53 - Wojna się zaczęła

Tydzień później dowiedziałam się, że Potter pojawił się w Hogwarcie. Powiedział mi to jeden z uczniów, gdy Snape zwołał wszystkich do Wielkiej Sali. Szybko przebrałam się w coś wygodnego, czyli: czarne legginsy, luźna zielona bluzka, czarna, asymetryczna ramoneska oraz czarne botki na obcasie. Włosy związałam w warkocz. Tym razem stanęłam z przodu, tuż obok nauczycieli. Patrzyłam na wszystko. Widziałam w oczach uczniów nadzieję, ale i strach.

- wielu z was zapewne się dziwi, po co was tu zebrałem, o tej porze. Dowiedziałem się, że dzisiejszego wieczoru Harry Potter pojawił się w Hogsmeade. – zaczął dyrektor – Jeżeli ktokolwiek z obecnych tu uczniów lub nauczycieli – powiedział patrząc na wszystkich przed sobą oraz na mnie, na co jedynie wzruszyłam ramionami – zapragnie wesprzeć pana Pottera, za to wykroczenie zostanie ukarany z największą surowością. A co więcej, jeśli ktoś posiada wiedzę o takich zdarzeniach i wiedzą tą się nie podzieli będzie uznany za równie winnego. – Zakończył – słucham, jeśli ktoś z tu obecnych wie coś na temat, gdzie to się teraz podziewa pan Potter niech łaskawie wystąpi z szeregu. Teraz.

Sala milczała. Nikt się nie ruszył, wszyscy milczeli. Nie wiem teraz czy to objaw głupoty, czy inteligencji. Jednak, po chwili z siódmego rzędu wystąpił ktoś. Nawet nie wiecie jak się zdziwiłam, gdy tym ktosiem okazał się Harry Potter, ubrany w szkolny mundurek. Teraz należy zadać sobie jedno pytanie. On jest mądry, czy jebnięty?

- zdaje się, że mimo zastosowania obronnych strategii jednak ma pan kłopot z ochroną panie dyrektorze. – Powiedział, a bardziej zakpił Harry – i to raczej dość poważny – dodał, gdy drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i weszli przez nie członkowie Zakonu. Nieźle Potter, nieźle. – Jak śmiałeś zająć jego miejsce. – Zapytał

- a podobno nie istnieją głupie pytania. – zaśmiałam się podchodząc do nich – pomyśl Harry, niektórzy z nas, nie mogą wyjechać nie wiadomo gdzie i robić nie wiadomo co, nie wiadomo kiedy. – Harry jednak mnie zignorował i dalej ciągnął swój monolog.

- powiedz im, co się tam stało. Powiedz, jak patrzyłeś mu w oczy. Temu, który ci ufał. A ty go zdradziłeś.

- Merlinie, ty nadal to rozpamiętujesz Harry? Nie przywrócisz Dumbledore'a! Pogódź się z tym! – Powiedziałam ostro, jednak znowu mnie zignorowano.

Snape wyciągnął różdżkę i wycelował ją w Harry'ego. Ja przybiłam sobie piątkę w czoło i odsunęłam się wraz z resztą uczniów. McGonagall zasłoniła Pottera wyciągając własną różdżkę. Snape zawahał się, ale nadal trzymał różdżkę wysoko uniesioną. Wszyscy się bali. Czułam to, ale nie mogłam nic zrobić. Dobijała mnie ta bezradność. Nauczycielka rzuciła w stronę Snape'a pierwsze zaklęcie, które bez problemu odbił, trochę się przy tym cofając. Następne, następne i następne, a jedyni, którzy ucierpieli to Carrow'owie. Miałam już tego powoli dość. Snape chyba też, bo w szybkim tempie uciekł przez okno. Wszyscy zaczęli się cieszyć, ale ja miałam jakieś dziwne przeczucia. I jak zwykle, moje przeczucia dość szybko się sprawdziły. Chwilę później na Sali rozniósł się krzyk dziewczyny, która stała w koncie i zakrywała uszy. Po chwili dołączyła do niej Padma Patil. Nagle usłyszałam głos wujka.

- wiem, że wielu z was podejmie walkę. Będzie sądzić, że ta walka jest słuszna. Jednak to szaleństwo. Wydajcie Harry'ego Pottera, a wtedy nikomu nie stanie się krzywda. Wydajcie Harry'ego Pottera, a oszczędzę mury Hogwartu. Wydajcie Harry'ego Pottera, a zostaniecie nagrodzeni. Macie godzinę.

Głos ucichł a na Sali zaczęły się szmery. Nagle olśniło mnie. Podeszłam do profesor McGonagall.

- poradzi sobie pani przez chwilę sama? - Zapytałam nauczycielki, na co ta kiwnęła głową.

Kiedy uzyskałam odpowiedź jak najszybciej wybiegłam z Wielkiej Sali. Wybiegłam przed zamek i przeniosłam się do Malfoy Manor. Wpadłam do domu jak burza i jeszcze szybciej weszłam po schodach. Wpadłam do pokoju Cassie gdzie zastałam Dracona próbującego uśpić córkę.

- Draco, Voldemort okupuje Hogwart. – Powiedziałam wyciągając jakąś torbę

- wiem. Co zrobimy z Cassie? Nie możemy jej zabrać na pole walki.

- zabiorę ją do twojej ciotki. Andromedy. Mam z nią dobry kontakt i z miłą chęcią zajmie się Cassie. - Powiedziałam pakując najpotrzebniejsze rzeczy córki do torby.

Założyłam pełną torbę na ramię i wzięłam córkę od Draco. Chciałam już wychodzić, ale zatrzymałam się przy drzwiach uświadamiając sobie coś.

- gdyby coś mi się stało... - Zaczęłam, ale urwałam, bo łzy napłynęły mi do oczu

- nic nam się nie stanie. – Powiedział pewnie Draco

- ale gdyby jednak, wiedz, że cię kocham - powiedziałam.

Uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy powiedziałam te dwa, ważne słowa.
Draco podszedł do mnie i pocałował. Strasznie tego potrzebowałam. Później przytulił mnie i Cassie.

- ja ciebie też. Idź już. Widzimy się w zamku.

Wybiegłam z domu tłumiąc łzy i przeniosłam się przed dom matki Tonks. Zapukałam do drzwi. Po niedługiej chwili otworzyła mi je Andromeda.

- coś się stało Anito?

- Voldemort zaatakował Hogwart. Muszę tam iść razem z Draco i nie mamy, z kim zostawić Cassie. Możesz się nią zaopiekować? Proszę. Wrócę po nią od razu, gdy to się skończy.

- oczywiście kochanie. Myślę, że Cassie polubi się z Teddie'm.

- Tonks też zostawiła dziecko? Gdybym wiedziała to znalazłabym... – Urwałam, bo kobieta mi przerwała.

- kochanie, to żaden problem. Ty idź ratować świat, a ja zajmę się twoją córką. W końcu to rodzina.

Przytuliłam Cassie, pocałowałam ją w czoło i oddałam w ręce jej cioci wraz z torbą.

- wrócę po ciebie kochanie - szepnęłam 

Przeniosłam się do Hogwartu, gdzie zaczynała się wojna. Rozwinęłam skrzydła i wzleciałam w powietrze, aby patrolować wszystko z góry. Chyba nikt się nie zdziwił na widok skrzydeł, bo w tych czasach wszystko jest możliwe. Pomogłam rzucić zaklęcia ochronne na zamek, umocniłam mury, zabezpieczyłam wszystkie sale i ustawiałam ludzi na stanowiskach. Strasznie się bałam. Nie wiedziałam, co wymyślił Voldemort, przez co czułam się bezradna. Nie mogłam zapobiec czemuś, czego nie znałam. To tak jakby kazać dwulatkowi prowadzić Mugolski samochód i kazać nie spowodować wypadku. Cały czas bałam się również o Draco i Cassie. Bałam się, że coś im się może stać, że mogą zginąć, a ja dowiem się o tym za późno. Gdy tak latałam nad Hogwartem, dziękując bogu za skrzydła zobaczyłam na zboczu zakazanego lasu Śmierciożerców i Voldemorta. Podleciałam do nich jak najszybciej. Wylądowałam przed nimi.


**********************

Jak wam minął sylwester? Bo mi fatalnie. Taka mgła była, że nic nie widziałam. Jeszcze teraz moja siostra się rozchorowała i rozstawia całą rodzinę po kontach. 

No, wspaniałe rozpoczęcie 2021 roku. Serio. 

Więc do zaczytania itp.

A! i zdrówka dla wszystkich. Bay

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top