54 - Nagini....zabij.
Gdy tak latałam nad Hogwartem, dziękując bogu za skrzydła zobaczyłam na zboczu zakazanego lasu Śmierciożerców i Voldemorta. Podleciałam do nich jak najszybciej. Wylądowałam przed nimi.
- Voldemort! Co ty robisz! – Wydarłam się na wujka
- wdrażam swój plan w życie. – Odpowiedział mi spokojnie.
- wiesz co? Jesteś... jesteś... po prostu brak mi słów! – Krzyknęłam – i wiesz co ci powiem? Nie jestem śmierciożercą – powiedziałam podwijając lewy rękaw, ukazując wujkowi czyste przedramię – nie udało ci się wypalić znaku. A teraz przepraszam, muszę iść zabezpieczyć swój dom. – Warknęłam i poleciałam z powrotem do zamku.
Kiedy wleciałam za kopułę Voldemort rozpoczął ostrzał. Niestety, zaklęcia nie wytrzymały długo i kopuła runęła wpuszczając Śmierciożerców na teren zamku. Zaczęłam szukać, czy w zamku pojawił się Draco, ale nie czułam go nigdzie. Musiał być jeszcze w Malfoy Manor. Wylądowałam na ziemi i ustawiłam się na pozycji. Śmierciożercy wlecieli na teren zamku. Zniszczyli mury, zaczęli zabijać. Starałam się ich powstrzymywać, ale nie potrafię się rozmnożyć, więc nie udało mi się wszystkich ochronić. Paru naiwniaków zaatakowało również mnie, ale przegrali. Walczyłam na pierwszym froncie cały czas próbując wyczuć Draco. Kiedy walczyłam z jednym z tych idiotów przygarniętych przez mojego wujka poczułam, dosłownie nagle, Dracona w lochach. Szybko pokonałam Śmierciożercę i przeniosłam się do chłopaka. Zastałam go tuż obok Zabiniego i Goyla. Biegli w stronę pokoju życzeń. Oczywiście pobiegłam z nimi. Weszliśmy do niego i spotkaliśmy tam, bo jakże by inaczej, golden trio!
- no proszę, co tu robisz, Potter? – Zapytał Draco. Na początku trochę się zdziwiłam, ale uświadomiłam sobie, że to jednak nic nowego.
- a ty? Co tu robisz?
- masz moją różdżkę, radzę ci ją oddać.
- a z tą coś nie tak? – Zapytał Harry jak gdyby nigdy nic.
- to różdżka matki. Dobra jest, ale nie zawsze się mnie słucha. Rozumiesz?
- nie wydałeś mnie. – Powiedział Potter – Bellatrix. Poznałeś mnie, ale nie wydałeś.
- dalej Draco. Kończ z nim – szepnął Goyl
- na Merlina! Przymknij się Goyl, bo zaraz cię czymś strzelę! – Warknęłam w stronę chłopaka. Nigdy nie sądziłam, że jest inteligentny, ale teraz to przewyższa wszystkich idiotów.
- expelliarmus! – Usłyszałam Hermionę
- Avada Kedavra! – Rzucił w jej stronę Goyl. No uduszę go kiedyś.
Padło jeszcze parę zaklęć, ale ja nadal stałam w miejscu i zastanawiałam się jak można być takim debilem. Widziałam jak Ron biegnie za Goylem, Zabinim i Draco. Po chwili jednak wrócił z krzykiem.
- uciekajcie! Uciekajcie! Goyl zwariował i wszystko pali!
Golden trio zaczęło biec w stronę wyjścia a ja rozwinęłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Co. Za. Debil. Szatańska pożoga!? W budynku?!
- Goyl! Ty niedorozwinięta umysłowo amebo! – Krzyknęłam widząc znajomych i Draco. Starałam się opanować ogień tak jak to zrobiłam kilka lat temu z Norą, ale nie mogłam tego ogarnąć. Za dużo było tego ognia. Widziałam jak zaczęli się wspinać na jedną z wierz śmieci. Zobaczyłam kilka mioteł. Wzięłam dwie – Draco! Miotła! – Krzyknęłam rzucając do chłopaka przedmiot. Drugą rzuciłam Blaise'owi. Goyl niestety wpadł w ogień. Wszyscy, prócz Goyla, bezpiecznie wylecieliśmy z pokoju życzeń. Harry zniszczył diadem Roweny Ravenclaw wrzucając go w ogień. Następnie drzwi się zamknęły. Podbiegłam do Draco i się do niego przytuliłam.
- Anita, twoje skrzydła! – Krzyknął Draco. Spojrzałam na skrzydła i zobaczyłam, że były lekko nadpalone.
- o nie... - szepnęłam i polałam je delikatnie wodą. Niestety, skrzydła chodź już się nie żarzyły, to pozostały nadpalone. – Już nie będą takie ładne... - zaśmiałam się. – Dobra, trzeba się ruszyć.
Wybiegłam razem z Draco i Zabinim z zamku, gdzie było prawdziwe pole bitwy. Walczyliśmy razem, we trójkę, aby na pewno nic nam się nie stało. Widziałam jak golden trio szło w stronę łodzi. Czyli tam musi się ukrywać wujek. Dalej walcząc starałam się skupić na myślach wujka. W końcu, po niedługiej chwili udało mi się znaleźć dwa słowa. „Zabić Severusa". Przerażona pobiegłam za golden trio. Ukryliśmy się przy wejściu do altany z łódkami (nie wiem jak to się nazywa poprawnie - dop. autorki) i słuchaliśmy, co dzieje się w środku.
- nie istnieje potężniejsza różdżka panie – powiedział Snape. – Dziś w nocy, gdy przyjdzie chłopak ona cię nie zawiedzie.
- jesteś mądry Severusie. Musisz to wiedzieć. Kto, jest jej prawdziwym właścicielem?
- ty, oczywiście, mój panie.
- czarna różdżka nie służy mi jak powinna, bo wiedz, że nie ja jestem jej prawowitym władcą. Czarna różdżka służy tylko temu, kto zabił jej poprzedniego właściciela. Ty, zabiłeś Dumbledore'a, Severusie.
Zasłoniłam sobie usta. Byłam pewna, że to nie Snape jest właścicielem różdżki, ale nie potrafiłam wyczuć, kto jest naprawdę. Po chwili usłyszałam jeszcze „Nagini, zabij" i Voldemort przeniósł się. Wbiegłam do pomieszczenia i łzy napłynęły mi do oczu. Na ziemi leżał Snape i ledwo żył. Ukucnęłam przy nauczycielu i zaczęłam opatrywać rany, ale powstrzymał mnie.
- daruj sobie Anito. Nie uratujesz mnie. Mój czas nadszedł. – Szepnął.
Ja w odpowiedzi kiwnęłam głową i odsunęłam się trochę dając łzom swobodę. Nie umiałam ich powstrzymywać. Profesor Snape nauczył mnie tak dużo, był prawie jak ojciec. Wspierał mnie, pomagał mi... a teraz musiał odejść. Do pomieszczenia weszli Harry, Ron i Hermiona. Harry za prośbą nauczyciela zabrał kilka łez profesora. Po chwili Snape już nie żył. Uklęknęłam na ziemi i przytuliłam się sama do siebie. Wiedziałam, że to nieodpowiedni moment na łzy, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Wstrzymywałam się za długo. Teraz po prostu klęczałam przy martwym profesorze i bezgłośnie płakałam. Nagle usłyszeliśmy głos Voldemorta. Miałam ochotę go zamordować.
- walczyliście dzielnie, lecz na próżno. Nie pragnę waszej śmierci. Każda kropla krwi czarodzieja, to olbrzymia strata. Rozkażę moim oddziałom, by się wycofały. Pod ich nieobecność zbierzcie i pochowajcie swoich zmarłych.
Później mówił coś jeszcze do Harry'ego, ale nie słuchałam. Miałam tego dość. Pożegnałam się ostatni raz z profesorem i wróciłam do zamku razem z golden trio. Przeszliśmy przez oczyszczony dziedziniec i weszliśmy do Wielkiej Sali gdzie wszyscy byli. Rozejrzałam się za Draco i zobaczyłam go przy jednym z kątów. Wpatrywał się we mnie. Podeszłam do niego i przytuliłam, dając upust kolejnej fali łez. On jedynie próbował mnie uspokoić. Byłam mu za to wdzięczna. Kiedy się już uspokoiłam rozejrzałam się po Sali i przyjrzałam się nieżyjącym. Tonks, prof. Lupin, Fred oraz wielu uczniów Hogwartu. Patrzyłam na to wszystko przerażona, zastanawiając się, jak to możliwe, że do tego dopuściłam. Na jednej z prycz zobaczyłam tę Krukonkę, która jako pierwsza mnie wezwała. Leżała martwa a obok niej prawdopodobnie jej przyjaciółki.
- nie... nie... nie! To nie tak miało być – załkałam. Poczułam, że Draco mnie przytula. Odsunęłam się od niego i złapałam za głowę – to nie tak miało być... - szepnęłam ponownie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top