Rozdział 2. Słodko-gorzki smak kawy
Kenzie
Kłamiąc straciłam Ciebie...
Ucieczka. Ciągle przed czymś uciekałam. Bo co innego mogłam zrobić? Goniła mnie przeszłość, więc się przed nią schowałam. Uciekałam tak długo, aż znalazłam się z Greasby.
Przechadzałam się po centrum tego miasta, choć ciężko było nazwać to centrum, bo jego powierzchnia była tak mała, że zapewne wszyscy się tu znali. Cóż, planowałam zacząć nowe życie jako nowa Kenzie, więc musiałam stać się tą, którą również każdy tu kojarzy. Miałam ochotę na herbatę, więc weszłam do pierwszego lokalu jaki rzucił mi się w oczy i od razu usłyszałam dzwonek sygnalizujący moje przybycie. Wystrój kawiarni był przytulny, czułam mocny zapach kawy i różnych wypieków. Kawiarnie często mają w ofercie również herbaty, więc stwierdziłam, że zapytam czy takową mają. Podeszłam do kasy, przy której stała ciemnowłosa dziewczyna.
— Cześć! — odezwała się. — Co mogę podać?
— Hej, Faith, tak? — Spojrzałam na plakietkę znajdującą się na jej fartuchu.
— Tak, miło mi. — Wyciągnęła do mnie dłoń a ja ją uścisnęłam. — Jeju, masz takie lśniące włosy! Moje nigdy tak nie błyszczą. Jakiego szamponu używasz?
Rozmawiałyśmy śmiało o przeróżnych tematach. O pielęgnacji włosów, kosmetykach, pogodzie w mieście, jednak spostrzegłam, że za mną rozciąga się spora kolejka.
— Chyba się trochę rozgadałyśmy. — Spojrzałam na Faith.
— Faktycznie, a ty wciąż nie złożyłaś zamówienia i mi się nie przedstawiłaś. — roześmiała się.
— Jestem Kenzie. — powiedziałam. — Macie może herbaty?
— Niestety, ale muszę cię zmartwić, mamy tylko różnego rodzaju kawy. — oznajmiła. — Ale może skusisz się na jakąś? Mamy ich tyle, że ciężko zliczyć! Latte, cappuccino, mocha... — Mówiła entuzjastycznie wymieniając więcej typów tej czarnej brei.
— Nie przepadam za kawą. — Przerwałam jej, kiedy zauważyłam, że już sama gubi się w tym co powiedziała, a czego nie.
— No to najwyższy czas to zmienić! — odparła. — Dziś tak mocno grzeje, że przyda ci się coś chłodzącego. Przygotuję ci zaraz nasz specjał idealny na takie dni!
Chciałam zaprzeczyć, ale spojrzałam się za siebie i dostrzegłam zniecierpliwione miny osób czekających na swoją kolej. Usiadłam więc przy stoliku i czekałam na napój, którego nawet nie zamówiłam. Cóż, zawsze byłam mało asertywna. Wiedziałam, że to źle, w końcu właśnie przez to musiałam uciec z rodzinnego miasta. Musiałam stać się bardziej stanowcza w swoich decyzjach i przekonaniach. Skoro miałam zmienić całkiem swój wizerunek, musiałam poćwiczyć też swoje słabości. Wyciągnęłam swój telefon, który zakupiłam tuż przed przyjazdem do Greasby. Poprzedni wyrzuciłam gdzieś po drodze, aby nikt nie mógł mnie namierzyć. Otworzyłam Instagrama i zaczęłam przeglądać posty znanych ludzi. Dobrze, że miałam kilka kont, bo wszystkie swoje media społecznościowe usunęłam. Tamta ja już nie istnieje. Jest tylko Kenzie Dickens.
Podniosłam głowę znad smartfona i zauważyłam siedzącą przede mną Faith. Na stoliku postawiła szklankę z piciem i uśmiechnęła się szeroko.
— Spróbuj. — Popchnęła kawę w moją stronę. — To mrożona kawa z gałką lodów śmietankowych i karmelem. Skoro nie lubisz kawy, to zapewne przez jej gorzki smak. To jest bardzo słodka wersja, więc liczę, że ci zasmakuje!
— Nie powinnaś wracać do klientów? — zapytałam.
— Powinnam. — Powiedziała wzruszając ramionam. — Ale polubiłam cię, Ken. Nie znam cię, ale myślę, że nieźle się dogadujemy. Na długo zostajesz w Greasby?
Ja też ją polubiłam. Poza tym potrzebowałam znajomych. Zostawiając poprzednie życie straciłam dawnych znajomych, więc zostałam sama. Chciałam nawiązać nowe znajomości, a Faith wydawała się całkiem fajna.
— Zapewne na długo. Wyjazd był trochę spontaniczny, ale podoba mi się tu. — Wzięłam łyk kawy i trochę się skrzywiłam, co nie umknęło uwadze dziewczyny.
— Nie smakuje ci, co?
— Nie, nie! Jest całkiem smaczne. Nigdy nie piłam czegoś takiego.
Nie za bardzo mi to smakowało, jednak nie chciałam sprawić przykrości Faith. Przy kolejnym łyku moje kubki smakowe przyzwyczaiły się do tego słodko-gorzkiego smaku.
— Serio? Ale super! No to od teraz jak będziesz tu przychodziła to spodziewaj się szklanki z mrożoną kawą.
I na co mi były te kłamstwa?
Nałożyłam na twarz lekki uśmiech, spojrzałam za tył dziewczyny i spostrzegłam, że kolejka klientów rozciąga się aż za drzwi lokalu. Poinformowałam ją, że muszę się zbierać, a ona powinna wracać do pracy.
— Czekaj! — Zawołała Faith, po czym wyciągnęła z kieszeni swój telefon i mi go podała. — Wpisz mi się. Zgadamy się jeszcze.
Chwyciłam urządzenie i wpisałam do kontaktów swój numer telefonu. Zadzwoniłam z jej komórki do siebie, by następnie zapisać numer dziewczyny w swoim. Pożegnałam się z nią i wyszłam z lokalu. Nie wiedziałam, czy wyjdzie z tego jakaś większa przyjaźń, jednak miałam taką nadzieję, bo naprawdę ją polubiłam. Była taka pogodna, miła i dużo mówiła, podczas gdy ja nie byłam aż tak rozmowna.
Zamierzałam jeszcze pochodzić po mieście i poznać teren, więc wyruszyłam w drogę. Sięgnęłam do swojego plecaka i wyjęłam mały aparat. Zaczęłam robić nim zdjęcia wszystkiego, co uważałam za godne do uwiecznienia. Drzewa, woda, stare budynki. Greasby wyglądało jak typowe spokojne miasteczko, a mnie się to podobało, gdyż potrzebowałam spokoju.
Po około godzinie dotarłam do niewielkiej plaży. W zasadzie był to jej mały odludny skrawek, ale mnie to odpowiadało. Usiadłam na piachu i patrzyłam na rosnące fale, które chwile później znikały przy piasku. Człowiek jest jak fala, do pewnego momentu rośnie, by następnie dopłynąć do brzegu. Chciałam dotrzeć do własnego brzegu, do miejsca gdzie czułabym się chciana i spełniona. Póki co nie czułam tego w Greasby. Byłam już w naprawdę wielu miejscach. W wielkich miastach czy wsiach i nigdzie nie zaznałam uczucia przynależności.
Nagle usłyszałam, że ktoś się zbliża, więc szybko wstałam i ukryłam się za krzakiem, by nie było mnie widać. To dziwna reakcja, ale naprawdę się zestresowałam, bo mógł to być ktoś niebezpieczny, a w pobliżu raczej nie było nikogo, kto ewentualnie przyszedłby mi z pomocą.
Zauważyłam, że osobą, która postanowiła wkroczyć na teren plaży był wysoki chłopak o ciemnobrązowych włosach. Usiadł prawie dokładnie w tym samym miejscu co ja, tylko trochę obok. Nie wyglądało na to, żeby w przeciągu chwili się ulotnił, a każdy mój ruch mógłby spowodować odkrycie kryjówki, więc czekało mnie długie siedzenie w krzaku, zanim szatyn nie postanowi sobie pójść. Był odwrócony, więc przyglądałam się jego plecom i spostrzegłam, że robi to samo co ja przed chwilą. Przyglądał się morzu i rozmyślał.
Siedział bez ruchu naprawdę długo. Nie wiedziałam, która jest godzina, bo nie wyjęłam od tamtej pory telefonu, jednak ścierpły mi nogi i ciężko było mi już ukrywać się w tak niewygodnej pozycji. Dlatego kiedy spostrzegłam, że chłopak wstaje i otrzepuje spodnie, wstałam tak, by wciąż być zasłonięta, ale dźwięk szelestu liści mnie zdradził, bo momentalnie nieznajomy odwrócił się w moją stronę.
Kurwa.
Nie widziałam sensu w dalszym chowaniu się, więc postanowiłam wyjść z zieleni i udawać, jakbym po prostu przechodziła obok. Byłam dobrą aktorką.
— Kim jesteś? — Dotarł do mnie niski głos.
Chyba przeceniłam swoje umiejętności aktorskie. No cóż, nie można mieć wszystkiego.
— Nie wiedziałam, że tu jesteś, wybacz. — Skłamałam, bo przecież przez ostatni czas wpatrywałam się w niego bez jego wiedzy.
— Kim jesteś? — ponowił pytanie.
No tak, w końcu tutaj każdy znał każdego, a mnie nawet nie kojarzył.
— Jestem Kenzie, a ty? — powiedziałam. — Dopiero co się tutaj wprowadziłam, przechadzałam się po okolicy i...
— A więc, Kenzie... — Wszedł mi w słowo — Możesz stąd wypierdalać.
Słucham?
Co on sobie myśli, że może kompletnie nieznajomą osobę tak po prostu potraktować jak gówno? Co to to nie. Musiałam stać się silną kobietą, która nie boi się byle zaczepek.
— Przepraszam? A co, to miejsce jest jakoś podpisane, że należy tylko i wyłącznie do Pana Wielce Gościnnego Dupka?
Ale mu dowaliłam.
— Jeśli powiem, że tak, pójdziesz sobie? — Odpowiedział wciąż pewny siebie, jednak ja pokręciłam przecząco głową.
Poczułam triumf kiedy bez słowa odszedł i zostawił mnie samą. Co za dupek! Za kogo on się uważał, za jakiegoś króla tego miasta? Właściciela tej plaży? No chyba nikim takim nie był, więc nie miał prawa mnie stąd wyrzucać. Całe szczęście nie dałam za wygraną.
Ponownie usiadłam na piasku, jednak nie na długo, bo było już ciemno, a ja musiałam wrócić do mieszkania. Kompletnie pustego mieszkania, w którym, mimo braku współlokatora, czułam się niechciana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top