczuł się urażony tym, że – jak to sobie wytłumaczył – kobieta była ich przewodnikiem nie dla ich korzyści, lecz dla własnej.
— Trzeba obudzić Bofura i Bilba, nasz czas warty się kończy — oznajmił czarodziej i Thorin usłyszał już tylko jak Gandalf i Marion wstają i budzą kolejnych wartowników.
Po tym nużony zmęczeniem i trudami podróży, zapadł znów w płytki, niespokojny sen.
Śnił o Samotnej Górze, która była tak daleko od nich. O wspaniałości dawnego Ereboru. I widział jak górę trawi ogień.
Wszystko trawił ogień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top