I. Niespodziewany gość.
*siedem miesięcy po Bitwie Pięciu Armii*
Słońce świeciło wysoko na niebie, obwieszczając południe i racząc wszystkich swoim ciepłem. Trawa była wyjątkowo zielona, a drzewa i krzewy wydawały wspaniałe owoce.
Wiatr dął lekko, poruszając żywo zielone liście i kolorowe płatki kwiatów.
Shire rozkwitało w oczach, jednak Bilbowi wydawało się nudniejsze niż kiedykolwiek.
Obowiązki dnia codziennego były monotonne, w porównaniu z niebezpieczenstwami i nieprzywidywalnością podróży.
Natomiast na wspomnienie wspaniałych i różnorodnych krain, które Baggins zobaczył na własne oczy, nawet wielkolorowe kwiaty wydawały się śmiesznie blade.
Przytulna norka i spiżarnia pełna jedzenia nie dawały mu już tyle radości, co kiedyś, a ciągłego spokoju miał aż nadto.
Oczywiście wracając z wyprawy musiał przebrnąć przez wiele problemów, bo niemal wszystkie rzeczy z jego norki zostały sprzedane na aukcji, po tym jak został uznany za zmarłego. Właściwie niewiele brakowało, a Bilbo zostałby bez domu!
Udało mu się jednak wszystko odzyskać i powoli doprowadzić do stanu poprzedniego.
Od tamtego czasu niezbyt wiele działo się w życiu hobbita. Oprócz rozsiewających się na jego temat plotek i krewnych (głównie Lobelii), którzy wpadali z wizytą (usprawiedliwiając się zamartwianiem o stan jego zdrowia, a tak naprawdę chcąc sprawdzić czy rzeczywiście miał całą skrzynię skarbów, jak mówiono) nic się teoretycznie nie zmieniło.
Dla Bilba zmieniło się jednak wszystko.
Często przesiadywał na tyłach swojego domku w bujnym ogrodzie, gdzie nikt nie mógł go dojrzeć i pykając w oryginalną fajkę, którą dostał od Gandalfa, wspominał swoje przygody, podczas gdy z fajki zamiast zwykłych obręczy dymu, wyfruwały w niebo dymne smoki, elfy i inne wspaniałe stworzenia.
Bilbo często wspominał wspaniałą podróż jaką odbył, zarówno jej dobre, jak i złe aspekty. Jednak, jako że o wiele lepiej wspominało się w towarzystwie niż w samotności, Bilbo zaczął opowiadać historie różnym hobbitom.
Czasem wybierał do tego tawernę Pod Zielonym Smokiem, znajdującą się Nad Wodą tuż przy Wielkim Gościńcu Wschodnim, a czasem po prostu zagadywał mieszkańców na targu czy w drodze do swojej norki.
Intencje miał słuszne, bo chciał zarazić ich swoją fascynacją i wnieść nieco przygody do ich monotonnego życia, tak, jak w jego przypadku zrobiła to pewna kompania.
Niestety hobbici nie byli obyci z przygodami, nawet jeśli jedynie o nich opowiadano (wystarczy przypomnieć sobie reakcję Bilba kiedy po raz pierwszy usłyszał o przygodzie) i o ile młodsi słuchacze chłonęli jego słowa z fascynacją, o tyle reszta społeczeństwa miała go raczej za wariata.
O tak, status Bagginsa jako porządnego hobbita w Bag End zaczął drastycznie spadać i o dziwo samego właściciela tego statusu niezbyt to obchodziło.
Zresztą, odkąd wrócił z wyprawy, Bilba obchodziło o wiele mniej rzeczy niż przed nią. Było ich naprawdę tylko kilka, lecz z całą pewnością wciąż można było zaliczyć do nich jego norkę. Fakt, że zastał ją niczym po napadzie bandytów kiedy wrócił, naprawdę mocno nadwyrężył jego nerwy.
Po tym incydencie bardzo długo chodził po sąsiadach, aby odzyskać swoje rzeczy i tłumaczył im, że wcale nie umarł. Nie wszyscy bowiem byli na tyle mili, by zwrócić mu jego własność, a wielu ze swoich rzeczy nawet po latach nie udało mu się odzyskać, jak opowiadał później Gandalfowi.
Większość jednak sprowadził i z powrotem poustawiał na swoich miejscach tam, gdzie stać powinny.
Ogólnie rzecz biorąc, życie Bilba zdecydowanie się zmieniło i chyba wszyscy mogli powiedzieć, że na lepsze (no, oprócz większości hobbitów, dla których była to raczej hańba i szaleństwo...).
Niestety oprócz dobrych wspomnień hobbit przywiózł ze sobą również te złe. I nie chodziło tu bynajmniej o ataki trolli, orków czy goblinów, z których wyszedł obronną ręką.
Tym, co dręczyło niziołka w chłodne wieczory, kiedy siedział przy rozgrzanym kominku był smutek po stracie.
Nie mógł zapomnieć Thorina Dębowej Tarczy oraz jego bratanka Filiego, którzy bohatersko oddali życie w obronie swojej ojczyzny.
Z początku mówił także o nich podczas opowiadania przygód, chcąc upamiętnić ich odwagę i honor, tak, jak robiły to krasnoludy, jednak po jakimś czasie przestał, bo wracanie do tych wydarzeń przynosiło mu zbyt wiele bólu.
Nie udawało mu się jednak przed nimi uciec, kiedy siedział sam wieczorami, wpatrzony w ogień. Myślał wtedy o martwych przyjaciołach i z nostalgią przypominał sobie wszystkie chwile spędzone z nimi. Zastanawiał się też, co porabia Marion, która opuszczała Erebor pełna rozpaczy.
Czy poradziła już sobie ze stratą? Do jakich wspaniałych krain zawitała i z jakimi niebezpieczeństwami musiała się zmierzyć? Czy była bezpieczna?
Podczas takich chwil, pełnych niepewności, smutku i tęsknoty hobbitowi często zdarzało się uronić kilka łez. Wtedy wolał, aby nikt nie zakłócał jego spokoju.
Dlatego zdenerwował się, kiedy siedział z kubkiem herbaty przy kominku, przeżywając właśnie jeden z takich momentów i usłyszał pukanie do drzwi.
Podskoczył w fotelu i odłożył kubek, z którego trochę gorącego płynu wylało się na jego spodnie.
Wstał, jakby zastanawiając się czy ruszyć do drzwi, ostatecznie jednak rzucił się na kolana, chowając się za fotelem, jakby to miało zapewnić mu spokój.
Pukanie jednak rozbrzmiało ponownie, a po chwili jeszcze raz.
Bilbo wściekł się nie na żarty. Tego już było za wiele! Lobelia posuwała się zdecydowanie za daleko, będąc tak namolną i nachodząc go nawet wieczorami!
Ruszył w stronę drzwi i przystanął w korytarzu, nie chcąc zbliżać się do okien.
Kiedy ktoś znów zapukał do drzwi, Bilbo zawołał:
— Proszę sobie pójść, nie jestem w humorze na wizyty!
— Czy dotyczy to również dawnych towarzyszy podróży? — odezwał się znajomy głos zza drzwi.
Bilba ogarnęło takie zdziwienie, iż przez chwilę nie mógł się ruszyć z miejsca. Język uwiązł mu w gardle, jednak kiedy w końcu dotarły do niego fakty, zawołał uradowany:
— Marion!
I podskoczył do drzwi, natychmiast je otwierając. Powitał kobietę z szerokim, wręcz dzikim uśmiechem, rumieńcami szczęścia na twarzy i błyszczącymi oczyma, jednak widok jaki zastał tak go zaskoczył, że z jego gardła ponownie wydobył się krzyk, tym razem pełen szoku:
— Marion!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top